– Oczywiście, że nasza. Dobranoc, panie Tatcombe.
Eliot odprowadził go do drzwi.
Grenville z wysiłkiem usiadł z powrotem na swoim fotelu. Zakrył ręką oczy; widać było, że takie sceny mu nie służą.
– Czy dobrze się czujesz? – zapytałam.
– Tak, dobrze.
Gdybym mogła mu zaufać i przyznać się, że wiem o Zofii i o tym, że Joss jest jej wnukiem… Wiedziałam jednak, że gdyby ktoś miał coś na ten temat powiedzieć, tym kimś byłby on.
– Napijesz się?
– Nie.
Zostawiłam go więc w spokoju i zajęłam się układaniem poduszek na pogniecionej kanapie.
Upłynęło trochę czasu, zanim Eliot wrócił, dziwnie wesoły, jakby zapomniał już o kłótni z Grenville’em. Wziął swojego drinka i podnosząc szklankę w kierunku dziadka wzniósł toast.
– Na zdrowie!
– Sądzę, że wszyscy jesteśmy coś winni temu młodemu człowiekowi – zauważył Grenville. – Mam nadzieję, że będziemy mogli jakoś to załatwić.
– Nie przejmowałbym się zbytnio Morrisem – odparł luźno Eliot. – Wydaje mi się, że on da sobie ze wszystkim radę. A Pettifer prosił mnie, aby powiedzieć wam, że kolacja jest gotowa.
Jedliśmy sami we trójkę, gdyż Mollie siedziała przy Andrei. Doktor przybył w trakcie kolacji i Pettifer zaprowadził go na górę. Później usłyszeliśmy, jak w hallu mówił coś do Mollie, potem ona odprowadziła go do drzwi i przyszła do stołowego pokoju powtórzyć nam, co lekarz powiedział.
– Oczywiście jest w szoku. Dostała środek uspokajający, no i będzie musiała przez dzień, dwa poleżeć w łóżku.
Eliot podsunął jej krzesło, na które opadła, wyraźnie wyczerpana i roztrzęsiona.
– Pomyśleć tylko, coś takiego. Co ja powiem jej matce?
– Pomyślisz o tym jutro – uspokajał ją Eliot. – Dziś daj sobie spokój.
– To taka straszna historia. Przecież ona jest jeszcze dzieckiem, ma dopiero siedemnaście lat. Co ten Joss sobie myślał? Musiał być niepoczytalny!
– Przypuszczalnie był pijany – podsunął Eliot.
– Chyba tak, pijany i szalony.
Grenville i ja nie odezwaliśmy się ani słowem. Wytworzyła się między nami jakby zmowa milczenia, co nie oznaczało, że przebaczyłam Jossowi i puściłam w niepamięć to wszystko, co zrobił. Pewnie później Grenville wziąłby go na spytki i prawda wyszłaby na jaw. Ale do tego czasu przypuszczalnie byłabym już z powrotem w Londynie.
Na razie jednak byłam wciąż tutaj… Powoli zaczęłam obgryzać kiść winogron. To mogła być już moja ostatnia kolacja w Boscande i wcale nie byłam pewna, czy odpowiadałby mi taki stan rzeczy. Stałam teraz na rozdrożu i nie miałam pojęcia, w którą stronę powinnam pójść. Wkrótce jednak będę musiała się zdecydować.
Kiedy Eliot użył słowa „kompromis”, miało ono „letni” wydźwięk. Jednak po wydarzeniach dzisiejszego wieczoru słowo to nabrało solidnych podstaw, zabrzmiało bardziej rozsądnie i rzeczowo.
„Jesteś stworzona dla męża, domu i dzieci”.
Kiedy sięgnęłam po swój kieliszek wina, zauważyłam, że Eliot obserwuje mnie z drugiej strony stołu. Uśmiechał się, jakbyśmy to my byli w zmowie. Jego wyraz twarzy był zarówno tajemniczy, jak i triumfujący. Pewnie podczas gdy myślałam, że przypuszczalnie w końcu wyjdę za niego, on już wiedział, że przypuszczalnie to zrobię.
Przeszliśmy z powrotem do salonu. Siedzieliśmy wokół kominka popijając kawę, gdy zadzwonił telefon.
Sądziłam, że Eliot odbierze, ale siedząc głęboko w fotelu z gazetą i drinkiem, tak się ociągał, że w końcu telefon odebrał Pettifer. Słyszeliśmy, jak otwiera drzwi od kuchni i powoli człapie przez hall. Kiedy dzwonienie ustało, mimowolnie spojrzałam na zegar stojący na parapecie kominka. Dochodziła za kwadrans dziesiąta.
Trochę potrwało, aż zza uchylonych drzwi wyjrzała głowa Pettifera i światło lampy odbiło się w jego okularach.
– Kto dzwonił, Pettifer? – spytała Mollie.
– To do panny Rebeki.
– Do mnie? – Byłam zaskoczona. Eliot też się zdziwił.
– Kto może dzwonić do ciebie o tej porze?
– Nie mam pojęcia.
Idąc do telefonu, myślałam, że to może Maggie ma mi coś do zakomunikowania w związku z mieszkaniem. A może Stephen Forbes chciałby dowiedzieć się, kiedy mam zamiar wrócić do pracy. Czułam się winna wobec niego, gdyż powinnam była być z nim w kontakcie i dać mu znać, na kiedy planuję powrót do Londynu.
Siadłam na komodzie w hallu i podniosłam słuchawkę.
– Halo?
Usłyszałam piskliwy głos, który brzmiał, jakby dochodził z bardzo daleka.
– Ach, panno Bayliss, szliśmy ulicą, a on tam leżał… mój mąż powiedział… wnieśliśmy go do jego mieszkania… nie mamy pojęcia, co się stało. Był cały zalany krwią i ledwo mówił. Chcieliśmy wezwać lekarza… nie pozwolił. Boimy się zostawić go samego… ktoś powinien być przy nim… chociaż mówił, że nic mu nie będzie…
Musiałam być w tym momencie wyjątkowo tępa i ciężko myśląca, gdyż nie od razu skojarzyłam, że to pani Kernów dzwoni z budki telefonicznej na końcu Rybackiego Zaułka, aby zakomunikować mi, że coś złego przydarzyło się Jossowi.
Aż się dziwiłam, lecz i cieszyłam, że potrafię zachować całkowity spokój. Było to tak, jakbym z góry była przygotowana, że coś takiego może się wydarzyć, otrzymała wszystkie niezbędne dyspozycje i dobrze wiedziała, co mam robić. Nie miałam żadnych wątpliwości ani momentów wahania. Sprawa była całkiem prosta – musiałam pojechać do Jossa.
Poszłam na górę do swego pokoju, nałożyłam płaszcz, zapięłam go starannie i zeszłam na dół do hallu. Kluczyki od samochodu Mollie leżały tam, gdzie je zostawiłam – na mosiężnej tacy pośrodku stołu.
Kiedy je stamtąd brałam, otworzyły się drzwi od salonu i Eliot podszedł do mnie. Ani przez chwilę nie pomyślałam, że mógłby próbować mnie zatrzymać. Tak jak nie obawiałam się, że ktokolwiek lub cokolwiek mogłoby mnie w tym momencie zatrzymać.
Ponieważ zobaczył, że jestem w płaszczu, spytał:
– Dokąd się wybierasz?
– Do miasta.
– Kto to dzwonił?
– Pani Kernów.
– Czego chciała?
– Joss został ranny. Była z mężem u swojej siostry i wracali portową ulicą do domu, kiedy go znaleźli.
– I co z tego? – Mówił chłodnym tonem i bardzo cicho. Sądził, że mnie zastraszy, ale nic z tego nie wyszło.
– Pożyczam sobie samochód twojej mamy i jadę do niego.
Jego szczupła twarz stężała, a skóra napięła się na wystających kościach policzkowych.
– Zwariowałaś?
– Nie przypuszczam.
Ponieważ nie odpowiedział, włożyłam kluczyki do kieszeni i skierowałam się ku drzwiom. Eliot jednak był szybszy. W dwóch krokach wyprzedził mnie i stanął plecami do drzwi, trzymając rękę na klamce.
– Czy myślisz serio, że pozwolę ci jechać? – spytał słodziutkim głosem.
– Eliot, on jest ranny!
– No to co? Widziałaś, co zrobił Andrei. To łajdak, Rebeko, wiesz o tym dobrze. Jego babka była irlandzką dziwką, ojciec nie wiadomo kim, a on sam jest bezczelnym podrywaczem!
Te obraźliwe słowa, które miały mnie zaszokować, spłynęły po mnie jak woda po kaczce. Mój spokój jeszcze bardziej rozjuszył Eliota.
– Po co chcesz do niego jechać? W czym możesz mu pomóc? On wcale nie będzie ci wdzięczny za mieszanie się w jego sprawy, jeśli liczysz na jego wdzięczność. Zostaw go w spokoju, on nie należy do naszego świata, nie masz się co nim interesować!
Patrzyłam na niego, słuchałam go, ale nic z tego, co mówił, nie trafiało do mnie. Natomiast wiedziałam już na pewno, że koniec z niepewnością i niezdecydowaniem. Poczułam ulgę, jakby wielki ciężar spadł z moich ramion. Wciąż jeszcze byłam na rozdrożu, w moim życiu panował zamęt, ale jedno było już dla mnie aż nazbyt jasne: nigdy nie wyjdę za Eliota!
Читать дальше