– Przecież wiesz, że to byl kretyński przypadek, po prostu pech.
– Zapewne. Ale ja nie zamierzam dzielić życia z pechowcem. Po najdzikszym seksie i najdłuższej nocy trzeba kiedyś wstać z łóżka i zająć się resztą życia. Widzę, co zrobiłeś ze swoim. Nie, Artur, nie wchodzę w to.
Ciekawe, skąd bierze się pewność Elżbiety co do tego, że to właśnie Artur ma pecha, ale on sam jest zbyt wzburzony, by przyszło mu to do głowy. Zbyt wzburzony, by cokolwiek przyszło mu do głowy. Nie ma zamiaru poddawać się atakującym go uczuciom, wystarczy mu znajoma wściekłość.
– Rozumiem. Koniec zabawy. – Wstaje zbyt gwałtownie, strącając szklaną solniczkę, która rozbija się na milion kawałków. – Kto następny?
Młody kelner przy kontuarze mierzy Artura czujnym spojrzeniem.
– Nie widzę powodu, żebyś mnie obrażał – odpowiada chłodno Elżbieta.
– To ciekawe, bo ja widzę – odpowiada Artur, rzucając na stolik stuzłotowy banknot.
Zaciska zęby i wychodzi szybko z nieruchomą twarzą, bo jeszcze chwila, a straci panowanie nad sobą i… No właśnie. I co? I chyba ją uderzy. Nerwowym ruchem rozluźnia krawat. Ależ gorąco, czuje się ugotowany. Ze złości, rzecz jasna, że ze złości, przecież nie z upokorzenia. Czy ktoś go upokorzył? Niedoczekanie!
Aleksander spaceruje pod domem Oli. Wchodzi na klatkę schodową, gdzie wisi spis lokatorów z pustymi miejscami zamiast nazwisk. Przygląda się bezradnie osobliwemu dokumentowi. Nie może przecież wiedzieć, że to uboczny efekt działania ustawy o ochronie danych osobowych. Zrezygnowany siada na murku naprzeciwko wejścia i czeka.
Na widok nadchodzącej Oli zrywa się rozpromieniony. Ola jest zaskoczona, ale też nie ukrywa zadowolenia. Przez pół dnia ani na chwilę nie mogła wyrzucić z pamięci jego nieruchomego wzroku i poszarzałej twarzy, a potem łez, których nie umiał albo nie chciał powstrzymywać.
– Zadzwoniłem parę minut po twoim wyjściu – tłumaczy Aleksander. – Pomyślałem, że po tylu godzinach pracy raczej wrócisz do domu, i postanowiłem zaryzykować. Musiałem cię dziś jeszcze raz zobaczyć i podziękować za to, co dla mnie zrobiłaś. Naprawdę, Olu…
– Jak się czujesz? – pyta Ola. – Wybiegłeś tak…
– Jak ogłuszony – odpowiada Aleksander po prostu. – Obleciałem chyba pół Warszawy, zanim przestało mnie nosić. W końcu wsiadłem do samochodu i przyjechałem tutaj.
– Nie prościej było zadzwonić na komórkę?
– Prościej – uśmiecha się Aleksander – ale chciałem cię zobaczyć.
Trudno mówić o zaskoczeniu, kiedy nagle z okna na trzecim piętrze wychyla się matka i krzycząc na pół dzielnicy, pyta Olę, czemu sterczy pod domem, zamiast zaprosić gościa na górę. Jest tylko znajome zmieszanie i wstyd, które każą Oli szybko wepchnąć Aleksandra do klatki schodowej. W milczeniu wchodzą po schodach. Na półpiętrze Aleksander przez sekundę ściska jej rękę.
– Naprawdę, nie musisz… – szepcze Ola.
– Nie przejmuj się, z całą pewnością mnie nie zje – szepcze jej Aleksander do ucha, całując przy tym skroń.
– Pozwól, mamo, to jest Aleksander Kranach.
– Krystyna Pankiewicz, witam pana, bardzo mi miło. Olu, nastaw szybko wodę, a my tu sobie z panem porozmawiamy. Tylko się nie oparz!Taka niezdara z tej mojej Oli, mówię panu… Zapraszam, kawa czy herbata?
– Herbata.
Oboje zasiadają w przepastnych fotelach. Rzut oka na układ pokoju wskazuje, że trzecia osoba nie bardzo ma szansę uczestniczyć w rozmowie, chyba że na stojąco.
– Widzi pan, tak tu sobie żyjemy. Zresztą, na jakie luksusy może sobie pozwolić emerytowana nauczycielka. A pan, przepraszam, nie dosłyszałam, jakiego zawodu?
– Uczę dorosłych.
– Rozumiem, zaoczne studia…
– Nie, międzynarodowa firma doradcza.
– No tak. Ale do tego też trzeba mieć wyższe wykształcenie…
– Niektórym tak się wydaje – odpowiada Aleksander nieco ironicznie, czekając niecierpliwie na powrót Oli, ciekaw, czy w jej obecności rozmowa nadal będzie przypominać przesłuchanie.
– Jak międzynarodowa, to pewnie dużo pan podróżuje? -podejmuje niestrudzona matka Oli.
– Rzeczywiście, sporo.
– To tęsknią za panem…
– Kto? – pyta Aleksander, nie zamierzając niczego ułatwiać.
– Rodzice, żona…
– Mój ojciec zmarł niedawno…
– O, to matka rozpacza! Już ja wiem, co to jest wdowi los.
– Nie, skądże. – Aleksander chrząka, by wprost nie parsknąć śmiechem. – Po rozwodzie z ojcem wyszła powtórnie za mąż i wydaje się zadowolona.
– Biedna, po rozwodzie… Ja, widzi pan, po śmierci męża zostałam sama jak palec. Taki mój los, żeby samotnie brnąć przez to życie. Lubi pan dzieci?
– Czym byłby świat bez dzieci… – odpowiada Aleksander z uroczym uśmiechem.
W tym momencie przybywa na odsiecz Ola z herbatą. Z całą pewnością słyszała każde słowo rozmowy w salonie. Jej twarz nie wyraża absolutnie nic.
– Proszę, herbata.
Sprawnie rozstawia trzy filiżanki. Zza zasłony wyciąga plastikowy rozkładany stołeczek jak dla trzylatka.
– Dziecko, serwetki, że też zawsze zapominasz o serwetkach! Ola posłusznie wyjmuje serwetki z szuflady kredensu, po czym podchodzi do stolika. Nalewa filiżankę herbaty dla matki.
– Z mlekiem czy bez? – zwraca się do Aleksandra, który uśmiecha się i kręci przecząco głową.
– Ile kostek cukru?
– Dziękuję, nie słodzę.
– Może łyk koniaku? – proponuje Ola.
– A co ty tak wypytujesz jak na przesłuchaniu? – wkracza pani Krystyna. – Niech się pan Aleksander w spokoju napije herbatki.
Mimo wszystko nie jest to najtrudniejsza do przełknięcia herbatka w życiu niemłodego przecież Aleksandra Kranacha. Niepokoi go trochę milczenie Oli i spojrzenie, jakie rzuca mu, siadając w końcu na tym idiotycznym stołeczku, chyba dla nieproszonych gości. Dopija spokojnie swoją herbatę, odstawia filiżankę i uśmiechając się szeroko do matki Oli, mówi:
– Pani wybaczy, ale będę musiał się pożegnać. Pani zaproszenie było bardzo miłe, ale zaskakujące, a mam jeszcze różne sprawy do załatwienia. Muszę się pożegnać.
Kłania się szarmancko, puszczając szybkie oko do Oli, która zrywa się nerwowo ze stołka i podaje mu oficjalnie zimną jak lód dłoń.
Matka odprowadza go do samych drzwi, nie dając im szansy nawet na sekundę sam na sam.
Ola z westchnieniem wraca do swego pokoju, po drodze wyjmując telefon z torebki. W tym samym momencie na ekranie komórki wyświetla się wiadomość. Bezdźwięcznie, rzecz jasna, SMS-y to jedyny obszar życia Oli, którym matka nigdy nie próbowała zawładnąć. Zapewne tylko dlatego, że nigdy nie przyszło jej to do głowy.
„Spij spokojnie. Świetnie ci w dżinsach. Zadzwonię jutro. Aleksander".
– Wspaniały mężczyzna, a jaki przystojny – rozmarzona matka staje w drzwiach pokoju Oli. -To jakiś cud, że zwrócił na ciebie uwagę. Owszem, myśli Ola, wiedząc doskonale, że matka zajęta swoim monologiem wcale nie oczekuje od niej potwierdzenia swego skądinąd trafnego wniosku.
– Widzisz, o matce powiedział, a o żonie jakby nie słyszał. Nie, nie ma żony. Jestem pewna. Kołnierzyk u koszuli miał źle zaprasowany. Jaka żona wypuściłaby męża w czymś takim. Pieniądze to on ma, widzę po ubraniu, choć może być z tych, co to wydają tylko na siebie, a żona w jednej kiecce gania, ale… Taki mężczyzna! Tylko pamiętaj, żebyś nic nie dawała po sobie poznać. Pamiętasz „Zerwane zaręczyny"? Mężczyźni nie lubią gwałtownie okazywanych uczuć…
– Mamo – Ola usiłuje przerwać niestrudzony potok wymowy – chciałabym…
Читать дальше