– Ale dlaczego istnieje tylko jeden portret Zofii, na którym widać jej twarz? Grenville na pewno namalował ich więcej. Co się stało z resztą?
Nastąpiła mała przerwa, w trakcie której Joss i Pettifer spoglądali po sobie. Na Pettifera wypadło udzielić odpowiedzi, co zresztą zrobił z wielkim taktem.
– Wszystko przez starszą panią Bayliss. Była zazdrosna o Zofię, nie żeby znała choć cień prawdy, ale dlatego że Zofia była częścią drugiego życia pana komandora, dla którego pani Bayliss nie miała czasu.
– Chodzi ci o jego malowanie?
– Tak. Z Zofią nigdy nic jej nie łączyło, najwyżej chłodne „dzień dobry”, jeżeli przypadkiem spotkały się na mieście. Pan komandor wiedział o tym i nie chciał jej martwić, dlatego rozsprzedał wszystkie portrety Zofii… no, z wyjątkiem tego, który znaleźliście. Wiedzieliśmy z Jossem, że on gdzieś tu musi być. Kiedyś spędziliśmy cały dzień na poszukiwaniach, ale nic nie znaleźliśmy.
– A co zrobilibyście, gdybyście go znaleźli?
– Nic. Po prostu nie chcieliśmy, aby znalazł go ktokolwiek inny.
– Nie rozumiem, dlaczego to było takie ważne.
– Grenville nie chciał, aby ktokolwiek wiedział o jego związku z Zofią – wyjaśnił Joss. – Nie dlatego, żeby się tego wstydził, bo bardzo ją kochał. Gdyby umarł, nie miałoby to już znaczenia. Ale żyje, jest człowiekiem dumnym i postępującym według pewnych zasad moralnych. Możemy je uważać za staroświeckie, jednak są to wciąż jego zasady. Czy to ci coś wyjaśnia?
– Myślę, że tak.
– Dzisiejszej młodzieży – wymówił z trudnością Pettifer – wydaje się, że to ona wymyśliła swobodę obyczajów. W tej dziedzinie nie ma nic nowego pod słońcem, tylko że za czasów młodości pana komandora robiło się to bardziej dyskretnie.
Zgodziliśmy się z tym bez oporów. Tu wtrącił się Joss.
– Odbiegliśmy trochę od tematu. Pettifer zaczął mówić o Eliocie…
Pettifer spróbował się skupić.
– Więc tak. Eliot wtargnął jak burza do salonu i ustawił ten portret nad kominkiem, obok tego drugiego, który przedtem tam wisiał. Pan komandor nie powiedział ani słowa, tylko się przyglądał. Wtedy Eliot zapytał:,, Co to ma wspólnego z Jossem Gardnerem?” I pan komandor powiedział mu wszystko. Całą prawdę, ale spokojnie, z godnością. Pani Rogerowa też tam była i mało jej szlag nie trafił. Krzyczała, że przez te wszystkie lata pan komandor ich oszukiwał, utrzymując Eliota w przekonaniu, że jest jego jedynym wnukiem i odziedziczy Boscarvę po jego śmierci. Pan komandor stwierdził, że nigdy nic takiego nie mówił, że to były tylko domysły i dzielenie skóry na żywym niedźwiedziu. Wtedy Eliot powiedział chłodno: „Może więc teraz będziemy mogli poznać twoje plany?” Na to pan komandor odpowiedział mu, że jego plany to jego sprawa, i miał rację!
Triumfalnej nucie tych słów towarzyszyło uderzenie pięści Pettifera w stół kuchenny.
– I co wtedy zrobił Eliot?
– Eliot stwierdził, że w takim razie umywa ręce od wszystkiego… miał na myśli całą rodzinę. Że też ma swoje plany i cieszy się, że się nas pozbędzie. Zabrał trochę papierów do teczki, nałożył płaszcz, gwizdnął na psa i wyszedł. Słyszałem, jak wyjeżdżał samochodem, i tak się to skończyło.
– Dokąd mógł pojechać?
– Przypuszczam, że do High Cross.
– A Mollie?
– Rozpłakała się, próbowała zatrzymać go, „żeby nie zrobił jakiegoś głupstwa”, jak mówiła. Błagała go, żeby został. Zrzucała winę na pana komandora. Ale oczywiście nic z tych rzeczy nie było w stanie zatrzymać Eliota. Jeżeli dorosły człowiek chce opuścić dom, to nie zatrzyma go nawet własna matka.
Na przemian targały mną smutek i sympatia dla Mollie.
– Gdzie ona jest teraz?
– Na górze, w swoim pokoju – odpowiedział Pettifer dosyć szorstko. – Kiedy zaniosłem jej tacę z podwieczorkiem, widziałem, że siedzi przy swojej toaletce jak kamienna figura.
Cieszyłam się, że nie było mnie przy tym wszystkim. To brzmiało zbyt dramatycznie. Biedna Mollie.
– Pójdę na górę i pomówię z nią – zaproponowałam.
– A ja – dopowiedział Joss – pójdę do Grenville’a.
– Powiedz mu, że za chwilę tam przyjdę. Joss uśmiechnął się.
– Poczekamy na ciebie – obiecał.
Zastałam Mollie bladą i zalaną łzami, siedzącą przy ozdobnej toaletce. To też była cecha jej charakteru, bo nawet najcięższe zmartwienie nie byłoby w stanie skłonić Mollie do rzucenia się na łóżko – przecież narzuta mogłaby się pognieść! Kiedy weszłam do jej pokoju, podniosła głowę i w potrójnym lustrze ukazały się trzy jej odbicia. Po raz pierwszy, odkąd ją widziałam, wyglądała na swój wiek.
– Czy dobrze się czujesz? – spytałam. Patrzyła w ziemię, zwijając w palcach pomiętą chusteczkę. Podeszłam do niej. – Pettifer wszystko mi opowiedział. Tak mi przykro!
– To była taka potworna nieuczciwość. Grenville nigdy nie lubił Eliota, miał do niego jakieś dziwne pretensje. Oczywiście teraz już wiemy dlaczego. Zawsze próbował kierować życiem Eliota, wtrącać się między mnie a niego. Cokolwiek zrobiłam dla Eliota, wszystko było złe.
Przyklękłam koło niej i otoczyłam ją ramieniem.
– Jestem przekonana, że chciał jak najlepiej. Czy nie mogłabyś spróbować w to uwierzyć?
– I nawet nie wiem, dokąd pojechał. Nie powiedział ani słowa. Nawet się nie pożegnał!
Zorientowałam się, że o wiele bardziej jest zmartwiona gwałtownym odjazdem Eliota niż rewelacjami dotyczącymi Jossa. To było nawet lepiej, gdyż byłam w stanie ją pocieszyć, jeśli chodziło o Eliota, natomiast niewiele mogłabym pomóc w sprawach dotyczących Jossa.
– Przypuszczam – zaczęłam ostrożnie – że Eliot mógł pojechać do Birmingham.
Spojrzała przerażona.
– Dlaczego do Birmingham?
– Eliot mówił mi kiedyś, że mieszka tam jakiś gość, który chce dać mu pracę. To coś związanego ze starymi samochodami. Wydawał się być tym zainteresowany.
– Ale ja nie mogłabym mieszkać w Birmingham!
– I wcale nie musisz. Eliot powinien zacząć żyć na własny rachunek. Daj mu szansę, aby samodzielnie pokierował swoim życiem.
– Ależ zawsze byliśmy razem!
– Więc może właśnie nadszedł czas, aby zacząć żyć oddzielnie. Masz swój dom w High Cross, a tam swój ogród i przyjaciół…
– Nie mogę opuścić Boscarvy, ani Andrei, ani Grenville’a…
– Owszem, możesz. Uważam, że Andrea powinna wrócić do Londynu, do swoich rodziców. Zrobiłaś dla niej wszystko, co mogłaś, ale tu nie jest dla niej miejsce. To, co się stało, stało się właśnie dlatego, że czuła się nieszczęśliwa i samotna. Jeśli zaś chodzi o Grenville’a – ja z nim zostanę!
W końcu zeszłam na dół, zabierając ze sobą tacę po podwieczorku. Zaniosłam ją do kuchni i postawiłam na stole. Pettifer siedział tam, czytając popołudniową gazetę, sponad której spojrzał na mnie, gdy wchodziłam.
– Co z nią? – zapytał.
– Już wszystko w porządku. Zgodziła się, że Andrea powinna wrócić do domu, do Londynu. A sama wyjedzie wtedy do High Cross.
– Zawsze tego chciała. A panienka co zrobi?, – Jeżeli nie masz nic przeciwko temu, zostanę tutaj. Przez twarz Pettifera przemknął lekki przebłysk satysfakcji, bliski osiągnięcia wyrazu pełnego zachwytu. Nie musiałam już mówić nic więcej. Zrozumieliśmy się doskonale.
Pettifer przewrócił stronę gazety.
– Oni są tam w salonie – oznajmił. – Czekają na panienkę! – Po czym skupił się nad lekturą sprawozdań z wyścigów.
Читать дальше