Potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Belo-kiu-kiuni spotkała się z ich ambasadorką – mrówką o imieniu Dok-tor Li-ving-stone. Za ową dziwną mrówką ciągnęło się przezroczyste jelito, ale dało się z nią rozmawiać. Dyskusja trwała długo. Z początku kompletnie nie mogły się zrozumieć, obie jednak podzielały ten sam entuzjazm. Wydawało się, że mają sobie tyle do powiedzenia…
Wkrótce potem ludzie umieścili skrzynię pełną ziemi u ujścia szybu wentylacyjnego, a Matka, w tajemnicy przed innymi dziećmi, złożyła w nowym gnieździe jajeczka.
Ale Belo-o-kan Dwa stało się czymś więcej niż tylko miastem wojowniczek o zapachu skały – stało się Miastem-łącz-nikiem między światem mrówek a światem ludzi. Tam też na stałe zamieszkał Dok-tor Li-ving-stone (dość komiczne imię, mimo wszystko).
FRAGMENTY ROZMOWY: Fragmenty osiemnastej rozmowy z królową Belo-kiu-kiuni:
MRÓWKA: Koło? Zadziwiające, że nie wpadłyśmy na pomysł użycia koła. Pomyśleć tylko, że patrzyłyśmy na skarabeusze toczące kule, a żadna z nas nie wymyśliła koła.
CZŁOWIEK: W jaki sposób zamierzasz wykorzystać tę informację?
MRÓWKA: Na razie nie wiem.
Fragment pięćdziesiątej szóstej rozmowy z królową Belo-kiu-kiuni:
MRÓWKA: Brzmisz smutno.
CZŁOWIEK: Pewnie moje organy zapachowe są źle wyregulowane. Odkąd dodałem możliwość wyrażania emocji, mam problemy z maszyną.
MRÓWKA: Brzmisz smutno.
CZŁOWIEK…
MRÓWKA: Nie nadajesz?
CZŁOWIEK: To zapewne zwykły zbieg okoliczności, ale rzeczywiście jestem smutny. MRÓWKA: Co się dzieje?
CZŁOWIEK: Miałem samicę. U nas samce żyją długo, więc żyje się w parach – jeden samiec dla jednej samicy. Miałem samicę i straciłem ją kilka lat temu. Kochałem ją i nie umiem o niej zapomnieć.
MRÓWKA: Co oznacza „kochałem”?
CZŁOWIEK Może to, że mieliśmy te same zapachy…
Matka wspomina koniec czło-wie-ka Ed-mun-da. Nastąpiło to podczas pierwszej wojny z karłowatymi. Edmund chciał im pomóc. Wyszedł więc z podziemia. Niestety, jego doświadczenia z feromonami sprawiły, że był nimi całkowicie przesiąknięty. Nie podejrzewał, że idąc po lesie uchodzi za… mrówkę rudnicę. Gdy osy z sosny (z którymi mrówki były akurat w stanie wojny) rozpoznały jego zapachy – rzuciły się na niego i zamordowały, uważając, że jest Belokanijczykiem. Musiał być szczęśliwy, umierając. Nieco później Jonatan i jego wspólnota ponownie nawiązały kontakt.
Jonatan rozlewa jeszcze trochę pitnego miodu do szklanek nowo przybyłej trójki, która nie przestaje zarzucać go pytaniami.
– Więc Doktor Livingstone jest w stanie przekazać na górę nasze słowa?
– Tak, a nam pozwala zrozumieć ich rozmowy. Odpowiedzi pojawiają się na ekranie. Edmund rzeczywiście odniósł sukces!
– Ale o czym z nimi rozmawiał? O czym wy z nimi rozmawiacie?
– Hmm… Odkąd doświadczenie się udało, notatki Edmunda stają się nieco niejasne. Wygląda na to, że nie chciał już wszystkiego notować. Przypuszczam, że na początku opisywali się sobie nawzajem, każde z nich opisywało własny świat. W ten sposób dowiedzieliśmy się, że ich miasto nazywa się Be-1-o-kan i że stanowi trzon federacji złożonej z kilkuset milionów mrówek.
– Niewiarygodne!
– Następnie obie strony uznały, że jest jeszcze za wcześnie na to, żeby poinformować o wszystkim ich społeczności. Zawarli więc umowę gwarantującą zachowanie nawiązanego kontaktu w całkowitej tajemnicy.
– To dlatego Edmund tak nalegał, by Jonatan skonstruował te wszystkie gadżety – wtrąca jeden ze strażaków. – Nie chciał, żeby ludzie dowiedzieli się o wszystkim zbyt wcześnie. Z przerażeniem myślał o szkodach, które mogłaby wyrządzić telewizja, radio i prasa. Mrówki stałyby się modne! Oczami duszy widział reklamy, breloczki na klucze, podkoszulki, występy gwiazd rockowych… i wszystkie głupoty, które można zorganizować wokół takiego odkrycia.
– Ze swej strony, królowa Belo-kiu-kiuni uważała, że jej córki wkrótce zechciałyby walczyć z tymi groźnymi obcymi istotami – dodaje Lucie.
– Dwie cywilizacje jeszcze nie są gotowe, by się poznać i – przyznajmy otwarcie – by się zrozumieć… Mrówki nie są faszystkami ani anarchistkami, ani rojalistkami… Są mrówkami, a ich świat różni się od naszego. Zresztą na tym właśnie polega ich bogactwo.
Autorem tej pełnej przejęcia deklaracji jest komisarz Bil-sheim; zdecydowanie bardzo się zmienił od czasu opuszczenia powierzchni ziemi i… swojej szefowej – Solange Doumeng.
– Szkoła niemiecka i szkoła włoska są w błędzie – mówi Jonatan – gdyż próbują rozumieć mrówki z punktu widzenia ludzkiego. Analiza ta z natury rzeczy musi być ogólnikowa. To tak jakby one chciały zrozumieć nasze życie, porównując je do swojego. Rodzaj myrmekomorfizmu, w pewnym sensie… Tymczasem każda ich najmniejsza cecha charakterystyczna jest fascynująca. Nie rozumiemy Japończyków, Tybetańczyków czy Hindusów, lecz ich kultura, muzyka i filozofia są pasjonujące, nawet zdeformowane przez nasz zachodni umysł! Przyszłość Ziemi leży w krzyżowaniu ras – to jasne!
– Ale co mrówki mogą wnieść do naszej kultury? – dziwi się Augusta.
Jonatan nie odpowiada, lecz ruchem głowy daje znak Lucie – ta znika na kilka chwil i wraca z czymś, co przypomina słoik konfitur.
– Popatrzcie na to – prawdziwy skarb! Spadź mszycy. Spróbujcie!
Augusta zanurza ostrożnie palec w słoju.
– Hmm… bardzo słodkie… ale przepyszne! Zupełnie inny smak niż miód pszczeli.
– Widzisz! Nigdy nie zastanawiałaś się, czym się żywimy w tym podziemiu?
– Właściwie tak…
– Mrówki nas karmią swoją spadzią i mąką. Magazynują dla nas zapasy. Ale to jeszcze nie wszystko – naśladujemy ich technikę hodowli pieczarek.
Podnosi pokrywę wielkiej drewnianej skrzyni, gdzie na podłożu ze sfermentowanych liści rosną białe grzyby.
– Galin jest naszym specjalistą od grzybów.
Inspektor uśmiecha się skromnie.
– Muszę się jeszcze wiele nauczyć.
– Ale grzyby, miód… Musi wam jednak brakować protein.
– Proteinami zajmuje się Max.
Jeden ze strażaków wskazuje palcem na sufit.
– Zbieram tam owady, które mrówki wsadzają do małego pudełka po prawej stronie skrzyni. Gotujemy je, aż oddzielą się twarde skórki – reszta wygląda i smakuje jak małe krewetki.
– Wiecie, jeśli się człowiek postara, można tu żyć w pełnym komforcie – dodaje żandarm. – Prąd produkuje minicentrala atomowa, która będzie działać jeszcze przez najbliższe pięćset lat. Edmund zainstalował ją kilka dni po swoim pojawieniu się tutaj… Powietrze dostaje się tu przez szyby wentylacyjne, pożywienia dostarczają mrówki, a my na dodatek mamy pasjonujące zajęcie. Czujemy się jak pionierzy czegoś niezwykle ważnego dla ludzkości.
– Jesteśmy tu właściwie jak kosmonauci żyjący na stałe w stacji kosmicznej, którzy od czasu do czasu rozmawiają z istotami pozaziemskimi mieszkającymi po sąsiedzku.
Wszyscy się śmieją. Ogarnia ich fala dobrego humoru. Jonatan proponuje powrót do salonu.
– Wiecie, długo szukałem sposobu na to, by moi przyjaciele mogli żyć w moim najbliższym otoczeniu. Zakładałem już wspólnoty, komuny, domy wielorodzinne… Nigdy mi się nie udawało. W końcu doszedłem do wniosku, że jestem po prostu naiwnym utopistą, żeby nie powiedzieć – imbecylem. Ale tutaj… tutaj dzieją się rzeczy niesamowite. Jesteśmy zmuszeni do życia razem, do wzajemnego uzupełniania się, do wspólnego myślenia. Nie mamy wyboru: jeśli nie dojdziemy do porozumienia – umrzemy, gdyż stąd ucieczki nie ma. Tymczasem nie wiem, czy zawdzięczamy to odkryciu mojego wuja, czy też obserwowaniu zwyczajów żyjących ponad naszymi głowami mrówek – ale nasza wspólnota działa wspaniale!
Читать дальше