J. Ballard - Fabryka bezkresnych snów

Здесь есть возможность читать онлайн «J. Ballard - Fabryka bezkresnych snów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Fabryka bezkresnych snów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fabryka bezkresnych snów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Fabryka bezkresnych snów to najlepsza powieść Ballarda; jedna z niewielu naprawdę kultowych książek. To bajeczna przypowieść o znaczeniu i potrzebie marzeń, magii i fantazji w naszym życiu. Przygody Blakea – bohatera książki- mogą być tylko urojeniami chorej wyobraźni, ale też mogły zdarzyć się naprawdę. To nasze życie to przecież mieszanina snów, jawy, fantazji i rzeczywistości. Marzenia są piękne. Sny bywają okrutne. Fantazja jest potrzebna każdemu z nas.

Fabryka bezkresnych snów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fabryka bezkresnych snów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Leżąc w przystrojonej kwiatami limuzynie, przypomnia-łem sobie przerażające, kompulsywne reakcje, które prze-pełniały ostatnie lata mojego życia. Marzyłem o przestęp-stwach, zbrodniach, bezwstydnych aktach zespolenia ze zwierzętami, ptakami, drzewami i ziemią. Molestowałem małe dzieci. Teraz jednak wiedziałem, że te perwersyjne impulsy nie były niczym więcej jak tylko chaotycznymi próbami antycypacji tego, co działo się obecnie w Shepper-ton, gdzie chwytałem ludzi, by wchłonąć ich w moje ciało. Nabrałem już przekonania, że zło nie istnieje, i że nawet impulsy jawnie złe to tylko nieokrzesane w formie usiło-wania akceptacji wymagań rzeczywistości wyższego rzę-du, istniejącej w każdym z nas. Akceptując owe perwersje i obsesje, otwierałem bramy, wiodące do rzeczywistego świata, gdzie wszyscy będziemy latać, przemieniać się wedle życzenia w ryby, ptaki, kwiaty i proch, i gdzie bę-dziemy mogli połączyć się raz jeszcze z wielką wspólnotą przyrody.

Zaraz po brzasku, kiedy siedziałem wciąż na tylnym sie-dzeniu limuzyny, zauważyłem, że przez szybę przygląda mi się dwunastoletnia dziewczynka, której udało się jakoś po-konać labirynt i pochyłe kondygnacje parkingu, porośnięte krzakami jeżyn i bugenwillami.

– Czy ja też umiem latać, Blake?…

Nie zważając na wyczekujące słońce, które zostawiłem samo sobie, by wykonało zadanie nakarmienia lasu, otwo-rzyłem drzwi i ruchem ręki zaprosiłem ją do środka. Z ner-wowej dłoni dziewczynki wyjąłem należący do jej brata model samolotu, po czym położyłem go obok na siedzeniu. Uspokajającym ruchem pomogłem jej wsiąść do samocho-du obok mnie, a potem przyrządziłem sobie z niej drobne, słodkie śniadanko.

31

PARADA SAMOCHODÓW

Na ulicach zaległa dziwna cisza. Słońce kąpało mi skó-rę na dachu parkingu, a lekki wiatr, oszołomiony zapachem mimozy i wiciokrzewów, powiewał strzępami mojego kom-binezonu.

Świat zamarł w bezruchu. Dachy porzuconych samocho-dów, rynsztoki pod supermarketem i budynkiem poczty oraz portyk stacji benzynowej obsiadły tysiące ptaków. Zdawa-ły się czekać, aż coś się wydarzy. Czy spodziewały się, że będę znów dla nich latał?

Poirytowany ciszą, rzuciłem odpryskiem betonu w sta-do flamingów, stojących wokół fontanny w pasażu handlo-wym. Ptaki wpadały na siebie, trzepocząc niezdarnie skrzy-dłami w różowym blasku. Po chwili w uliczce bungalowów spostrzegłem grupkę ludzi, którzy pod osłoną baldachimu tropikalnej roślinności oddalali się w pośpiechu niczym nadzy spiskowcy, uciekający przez las.

Wiatr niósł w głąb głównej ulicy płatki kwiatów, którym przyglądały się uważnie ptaki. Czekałem, aż pojawią się mieszkańcy miasteczka. Czy oni się mnie boją? Czy za-uważyli wreszcie, że są nadzy? Czy Miriam St. Cloud pod-burzyła ich przeciwko mnie i ostrzegła, że jestem zmar-twychwstałym bogiem? Być może wstydzili się tego, co robili w nocy, i obawiali się, że w każdej chwili mogę opu-ścić parking, zejść między ludzi, pochwycić ich, drżących w swoich sypialniach, i kolejno wchłonąć wszystkich w sie-bie.

Ale ja, w gruncie rzeczy, chciałem im tylko pomóc. Pierwszy z popołudniowych helikopterów krążył nad rzeką w okolicach mostu. Załoga pochylała się nad kamerą filmową. Otaczająca Shepperton bambusowa palisada li-czyła już pięćdziesiąt stóp wysokości i wyglądała jak płot ze złotych włóczni. Przez cały ranek helikoptery patrolo-wały obrzeża miasta, powstrzymywane przez chmury pta-ków, które śmigła maszyn podrywały w powietrze. Kiedy stado podekscytowanych fulmarów wzbiło się w górę pod krążącym nad nimi helikopterem, z jednej z wyludnionych ulic dobiegł odgłos strzału, a po chwili z tłocznego nieba niby bomba runął na ziemię jakiś ciężki ptak. Stark z siatką i strzelbą w ręku biegł ku niemu przez gaje młodych bam-busów. Jasne włosy rozsypywały mu się na karku jak czu-pryna pirata. Zaniechał prac nad wydobyciem cessny i te-raz już otwarcie polował na ptaki, podążając w ślad za heli-kopterami patrolującymi miasto.

Stark bez wątpienia bał się, że wszystko to rychło się skończy – że świat zewnętrzny, stacje telewizyjne, policja, a później legion ciekawskich i wandali wedrze się do Shep-perton i przepłoszy te egzotyczne stworzenia, zanim on zdą-ży się przygotować na najście intruzów. Zostawiłem go, żeby sobie polował, zastanawiałem się bowiem, w jaki sposób mógłbym wciągnąć mieszkańców Shepperton w znacznie rozleglejsze sidła. Rozmyślałem już o mojej ostatniej wie-czerzy. Gdy w końcu pożrę wszystkich w Shepperton, będę na tyle silny, by ruszyć dalej przez ciche miasteczka doliny Tamizy, niczym święty duch, który pochłonie mieszkańców Londynu, zanim uda się w szeroki świat. Uświadomiłem sobie, że zdołałem pokonać niewidzialne siły, które zatrzy-mywały mnie w miasteczku, przerażone nieograniczonymi mocami, jakie w sobie odkryłem. Byłem pierwszą żywą isto-tą, która umknęła śmierci i wzniosła się ponad śmiertel-ność, aby stać się bogiem.

Porównałem się w myślach do adwentowego kalenda-rza – uchyliłem drzwi mojej twarzy i otworzyłem okienka serca, by wpuścić tych prowincjuszy do leżącego dalej praw-dziwego świata. Zacząłem podejrzewać, że nie jestem zwy-kłym bożkiem, lecz pierwszym, pierwotnym bóstwem, inni zaś bogowie to zaledwie jego prymitywne zapowiedzi, nie-poradne metafory mnie samego…

– Blake?…

Odwróciłem się, zaledwie rozpoznając swoje imię, i za-uważyłem małego Davida, przypatrującego mi się przymru-żonymi oczami w jasnym słońcu. Jeżyny poszarpały mu ko-szulę i spodenki, a czoło podrapały ciernie, gdy wspinał się po schodach. Mimo to udało mu się jakoś zachować orien-tację w labiryncie kondygnacji i dostać się na dach. – Blake… Rachel i Jamie chcieliby…

Urwał, zapomniawszy, z jaką wiadomością go posłali. Być może dziewczynka odgadła przenikliwie, że zdefor-mowany umysł Davida może być pasującym do labiryntu kluczem. Rachel i Jamie stali wciąż na dole, na ulicy. Nie zwracając uwagi na arę, która wrzeszczała na chłopca z por-tyku stacji benzynowej, jak gdyby zachęcając go, żeby się rozebrał, Jamie pomrukiwał coś do Rachel. Dziewczynka uniosła drobną rączkę do zdumionej twarzy i słuchała ko-mentarza do tego barbarzyńskiego dnia, nie wierząc wła-snym uszom.

David z trudem podniósł na mnie wzrok, a jego oczy, osadzone pod ciężkim czołem, usiłowały pojąć, co robię. Spostrzegłem, że martwi się o mnie, ale unikałem jego kry-tycznych spojrzeń. Czy zdawał sobie sprawę, że wkrótce opuszczę Shepperton, zabierając z sobą ptaki, a on i jego towarzysze pozostaną sami w tym milczącym miasteczku, kiedy przyjadą tu ekipy telewizyjne?

Dłoń Davida dotknęła poszarpanego paska mojego kom-binezonu, żeby odciągnąć mnie od skraju tarasu. Spogląda-jąc na jego drobne ciało i zdeformowaną głowę, poczułem przypływ żalu i czułości dla niego. Zapragnąłem zabrać chłopca ze sobą i przyjąć go w siebie wraz z innymi dzieć-mi, gdzie mogłyby bawić się przez całe życie na jednej z tajemnych łąk mojego serca.

Lecz kiedy wyciągnąłem ręce, żeby go dotknąć, David odsunął się ode mnie i uderzył się otwartą dłonią w twarz, jak gdyby chciał się przebudzić z koszmarnego snu. – Polecisz ze mną, Davidzie…

Kiedy chwyciłem jego pokraczną głowę, gotów przyci-snąć ją do piersi, usłyszałem eksplodującą na ulicy petardę. Krzyknęło do mnie kilkanaście głosów, a potem rozległ się gwar powracającego tłumu. Puściłem Davida i wyjrzałem na ulicę, gdzie zbierało się już całe miasto. Setki ludzi na-pływały do centrum Shepperton z cichych, bocznych ulic. Machali do mnie, rozrzucając dookoła kwiaty i odpalając petardy. Ich spalone słońcem nagie ciała lśniły okrutnym blaskiem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Fabryka bezkresnych snów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fabryka bezkresnych snów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
James Ballard - La forêt de cristal
James Ballard
James Ballard - Le monde englouti
James Ballard
J. Ballard - Crash
J. Ballard
J. Ballard - Concrete island
J. Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
Karel Čapek - Fabryka Absolutu
Karel Čapek
J. Ballard - Hello America
J. Ballard
Отзывы о книге «Fabryka bezkresnych snów»

Обсуждение, отзывы о книге «Fabryka bezkresnych snów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x