Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas Życia I Czas Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas Życia I Czas Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Historia żołnierskiego losu młodego Niemca, który nieoczekiwanie, w czasie klęski armii niemieckiej, dostaje urlop. Przepełniony nadzieją udaje się do kraju, do rodzinnego miasta, by szukać wytchnienia od nędzy, głodu, zimna i wszechobecnej śmierci frontu rosyjskiego. Czeka go z jednej strony ogromne rozczarowanie – jest bowiem świadkiem upadku swojej ojczyzny, a z drugiej niespodziewane szczęście – przeżywa wielką miłość. Pełen wątpliwości wraca na front, gdzie rozstrzygnie się konflikt między winą a poświeceniem.

Czas Życia I Czas Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas Życia I Czas Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Ja również – odparł Graeber.

Józef był dobrze poinformowany. Zakrystian kościoła Św. Katarzyny brał rzeczy na przechowanie. Graeber zostawił tam swój tornister. Następnie poszedł do urzędu kwaterunkowego; przeniesiono go i ulokowano teraz w gabinecie przyrodniczym jakiejś szkoły. Stały tu jeszcze stojaki z mapami i oszklona szafa z preparatami w spirytusie. Kilka słoików wykorzystała urzędniczka jako przyciski do akt. Były w nich żmije, jaszczurki i żaby. Prócz tego była tu jeszcze wiewiórka o szklanych oczach, trzymająca orzeszek między łapkami. Urzędniczka, uprzejma siwowłosa kobieta, powiedziała:

– Wciągnę pańskie nazwisko na listę osób poszukujących mieszkania. Czy ma pan jakiś stały adres?

– Nie.

– W takim razie proszę przy sposobności znów tu wstąpić.

– Czy to ma jakiś sens?

– Najmniejszego. Przed panem jest sześć tysięcy zgłoszeń. Niech pan raczej sam postara się coś znaleźć.

Wrócił na Jahnplatz i zapukał do drzwi Pohlmanna. Nikt nie odpowiedział. Przeczekał chwilę, po czym poszedł na Marienstrasse, aby sprawdzić, co tam pozostało.

Dom Elżbiety wypalił się aż do parteru, gdzie mieszkał dozorca. Widać, że była tu straż pożarna. Zewsząd ściekała jeszcze woda. Z mieszkania Elżbiety nie pozostało już nic. Zniknął także fotel, który stał na ulicy. W rynsztoku poniewierała się para rękawiczek, to wszystko. Za firankami mieszkania na parterze dostrzegł Graeber dozorcę. Przypomniał sobie, że obiecał mu cygara. Wydawało się to bardzo odległe i już niepotrzebne; chociaż nigdy nie wiadomo. Postanowił pójść do Alfonsa i wziąć kilka. Zresztą, i tak potrzebował czegoś na kolację.

Tylko ten jeden dom został trafiony, nic więcej. Ogrody tonęły w porannym świetle, brzozy kołysały się na wietrze, lśniły złociste żonkile, a pierwsze drzewa kwitły, jakby pokryła je chmara białych i różowych motyli; tylko dom Bindinga stanowił bezładną kupę gruzów zawieszonych nad lejem w ogrodzie, na dnie którego w płytkiej wodzie odbijało się niebo. Graeber stał przez chwilę, patrzył i nie dowierzał własnym oczom. Nie wiadomo dlaczego przekonany był zawsze, że Alfonsowi nic nie może się stać. Powoli podszedł bliżej. Basenik dla ptaków zrzucony był z podstawy i strzaskany. Drzwi wejściowe zwieszały się między krzakami bzu. Rogi jelenie, rozrzucone na trawniku, robiły wrażenie, jakby pogrzebane tu były zwierzęta. Wysoko na drzewach zawisł dywan niby lśniąca chorągiew jakiegoś barbarzyńskiego zdobywcy. Butelka koniaku “Napoleon", stojąca prosto i równo na kwietniku, wyglądała jak ciemna tykwa, która w ciągu nocy tam wyrosła. Graeber podniósł ją, obejrzał i schował do kieszeni. “Piwnica prawdopodobnie wytrzymała – pomyślał – i Alfons został odkopany". Przeszedł na tyły domu. Wejście kuchenne ocalało. Otworzył drzwi. W środku coś się poruszyło.

– Pani Kleinert? – spytał.

Odpowiedział mu głośny szloch. Kobieta podniosła się i wyszła na dwór z na poły zawalonej kuchni.

– Biedny pan! Był taki dobry!

– Co mu się stało? Raniony?

– Nie żyje. Zabity, panie Graeber. A przecież tak bardzo kochał życie!

– Nie żyje?

– Tak. Nie można tego pojąć, prawda?

Graeber skinął głową. Śmierci nigdy nie można pojąć, nawet jeśli się widzi ją tak często.

– Jak to się stało? – spytał.

– Zszedł do piwnicy. Ale piwnica nie wytrzymała.

– Była zbyt słaba na ciężkie bomby. Dlaczego nie poszedł do schronu na Seidelplatz? To przecież kilka minut stąd.

– Myślał, że nic się nie stanie. A poza tym… – pani Kleinert zawahała się. – Była tu pewna pani.

– Co? Już w południe?

– Jeszcze wciąż tu była. Od ubiegłego wieczoru. Wysoka blondynka. Pan kreisleiter lubił wysokie blondynki. Właśnie podawałam im do stołu kurę, gdy rozpoczął się nalot.

– Czy ta pani też została zabita?

– Tak. Oni nawet nie byli jeszcze ubrani, pan Binding był w piżamie, a ta pani w cienkim jedwabnym szlafroku. Tak ich znaleziono. Nic już na to nie mogłam poradzić. Że też przytrafiło mu się to w piżamie, a nie w mundurze!

– Nie wiem, czy tak nie było dla niego lepiej, jeśli już miał umrzeć – powiedział Graeber. – To się stało po obiedzie?

– Tak. Po bardzo sutym. Z winem i jego ulubionym deserem, szarlotką z kremem.

– No, widzi pani, pani Kleinert. Więc to była cudowna śmierć. Ja też chciałbym tak umrzeć, gdy nadejdzie mój czas. Z tego powodu doprawdy nie powinna pani płakać.

– Ale za wcześnie go to spotkało.

– Sądzę, że zawsze jest za wcześnie. Nawet jeśli się ma dziewięćdziesiąt lat. Kiedy będzie pogrzeb?

– Pojutrze o dziewiątej. Już jest w trumnie. Chce go pan zobaczyć?

– Gdzie leży?

– Tutaj. W piwnicy z zapasami, bo tam chłodno. Trumnę już zamknięto. Ta część domu nie jest tak uszkodzona. Tylko front został zupełnie zniszczony.

Przez kuchnię przeszli do piwnicy. Skorupy zmieciono do kąta na kupkę. Czuć było rozlanym winem i konfiturami. Pośrodku, na ziemi, stała brązowa trumna. Wokół, na półkach, widać było poprzewracane i porozrzucane słoje z kompotami i konserwami.

– Skąd pani tak szybko zdobyła trumnę? – spytał Graeber.

– Partia się o nią wystarała.

– Czy wyprowadzenie zwłok nastąpi stąd?

– Tak. Pojutrze o dziewiątej.

– Przyjdę.

– Nasz pan na pewno się ucieszy.

Graeber spojrzał na panią Kleinert.

– W zaświatach – dodała. – Zawsze pana bardzo cenił.

– Właściwie dlaczego?

– Mówił, że pan jest jedynym, który nigdy nic od niego nie chciał. I dlatego, że pan przez cały czas był na froncie.

Graeber stał chwilę przed trumną. Czuł tylko jakiś niejasny żal i wstydził się wobec tej płaczącej kobiety, że nic więcej nie odczuwa.

– Co pani teraz zrobi z tym wszystkim? – zapytał obrzucając wzrokiem półki.

Pani Kleinert ożywiła się.

– Niech pan weźmie, ile pan potrzebuje, panie Graeber. Potem wszystko i tak przejdzie w obce ręce.

– Niech pani to zatrzyma dla siebie. Przecież większość konserw sama pani zrobiła.

– Dla siebie odstawiłam już coś niecoś. Tak dużo nie potrzebuję. Niech pan weźmie, co pan chce, panie Graeber. Ci z partii, którzy tu byli, i tak już wybałuszali ślepia. Lepiej, żeby za dużo nie znaleźli. Bo jeszcze pomyślą, że pan kreisleiter gromadził zapasy.

– Tak to wygląda.

– No właśnie. Kiedy tamci znów przyjdą, wszystko wpadnie w obce ręce. A pan był przecież prawdziwym przyjacielem pana Bindinga. Panu na pewno użyczyłby więcej niż innym.

– Czy on nie ma rodziny?

– Ma ojca. Ale pan wie, jak oni ze sobą żyli. Dla niego i tak dosyć zostanie. W drugiej piwnicy ocalało jeszcze trochę butelek. Niech pan weźmie, co pan potrzebuje.

Pobiegła wzdłuż półek wybierając puszki. Ustawiła je na trumnie i chciała iść po następne, zorientowała się jednak, zdjęła wszystko z trumny i zaniosła do kuchni.

– Chwileczkę, pani Kleinert – powiedział Graeber. – Jeśli już mam coś brać, to wybierajmy rozsądnie. – Popatrzył na puszki. – Na przykład holenderskich szparagów nie potrzeba. Sardynki w oliwie mogą zostać, zawekowana golonka również.

– Słusznie. Już zupełnie straciłam głowę.

Ustawiła cały stos na krześle w kuchni.

– O wiele za dużo – powiedział Graeber. – Jak się z tym wszystkim zabiorę?

– Niech pan przyjdzie dwa lub trzy razy. Dlaczego ma to wpaść w obce ręce, panie Graeber? Pan jest żołnierzem, ma pan więc do tego większe prawo niż ci hitlerowcy, którzy siedzą tutaj na ciepłych posadkach!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x