Mario Llosa - Rozmowa w „Katedrze”

Здесь есть возможность читать онлайн «Mario Llosa - Rozmowa w „Katedrze”» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Rozmowa w „Katedrze”: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rozmowa w „Katedrze”»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

"Rozmowa w Katedrze" to niezwykła historia ludzi żyjących w Peru, w latach 50., w czasie dyktatury wojskowej, której przywódcą był generał Manuel Apolinario Odría.Akcja książki rozgrywa się na kilku płaszczyznach ujawniających kulisy i mechanizmy władzy dyktatora jak i jej wpływ na życie zwykłych ludzi. W popularnym barze o znaczącej nazwie Katedraa spotykają się Santiago Zavala, który wyrwał się spod władzy lojalnego wobec rządu ojca, Ambrosio człowiek ze społecznych nizin, znajomy Cayo Bemudeza bliskiego współpracownika prezydenta. Rozmowa, uznawana jest za najważniejsze dzieło Vargasa Llosy. Sam Autor mówi o niej w ten sposób: żadna inna powieść nie przysporzyła mi tak wiele trudu. Dlatego gdybym musiał kiedyś uratować coś z pożaru, wyniósłbym właśnie tę książkę.

Rozmowa w „Katedrze” — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rozmowa w „Katedrze”», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Weszła do łazienki, zamknęła się, odetchnęła zaniepokojona. Co to znaczy, co to za zabawa, co oni sobie myślą? Spojrzała do lustra nad umywalką; na jej mocno umalowanej twarzy widać było jeszcze niepewność, zmieszanie, strach. Dla niepoznaki puściła wodę z kranu, przysiadła na brzegu wanny. Więc Muza z nim, więc on ją tu ściągnął po to żeby, więc Muza wiedziała, że? Zdawało jej się, że ktoś ją śledzi przez dziurkę od klucza, i podeszła do drzwi, przyklękła i spojrzała przez maleńki otwór: kawałek dywanu, ciemność. Muszę już iść, panie Śmierdzielu, panie Cayo Gównocidotego, muszę iść, pani Muzo. Była wściekła, zmieszana, upokorzona, chciało jej się śmiać. Jeszcze przez chwilę nie otwierała drzwi, dreptała na palcach po białych płytkach w niebieskawym świetle fluoryzującej rury i starała się uporządkować włosy, ale tylko jeszcze bardziej się potargała. Pociągnęła za łańcuszek, nabrała oddechu i wyszła. Tamta leżała w poprzek na łóżku i Queta w pewnej chwili poczuła, że bawi ją widok tej nieruchomej postaci o białej skórze kontrastującej z czarną błyszczącą narzutą. Ale kobieta już podniosła wzrok. Patrzyła na nią leniwie, mierzyła ją spojrzeniem powoli, miękko, bez uśmiechu i bez złości. Spojrzeniem zaciekawionym i zarazem płynącym z głębokiego namysłu, który krył się za pijacką ruchliwością źrenic.

– Co ja tu właściwie robię, niech mi pani powie – powiedziała w nagłym odruchu i zdecydowanym krokiem podeszła do łóżka.

– Patrzcie ją, jeszcze się złości, tylko tego brakuje – Muza wyzbyła się powagi, a jej rozbiegane oczy patrzyły na nią z rozbawieniem.

– Nie złoszczę się, tylko nic nie rozumiem – z różnych stron, z boków, z tyłu, z góry atakowały ją, odbijały ją wszystkie te lustra. – Proszę mi powiedzieć, po co mnie tu sprowadzono.

– Przestań udawać głupią i mów mi po imieniu – szepnęła kobieta; przesunęła się kawałek dalej, kurcząc się i wyciągając, jak dżdżownica, i Queta spostrzegła, że już jest bez pantofli, w jakimś momencie mignęły poprzez pończochy lakierowane paznokcie stóp. – Wiesz, jak się nazywam, jestem Hortensja. No usiądź tutaj, przestań się wygłupiać.

Mówiła bez nienawiści i bez życzliwości, pijackim głosem, dalekim i spokojnym, i ciągle na nią patrzyła, teraz już badawczo. Jakby mnie taksowała, pomyślała Queta z zawrotem głowy, jak gdyby chciała, żeby. Zawahała się, a potem usiadła na brzegu łóżka, całe ciało miała napięte. Hortensja oparła głowę na dłoni, leżała swobodna i rozluźniona.

– Doskonale wiesz po co – powiedziała bez gniewu, bez goryczy, z nutką kpiącej zmysłowości w leniwym brzmieniu głosu, i w jej oczach pojawił się ni stąd, ni zowąd jakiś nowy wyraz, który starała się ukryć, a Queta pomyślała: co takiego? Oczy miała wielkie, zielone, a rzęsy, chyba naturalne, kładły się cieniem na jej powiekach, jej usta były pełne i wilgotne, szyja gładka i prężna, o ledwo widocznych błękitnych żyłkach. Queta nie wiedziała, co o tym myśleć, co powiedzieć: co takiego? Hortensja przechyliła się do tyłu, śmiała się, jakby nie mogła się powstrzymać, zakryła twarz ramieniem, przeciągnęła się z pewnego rodzaju pożądliwością i nagle wysunąwszy rękę złapała dłoń Quety: ty aż za dobrze wiesz, po co. Jak każdy z moich klientów, pomyślała ze zdziwieniem i nawet nie drgnęła, jakby i ona też, pomyślała spoglądając na białe palce o krwawoczerwonych paznokciach dotykające jej matowego ramienia, i teraz Hortensja wpatrywała się w nią z całą mocą, wyzywająco, już nie udawała.

– Lepiej sobie pójdę – usłyszała własny głos, zająkliwy, cichy, osłupiały. – Pani na pewno chce, żebym poszła, prawda?

– Coś ci powiem – nie puszczała jej ręki, przysunęła się do niej, głos jej stał się słabszy i Queta czuła jej oddech. – Byłam w rozpaczy, bo myślałam, że jesteś stara, brzydka, że będziesz brudna.

– Pani chce, żebym wyszła? – wybełkotała Queta głupio, dysząc ciężko, pamiętając o tych lustrach. – Więc przysłano po mnie po to, żeby?

– Ale nie jesteś – szepnęła Hortensja i przysunęła twarz jeszcze bliżej, a Queta zobaczyła przeogromną radość w jej oczach i ruch warg, które zdawały się parować z gorąca. – Jesteś śliczna i młoda. I czyściutka.

Wyciągnęła drugą rękę i ujęła drugie ramię Quety. Patrzyła na nią bezwstydnie, kpiąco, przegięła się i usiadła, mruczała musisz mnie nauczyć, upadła na plecy i patrzyła na nią z dołu szeroko rozwartymi, radosnymi oczami, uśmiechała się i paplała mówże mi wreszcie po imieniu, przecież jak będą ze sobą spały, to nie będzie jej mówiła proszę pani, no nie? nie wypuszczała jej ramienia, delikatnie ciągnęła ją ku sobie, aż Queta pochyliła się i upadła obok niej. Nauczyć cię? myślała Queta, ja mam ciebie uczyć? z coraz mniejszymi oporami, już bez zażenowania, już ze śmiechem.

– No proszę – odezwał się za jej plecami rozkazujący głos, który z wolna zaczynał nabierać życia. – Wygląda na to, żeście się zaprzyjaźniły.

Obudził go dojmujący głód; głowa już nie bolała, ale czuł kłucie w plecach i skurcz mięśni. Pokój był mały, zimny i goły, okna wychodziły na podcienia z kolumnami, przechodziły tamtędy zakonnice i pielęgniarki. Przyniesiono mu śniadanie i rzucił się na jedzenie.

– Żeby tylko panu nie zaszkodziło – powiedziała pielęgniarka. – Może jeszcze chleba?

– I kawy z mlekiem, jeżeli można – powiedział Santiago. – Nie miałem nic w ustach od wczoraj.

Pielęgniarka przyniosła mu jeszcze jedno całe śniadanie i została w pokoju, przyglądając się, jak je. To właśnie ona tam była, Zavalita: taka ciemna, schludna i młoda w swoim nieposzlakowanym białym stroju, w białych pończochach, w nakrochmalonym czepku na krótkiej chłopięcej czuprynie, szczuplutka jak niteczka, smukłonoga, gdy tak stała przy jego łóżku i uśmiechała się do niego żarłocznymi ząbkami.

– Więc pan jest dziennikarzem? – oczy miała żywe i bezczelne, a przy tym układny kpiący głosik. – Jak to się stało, żeście się wyłożyli?

– Anna – mówi Santiago. – Tak, bardzo młoda. O pięć lat młodsza ode mnie.

– Po takim wstrząsie człowiek może na całe życie zostać idiotą, nawet jeżeli nic sobie nie złamał – roześmiała się pielęgniarka. – Dlatego wzięli pana na obserwację.

– Niech mnie pani nie straszy – powiedział Santiago. – Raczej powinna mnie pani podnosić na duchu.

– Pan się wzdryga na samą myśl o ojcostwie? dlaczego? – mówi Ambrosio. – Gdyby tak wszyscy myśleli, w Peru niedługo nie byłoby ludzi, paniczu.

– Więc pan pracuje w „Kronice”? – powtórzyła; stała z jedną ręką na klamce, jakby już miała wyjść, ale od pięciu minut nie ruszała się z miejsca. – Dziennikarstwo to musi być okropnie ciekawa praca, nie?

– Chociaż, muszę się panu przyznać, ja też byłem zgnębiony, jak się dowiedziałem, że będę ojcem – mówi Ambrosio. – Ale potem człowiek się przyzwyczaja, paniczu.

– Owszem, ciekawa, tylko że ma swoje ciemne strony, w każdej chwili można sobie rozwalić łeb – powiedział Santiago. – Mam do pani prośbę. Czy nie udałoby się kogoś posłać po papierosy?

– Chorym nie wolno palić, zabronione – powiedziała. – Musi pan jakoś wytrzymać. Tym lepiej dla pana, nie zatruwa pan organizmu.

– Umieram z tęsknoty za papierosem – powiedział Santiago. – Niech pani nie będzie taka niedobra. Proszę mi zdobyć chociaż jednego.

– A pana małżonka co o tym myśli? – mówi Ambrosio. – Bo ona na pewno chce mieć dziecko, na pewno. Kobiety zawsze chcą być mamusiami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Rozmowa w „Katedrze”»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rozmowa w „Katedrze”» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Rozmowa w „Katedrze”»

Обсуждение, отзывы о книге «Rozmowa w „Katedrze”» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x