– Brzmi miło, Pen, naprawdę, ale Will mówił coś o kolacji w sobotę. Pójdziemy do jakiegoś dobrego miejsca, nie pamiętam dokąd. Chcesz dołączyć?
Rozmawiałyśmy, dopóki nie pojawiło się jedzenie, i zdołałam dowlec swoją z minuty na minutę szerszą pupę do kuchennego stołu w maleńkiej kuchence na czas żucia. Kiedy nakładałyśmy wielkie aromatyczne kawałki kurczaka na talerze z ryżem, pomyślałam, jak będę tęskniła za Penelope. Fakt, że jest w pobliżu, stanowił wielką pociechę i, co ważniejsze, układy między nami wróciły wreszcie do normy. Obserwowałam ją, gdy wywijała widelcem dla podkreślenia zabawnej historyjki, którą opowiadała, a potem wstałam i ją uściskałam.
– A to za co? – zapytała.
– Po prostu będę za tobą tęskniła, Pen. Strasznie będę za tobą tęskniła.
– Dzięki, dziewczyny. Naprawdę jesteście najlepsze – powiedziałam, ściskając je wszystkie, otaczające mnie kołem. Podczas naszej specjalnej urodzinowej sesji spotkałyśmy się, żeby zjeść tort i zbiorowo strzelić sobie lufkę. Mój urodzinowy tort był z musem z białej czekolady, a na towarzyszący mu alkohol wybrały staroświecką wódkę z cytryną, do tego kostki cukru i cytryna w plasterkach. Po naszej miniuroczystości byłam lekko wstawiona i w dobrym humorze, który jeszcze się poprawił, gdy zaprezentowały mi bon upominkowy do Bamesa & Noble'a na sto dolarów.
– Baw się dobrze na kolacji! – zawołała za mną Vika. – Zadzwoń, gdybyś chciała się spotkać po wyjściu od wujka.
Kiwnęłam głową, pomachałam im i zeszłam na dół. Myślałam o tym, że powinnam zacząć znów przyjmować zaproszenia, żeby dokądś wychodzić. Dochodziła dopiero pierwsza, a u Willa nie musiałam pojawić się przed ósmą, więc rozsiadłam się przy stoliczku na patio w Starbucks w Astor Place z waniliową latte i egzemplarzem „Post”. Niektóre nawyki trudno wykorzenić, więc jak zwykle otworzyłam gazetę na Page Six i oniemiałam: duży kawałek o Abby, ze zdjęciem. Przeczytałam, że „Nowojorska Bomba” właśnie zrezygnowała z kolumny „Wtajemniczonej Ellie” i zwolniła ją za sfałszowanie CV. Nie podano szczegółów, ale według jakiegoś anonimowego źródła twierdziła, że skończyła uniwersytet Emory, podczas gdy faktycznie zabrakło jej trzech zaliczeń. Tak naprawdę nie miała tytułu licencjata. Wybrałam numer Penelope, zanim jeszcze skończyłam czytać.
– Omójboże, czytałaś dziś może Page Six? Musisz to zobaczyć. Teraz.
Nie mogę powiedzieć, że zapomniałam o Abby, ale nie zrealizowałam też swojego zamierzenia, żeby zrujnować jej życie. Nie napisała o mnie ani słowa od imprezy „Playboya”, ale nie miałam pewności, czy przestraszyły ją moje groźby, czy ponieważ nie pracowałam już dla Kelly & Company i nie umawiałam się z Philipem, nie byłam warta wzmianki. Istniało też prawdopodobieństwo, że skończył się jej romans z Averym. W każdym razie nie przestałam modlić się o jej szybki zgon.
– Wszystkiego najlepszego, Bette!
– Hę? A, tak, dzięki. Ale słuchaj, widziałaś już „Post”?
Śmiała się przez całą minutę i doznałam przelotnego wrażenia, że coś mi umyka.
– To mój prezent dla ciebie, Bette. Szczęśliwych dwudziestych ósmych urodzin!
– Co ty opowiadasz? Nie rozumiem, co się dzieje. Miałaś z tym coś wspólnego? – zapytałam z taką nadzieją, że było to niemal żenujące.
– Można tak stwierdzić – odparła skromnie.
– Pen! Natychmiast mów, co się stało! To może być najlepszy dzień mojego życia. Wyjaśnij mi to!
– Okej, spokojnie. Wszystko to było właściwie bardzo niewinne, w pewnym sensie samo wpadło mi w ręce.
– Co takiego?
– Informacja, że nasza droga przyjaciółka Abby nie ukończyła college'u.
– A jak dokładnie do tego doszło?
– Cóż, po tym, jak mój były narzeczony oznajmił mi, że ją pieprzy…
– Uściślmy to, Pen. Powiedział ci, że kogoś pieprzy. To ja powiedziałam ci, że pieprzy ją – dodałam uczynnie.
– Słusznie. Więc w każdym razie kiedy dowiedziałam się, że się pieprzą, odczułam potrzebę napisania do niej liściku i wyjawienia, co myślę.
– Ale co to ma wspólnego z nieukończeniem college'u? – Za bardzo chciałam rozgrzebać te brudy, żeby znosić poboczne szczegóły.
– Bette, właśnie do tego zmierzam! Nie chciałam wysyłać do niej e-maila, ponieważ zawsze istnieje szansa, że zostanie przekazany milionom ludzi, ale jej adres w Nowym Jorku jest zastrzeżony. Pewnie uważa się za sławną postać i jest przekonana, że ludzie dobijaliby się do niej, żeby tylko rzucić okiem na gwiazdę. Zadzwoniłam do „Nowojorskiej Bomby”, ale mi nie podali. Wtedy właśnie wpadłam na pomysł kontaktu z Emory.
– No dobrze, na razie rozumiem.
– Uświadomiłam sobie, że jako jej koleżanka bez trudu wydobędę od nich ten adres. Zadzwoniłam do centrum absolwentów i powiedziałam, że szukam koleżanki z grupy, że straciłam z nią kontakt, a chciałabym zaprosić ją na swój ślub.
– Niezłe zagranie – pochwaliłam.
– Dzięki, tak pomyślałam. W każdym razie sprawdzili swoje dane i powiedzieli, że nie ma nikogo o takim nazwisku. Oszczędzę ci wszystkich krwistych szczegółów, ale generalnie po kilku minutach dalszych poszukiwań wyszło na jaw, że chociaż kochana Abby została razem z nami przyjęta na pierwszy rok, nie udało się jej ukończyć uczelni z resztą grupy ani w ogóle.
– Jezu. Chyba widzę, do czego zmierzasz, i nie mogłabym odczuwać większej dumy.
– Czekaj, będzie jeszcze lepiej. Rozmawiałam przez telefon z dziewczyną z archiwum uczelnianego. Kazała mi przysiąc, że się nie wygadam, a potem powiedziała, co było powodem wycofania się Abby bez trzech ostatnich zaliczeń. Dziekan Wydziału Sztuki i Nauki dowiedziała się, że Abby sypia z jej mężem i zasugerowała jej natychmiastowe zabranie papierów z uczelni. Nie dowiedzieliśmy się o niczym, ponieważ Abby nikomu się nie przyznała; po prostu kręciła się po kampusie, dopóki reszta z nas nie skończyła studiów.
– Niesamowite – westchnęłam. – A jednak nie tak bardzo zaskakujące.
– Cóż, w tamtym momencie potrzeba było mi zaledwie paru minut, żeby założyć na Hotmailu anonimowe konto i poinformować dobrych ludzi z „Nowojorskiej Bomby”, że ich gwiazda publicystyki nie skończyła college'u oraz podać im drobną wskazówkę, dlaczego odeszła z uczelni, nie uzyskując stopnia naukowego. Codziennie dzwoniłam do ich biura z pytaniem o nią, aż wczoraj mi powiedziano, że już nie pracuje, w którym to momencie wysłałam pomocną wskazóweczkę także do Page Six.
– Omójboże, Penelope, ty podła dziwko. Nie sądziłam, że jesteś do tego zdolna!
– Więc jak już mówiłam, wszystkiego najlepszego! Dowiedziałam się o tym całe miesiące temu, kiedy pisałam ten list, ale pomyślałam, że jeśli poczekam, może być z tego niezły urodzinowy upominek. Uznaj to za mój prezent dla ciebie. I dla mnie – dodała.
Zaraz po rozmowie czułam się bezwstydnie uszczęśliwiona, wyobraziłam sobie Abby żebrzącą na ulicach albo – jeszcze lepiej – ubraną w fartuch w McDonaldzie. Kiedy za parę sekund zadzwonił telefon, otworzyłam go, nie patrząc na wyświetlacz.
– Co jeszcze? – zapytałam, zakładając, że to Penelope z jakimś zapomnianym soczystym kawałkiem.
– Halo? – usłyszałam męski głos. – Bette?
Omójboże, to był Sammy. Sammy! Saaaaaaaammmmmy! Chciałam śpiewać, tańczyć i wykrzyczeć jego imię na całą kawiarnię i dalej.
– Czeeeść – westchnęłam, ledwie mogłam uwierzyć, że telefon, na który czekałam od prawie czterech miesięcy – którego tak pragnęłam – wreszcie nastąpił. Roześmiał się, słysząc moją ewidentną radość.
Читать дальше