J. Ballard - Fabryka bezkresnych snów

Здесь есть возможность читать онлайн «J. Ballard - Fabryka bezkresnych snów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Fabryka bezkresnych snów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fabryka bezkresnych snów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Fabryka bezkresnych snów to najlepsza powieść Ballarda; jedna z niewielu naprawdę kultowych książek. To bajeczna przypowieść o znaczeniu i potrzebie marzeń, magii i fantazji w naszym życiu. Przygody Blakea – bohatera książki- mogą być tylko urojeniami chorej wyobraźni, ale też mogły zdarzyć się naprawdę. To nasze życie to przecież mieszanina snów, jawy, fantazji i rzeczywistości. Marzenia są piękne. Sny bywają okrutne. Fantazja jest potrzebna każdemu z nas.

Fabryka bezkresnych snów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fabryka bezkresnych snów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Staliśmy razem na krawędzi dachu, wysuwając stopy za skraj parapetu. Miriam wzięła mnie za ręce i popatrzyła w dół, na ulicę, pełna obaw, że roztrzaskamy się na śmierć wśród zaparkowanych samochodów. Ale w ostatniej chwili odwróciła się do mnie z pełnym zaufaniem, pragnąc znów ujrzeć mój triumf nad śmiercią, którą już raz przecież po-konałem.

– Blake, leć!…

Objąłem ją ręką w pasie i postąpiliśmy krok naprzód, w otwartą przestrzeń powietrza.

26

PIERWSZY LOT

Razem runęliśmy w dół.

Dłonie Miriam chwyciły mnie za pierś, rozrywając mi paznokciami skórę. W górze rozległ się ostrzegawczy krzyk – ślepy wrzask Rachel.

Chwyciłem nasze spadające ciała i znalazłem dla nich oparcie w powietrzu. W dole, na ulicy, ludzie rozbiegli się na wszystkie strony. Matki przewracały się o własne dzieci. Miriam i ja zawiśliśmy razem na długość ramienia od czwar-tej kondygnacji parkingu. Poprzez zasłaniające jej krawędź bugenwille widziałem samochody stojące w cieniach na po-chyłym tarasie. Biały tren Miriam sterczał nad nim piono-wo, wznosząc się na wysokość pięćdziesięciu stóp. Wyglą-dał jak olbrzymie, strojne nakrycie głowy. Uspokoiłem się i znów zacząłem oddychać. Chłodny powiew ogarnął front budynku, pieszcząc tył moich ud, pier-si i ramiona, a Miriam wciąż wpatrywała się we mnie nie-ruchomo, bez wyrazu, skupiona na moich dłoniach. Czekałem, aż zacznie oddychać. Czułem, że jej skóra wibruje jak zbyt mocno obciągnięty bęben. Wysiłkiem woli wszystkie komórki jej ciała przekraczały próg ich prawdzi-wego królestwa, łącząc się w nim na nowo, cząsteczka po cząsteczce. W końcu uspokoiła się, już pewna swojego pa-nowania nad powietrzem. Trzymałem ją za race i czułem, że poruszyły się w poszukiwaniu pulsu moich nerwów i krążącej krwi, jak gdyby Miriam była świeżo upieczonym pilotem, który rozluźnia wściekły z początku uścisk. Uśmiechnęła się do mnie czule – żona, która uczestniczy we wspólnym locie z mężem, ale przede wszystkim upra-wia z nim po raz pierwszy miłość seksualną. Wokół nas spadały ostatnie ptaki.

Delikatnie podźwignąłem Miriam i wzbiliśmy się w nie-bo. Zawiśliśmy na chwilę nad parkingiem, czekając, by uspokoił się tren. Słońce rozpromieniało draperie sukni, któ-re przypominały rozświetlone skrzydła, niosące nas w po-wietrzu. Z oddali, mrużąc oczy, przyglądały się nam upo-śledzone dzieci. Na przemian zaciskały i rozprostowywały swoje małe rączki, próbując ocenić odległość dzielącą nas od ziemi. Na ulicach kilkusetosobowy tłum pokazywał gwał-townymi gestami, że powinniśmy wracać. Widzowie bali się, że zanadto zbliżymy się do słońca.

Spojrzałem na nich z góry, rozpoznając wielu znajomych z miasteczka, przesłoniętych teraz lekką mgiełką, jak gdy-by stali na dnie szklanego jeziora. Moim prawdziwym kró-lestwem było jasne powietrze, wspólnota czasu i przestrze-ni, w której dzieliliśmy się ciałami z każdym fotonem. Ho-lując za sobą Miriam, wzbiłem się wyżej, na czysty niebo-skłon, by zabrać ją na wycieczkę po moim dominium. Jak gdyby stojąc w wagoniku niewidzialnego statku po-wietrznego, lecieliśmy ramię przy ramieniu ponad dacha-mi tego miasta, wśród dżungli -jaw strzępach kombinezo-nu lotniczego, Miriam w przepysznej sukni ślubnej. Miała otwarte oczy, choć sprawiała wrażenie uśpionej, ponieważ wpatrywała się we mnie jak rozradowana dziewczynka, przejęta dziwnym snem, w którym dane było jej przez chwilę oglądać pierwszą miłość. Miała zimne dłonie i poczułem, że chyba umarła, jej ciało spoczywa gdzieś daleko w dole, na ulicy, a ja odlatuję w dal z jej duszą.

Poszybowaliśmy nad wytwórnię, gdzie na trawiastych pasach startowych stały stare dwupłatowce. Tam zawróci-liśmy, obierając trajektorię, którą nadleciał nad Shepperton mój samolot. Resztę świata, czyli miasteczka w dolinie Ta-mizy, płynącą zakolami rzekę i widoczne w oddali ruchli-we autostrady, spowijało intensywne światło. Przelecieli-śmy nad pasażem handlowym, supermarketem i budynkiem poczty, potem nad parkiem i wiązami, aż dotarliśmy na pla-żę, w pobliżu której zatonęła cessna i gdzie zbudziłem się do swego drugiego życia.

Krążyliśmy nad wodą, a suknia Miriam wyglądała jak duch zatopionego samolotu. Obróciłem ją twarzą do mnie, ponieważ poczułem, że muszę wziąć ją w ramiona. Położy-ła ręce na moich poobijanych żebrach, nawet we śnie pró-bując złagodzić mój ból. Kiedy przyciągnąłem ją do piersi, wokół nas zadrżała aureola światła. Przycisnąłem Miriam do siebie i poczułem dreszcze na jej skórze. Jej twarz do-tknęła mojej, a wargi kobiety wbiły się w moje pokaleczo-ne usta.

Nasze uśmiechy połączyły się z sobą bez bólu. Chłodna skóra Miriam przeniknęła moją, przędza jej nerwów rozla-ła się rtęcią w moich nerwach, a fale jej tętnic zalewały ciepłem i uczuciem najdalsze zakamarki mojego ciała. Po-łączyła się ze mną, gdy się objęliśmy, jej żebra rozpuściły się w moich żebrach, jej ramiona stopiły się z moimi ra-mionami, a jej nogi i brzuch zniknęły w moim ciele. Po-chwa Miriam zacisnęła się na moim członku. Czułem w ustach jej język, czułem, że zębami chwyta moje zęby. Na-sze oczy połączyły się, a źrenice zespoliły się z sobą. Za-mglił się nam wzrok – chimeropodobna istota wyszlifowa-nymi jak ścianki brylantu oczami widziała tylko zwielo-krotnione obrazy.

Ale po chwili ujrzałem wszystko dokoła dwukrotnie sil-niejszym wzrokiem, patrzyłem bowiem zarówno swoimi, jak i jej oczami. W obu naszych głowach czułem nerwowe zawroty oraz zaufanie i miłość Miriam do mnie. Wszystkie kwiaty i liście w parku lśniły teraz jeszcze bardziej przeraź-liwą jasnością, przypominając las z podświetlonego szkła, wykonany przez mistrza jubilerskiego.

Szukałem jej w powietrzu, ale Miriam zniknęła, ulatu-jąc setkami drzwi mojego ciała. To ja byłem teraz ubrany w suknią ślubną. Czułem ciężar jej wielkiego trenu i draperii tiulowych, podobnych do skrzydeł cessny. Zwróciłem się tyłem do rzeki i poleciałem nad parkiem do centrum Shep-perton. Zawisłem tam nad dachem parkingu, wypełniając suknią rozjarzone słońcem powietrze i demonstrując mil-czącym ludziom na dole naszą jedność chimery. Kiedy przysiadłem na betonowym dachu, podbiegli do mnie David i Jamie. Chwycili drżący tren, żeby zatrzymać mnie na dachu niczym dziwny samolot, który zabłąkał się w przestrzeń powietrzną Shepperton. Stanąłem na krawę-dzi, pozwoliłem skrzydłom opaść i pomachałem uspokaja-jąco zebranym w dole tłumom. Wydawało mi się, że ich twarze powleka otępienie, jak gdyby nie potrafili pojąć tego, co widzą. Nawet ojciec Wingate, wachlujący się słomko-wym kapeluszem, był chyba zadziwiony, jakby rozdarty mię-dzy niewiarą a wiarą. Drogą błądziła pani St. Cloud, prze-patrując powietrze nad głową. Nie wiedzieć jak, niebo za-podziało gdzieś jej córkę.

Poczułem, że teraz jestem silniejszy, i upewniłem się, że nie tylko żyję, lecz nasyciłem się energią ducha i ciała Mi-riam. Miałem ochotę zatrzymać ją w sobie, jak księżniczkę zamkniętą we wściekłym zamczysku mojej duszy. Już się za nią stęskniłem. Wiedząc, że wokół są inni, których mogłem wchłonąć, by karmić się ich duchami, wkroczyłem na środek dachu. Rozpostarłem ramiona i wy-puściłem Miriam na rozslonecznione powietrze. Cofnęła się, unosząc z sobą suknię. Jej twarz kryła bla-dość głębokiego transu i głębokiego snu mojego ciała. Wi-dząc, że Miriam materializuje się, Jamie i David podbiegli, by ją powitać, a Rachel pomknęła za nimi z niewidomym uśmiechem na ustach. Dzieci wzięły ją za ręce. W dole eme-rytowany żołnierz zaczął wiwatować i wymachiwać laską. Jego głos chyba wszystkich obudził. Ludzie pospiesznie zsuwali się z dachów aut i zaczynali rozmawiać między sobą, zrozumiawszy, że pokaz latania dobiegł nareszcie końca. Przy schodach Miriam rzuciła mi przez ramię spojrze-nie, jak gdyby widziała mnie po raz pierwszy od początku naszego wspólnego lotu. Uśmiechnęła się i zrozumiałem, że uznaje moją władzę w powietrzu. Wciąż była blada, jak gdyby jej ciało umierało po trochu, opuszczając miastecz-ko.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Fabryka bezkresnych snów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fabryka bezkresnych snów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
James Ballard - La forêt de cristal
James Ballard
James Ballard - Le monde englouti
James Ballard
J. Ballard - Crash
J. Ballard
J. Ballard - Concrete island
J. Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
Karel Čapek - Fabryka Absolutu
Karel Čapek
J. Ballard - Hello America
J. Ballard
Отзывы о книге «Fabryka bezkresnych snów»

Обсуждение, отзывы о книге «Fabryka bezkresnych snów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x