Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas Życia I Czas Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas Życia I Czas Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Historia żołnierskiego losu młodego Niemca, który nieoczekiwanie, w czasie klęski armii niemieckiej, dostaje urlop. Przepełniony nadzieją udaje się do kraju, do rodzinnego miasta, by szukać wytchnienia od nędzy, głodu, zimna i wszechobecnej śmierci frontu rosyjskiego. Czeka go z jednej strony ogromne rozczarowanie – jest bowiem świadkiem upadku swojej ojczyzny, a z drugiej niespodziewane szczęście – przeżywa wielką miłość. Pełen wątpliwości wraca na front, gdzie rozstrzygnie się konflikt między winą a poświeceniem.

Czas Życia I Czas Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas Życia I Czas Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Pochodnie – powiedział ktoś stojący obok Graebera. – Nie można ich uratować. Spalą się żywcem. Opryskało ich to przeklęte świństwo z bomb zapalających; przepala wszystko – skórę, mięso i kości.

– Dlaczego nie można ich ratować?

– Dla każdego trzeba by mieć osobną gaśnicę, a i to nie wiem, czyby pomogło. To diabelstwo przeżera wszystko. Ach, te krzyki!

– Jeżeli nie można ich ratować, powinno się ich natychmiast zastrzelić.

– Strzelaj, a powieszą cię jako mordercę! I spróbuj trafić, kiedy latają w koło jak szaleni! Właśnie całe nieszczęście w tym, że tak pędzą! To dopiero czyni z nich pochodnie. Wiatr, rozumiesz! Biegają i to powoduje wiatr, a wiatr podsyca ogień i w mig stoją w płomieniach.

Graeber spojrzał na mężczyznę. Spod hełmu widać było głęboko osadzone oczy i usta, w których brakowało wielu zębów.

– Sądzisz, że powinni stać spokojnie?

– Teoretycznie byłoby lepiej. Stać albo próbować zdusić płomienie kocami lub czymś podobnym. Ale kto ma od razu koce pod ręką? Albo myśli o tym? I kto będzie spokojnie stał, kiedy płonie?

– Nikt. Czym właściwie jesteś? Z obrony przeciwlotniczej?

– Ale skąd! Należę do brygady pogrzebowej. Rannych ma się rozumieć, też zabieramy, jeśli znajdziemy. Już jedzie nasz wóz. Nareszcie.

Graeber spostrzegł nadjeżdżający między ruinami wóz zaprzężony w siwka.

– Zaczekaj, Gustaw! – zawołał mężczyzna, z którym Graeber rozmawiał. – Tutaj się nie przedostaniesz. Musimy ich przenieść. Masz nosze?

– Dwie pary.

Graeber poszedł z nim. Za murem ujrzał trupy.

“Jak w rzeźni – pomyślał. – Nie, nie jak w rzeźni; rzeźnia jest porządniejsza, zwierzęta są poćwiartowane według przepisów, wykrwawione i wypatroszone". Tutaj zwłoki były rozdarte, zmiażdżone, poszarpane, spalone i upieczone. Wisiały na nich jeszcze strzępki ubrań: rękaw wełnianego swetra, spódnica w grochy, pojedyncza nogawka z brązowego welwetu, biustonosz, w którym tkwiły czarne krwawe piersi. Z boku leżały martwe dzieci, jedno na drugim. Trafione zostały w piwnicy, która nie była dostatecznie umocniona. Ręce, stopy, zmiażdżone głowy z resztkami włosów, wykręcone nogi; a między nimi – teczka szkolna, koszyk z martwym kotem, bardzo blady chłopiec, biały jak albinos, martwy, choć bez rany, rozciągnięty, jakby jeszcze nie miał duszy i czekał, żeby go ożywiono, a przed nim zwłoki czarne, spalone niezbyt głęboko, ale równomiernie, prócz jednej nogi, czerwonej i pokrytej pęcherzami. Nie można już było rozpoznać, czy to mężczyzna, czy kobieta; narządy płciowe i piersi były zwęglone. Złoty pierścionek błyszczał jasno na czarnym pokurczonym palcu.

– Oczy – powiedział ktoś. – Pomyśleć, że oczy też się palą!

Zwłoki załadowano.

– Linda – zawodziła jakaś kobieta idąca za noszami. – Linda! Linda!

Zaświeciło słońce. Wilgotne od deszczu ulice błyszczały. Ocalałe drzewa połyskiwały, mokre i jasnozielone. Po deszczu światło było świeże i mocne.

– Tego się nigdy nie przebaczy! – zawołał ktoś za Graeberem.

Odwrócił się. Kobieta w czerwonym, kokieteryjnym kapelusiku wpatrywała się w dzieci.

– Nigdy! – powtórzyła. – Nigdy! Ani w tym, ani w przyszłym życiu!

Nadszedł patrol.

– Rozejść się! Nie zatrzymywać się! Jazda, rozejść się! Naprzód!

Graeber szedł dalej.

“Czego się nie przebaczy? – pomyślał. – Po tej wojnie będzie straszliwie dużo do przebaczenia – i nie do przebaczenia. Okres jednego pokolenia na to nie wystarczy". Widział więcej zabitych dzieci niż te – widział je wszędzie, we Francji, w Holandii, w Polsce, w Afryce, w Rosji; wszystkie miały matki, które po nich płakały, nie tylko niemieckie, oczywiście, o ile jeszcze mogły płakać, a nie zostały uprzednio wymordowane przez SS. Ale dlaczego o tym myśli? Czyż przed godziną sam nie wołał: “Świnie! Świnie!", w stronę nieba, po którym krążyły samoloty?

Dom Elżbiety nie został trafiony, ale bomba zapalająca spadła o dwa domy dalej, wiatr przeniósł płomienie i teraz paliły się już dachy wszystkich trzech.

Dozorca stał na ulicy.

– Dlaczego nikt nie gasi? – spytał Graeber.

Dozorca wskazał szerokim gestem na miasto.

– Dlaczego nikt nie gasi? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

– Czy nie ma wody?

– Trochę jeszcze jest. Ale nie ma ciśnienia. Kapie tylko. A do ognia nie możemy się zbliżyć. Dach może lada chwila runąć.

Na ulicy stały krzesła, walizy, kot w klatce na ptaki, obrazy i tobołki z odzieżą. Z okien dolnych pięter ludzie o spoconych, podnieconych twarzach wyrzucali na dwór rzeczy zawinięte w koce i poduszki. Inni biegali po schodach tam i z powrotem.

– Myśli pan, że cały dom spłonie? – spytał Graeber dozorcę.

– Prawdopodobnie, jeśli straż pożarna wkrótce nie przyjedzie. Dzięki Bogu, nie ma wiatru. Na ostatnim piętrze otworzyliśmy wszystkie krany i usunęliśmy łatwopalne przedmioty. Nic więcej nie można było zrobić. Gdzie są właściwie te cygara, które mi pan obiecał. Przydałyby się teraz.

– Jutro – odparł Graeber. – Jutro na pewno.

Spojrzał w górę, na mieszkanie Elżbiety. Nie było jeszcze bezpośrednio zagrożone, dwa piętra dzieliły je od ognia. W oknie obok pokoju Elżbiety spostrzegł pomykającą tu i tam panią Lieser. Mozoliła się nad białym tłumokiem, w którym prawdopodobnie była pościel. W półmroku pokoju wyglądał jak nadmuchany upiór.

– Ja też pójdę pakować rzeczy - powiedział Graeber. – To nie zaszkodzi.

– Słusznie – odparł dozorca.

Na schodach jakiś mężczyzna w binoklach uderzył Graebera ciężkim kufrem w goleń.

– Bardzo przepraszam – powiedział uprzejmie w próżnię i pobiegł dalej.

Drzwi do mieszkania stały otworem. Korytarz zawalony był pakunkami. Pani Lieser przebiegła obok Graebera z zaciśniętymi wargami i łzami w oczach. Wszedł do pokoju Elżbiety i zamknął za sobą drzwi. Usiadł na krześle przy oknie i rozejrzał się. Mieszkanie tchnęło nagle przedziwnym, wyosobnionym spokojem. Graeber siedział przez chwilę bez ruchu, nie myśląc o niczym. Potem poszukał walizek. Znalazł dwie pod łóżkiem i zastanawiał się, co zapakować.

Rozpoczął od sukien Elżbiety. Wyjął z szafy te, które uważał za najbardziej praktyczne. Potem otworzył komodę i wyjął bieliznę i pończochy. Między obuwie wsadził małą paczkę listów. Z ulicy dobiegały okrzyki i hałas. Wyjrzał. Nie była to jednak straż pożarna, tylko mieszkańcy wynoszący swoje rzeczy . Przed zburzonym domem naprzeciwko zobaczył kobietę w nurkowym futrze, siedzącą w czerwonym pluszowym fotelu; przyciskała do piersi małą walizeczkę. “Prawdopodobnie jej biżuteria" – pomyślał i zaczął szukać po szufladach biżuterii Elżbiety. Znalazł kilka drobiazgów: cieniutką złotą bransoletkę i starą broszkę z ametystem. Zapakował również złocistą suknię. Dotykając rzeczy Elżbiety odczuwał odległą tkliwość – tkliwość i lekki wstyd, jakby robił coś niedozwolonego.

Zdjęcie ojca Elżbiety położył na wierzchu do drugiej walizki i zamknął ją. Potem usiadł w fotelu i rozejrzał się. Znowu ogarnął go przedziwny panujący tu spokój. Po chwili przypomniał sobie, że powinien zabrać pościel. Zawinął poduszki i kołdry w prześcieradła i związał tak, jak to robiła pani Lieser. Kładąc tłumok na podłodze spostrzegł za łóżkiem swój tornister. Zapomniał o nim. Gdy go wyciągnął, stalowy hełm zagrzechotał po podłodze, jakby z dołu ktoś mocno stukał w sufit. Nogą przysunął go do rzeczy leżących przy drzwiach, a potem wyniósł wszystko na ulicę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x