J. Ballard - Fabryka bezkresnych snów

Здесь есть возможность читать онлайн «J. Ballard - Fabryka bezkresnych snów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Fabryka bezkresnych snów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fabryka bezkresnych snów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Fabryka bezkresnych snów to najlepsza powieść Ballarda; jedna z niewielu naprawdę kultowych książek. To bajeczna przypowieść o znaczeniu i potrzebie marzeń, magii i fantazji w naszym życiu. Przygody Blakea – bohatera książki- mogą być tylko urojeniami chorej wyobraźni, ale też mogły zdarzyć się naprawdę. To nasze życie to przecież mieszanina snów, jawy, fantazji i rzeczywistości. Marzenia są piękne. Sny bywają okrutne. Fantazja jest potrzebna każdemu z nas.

Fabryka bezkresnych snów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fabryka bezkresnych snów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Podjąłem rozpaczliwą próbę ucieczki, by nie zginąć w ogniu. Szarpnąłem się i zacząłem pikować w kierunku mo-stu Walton niczym oszalały oblatywacz samolotowy, ale i tym razem powstrzymali mnie pasażerowie, musiałem więc wrócić po łuku do punktu wyjścia. Rozzłoszczony, skręci-łem raptownie, by oddalić się od powietrznej masy. Uda-wałem, że chcę się wznieść ku słońcu, a potem runąłem w wyludniony pasaż, gotów roztrzaskać wszystkich o ozdob-ne kafle i rozrzucić szczątki naszych trupów pośród sprzę-tów gospodarstwa domowego i mebli.

Ziemia zbliżała się do nas w powietrznym pędzie. W ostatniej chwili poczułem wewnątrz umacniającą się znów ludzką miłość i czyjąś ciepłą dłoń, która skierowała mnie bezpiecznie ponad dach parkingu. Wypuszczając z siebie mieszkańców Shepperton jeszcze w powietrzu, porzuciłem wszelkie próby ucieczki i bez tchu zatrzymałem swój ogrom-ny pociąg tuż przed supermarketem.

Gdy wszyscy radośnie zstępowali z powietrza, ja wspar-łem się bezradnie o jakiś samochód, niczym obłąkany ma-szynista diabelskiej kolejki, który postanowił w tajemnicy roztrzaskać pasażerów, ale którego ukoiło jakieś życzliwe dziecko. Cała zdyszana populacja Shepperton lądowała wokół mnie z przeraźliwie krzyczącymi dziećmi na czele. Stary żołnierz chwiał się niepewnie na nogach, grożąc z wyrzutem niebu niewłaściwym końcem swojej laski. Go-spodynie domowe, którym kręciło się w głowach, obciąga-ły spódnice, a młodzi mężczyźni przygładzali włosy. Miej-scowy policjant, zdyszany, ale o zaróżowionych policzkach, siedział w fotelu przed sklepem meblowym. Wszędzie do-koła ludzie pokazywali sobie niebo, którego wysokie skle-pienie przecinały wstęgi pary, jakie zostawialiśmy za sobą w górze – przypominały skomplikowaną „kocią kołyskę”, która zszywała powietrze wedle choreografii archanielskie-go baletu. Widziałem wyraźnie, że łukowate smugi, zna-czące moje bezskuteczne usiłowania ucieczki, rozpływają się w niespokojnym powietrzu nad mostem Walton i wy-twórnią filmów.

Choć odczuwałem złość, wiedziałem, że jestem związa-ny z tym miasteczkiem, ponieważ potrzebują mnie jego mieszkańcy, którzy coraz powszechniej uznawali, że otwo-rzyłem im drzwi do prawdziwego świata, i ponieważ ogra-nicza mnie skończony wszechświat mojej własnej jaźni. Lecz kiedy przyglądałem się tym szczęśliwym, uśmiech-niętym ludziom o dźwięczącej skórze, którzy machali do mnie, jak przedtem, kiedy szybowałem wysoko nad mia-stem, zrozumiałem, że jeśli chcę odzyskać wolność, muszę najpierw uciec od nich – uciec od ich opieki i czułości. Mieszkańcy rozchodzili się po milczących ulicach, za-chęcając przestraszone ptaki pod ich stopami, żeby znów zerwały się do lotu. Mijając mnie, uśmiechali się nieśmiało ze słodyczą kochanków, znających najintymniejsze miej-sca mojego ciała. Ich wychłodzona skóra tworzyła koryta-rze zimna w wilgotnym powietrzu tego popołudnia. Nie było ich jednak tylu, co przed lotem. Dwie matki, którym wiatr owiewał twarze, przeszukiwały opustoszały już pasaż, zerkając co jakiś czas w niebo, jak gdyby ich dzieci ciągle tam krążyły.

– Saro, zejdź na dół, kochanie…

– Bobby, teraz kolej na ptaki…

Przeszedłem obok nich, nagi pod szczątkami kombine-zonu. Czułem w sobie ciała dziesięcioletniej Sary, jej bra-ciszka i młodego chłopca. Zazdrosny o wolność tych troj-ga, nie wypuściłem ich, kiedy wylądowaliśmy. Potrzebo-wałem młodych ciał i dusz, by napełniły mnie siłą. Odtąd już zawsze miały się bawić w moim wnętrzu i biegać po ciemnych łąkach mojego serca. Nadal nic nie jadłem, choć mijał czwarty dzień, odkąd przybyłem do Shepperton, lecz kiedy skosztowałem ciał tych dzieci, zrozumiałem, że to one są moim pożywieniem.

28

KONSUL TEJ WYSPY

Słońce rozpalało niebo żywym ogniem. Wspiąłem się na najwyższy taras parkingu i spojrzałem na dachy Shep-perton. Barwne lasy na dole roiły się tysiącami ptaków, zmie-niających to szare miasteczko w tropikalny raj, który z taką łatwością wyczarowałem z myśli. Widziałem jednak nad głową rozpływającą się sygnaturę, jak gdyby jakiś zgrzy-biały pismak zaznaczył w ten sposób na niebie moją bez-skuteczną próbę ucieczki. Ktokolwiek zostawił mnie tu w odosobnieniu, uczynił mnie zarazem konsulem tej wyspy, nadał mi moc latania i przyjmowania postaci wszelkich stworzeń, a także moc wyczarowywania kwiatów i ptaków z czubków moich palców. Wiedziałem już jednak, jak nikłe są to moce. Czułem się tak, jak gdyby ktoś lekceważąco skazał mnie na wygnanie do nieznanego, odległego portu nad Morzem Czarnym i nadał mi prawo zmuszania kamie-ni na plaży, żeby dla mnie śpiewały.

Czy chodziło o to, że miałem się po prostu bawić? Pa-trzyłem, jak nieszczęśliwe matki odchodzą w dal późnego popołudnia. Jedna z nich przystanęła, by porozmawiać z pawiami, siedzącymi na portyku banku. Pytała, czy widzia-ły jej synka i córkę, bawiących się wśród chmur, aleja sły-szałem słabe głosy dzieci tej kobiety w moich kościach. Ostatni mieszkańcy wrócili już do domów porośniętymi dżunglą ulicami. Nikt nie zauważył, że byłem nagi, sądząc widocznie, że jako pogański bożek ich prowincjonalnego miasta, urzędujące bóstwo odbiorników telewizyjnych i sprzętów kuchennych, nie będę ubrany w nic więcej oprócz kostiumu skóry.

Pod moimi nogami leżało splamione spermą ubranie – pozostałość po jakimś zmarłym księdzu, którą musiały tu przynieść upośledzone dzieci, kiedy zabrałem mieszkańców miasteczka na powietrzną wycieczkę. Spojrzawszy na ubra-nie, wiedziałem, że już nigdy więcej go nie włożę. Kopnia-kiem strąciłem spodnie i marynarkę za skraj tarasu, na uli-cę, postanowiwszy, że od tej pory będę chodził nago, poka-zując tym ludziom swoje ciało, dopóki nareszcie go nie roz-poznają.

To skóra zapewniała mi moc. Im dłużej wystawiałem ją na działanie powietrza i nieba, tym bardziej rosły moje na-dzieje, że przekabacę je na swoją stronę. Gniewało mnie, że zostałem uwięziony w miasteczku. Wcześniej czy póź-niej będę musiał rzucić wyzwanie niewidzialnym siłom, które skazały mnie na wygnanie w Shepperton, i zmierzyć zasoby mojej obłąkanej wyobraźni z ich fantazją. Marzyłem już, żeby rozciągnąć swoją skromną władzę na świat leżący dalej, na pozostałe miasta w dolinie Tami-zy, a nawet na sam Londyn. Witałem już niemal kamery telewizyjne i reporterów prasowych. Tropikalny zmierzch kąpał mi skórę w zielonozłotym świetle, jak gdyby namasz-czając ją dziwnymi żądzami. Ulice rozświetlały pióra sie-dzących na dachach domów szkarłatnych ibisów, które przy-pominały egzotyczne latarnie, oświetlające mi drogę. Po-budzony wolą walki, gładziłem się po posiniaczonych że-brach. Postanowiłem w pełni wykorzystać swoje moce – w razie konieczności nawet na najokrutniejsze i perwersyjne sposoby, bo wówczas natrafiłbym, być może, na jakieś nie-odkryte jeszcze zdolności, dzięki którym zdołałbym się uwolnić.

Przechadzałem się w zapadającym zmroku po dachu par-kingu, tej betonowej rampie, z której po raz pierwszy wzbi-łem się w powietrze. Postanowiłem nie wracać do rezyden-cji St. Cloudów, czyniąc swoim domem ów labirynt pochy-lonych skośnie kondygnacji.

Pomimo woli zwycięstwa wiedziałem, że mój czas do-biega już chyba końca, i przypomniałem sobie ostrzegaw-cze wizje holocaustu. Nie zważając na gniew, chciałem za wszelką cenę ocalić tych, którzy przedtem uratowali mnie, a nade wszystko Miriam St. Cloud. Żałowałem, że nie ma jej tu ze mną. Myślałem o jej uśmiechu, zapachu, obtartych piętach i połamanych paznokciach – o nieskończonym in-wentarzu podniet i możliwości. W pewnym sensie klucz do mojej ucieczki krył się wśród pospolitego żywota miesz-kańców Shepperton. Już przekształciłem ich życie, podwa-żyłem pojęcie małżeństwa i rodzicielstwa, zmysł oszczęd-ności i dumę z dobrze wykonanej pracy. Musiałem jednak iść dalej, by podkopać zaufanie między małżonkami, ojca-mi i synami. Chciałem, żeby przekroczyli granice dzielące dzieci i ojców, gatunki i królestwa biologiczne, świat oży-wiony i nieożywiony. Chciałem zniszczyć bariery dzielące matki od synów i ojców od córek.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Fabryka bezkresnych snów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fabryka bezkresnych snów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
James Ballard - La forêt de cristal
James Ballard
James Ballard - Le monde englouti
James Ballard
J. Ballard - Crash
J. Ballard
J. Ballard - Concrete island
J. Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
Karel Čapek - Fabryka Absolutu
Karel Čapek
J. Ballard - Hello America
J. Ballard
Отзывы о книге «Fabryka bezkresnych snów»

Обсуждение, отзывы о книге «Fabryka bezkresnych snów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x