Joanne Harris - W Tańcu
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanne Harris - W Tańcu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Tańcu
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Tańcu: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Tańcu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Tańcu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Tańcu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Na kogo wypadnie tym razem? Na pannę młodą? A może na świeżo upieczonego małżonka? Bardziej ciekawią mnie goście: nastoletni chłopiec z herpex simplex rozsianym wokół kapryśnych ust, babcia z zapadniętą twarzą i guzłowatymi dłońmi ukrytymi w białych rękawiczkach. Wszyscy zdają mi się piękni i jednakowo godni uwagi. Wybór pozostawiam folii, jest w tym swego rodzaju poezja. Folia kręci się, wiruje, a twarze unoszą się do nieba. Muska wargi łysiejącego mężczyzny, ciotecznego kuzyna o płaskiej, beznamiętnej twarzy, który stoi w pewnym oddaleniu od reszty. A więc on. Idę za nim do domu.
Jego mieszkanie znajduje się w Marne la Vallee; małe i obsesyjnie higieniczne lokum człowieka niemającego przyjaciół. Przy sofie nie ma pustych puszek po piwie; zlew lśni czystością. Są za to książki: podręczniki naukowe, słowniki medyczne, wykresy anatomiczne. Cztery razy dziennie ów mężczyzna płucze gardło płynem odkażającym, a zawartość jego apteczki świadczy o zaawansowanej hipochondrii.
Nie, żebym miała coś przeciwko temu; to w pewnym sensie pociągające. Oto człowiek, który nie pojmuje natury ani zasięgu własnych pragnień. Pod afektowaną maską i oczywistym lękiem wyczuwam ukrytą tęsknotę. Poza tym uwielbiam wyzwania.
Tutaj również słowa są zbędne. Pomimo irracjonalnego strachu wita mnie z uczuciem zbliżonym do ulgi, jakby tylko na to czekał. Jego opór kryje w sobie desperację, która dodaje smaczku naszemu spotkaniu; kiedy wreszcie pękają lody, reaguje jeszcze szybciej niż dziewczyna, znękana trudami życia i postępującym zapaleniem płuc.
Lecz coś gna mnie dalej. Dwadzieścia cztery godziny to wszystko, co mogę mu dać; poza tym czuję, że nasze skrajnie różne charaktery nie wróżą niczego dobrego. On pragnie intymności, całodziennego polegiwania w łóżku przed telewizorem, ze szklanką napoju orzeźwiającego pod ręką. Tymczasem ja mam towarzyską naturę; kontakt z ludźmi trzyma mnie przy życiu. Ponownie odczuwam tęsknotę za nocnym życiem, klubami, atrakcjami wielkiego miasta. Gdy zasypia, uciekam, wykorzystując nadejście sprzątaczki.
Kobieta niczego nie podejrzewa; mierzy go bacznym spojrzeniem (minęło południe), jakby sprawdzała, czy ma gorączkę. „Wezwać lekarza?”, pyta, a kiedy mężczyzna nie odpowiada, wzrusza ramionami i robi swoje. Tylko tego mi trzeba. Umykam niezauważona, w przelocie muskam jej rękę.
Sprzątaczka jest stara, ale twarda. Mieszka opodal placu Pigalle. To moja ulubiona dzielnica: jaskrawa, brzydka i tętniąca życiem. Kobieta zabiera mnie do Sacre Coeur, gdzie obie odmawiamy modlitwę. Krążę między ludźmi, stąpając zmysłowo po wyślizganej posadzce. Powietrze gęstnieje od zapachu kadzidła; stąd skruszeni grzesznicy przejdą przez Butte de Montmartre na leżący poniżej Pigalle, gdzie zbierają się dziwki i sutenerzy, a kluby ze striptizem właśnie otwierają podwoje.
Chciałabym zostać ze sprzątaczką, lecz życie jest za krótkie. Czekają na mnie setki, tysiące innych. Przechodzę od jednego do drugiego. Najpierw zakonnica – zbiera jałmużnę przy furcie bazyliki i dostaje więcej, niż się spodziewała. Potem starszy mężczyzna – wręcza jej sto franków i niespodziewanie otrzymuje garść drobniaków reszty. Później tego samego wieczora, w ciemnym przejściu nieczynnej stacji metra oboje spotykamy chłopca (pomimo deklarowanych czternastu lat ma dziewiętnaście i interes idzie mu jak po maśle), który zabiera mnie do klubu, gdzie swobodnie wtapiam się w tłum, pławię w drinkach i zaciągam cudzymi papierosami, rozkoszując się dotykiem ciał oraz rozgrzanym, wilgotnym powietrzem.
Wszystkich traktuję jednakowo: młodych i starych, porządnych i zepsutych, kobiety i mężczyzn. Mogę im ofiarować tylko dobę, ale wówczas biorą mnie całą. Kto następny? I gdzie? Czy będzie to igła, pocałunek, zagubiona moneta podniesiona z chodnika i zabrana do domu? A może kostka cukru w zatłoczonej kawiarni, beztroska wędrówka muchy w witrynie cukierni, ukradkowy dotyk zboczeńca w metrze albo kurz przywiany wiatrem i opadły na zaśliniony lizak dziecka? Cokolwiek to jest, ja tam będę. Możesz mnie nie zauważyć, nie odezwę się ani słowem. A jednak będziesz mój. Bliżsi niż kochankowie, ty i ja: spleceni ciaśniej niż łańcuch DNA. Nic nie zmąci doskonałej fizyczności naszego związku: żadne kłótnie, uwodzenia, kłamstwa. Oddasz mi się bez reszty, ja uczynię to samo. Na jedną, krótką chwilę. Następnie znów ruszę w drogę. Bez żalu. Może polecę do Ameryki zatłoczonym, klimatyzowanym samolotem. Albo do Anglii, tunelem. A może wrócę do Afryki, Azji albo Japonii. Okrążę świat dziesięciokrotnie. Napotkam miliony ludzi. Dlatego nigdzie nie zagrzewam miejsca. Nie zatrzymasz mnie. Szukam towarzystwa. Jestem wędrowcem, podróżnikiem, wolnym duchem. I płynę niesiona wiatrem.
Autodafe
Gdy prowadzimy samochód, w naszym zachowaniu jest coś skrajnie prymitywnego. Przejawiamy instynkt zwierząt stadnych: seksualną agresję, brutalny trumf siły nad słabością, nieustanną walkę o dominację w hierarchii ulicznej. Jedni zwą to szaleńczą jazdą, inni wolą bardziej dosadne określenie.
Lubię samochody. Zawsze lubiłem; już jako mały chłopiec uwielbiałem ich zapach, rozmaite barwy, kształty i rozmiary. Bawiłem się małymi modelami; miałem je wszystkie, do wyboru, do koloru. Teraz sam jestem kierowcą, profesjonalistą, królem szos.
Sami wiecie: samochód określa tożsamość posiadacza. „Odzwierciedla samcze superego – mówi Annie, przynosząc mi filiżankę herbaty. – Stanowi przedłużenie skrywanego pragnienia seksualnej dominacji nad innymi samcami”. To pewnie przez te warsztaty, na które chodzi. Nic tylko Freud i dominacja seksualna. Chciałbym kiedyś odczuć pozytywny skutek tych wszystkich teorii. Ale gdzie tam. Zawsze słyszę tylko: „Nie dzisiaj, skarbie. Mam okres”. Nic dziwnego, że wolę nawoskować wóz.
Fura nie ma sobie równych. Granatowe jak noc BMW. Sportowa kierownica, skórzane fotele, orzechowe wykończenie. Palce lizać. Sam bym taką kupił, gdybym miał dosyć kasy. Sęk w tym, że nie należy do mnie. Jest własnością firmy, która może ją zabrać w każdej chwili. Domyślacie się, co czuję. Albo lepiej się nie domyślajcie. Mam powyżej uszu metafor o kastracji oraz symbolicznym powrocie do łona. Tylko ona mnie rozumie. Moja bryka. Ona i ja – zgrany team, pędzący trzy razy dziennie Ml między Leeds a Sheffield, dzierżyciele niegasnącej pochodni i godni reprezentanci firmy Matthew McArnold & Son Ltd.
W moim fachu człowiek nabywa wiedzy o samochodach wszelakiej maści. Oplach corsa i golfach przyszłych pielęgniarek o imieniu Hayley, sfatygowanych escortach pryszczatych studentów ekonomii, citroenach i odrestaurowanych garbusach słodkich kociaków o imieniu Kate oraz srebrnym lexusie Lena, bankiera i dostojnej głowy rodziny, który przeżywa potajemny romans z Jan, sekretarką klubu tenisowego, dobrze zakonserwowaną czterdziestopięcioletnią właścicielką forda Ka oraz kosmatych myśli. Znam również stałych bywalców naszej trasy. Kitajca w brązowym nissanie sunny, który notorycznie blokuje środkowy pas. Blondynkę w turkusowym cinquecento, która przy zjeździe na węzeł numer 37 sprawdza w lusterku wstecznym stan swojej szminki. Białego vana z rozjazdu 36, ze szmatą dyndającą na drabinie, która nie mieści się w wozie. Czerwonego probe’a – to dopiero jest typek na warsztaty Annie – który gna pasem szybkiego ruchu sto pięćdziesiąt na godzinę i trąbieniem zmusza wszystkich, żeby zjechali mu z drogi. No i nieoznakowany biały policyjny samochód – cześć, chłopcy, namierzyłem waszego rovera 500! – sorry, za późno. Jak widzicie, znajomość samochodów popłaca.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Tańcu»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Tańcu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Tańcu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.