Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas Życia I Czas Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas Życia I Czas Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Historia żołnierskiego losu młodego Niemca, który nieoczekiwanie, w czasie klęski armii niemieckiej, dostaje urlop. Przepełniony nadzieją udaje się do kraju, do rodzinnego miasta, by szukać wytchnienia od nędzy, głodu, zimna i wszechobecnej śmierci frontu rosyjskiego. Czeka go z jednej strony ogromne rozczarowanie – jest bowiem świadkiem upadku swojej ojczyzny, a z drugiej niespodziewane szczęście – przeżywa wielką miłość. Pełen wątpliwości wraca na front, gdzie rozstrzygnie się konflikt między winą a poświeceniem.

Czas Życia I Czas Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas Życia I Czas Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– No, więc idź już, Mario – powtarzał Henryk od czasu do czasu.

– Mogę zaczekać.

– Mały musi zjeść kolację.

– Jeszcze zdąży.

Znów milczeli przez jakiś czas.

– Pozdrów też Józefa – powiedział wreszcie Henryk.

– Tak, dobrze. Powtórzę mu.

Artylerzysta wypuścił potężny wiatr, westchnął głośno i natychmiast zasnął. Pociąg, jakby tylko na to czekał, ruszył powoli.

– No, to pozdrów wszystkich, Mario.

– Ty także, Henryku.

Pociąg toczył się szybciej. Maria biegła obok wagonu.

– Uważaj na małego!

– Tak, tak. A ty na siebie.

– Dobrze, dobrze!

Graeber widział pod oknem stroskaną twarz kobiety. Biegła, jakby szło o jej życie, aby jeszcze przez dziesięć sekund wpatrywać się w męża. A potem nagle spostrzegł Elżbietę. Stała za szopą dworcową. Z pociągu nie można jej było uprzednio dojrzeć. Wątpił tylko przez moment, zaraz jednak ujrzał jej twarz wyraźniej. Była tak bezgranicznie zrozpaczona, że wydawała się bez życia. Zerwał się i chwycił Henryka za kołnierz.

– Puść mnie do okna!

Zapomniał nagle o wszystkim. Nie rozumiał, dlaczego poszedł na dworzec sam. Nic już nie rozumiał. Musiał ją widzieć. Musiał wołać. Nie powiedział jej najważniejszej rzeczy.

Szarpał Henryka za kark. Ten nadal wychylał się przez okno wparty od zewnątrz łokciami w ramę okienną.

– Pozdrów też Lizę – krzyczał poprzez turkot.

– Puść mnie! Precz od okna! Moja żona tam stoi!

Graeber zarzucił Henrykowi ręce na ramiona i szarpnął. Henryk kopnął w tył i trafił Graeber a w goleń.

– I uważaj dobrze na wszystko! – krzyknął.

Kobiety nie było już słychać. Graeber kopnął Henryka w kolano i szarpnął za ramiona. Tamten nie ustępował. Wymachiwał jedną ręką, a łokciami i drugą ręką trzymał się okna. Pociąg zakręcał. Ponad głową Henryka widział Graeber Elżbietę. Bardzo już oddalona i bardzo mała, stała samotnie przed szopą. Pomachał ku niej ponad płową jak słoma, szczeciniastą głową Henryka. Może Elżbieta zobaczy jeszcze rękę; ale nie zobaczy już, kto macha. Nadleciała grupa domów i przysłoniła dworzec.

Henryk oderwał się powoli od okna.

– Ty przeklęty… – zaczął Graeber wściekle i urwał. Henryk odwrócił się. Grube łzy spływały mu po twarzy. Graeber opuścił rękę.

– Ach, gówno!

– Coś podobnego! – powiedział frajter.

XXV

Po dwóch dniach Graeber odnalazł swój pułk i zameldował się w kancelarii kompanii. Feldfebla nie było. Tylko pisarz siedział bezczynnie przy stole. Wieś leżała o sto dwadzieścia kilometrów na zachód od ostatnich pozycji, które znał Graeber.

– Jak tu jest? – spytał.

– Zasranie. Jak przeszedł urlop?

– Tak sobie. Gorąco tu było?

– Jeszcze jak! Sam widzisz, gdzie się teraz znajdujemy.

– Gdzie kompania?

– Jeden pluton kopie rowy. Drugi grzebie zabitych. Wrócą w południe.

– Dużo się zmieniło?

– Sam zobaczysz. Nie wiem, kto tu jeszcze był, kiedy odjeżdżałeś. Dostaliśmy sporo rekrutów. Dzieciaki. Padają jak muchy w zimie. Nie mają pojęcia o wojnie. Mamy nowego sierżanta-szefa. Stary nie żyje. Gruby Meinert.

– Był na linii?

– Nie. W latrynie go trzepnęło. Wyleciał w powietrze z całym kramem. – Pisarz ziewnął. – Sam zobaczysz, co się dzieje. Dlaczego nie postarałeś się w ojczyźnie dostać w tyłek małym, przyjemnym odłamkiem bomby?

– Tak – powiedział Graeber. – Właśnie. Najlepsze pomysły przychodzą do głowy, kiedy już jest za późno.

– Ja bym spokojnie wrócił o kilka dni później. Nikt by w tym bałaganie nie zauważył…

– To także wpada człowiekowi na myśl dopiero po powrocie.

Graeber szedł przez wieś. Podobna była do tej, w której ostatnio stacjonował. Wszystkie te wioski były do siebie podobne, wszystkie – jednakowo zniszczone. Różnica polegała jedynie na tym, że teraz znikł już prawie cały śnieg. Wszystko było mokre i zabłocone: buty zapadały głęboko, a ziemia trzymała je mocno, jakby chciała wciągnąć w głąb. Na głównej ulicy ułożono deski; chlupotały w wodzie, a gdy stąpnęło się na jeden koniec, drugi unosił się do góry, ociekając błotem.

Słońce świeciło i było dość ciepło. Graeberowi wydawało się, że jest tu znacznie cieplej niż w Niemczech. Nasłuchiwał odgłosów frontu. Silny ogień artyleryjski dudnił, nabrzmiewał i opadał. Graeber odszukał piwnicę, którą mu wskazał pisarz, i złożył swoje rzeczy na wolnym miejscu. Wściekał się, że nie przekroczył urlopu jeszcze o jeden lub dwa dni. Miał wrażenie, że naprawdę nikt go tutaj nie potrzebuje. Znów wyszedł na dwór. Za wsią wykopano rowy strzeleckie; wypełniała je teraz woda, a ściany pozapadały się. W kilku miejscach zbudowano małe bunkry betonowe. W wilgotnym krajobrazie wznosiły się jak nagrobki.

Graeber zawrócił. Na głównej ulicy spostrzegł dowódcę kompanii; Rahe balansował na deskach jak bocian w rogowych okularach. Graeber zameldował się u niego.

– Mieliście szczęście – powiedział Rahe. – Zaraz po waszym odjeździe wstrzymano urlopy. – Spojrzał na Graebera jasnymi oczami. – Opłaciło się?

– Tak – odparł Graeber.

– To dobrze. Całkiem ugrzęźliśmy tu w błocie. To są tymczasowe stanowiska. Cofniemy się prawdopodobnie na rezerwowe pozycje, które teraz zbudowano. Widzieliście je? Musieliście tamtędy przejeżdżać.

– Nie, nie widziałem.

– Nie?

– Nie, panie poruczniku.

– Znajdują się mniej więcej o czterdzieści kilometrów stąd.

– Chyba minęliśmy je w nocy. Cały czas spałem.

– To możliwe. – Rahe znów popatrzył badawczo na Graebera, jakby chciał go jeszcze o coś spytać. Potem dodał: – Dowódca waszego plutonu, podporucznik Muller, został zabity. Macie teraz podporucznika Massa.

– Tak jest.

Rahe grzebał laską w mokrej glinie.

– Póki to błoto nie obeschnie, ciężko będzie Rosjanom posuwać się naprzód z artylerią i czołgami. Daje nam to czas na przegrupowanie. Wszystko ma swoje dobre i złe strony, prawda? Dobrze, że wróciliście, Graeber. Potrzeba nam starych żołnierzy, aby przeszkolić trochę młode rezerwy. – Nadal grzebał w glinie. – Jak było w domu?

– Podobnie jak tutaj. Częste naloty.

– Doprawdy? Tak źle?

– Nie wiem, jak źle w porównaniu do innych miast. Ale co kilka dni był przynajmniej jeden nalot.

Rahe spojrzał na Graebera, jakby oczekiwał, że ten jeszcze coś powie. Ale Graeber milczał.

W południe wrócili inni.

– Nasz urlopnik! – powiedział Immermann. – Chłopie, po co wróciłeś do tego gówna? Dlaczego nie zdezerterowałeś?

– Dokąd? – spytał Graeber.

Immermann podrapał się w głowę.

– Do Szwajcarii – powiedział wreszcie.

– O tym nie pomyślałem, ty cwaniaku. A przecież do Szwajcarii odchodzą codziennie specjalne luksusowe pociągi dla dezerterów. Na dachach mają wymalowany czerwony krzyż i nie są bombardowane. A wzdłuż całej granicy szwajcarskiej stoją bramy triumfalne z napisem “Witajcie!" Masz jeszcze jakieś pomysły, ty bałwanie? I odkąd to pozwalasz sobie mówić w ten sposób?

– Zawsze sobie pozwalałem. Tylko zapomniałeś o tym w ojczyźnie, gdzie wszyscy mówią szeptem. Cofamy się, bracie, uciekamy niemal. Co sto kilometrów ton się zmienia, staje się swobodniejszy.

Immermann zaczął czyścić mundur z błota.

– Muller zabity – powiedział. – Meinecke i Schróder w lazarecie. Mucke dostał postrzał w brzuch. Podobno wykitował w Warszawie. Kto tu jeszcze był ze starych? Ach, prawda, Berning – stracił prawą nogę. Wykrwawił się.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x