– Eliso, kochanie, ona go broni, bo go pieprzy – zapiał głosik z tyłu. Abby. – Przynajmniej tak przypuszczam. Philipie, nie możesz chyba być zachwycony, prawda? Twoja dziewczyna pieprzy bramkarza z Bungalowu. Gorący kawałek. – Roześmiała się.
Philip cmoknął, niezbyt się paląc, by angażować się ze mną w publiczne opowieści o tym, kto z kim sypia.
– Nieprawda – sapnął, wyciągając nogi na szklanym stole. – Może i nie jest mi wierna, ale nie sądzę, żebyśmy musieli posuwać się do tego, by oskarżać ją o pieprzenie personelu. Bette, nie pieprzysz personelu, prawda, kochanie?
– Jasne, że tak. – Abby chichotała. – Hej, Eliso, dlaczego nigdy mi o tym nie wspomniałaś? To takie oczywiste, musiałaś wiedzieć. Nie mogę uwierzyć, że wcześniej się nie zorientowałam.
Poczułam się, jakbym dostała po głowie łopatą. „Dlaczego nigdy mi o tym nie wspomniałaś?”. Nagle wszystko stało się przeraźliwie jasne. Abby wiedziała, gdzie i z kim bywam, ponieważ Elisa jej mówi. Aż takie proste. Koniec historii. Jedyne, czego nie rozumiałam, to czemu Elisa w ogóle to robiła. Z Abby nie miałam takiego problemu: paskudna, mściwa i złośliwa dziewczyna, która sprzedałaby własną umierającą matkę – albo przespała się z narzeczonym przyjaciółki -jeśli oznaczałoby to posunięcie choć o cal kariery czy reputacji. Ale dlaczego Elisa?
Elisa, nie mając pojęcia, co jeszcze mogłaby zrobić, zaczęła chichotać i sączyć swojego szampana. Zerknęła na mnie tylko raz – na dość długo, by zorientować się, że wie, że ja wiem, co właśnie wyszło na jaw – a potem odwróciła wzrok, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Avery znów zaczął prosić, a Sammy odwrócił się i poszedł do drzwi z wyrazem niesmaku na twarzy. Tylko Philip był albo zbyt pijany, albo nieuważny, żeby zrozumieć, co się dzieje. Trwał przy swoim.
– No więc, kochanie? Zabawiasz się z bramkarzem? – drążył, bezmyślnie bawiąc się włosami Abby, która z wyrazem niejasnej przyjemności na wygładzonej botoksem twarzy z uwagą mnie obserwowała. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy on też wiedział o układziku Elisy i Abby. Albo gorzej – sam maczał w tym palce, bo zależało mu na jakimś publicznym potwierdzeniu swojej heteroseksualności? Było to zbyt okropne, żeby o tym myśleć.
– Hmm, interesujące pytanie, Philipie – stwierdziłam najgłośniej, jak potrafiłam. Avery, Elisa, Abby i Sammy odwrócili się, żeby na mnie spojrzeć. – Uważam za interesujące, że jesteś taki zafascynowany tym, czy uprawiam seks z „bramkarzem”, jak to ująłeś. Bo przecież nie z powodu zazdrości. W końcu ty i ja nie wyszliśmy nigdy poza mokre i dość niezdarne pocałunki.
Philip wyglądał, jakby miał umrzeć. Wszyscy pozostali wydawali się zmieszani.
– Co? Och, dajcie spokój, ludzie, proszę! Wszyscy wiecie wszystko o wszystkich i nigdy nawet nie podejrzewaliście, że ten samozwańczy prezent od Boga dla nowojorskich kobiet w gruncie rzeczy woli facetów? Cóż, lepiej w to uwierzcie.
Wszyscy zaczęli mówić naraz.
– Taa, jasne – mruknęła Elisa.
– Bette, kochanie, czemu opowiadasz takie bzdury? – zapytał Philip spokojnym głosem, który nie szedł w parze z wyrazem jego twarzy.
Do moich słuchawek dotarł okrzyk jednego z zatrudnionych dorywczo pracowników, że Puff Daddy właśnie zjawił się niezapowiedziany, przenosząc się z jakiejś wcześniejszej imprezy w pobliżu. Normalnie taka wizyta byłaby powodem do świętowania, tego wieczoru jednak, biorąc pod uwagę, że towarzyszyła mu świta w liczbie stu osób, oznaczało to katastrofę. Najwyraźniej był już w najwyższym stopniu niezadowolony, że tak długo trzymają go przy drzwiach, ale ponieważ Sammy znajdował się w środku, podlegający mu facet z ochrony nie chciał podejmować żadnych decyzji. Czy mieliśmy mu powiedzieć, że nie może wejść, bo mamy za duży tłok? Albo że może wybrać dziesięciu przyjaciół i dostać dowolny stolik w części dla VIP-ów, ale reszta jego grupy musi odejść? Wymyślić, jak wyrzucić sto osób z tych aktualnie balujących, żeby zmieścić jego ludzi? I kto dokładnie miał być szczęściarzem przekazującym te wieści? Nikt się do tego specjalnie nie palił.
Zanim zdążyliśmy coś zrobić z katastrofą Daddy'ego, zadzwonił do mnie jeden ze stażystów z informacją, że będący naszymi gośćmi chłopcy ze znanego boysbandu zostali właśnie aresztowani za kupowanie narkotyków w łazience – dokładnie tej samej, którą pod koniec swojej zmiany, poświęconej na kontrolowanie tłumu przed wejściem, przelotnie odwiedził jeden z członków nowojorskiej policji. Kłopotliwą częścią tej informacji nie było oczywiście samo wydarzenie, ale fakt, że według stażysty było ono właśnie fotografowane przez co najmniej pięciu paparazzich – a takie zdjęcia oczywiście przyćmią wszystko, co mieliśmy nadzieję wypromować.
Trzeci telefon był od Leo. Zawiadomił mnie, że jakimś sposobem – i nikt nie wiedział jakim – firma wykonawcza pomyliła się w obliczeniach przy składaniu zamówienia i właśnie skończył się szampan.
– To niemożliwe. Wiedzieli, ile będzie osób. Wiedzieli, że naszą główną troską poza wódką i piwem jest szampan. Piją go Króliczki. Piją go dziewczyny. Piją go bankierzy. Jedyny sposób, żeby zatrzymać gdzieś dziewczyny do późna, to dać im szampana. Jest dopiero wpół do pierwszej! I co teraz zrobimy? – wrzeszczałam, przekrzykując przytłaczający ryk piosenki Ashlee Simpson.
– Wiem, Bette, zajmuję się tym. Posłałem kilka barmanek na poszukiwania tylu skrzynek, ile zdołają znaleźć, ale o tej porze to nie będzie łatwe. Mogą kupić parę butelek w monopolowym, ale nie wiem, gdzie mogą znaleźć go teraz w hurtowej ilości – mówił Leo.
– Bette, muszę wiedzieć, co mam zrobić z eee, naszym czekającym VIP-em – wołał do mnie przez słuchawki ogarnięty paniką pracownik sprzed drzwi. – Zaczyna się robić nerwowy.
– Bette, jesteś tam? – W moich słuchawkach zatrzeszczało i z rykiem odezwał się w nich głos Kelly. Najwyraźniej chwyciła czyjeś słuchawki i zaczęła składać w całość informacje o tym, co się dzieje. Zwykle obecna urocza szefowa zniknęła i zastąpił ją demoniczny potwór. – Czy masz świadomość, że aresztują te dzieciaki pod zarzutem posiadania narkotyków? Ludzie nie bywają ARESZTOWANI na naszych imprezach, słyszysz mnie?
Coś jej przerwało, ale potem odezwała się głośno i wyraźnie:
– Bette! Słyszysz mnie? Potrzebuję cię przy drzwiach, natychmiast! Wszystko się wali, a ciebie nie można znaleźć. Gdzie jesteś, do cholery?
Zobaczyłam, jak Elisa zdejmuje swoje słuchawki – nie potrafiłam stwierdzić, czy w akcie celowego sabotażu czy po prostu alkoholowego zaćmienia – i pada obok Philipa, po czym zaczyna zabiegać o jego uwagę. Po co się kłócić, skoro można pić? Właśnie zbierałam energię, żeby uporać się ze wszystkimi tymi problemami, które w tak niewielkim stopniu mnie obchodziły, kiedy usłyszałam finalny komentarz:
– Hej, stary? Tak, ty tam. – Philip, który jednym ramieniem obejmował teraz Abby, a drugim Elisę, wołał do Sammy'ego. Avery, bełkocząc coś nieskładnie, siedział obok.
– Co jest? – zapytał Sammy, nie do końca pewny, czy Philip zwraca się do niego.
– Bądź miłym gościem i przynieś nam butelkę czegoś. Dziewczyny, czego się napijemy? Bąbelków? A może jakieś drinki z wódką?
Sammy wyglądał, jakby wymierzono mu policzek.
– Nie jestem waszym kelnerem.
Philip najwyraźniej uznał to za strasznie zabawne, ponieważ zwinął się ze śmiechu.
– Po prostu załatw nam drinki, co, stary? Szczegóły niezbyt mnie interesują.
Читать дальше