Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas Życia I Czas Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas Życia I Czas Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Historia żołnierskiego losu młodego Niemca, który nieoczekiwanie, w czasie klęski armii niemieckiej, dostaje urlop. Przepełniony nadzieją udaje się do kraju, do rodzinnego miasta, by szukać wytchnienia od nędzy, głodu, zimna i wszechobecnej śmierci frontu rosyjskiego. Czeka go z jednej strony ogromne rozczarowanie – jest bowiem świadkiem upadku swojej ojczyzny, a z drugiej niespodziewane szczęście – przeżywa wielką miłość. Pełen wątpliwości wraca na front, gdzie rozstrzygnie się konflikt między winą a poświeceniem.

Czas Życia I Czas Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas Życia I Czas Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

“To prawda – pomyślał Graeber. – Elżbieta i Józef, i Pohlmann mają takie samo prawo; byłbym osłem, gdybym z tego nie skorzystał. Alfonsowi już i tak nic nie zaszkodzi ani nie pomoże". Dopiero później, gdy oddalił się od ruin domu, przyszło mu na myśl, iż właściwie przypadkowi jedynie zawdzięcza, że nie mieszkał u Alfonsa i nie został z nim pogrzebany.

Otworzył mu Józef.

– Ależ szybko! – powiedział Graeber.

– Widziałem pana – Józef wskazał mały otwór w drzwiach. – Niedawno go wyborowałem. Bardzo praktyczne.

Graeber położył paczkę na stole.

– Byłem w kościele Św. Katarzyny. Zakrystian powiedział, że możemy tam przenocować. Dziękuję panu za radę.

– Czy mówił pan z młodym zakrystianem?

– Nie, ze starym.

– Stary jest dobry. Przez tydzień pozwolił mi mieszkać w kościele w przebraniu swego pomocnika. Potem przeprowadzono nagłą rewizję. Ukryłem się w organach i w ten sposób ocalałem. Zadenuncjował mnie młody zakrystian. To antysemita; religijny antysemita. Coś takiego również istnieje. Ponieważ przed dwoma tysiącami lat zabiliśmy Chrystusa.

Graeber otworzył paczkę, potem wyjął z kieszeni puszki sardynek i śledzi. Józef przyglądał się temu spokojnie. Twarz jego nie zmieniła wyrazu.

– Istny skarb – powiedział.

– Podzielimy się.

– Ma pan aż tyle?

– Jak pan widzi. Odziedziczyłem to po pewnym kreisleiterze. Czy to panu robi jakąś różnicę?

– Wprost przeciwnie, dodaje swoistego pieprzyku. Tak dobrze zna pan kreisleiterów, że dostaje pan od nich podobne prezenty?

– Tak, tego dobrze znałem. Był człowiekiem nieszkodliwym i dobrodusznym.

Józef nic nie odpowiedział.

– Nie wierzy pan, że można być człowiekiem dobrodusznym i kreisleiterem równocześnie?

– A pan wierzy?

– To może się zdarzyć. Jeśli ktoś jest pozbawiony charakteru albo tchórzliwy lub słaby i tylko dlatego współpracuje.

– Czy w ten sposób zostaje się kreisleiterem?

– I to jest możliwe.

– Dziwne – powiedział Józef z uśmiechem – na ogół uważa się, że morderca musi być zawsze i wszędzie mordercą – niczym więcej. A wystarczy przecież, jeśli będzie nim tylko od czasu do czasu i tylko w małej cząstce swej istoty, aby spowodował straszliwe nieszczęścia. Prawda?

– Tak – odparł Graeber. – Hiena zawsze pozostanie hieną. Człowiek jest bardziej skomplikowany.

Józef skinął głową.

– Bywają komendanci obozów koncentracyjnych posiadający poczucie humoru i esesowscy strażnicy, którzy w swoim gronie są dobroduszni i koleżeńscy. Bywają też zwolennicy obozów, którzy dostrzegają w nich tak zwane dobre strony, a nie zwracają uwagi na okropności lub też traktują je jako przejściową jedynie i twardą konieczność. Ludzie o elastycznym sumieniu.

– I ci, którzy się boją.

– I ci, którzy się boją – przyświadczył Józef grzecznie.

Graeber milczał.

– Chciałbym panu pomóc – powiedział wreszcie.

– Niewiele można zrobić. Jestem samotny. Albo mnie złapią, albo przeżyję. – Józef mówił tak obojętnie, jakby chodziło o kogoś obcego.

– Nie ma pan krewnych?

– Miałem. Brata, dwie siostry, ojca, żonę i dziecko. Nie żyją. Dwoje zatłuczono na śmierć, jeden zmarł śmiercią naturalną, reszta zginęła w komorze gazowej.

– W obozie koncentracyjnym?

– W obozie koncentracyjnym – powiedział Józef grzecznie i zimno. – Istnieją tam doskonałe urządzenia.

– A pan zdołał się wydostać?

– Tak, zdołałem się wydostać. Graeber spojrzał na Józefa.

– Jakże pan musi nas nienawidzić!

Józef wzruszył ramionami.

– Nienawidzić! Któż sobie może pozwolić na taki luksus! Nienawiść czyni człowieka nieostrożnym.

Graeber popatrzył na okno, za którym piętrzył się gruz zwalonego domu. Słabe światło małej lampki zdawało się przygasać. Łyskało na globusie, który Pohlmann odsunął w kąt pokoju.

– Pan idzie z powrotem na front? – spytał Józef uprzedzająco grzecznie.

– Tak, walczyć o to, by zbrodniarze, którzy pana prześladują, jeszcze jakiś czas pozostali u władzy. Może właśnie dostatecznie długo, aby mogli pana złapać i powiesić.

Józef skinął głową potakująco i milczał.

– Wracam, bo w przeciwnym razie rozstrzelano by mnie – ciągnął Graeber.

Józef nie odpowiedział.

– Wracam, bo gdybym zdezerterował, aresztowano by moich rodziców i żonę, wysłano ich do obozu lub zamordowano.

Józef milczał.

– Wracam i wiem, że moje argumenty nie są żadnymi argumentami, a jednak są argumentami milionów ludzi. Jakże pan musi nami gardzić!

– Niech pan nie będzie taki zarozumiały – powiedział Józef cicho.

Graeber wpatrywał się w niego zdumiony. Nie rozumiał.

– Kto tu mówi o pogardzie? – ciągnął Józef. – Dlaczego to dla pana takie ważne? Czy ja pogardzam Pohlmannem? Czy gardzę ludźmi, którzy mnie ukrywają, choć co noc ryzykują własne życie? Czy żyłbym jeszcze, gdyby nie oni? Jaki pan naiwny!

Nagle uśmiechnął się znowu. Był to upiorny uśmiech, który przemknął mu po twarzy nie mając z nią nic wspólnego.

– Odbiegamy od tematu. Nie należy za dużo mówić ani rozmyślać. Jeszcze nie teraz – to osłabia. Nie należy też wspominać. Za wcześnie na to wszystko. W niebezpieczeństwie należy myśleć tylko o tym, w jaki sposób się ratować. – Wskazał na konserwy. – Te rzeczy pomagają. Wezmę je, dziękuję.

Ustawił puszki z tyłu za książkami. Robił to dziwnie niezręcznie. Graeber spostrzegł, że końce palców ma okaleczone i pozbawione paznokci. Józef zauważył jego spojrzenie.

– Mała pamiątka po obozie. Niedzielna rozrywka pewnego scharfuhrera. Nazywał to zapalaniem świeczek choinkowych. Ostro zastrugane zapałki. Wolałbym, żeby zrobił to z palcami u nóg. Mniej by było widoczne. A tak – łatwo mnie rozpoznać. Nie wszędzie przecież można nosić rękawiczki.

Graeber wstał.

– Czyby to panu pomogło, gdybym dał panu mój stary mundur i książeczkę wojskową? Można by zmienić w niej, co potrzeba. Ja bym powiedział, że się spaliła.

– Nie, dziękuję. Na najbliższy okres stanę się Rumunem. Pohlmann to wymyślił i zorganizował. W takich sprawach jest bardzo zręczny. Nie wygląda na to, prawda? Będę Rumunem, członkiem Żelaznej Gwardii, przyjacielem partii. Podobny jestem do Rumuna. I moje obrażenia łatwiej można będzie w ten sposób wytłumaczyć. Spowodowane przez komunistów. Chce pan od razu zabrać swoją pościel i walizki?

Graeber zrozumiał, że Józef pragnie się go pozbyć.

– Pan tu jeszcze zostaje? – spytał.

– Bo co?

Graeber podsunął w jego stronę swoją część konserw.

– Mogę dostać więcej. Pójdę po drugą porcję.

– Już i tego jest za wiele. Nie wolno mi obarczać się dużym bagażem. Muszę iść. Nie mogę dłużej czekać.

– Papierosy! Zapomniałem o papierosach. Pełno ich tam. Pójdę i przyniosę.

Twarz Józefa zmieniła się, złagodniała. Znikł z niej wyraz napięcia.

– Papierosy – powiedział, jakby mówił o przyjacielu. – To co innego. One są ważniejsze od jedzenia. Na nie, oczywiście, zaczekam.

XXII

Sporo osób czekało już w krużganku kościoła Św. Katarzyny. Wszyscy niemal siedzieli na walizkach lub koszach, otoczeni węzełkami i pakunkami. Większość stanowiły kobiety i dzieci. Graeber przyłączył się do nich ze swoimi walizkami i tłumokiem z pościelą. Obok niego siedziała jakaś stara kobieta o końskiej twarzy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x