– Dobrze usłyszeć twój głos.
– Twój też – odparłam o wiele za szybko. – Jak się masz?
– Dobrze, dobrze. Otworzyłem wreszcie knajpę i…
– Wiem, wszędzie o niej czytam. Gratulacje! To wielki sukces i uważam, że to po prostu niesamowite! – Umierałam z ciekawości, jak zdołał wszystko tak szybko przeprowadzić, ale nie zamierzałam ryzykować zadawania tysięcy irytujących pytań.
– Tak, dzięki. Więc słuchaj, trochę mnie czas goni, ale chciałem zadzwonić i…
Och. Mówił tonem kogoś, kto ruszył z miejsca, najprawdopodobniej ma nową dziewczynę, która spełnia się w pożytecznej pracy, polegającej na niesieniu pomocy innym… kogoś, kto nie nosi powyciąganych, zaplamionych spodni od dresu, ale w mieszkaniu zawsze relaksuje się w uroczej jedwabnej piżamie. Kogoś, kto…
– …i zapytać, czy zjesz dziś ze mną kolację?
Czekałam, chcąc mieć pewność, czy dobrze słyszałam, ale w końcu żadne z nas niczego więcej nie powiedziało.
– Kolację? – zaryzykowałam niepewnie. – Dzisiaj?
– Pewnie masz jakieś plany, prawda? Przepraszam, że dzwonię w ostatniej chwili, po prostu…
– Nie, żadnych planów – wykrzyknęłam, zanim zdążył zmienić zdanie. Nie miałam szansy rozegrać tego na chłodno, ale nagle nie wydawało się to ważne. Odkąd rzuciłam Kelly & Company nie opuściłam żadnego brunchu ani żadnej czwartkowej kolacji, więc Will będzie po prostu musiał zrozumieć, że dziś się wymówię. – Zdecydowanie mogę zjeść kolację.
Po jego głosie usłyszałam, że się uśmiecha.
– Świetnie. Może wpadnę po ciebie koło siódmej? Wypilibyśmy po drinku gdzieś w okolicy, a potem chciałbym cię zabrać do restauracji. Jeżeli to brzmi dość dobrze…
– Dobrze? Brzmi idealnie, po prostu idealnie – zawołałam entuzjastycznie. – Siódma? W takim razie do zobaczenia – rzuciłam i zamknęłam telefon, zanim zdążyłam powiedzieć choć słowo więcej, które mogłoby to spieprzyć. Przeznaczenie. Absolutnie, stanowczo, bezsprzecznie to przeznaczenie skłoniło Sammy'ego, żeby zadzwonić w moje urodziny; znak, że zdecydowanie przeznaczone było nam być ze sobą na wieki. Rozważałam, czy powiedzieć Sammy'emu, że skończyłam tego dnia dwadzieścia osiem lat, kiedy dotarło do mnie, że zobaczę go wieczorem.
Przygotowywałam się jak w gorączce. Zadzwoniłam do Willa z taksówki, jadąc do domu, błagając go o wybaczenie, ale tylko się roześmiał i stwierdził, że z przyjemnością przełoży spotkanie, jeśli to oznacza, że w końcu wychodzę z chłopakiem. Popędziłam do gabinetu za rogiem na szybki manikiur i pedikiur, a potem wydałam dziesięć dolarów na dziesięciominutowy masaż na siedząco, żeby spróbować się odprężyć. Penelope przejęła obowiązki stylistki i przyniosła rozmaite części stroju, w tym trzy sukienki i wyszywany paciorkami w skomplikowany wzór top, dwie pary butów, cztery torebki i cały zapas biżuterii, który został ostatnio uzupełniony przez jej rodziców w próbie ulżenia jej żałobie. Podrzuciła to wszystko i wyszła, zamierzając spędzić wieczór z Michaelem i Megu i zaczekać na moją relację. Modliłam się, żeby było co relacjonować. Przymierzyłam rzeczy, a potem z nich zrezygnowałam, w szaleńczym tempie uporządkowałam mieszkanie, tańczyłam do We Belong Pat Benatar z Millington w ramionach i wreszcie usiadłam skromnie na sofie, by czekać na przybycie Sammy'ego – dokładnie godzinę przed czasem.
Kiedy Seamus zadzwonił domofonem, że mam gościa, myślałam, że przestanę oddychać. Sammy stanął w moich drzwiach chwilę później. Nigdy nie wyglądał lepiej. Miał na sobie zestaw „koszula i marynarka bez krawata”, który sprawiał wrażenie modnego i wyrafinowanego bez przesadnego nacisku, i zauważyłam, że zapuścił włosy do tej idealnej długości, gdy nie są ani naprawdę krótkie, ani długie – długość Hugh Granta, jeśli musiałabym sprecyzować. Kiedy pochylił się, by pocałować mnie w policzek, pachniał mydłem i miętą i gdybym kurczowo nie trzymała się framugi, z pewnością bym padła.
– Naprawdę wspaniale cię widzieć, Bette – powiedział, biorąc mnie za rękę i prowadząc w stronę windy. Szłam lekko w pożyczonych sandałach D &G, czułam się ładna i kobieca w spódnicy do kolan i lekkim kaszmirowym sweterku, który odsłaniał dokładnie odpowiednią ilość rowka między piersiami. Było tak, jak zawsze opowiadały wszystkie harlequiny: chociaż minęły miesiące, odkąd się ostatnio widzieliśmy, miałam wrażenie, że upłynęła ledwie chwila.
– Ciebie też – zdołałam odpowiedzieć, zachwycona samą tylko możliwością spoglądania przez cały wieczór na jego profil.
Zaprowadził mnie do czarującego baru z winem w sąsiedztwie, trzy przecznice na zachód, gdzie usiedliśmy przy stoliku z tyłu i natychmiast zaczęliśmy rozmawiać. Z zachwytem stwierdziłam, że właściwie wcale się nie zmienił.
– Powiedz, co u ciebie – odezwał się, sącząc syrah, które zamówił ze znawstwem. – Co porabiałaś?
– Nie, nie, nie ma mowy. To nie ja mam do przekazania ekscytujące nowiny – powiedziałam. Czy to nie było niedopowiedzenie stulecia? – Czytałam chyba każde słowo, które o tobie napisali i wszystko brzmi fantastycznie!
– Tak, cóż, miałem szczęście. Wielkie szczęście. – Od-kaszlnął. Miał trochę niepewną minę. – Bette, ja, ee, muszę ci coś powiedzieć.
O Chryste. Nie ma możliwości, żeby coś takiego to był dobry znak, żadnych. Zbeształam się za swój przedwczesny entuzjazm, za przekonanie, że ten telefon – i to w moje urodziny – oznaczał coś więcej niż fakt, że Sammy był przyjacielski i spełniał obietnicę daną starej znajomej. To te cholerne harlequiny – to one stanowiły problem. Przysięgłam sobie natychmiast rzucić te nędzne czytadła, ponieważ to one pozwoliły mi mieć kompletnie nierozsądne oczekiwania. Bo Dominick albo Enrique nigdy nie mówili „muszę ci coś powiedzieć”, dopóki nie poprosili kobiet swoich marzeń, żeby za nich wyszły. To zdecydowanie była kwestia mężczyzny, który ma obwieścić, że jest zakochany – ale nie we mnie. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie, jak zniosę nawet pół złej wieści.
– Och, naprawdę? – zdołałam wydusić, krzyżując ręce na piersi w nieświadomym wysiłku stworzenia fizycznej bariery, która ochroni mnie przed nowiną. – Co takiego?
Znów rzucił mi dziwne spojrzenie i w tym właśnie momencie przerwał nam kelner, który położył przed Sammym rachunek.
– Przepraszam, że was poganiam, ale zamykamy teraz przed prywatną imprezą. Przyjdę, kiedy tylko będziecie gotowi.
Chciało mi się krzyczeć. Już sam fakt, że muszę wysłuchać, jak to Sammy zakochał się w modelce reklamującej kostiumy kąpielowe skrzyżowanej z Matką Teresą był wystarczająco trudny – czy naprawdę musiałam zaczekać, by to usłyszeć? Najwyraźniej tak. Czekałam, podczas gdy Sammy szukał w portfelu dokładnie odliczonej należności, a potem znów czekałam, kiedy pobiegł do toalety. Dalsze czekanie, na taksówkę na dworze, poprzedziło kolejne czekanie, kiedy Sammy i taksówkarz omawiali najlepszy dojazd do Sevi. Wyruszyliśmy wreszcie do restauracji, ale musiałam dalej czekać, bo chociaż Sammy wylewnie mnie przeprosił, nie przestał odbierać komórki. Trochę do niej pomruczał i wydał parę potakujących chrząknięć, a w pewnym momencie powiedział „tak”, poza tym jednak niczego nie wyjaśnił i czując, jak zapada mi się żołądek, wiedziałam, że rozmawia z Nią. Gdy wreszcie wyłączył telefon, odwróciłam się do niego, spojrzałam mu prosto w oczy i zapytałam:
– Co takiego miałeś mi wcześniej powiedzieć?
Читать дальше