Petra Hammesfahr - Sefowa

Здесь есть возможность читать онлайн «Petra Hammesfahr - Sefowa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Sefowa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sefowa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Betty Theissen kieruje firmą budowlaną swojego teścia, od kiedy uległ on wypadkowi i znalazł się na wózku inwalidzkim. Młoda synowa z zaangażowaniem oddaje się pracy. Na drodze do szczęścia staje jednak jej własny mąż, Herbert Theissen, nadmiernie lubiący wesołe życie, drogie sportowe samochody, alkohol, młode śliczne dziewczęta i hazard.

Sefowa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sefowa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zatracił się w marzeniach, przyniósł buty, ale zostały one w ręku. Boso poszedł z powrotem na parking. Dopiero po dojściu do samochodu, kiedy mógł usiąść, założył znowu buty i skarpetki. Posiedział tak jeszcze przez kilka minut, nim zapalił silnik volvo i pozwolił autu powoli potoczyć się przez ciemny parking ku szosie. Na krótko przed wyjazdem na szosę ponownie się zatrzymał.

Na drodze nie było już prawie ruchu. Przepuścił trzy samochody, potem szosa zrobiła się zupełnie pusta. Tak więc nikt nie mógł obserwować, jak opuszczał to miejsce. Włączył reflektory i wyjechał.

Poczekamy jeszcze pół godziny, powiedział policjant, dodając, że nie spuści jej z oka. Podtekst był jak najbardziej przyjacielski, zdawał się naprawdę o nią troszczyć. A ona wyobraziła sobie, co by powiedział, gdyby go zawiozła do Herberta i poprosiła: – Byłby pan tak uprzejmy mi pomóc? Przecież dokładnie panu wyjaśniłam, czemu musi umrzeć.

Gdyby nie było to tak potworne, gdyby przeżycie Herberta nie oznaczało wyroku śmierci dla firmy, to mogłaby się z tego teraz pośmiać.

Z każdą minutą robiło się coraz potworniej. Bóle właściwie zupełnie zanikły, oprócz tępego, ale znośnego ucisku. Mogła znowu myśleć, szybko, pospiesznie, chaotycznie, jej myśli były jak splątany kłębek wełny, w którym nikt nie mógłby znaleźć początku nitki, a już z pewnością jej końca.

Wszystko na próżno?

Jednak zanim jeszcze upłynął ten termin, Thomas ją wyzwolił, uwolnił za jednym zamachem od wszelkich problemów. Kochany, dobry Thomas. Nie doceniła go. Odezwał się telefonicznie z drogi. Betty wręcz rzuciła się do telefonu, będąc w stanie wykrztusić jedynie bez tchu: – Tak? – Spodziewała się obcego głosu, który optymistycznym i zadowolonym tonem usunie jej grunt pod nogami.

Głos Thomasa coś jej odebrał. I to, co tam zostało jej odebrane, czujność, instynkt czy samoobrona, ulga porwała w jednej chwili ze sobą i usunęła z tego świata. Nie pomyślała o błędach, które mogły umknąć Thomasowi podczas jego akcji. Nie przedstawił jej szczegółowej relacji. Jednak niezwykła pewność, z jaką mówił, staranny dobór słów, które nawet w przysłuchującym się policjancie nie wzbudziłyby zdziwienia, oznaczały spolegliwość.

Georg Wassenberg obserwował ją w napięciu, sam zesztywniały w oczekiwaniu, miotany w tę i we w tę sprzecznymi uczuciami. Nie mógł sobie na poważnie życzyć, żeby jej mąż zginął. Ten człowiek nie zrobił mu nic złego. W porównaniu z nim miał tylko tę zaletę, że miał kobietę. Tę kobietę. Ale tak naprawdę nie życzył sobie śmierci Herberta Theissena. Była to tylko mała gra myśli.

Po krótkiej wskazówce: – To Thomas – słuchała przez kilka sekund, zamknąwszy oczy, tak jak to często czyniła z powodu bólu, i powiedziała tylko jedno słowo: – Dobrze.

Georg Wassenberg założył, że Lehnerer zapytał o jej samopoczucie. Tego, co Lehnerer mówił, nie był w stanie zrozumieć. Widział tylko, że zaczęła się uśmiechać, bolesnym uśmiechem, i słyszał jej odpowiedzi. Kilka razy „tak”, dwa razy „nie”. Potem powiedziała: – To miło z twojej strony. Naturalnie nie pójdę spać, nawet przez całą noc, jeśli to konieczne. Aż go znajdą.

Potem odłożyła słuchawkę, wzruszyła ramionami, cofnęła dolną wargę i potrząsnęła głową. Jasne było, co chce przez to powiedzieć, jak dotąd żadnych śladów. Raptem zaczęła sprawiać wrażenie zmęczonej, całkowicie wycieńczonej. Był zupełnie pewien, że teraz dopiero będzie obstawała przy tym, żeby wziąć udział w poszukiwaniach, ale wyszeptała jedynie: – Dokąd on mógł pojechać?

Kilka chwil w milczeniu, kilka głębokich oddechów. Była bardzo zadowolona i dokładnie wiedziała, że nie będzie umiała tego ukryć, wykorzystała więc zmianę nastroju. Harmonizowało to z odgrywaną przez nią rolą, rolą nieprzekonanej żony. – Po prostu w to nie wierzę – powiedziała. – I zobaczy pan, że mam rację. Owszem, miałby parę powodów, by to uczynić. Tak jak to przedstawił lekarz, w tym momencie mnie to rzeczywiście nieco zaszokowało. Ale…

Jeszcze jedno potrząśnięcie głową, bardzo energiczne. – Nie, naprawdę nie mogę sobie tego wyobrazić. Do tego potrzeba sporej odwagi, a on jest z natury tchórzliwy. Pewnie pojechał do jednej z tych swoich przyjaciółeczek, żeby go pocieszyła i odespać rausz. A jutro się tu zjawi, jak gdyby nigdy nic.

Uśmiechnęła się do niego, jakby chciała go przeprosić, że musi u niej tracić swój cenny czas zupełnie na próżno. – Thomas obleciał z pół tuzina barów i kilka dziewcząt – powiedziała. – Ja nie byłabym w stanie podać pana kolegom nawet kilku imion. To śmieszne. Osiemnaście lat jest się żoną człowieka, sądzi się, że się go dobrze zna. Ale gdzie się szwendał przez ostatnich kilka lat, tego się nie wie. Pomijając tylko może kilka kasyn. Po prostu przestało mnie interesować, po co wsiada do samochodu, jeśli pod względem finansowym nie przekraczał pewnych granic. Czy w pana wypadku też tak było?

– Mniej więcej – powiedział. Sonia nie wydawała jego pieniędzy, dostawała ich dostatecznie dużo od swojego ojca. Nawet jeszcze i teraz. A on nigdy nie był uzależniony od Soni.

Jeśli nie tylko własna egzystencja, ale jeszcze byt sześćdziesięciu pięciu robotników i pracowników były zagrożone przez tego człowieka, to było to z pewnością dostateczne uzasadnienie dla kolejnego jej zdania: – Może nie powinnam porzucać nadziei. Istnieje przecież minimalna szansa, że tym razem było to coś więcej niż puste słowa. Mój teść pokryłby koszty pogrzebu, jestem o tym przekonana.

Uśmiechnęła się przy tym. Zdumiewające, jak wiele istniało rodzajów uśmiechu. Ten, któremu towarzyszyły przeskakujące między nimi skry, z kuchni, pełen cierpienia, w którym dała ujście swojej rozpaczy. Teraz jej uśmiech był ironiczny i tak samo intensywny, jak jaskrawo świecąca lampa sygnalizacyjna. Sygnalizowała mu: – Dokładnie wiesz, że nie myślę tego, co mówię. Że staram się tylko uspokoić.

Naturalnie, że o tym wiedział, wiedział o tym od początku tego wieczora. Ale jej uśmiech coś w nim budził, kazał mu całkowicie zapomnieć o tym, jak to jest, kiedy się stoi przed ławką w parku. Przed osuniętą, podtrzymywaną jedynie przez stryczek kupką nieszczęścia, która niegdyś była człowiekiem. I przy tym ta wściekłość. Ta obłędna wściekłość skierowana ku temu, kto za to odpowiadał.

W przypadku pierwszych dwóch ofiar seryjnego mordu był osobiście na miejscu zdarzenia. I już przy drugim obawiał się, że nie będzie to ostatni taki wypadek. Że krąży w okolicy ktoś, kto nieważne z jakich tam powodów wbił sobie do głowy, iż należy trzebić „mało wartościowe” życie. Sformułował to tak jeden z jego kolegów, kierując w ten sposób podejrzenia w określoną stronę.

Jak dotąd podejrzenia te nie znalazły potwierdzenia, pewne rzeczy przemawiały nawet przeciw tym argumentom. Brakowało śladów brutalnej przemocy wobec ofiar, śladów pobicia, kopania. Więzy na rękach i nogach nie były szczególnie mocno zaciągnięte. Przy użyciu niewielkiej siły i zręczności dorosły mężczyzna mógłby się z nich z pewnością uwolnić.

Ale na to, by zastosować szczególną obronę czy inne akcje, ofiary były zbyt pijane. Pełne aż po kołnierzyk, jak wyraził to lekarz sądowy. I to nie jakiegoś taniego cienkusza, ale wyszukanych trunków. Odpowiednie butelki jego koledzy odkryli w koszach na śmieci w pobliżu ławek. W przypadku jak na razie ostatniej ofiary, Jensa-Dietera Rasche, nie była to butelka, ale kamienny dzbanek. Irlandzka whisky Tullamore Dew!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Sefowa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sefowa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Peter Geye - Safe from the Sea
Peter Geye
Peter Baxter - SAAF's Border War
Peter Baxter
Petra Reichert - Angst?
Petra Reichert
Petra Reichert - Gedankenspuk?
Petra Reichert
Petra Vetter - Meermädchen
Petra Vetter
Petra Gabriel - Tod eines Clowns
Petra Gabriel
Petra Häußer - Heimatstadt
Petra Häußer
Отзывы о книге «Sefowa»

Обсуждение, отзывы о книге «Sefowa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x