Will skrzyżował ręce na piersi i uniósł brwi.
– Ależ, kochanie, byłaś wyraźnie pod każdym względem oczarowana tym chłopcem. To rzucało się w oczy. Byliśmy z Simonem ciekawi! Z pewnością nie spodziewaliśmy się, że takie wrażenie zrobią na nas jego umiejętności, ale to trafiło się nam jako niespodziewana premia. Kiedy tamtego dnia zapytałem go o plany na przyszłość i zaczął opowiadać coś o jakimś Houston's, wiedziałem, że muszę wkroczyć i ocalić go przed piekłem franszyzy.
– Tak, wspomniał w Turcji, że on i kilku innych facetów ze szkoły kulinarnej myślą o otwarciu takiej restauracji na Upper East Side – powiedziałam.
Will głośno sapnął i skinął głową.
– Wiem. Co za okropność! Ten chłopak nie nadaje się do pracy jako franszyzobiorca. Oświadczyłem prawnikowi, że sam wszystko sfinansuję, ale Sammy wykona całą pracę. Pomijając kwestię wyboru mojego stałego stolika, nie chciałem brać udziału w żadnych uzgodnieniach. Urządziłem się nawet lepiej niż nasz cholerny rząd, chyba przyznasz? Poza tym szukałem czegoś innego, czym mógłbym się zająć. Postanowiłem skończyć z pisaniem i przejść na emeryturę.
Cóż, to mną wstrząsnęło. Podczas tej nocy niespodzianek ta chyba okazała się najbardziej szokująca.
– Co takiego? Mówisz poważnie? Dlaczego teraz? Ile lat to trwało, sto? Cały świat czyta twoją kolumnę, Will! Co się z nią stanie?
Łyknął martini i spojrzał na mnie z namysłem.
– Tyle pytań, kochanie, tyle pytań. Tak naprawdę nie jest to fascynująca historia. Po prostu przyszedł czas. Nie potrzebuję „Nowojorskiej Bomby”, żeby mi wytykała, że moje felietony są przeżytkiem. Świetnie się bawiłem przez wiele, wiele lat, ale przyszedł czas odpocząć.
– Potrafię to zrozumieć – stwierdziłam w końcu. Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że to właściwa decyzja. Tylko że Will pisywał swoje felietony, zanim się urodziłam, i myśl, że kolumna po prostu przestanie istnieć, była frustrująca.
– W każdym razie musisz wiedzieć, że rozmawiałem z moim wydawcą, to jeszcze dzieciak, ale otrzymałem zapewnienie, że zawsze będzie tam dla ciebie miejsce, jeśli zechcesz iść tą drogą. Nie chcę nudzić, ale uważam, że powinnaś się nad tym zastanowić. Wspaniale piszesz i nie rozumiem, dlaczego w żaden sposób jeszcze tego nie wykorzystałaś. Powiedz tylko słowo i możemy cię tam umieścić, najpierw jako asystentkę, a potem, mam nadzieję, na stanowisku reporterki praktykantki.
– Prawdę mówiąc, też o tym myślałam. – Powiedziałam coś, co przysięgłam sobie trzymać w tajemnicy, dopóki nie uda mi się przemyśleć sprawy. – Chcę spróbować trochę popisać…
– Wspaniale! Miałem nadzieję, że to powiesz. Szczerze wyznam, że moim zdaniem za długo z tym zwlekałaś, ale z pewnością lepiej późno niż wcale. Zadzwonię do niego jeszcze dziś i…
– Nie, nie o to mi chodzi, Will. Będziesz wściekły…
– Och, dobry Boże, proszę, nie mów, że chcesz opisywać śluby dla działu Styl czy coś równie bzdurnego. Proszę.
– Gorzej – oznajmiłam, bardziej dla efektu niż ze szczerym przekonaniem. – Chcę napisać romans. Właściwie to mam już zarys akcji i uważam, że wcale niezły. – Przygotowałam się na falę krytyki, ale, ku mojemu zaskoczeniu, nie nadeszła.
Zamiast tego zerknął na mnie, jakby szukał w mojej twarzy odpowiedzi, i po prostu skinął głową.
– Może to przez te wszystkie martini, ale uważam, że to ma sens, kochanie. – Pochylił się i pocałował mnie w policzek.
Romanse – mówiłam prawdę. Od czasów Turcji i luksusowego świata, z którym zapoznała mnie firma Kelly & Company, wyobrażałam sobie rozdzielonych przez przeciwności losu bohaterów i zdarzenia, które by ich połączyły. Ktoś mógłby powiedzieć, że czerpałam z własnego doświadczenia, kto inny, że z wyobraźni, ale i jedno, i drugie było pociągające. Pierwsza od długiego czasu rzecz, którą uznałam za pociągającą. Aż do dzisiejszego wieczoru.
Szykowałam się właśnie, żeby zawiadomić rodziców o swoich planach, kiedy zadzwoniła moja komórka. Dziwne, pomyślałam. Wszyscy ludzie, których znam, siedzą teraz w tej sali, kto może do mnie dzwonić? Sięgnęłam do torby, żeby wyłączyć telefon, i stwierdziłam, że to Elisa. Elisa, której nie widziałam, z którą nie rozmawiałam od czasu imprezy „Playboya”, dokładnie ta sama, która z jakiegoś powodu – zaburzeń pracy niedożywionego mózgu, dziwacznej obsesji na tle Philipa, a może po prostu dla sportu – miesiącami dostarczała Abby informacji na mój temat. Nie oparłam się ciekawości. Wyszłam do kuchni.
– Halo? Elisa? – odezwałam się do słuchawki.
– Bette, jesteś tam? Słuchaj, mam wspaniałe wieści!
– Doprawdy? A co takiego? – zapytałam, zadowolona, że w moim głosie słychać chłód, dystans i zupełny brak zainteresowania, dokładnie tak, jak zamierzałam.
– Pamiętam, że miałaś jakiś, eee, układ z tym bramkarzem z Bungalowu, który otworzył Sevi, zgadza się?
Udawała, że nie pamięta imienia Sammy'ego, jak zwykle, ale nie byłam już zainteresowana poprawianiem jej.
– Tak, zgadza się. Właściwie akurat teraz jestem w Sevi – powiedziałam.
– Jesteś tam? Jesteś teraz w restauracji? Omójboże, to po prostu idealnie! Słuchaj, właśnie dostałam wiadomość, że Lindsay Lohan ma w Nowym Jorku przerwę w podróży z LA do Londynu – wiesz, że reprezentujemy teraz Von Dutch *i Lohan jest ich nową rzeczniczką, prawda? – i zgadnij, co się stało? Chce dzisiaj zjeść w Sevi! Prawdę mówiąc, wręcz nalegała. Odbieram ją teraz z Mandarin Oriental. Nie jestem pewna, ile osób ma ze sobą, ale najwyżej kilka. Powinniśmy tam dotrzeć za pół godziny, może godzinę. Powiedz swojemu przyjacielowi, żeby przygotował jakieś wyjątkowe menu, okej? Bette, to będzie dla niego świetna prasa! – Z podniecenia brakowało jej tchu.
Skłamałabym, mówiąc, że nie rozważałam powiedzenia tego Sammy'emu. Rzeczywiście miałby świetną reklamę w prasie – był to najszybszy sposób, by doczekać się wzmianki w tych kilku gazetach o ogólnokrajowym zasięgu, które go jeszcze nie odkryły. Ale wyjrzałam przez kuchenne drzwi i zobaczyłam, jak Sammy stawia na środku stołu tort. Wielki, prostokątny, z gigantycznymi kopami bitej śmietany i kolorowym lukrem, a kiedy wychyliłam się, żeby mieć lepszy widok, zorientowałam się, że na wierzchu idealnie szczegółowo odtworzono całą okładkę Wysokiego mrocznego południowca**. Wszyscy się śmiali, pokazywali sobie ciasto i pytali Willa, gdzie się podziałam.
Przelotna myśl o korzyściach z wizyty Linds Lohanay zniknęła i powiedziałam:
– Dzięki, ale nie, Eliso. Zamknął dzisiaj restaurację z powodu prywatnej imprezy.
Rozłączyłam się, zanim zdążyła zaprotestować, i wróciłam do stołu. To nawet nie było kłamstwo, pomyślałam, rozglądając się po sali. Po prostu mieliśmy imprezę sezonu.
Przede wszystkim muszę podziękować trzem osobom, które trwały przy mnie podczas pracy nad tym projektem:
Jedynej redaktorce, którą warto znać, Marysue Rucci, mistrzyni mówienia „to jest do niczego” na setki eleganckich i subtelnych sposobów.
Davidowi Rosenthalowi, mojemu wydawcy, który dzięki systemowi Rolodex i imprezom z kolacją powstrzymał mnie od zamawiania jedzenia na wynos przez siedem dni w tygodniu.
Deborah Schneider, mojej niesamowitej agentce. Ponieważ zajmuje się szczegółami z zakresu logistyki planowania mojej kariery, ja mogę swobodnie tworzyć ważną dla naszych czasów literaturę.
Читать дальше