– A, zaraz! Sammy. Czy to nie ten facet, którego zatrudnia Isabelle? Jasne! Teraz pamiętam. Był z nami w Stambule, prawda? Cały weekend przeganiała go z miejsca na miejsce jak niewolnika. Myślałaś, że byli…
– Co? Eliso? Nie słyszę cię. Rozmawiam teraz z Dannym, więc wyciszam słuchawki. Zaraz wracam. – Zerwałam je z głowy i padłam na wyściełane siedzenie, usiłując nie wyobrażać sobie, co właśnie pomyślał Sammy o tej małej wymianie zdań.
– Co jest? – zapytał nieodmiennie wymowny Danny ze swojego stanowiska przy barze. Gapił się na Króliczki, które biegały z miejsca na miejsce, szykując się na atak mężczyzn o lepkich łapach i zazdrosnych kobiet.
– Nic, nic. Chyba naprawdę jesteśmy gotowi, co?
– Mowa.
– Potrafisz wymyślić coś, o czym zapomniałam?
Wychylił trzecie w ciągu pięciu minut piwo.
– Nie. – Beknął.
Rozejrzałam się i ucieszyło mnie to, co zobaczyłam. Klub został zamieniony w miejsce idealne, by świętować pięćdziesiąt lat rozkładówek. Mieliśmy przygotowane dwa wejścia, jedno dla VIP-ów i drugie dla reszty, oba spowite w czarne namioty z masą czerwonych dywanów i logo. Wszyscy ludzie z ochrony byli w garniturach i z dyskretnymi słuchawkami, żeby jak najmniej rzucać się w oczy. Po wejściu do zewnętrznego namiotu każdy z gości miał wkroczyć do długiego korytarza, całego w czerni, który kończył się biegnącymi łukiem schodami, ozdobionymi przejrzystymi czarnymi zasłonami. Po pokonaniu schodów i przejściu przez zasłony wchodzący znajdowali się na czymś w rodzaju sceny, a zejście z niej do głównej sali mogli obserwować wszyscy zebrani. Lewą stronę pomieszczenia zajmował bar o długości kilkunastu metrów, gdzie trzydzieści pięć barmanek w seksownych majteczkach, topach bikini i z króliczymi uszkami miało przez całą noc mieszać drinki. Ścianę za barem pokrywał collage z rozkładówek „Playboya” z minionych pięćdziesięciu lat: wszystkie w kolorze i powiększone do dwukrotnej wielkości plakatu, zestawione w przypadkowy sposób (nie licząc mnogości zdjęć sprzed czasów woskowania bikini). Część dla VIP-ów umieściliśmy w głębi po prawej, był to odgrodzony linami teren z czarnymi welurowymi siedzeniami i tabliczkami REZERWACJA na szklanych stołach, obok pojemników do chłodzenia butelek. Na samym środku sali połyskiwała scena w kształcie ogromnego piętrowego tortu. Dwie dolne kondygnacje tworzyły przestrzeń do tańca dla Króliczków na czas występu o północy, a najwyższa miała pozostać ukryta do czasu pojawienia się naszego gościa niespodzianki. Wielka kolista przestrzeń do tańca otaczała scenę, obstawiona na obwodzie niskimi welurowymi ławami.
– Hej, jak tam sytuacja? – zapytała Kelly, okręcając się na pięcie, żeby pokazać superobcisłą, superkrótką i niemal przezroczystą sukienkę. – Podoba ci się?
– Wyglądasz niesamowicie – odparłam szczerze.
– Bette, chciałabym, żebyś poznała Henry'ego. Henry, to jedna z moich najjaśniejszych gwiazd, Bette.
Przyjemny, ale zupełnie nierzucający się w oczy mężczyzna koło czterdziestki – średniego wzrostu, średniej budowy, brązowe włosy – wyciągnął rękę i uśmiechnął się jednym z najcieplejszych uśmiechów, jakie w życiu widziałam.
– Bardzo miło mi cię poznać, Bette. Kelly dużo mi o tobie opowiadała.
– Mam nadzieję, że same dobre rzeczy – stwierdziłam bez śladu oryginalności. – Dobrze się bawicie, mam nadzieję? Niedługo wszystko powinno się rozkręcić.
Roześmieli się oboje i spojrzeli na siebie z tak entuzjastycznym uczuciem, że nie sposób było ich nie nienawidzić.
O dziesiątej impreza szła już pełną parą. Hef ze swoimi sześcioma przyjaciółkami zajął dwa najbardziej rzucające się w oczy stoliki i pili jacka rabbitsa, mieszaninę rumu i dietetycznej coli. W pobliżu siedziały różne sławy i ich świty: James Gandolfini, Doktor Ruth, Pamela Anderson, Helen Gurley Brown, Kid Rock, Ivanka Trump i Ja Rule. Wszyscy wydawali się usatysfakcjonowani nieograniczoną ilością drinków i talerzami truskawek oraz czekoladek w kształcie króliczków, w które ich zaopatrzyliśmy. Reszta towarzystwa dotarła właśnie do punktu, kiedy wypili po parę drinków i byli gotowi potańczyć, a Króliczki krążyły po sali, ocierając się o każdego faceta i większość dziewczyn. Przykuwały uwagę. Prawie dwie setki dziewcząt z króliczymi uszami, w czarnych satynowych gorsetach i stringach przewijały się wśród gości, kręcąc tyłeczkami, żeby podkreślić obecność króliczych ogonków, i wysuwając miednice, by pokazać wstążeczki, na których wypisano ich imiona i rodzinne miasta. Z czego mężczyźni nie zdawali sobie sprawy, to z faktu, że prawdziwa impreza odbywała się na dole, w damskiej toalecie, gdzie Króliczki zbierały się na papierosa, pogawędkę i kpiny z facetów, którzy gapili się na nie z otwartymi ustami. Żeby się wysiusiać, musiały rozpinać gorsety i całkowicie pozbywać się strojów, i nie mogły ubrać się ponownie bez pomocy. Oparłam się o ścianę, czekając, aż otworzą się drzwi kabiny, kiedy jakaś blondynka ujęła w obie dłonie wielkie, podobne do poduszek piersi innego Króliczka. Podziwiała je przez kilka sekund, po czym zapytała – wciąż trzymając piersi w dłoniach:
– Prawdziwe czy robione?
Obdarzona pieszczotą zachichotała i zatrzęsła biustem.
– W stu procentach kupne, kochana. – Potem kucnęła, pochyliła się i zebrała piersi najciaśniej jak się dało, pokazując, żeby rozmówczyni ją zapięła. Kiedy ponownie się wyprostowała, czarna satyna ledwie zakrywała jej sutki i wyglądało, jakby dziewczyna miała się wywrócić do przodu z powodu nierównomiernego rozłożenia ciężaru. Dokończyły przemycone drinki, zostawiły puste szklanki na umywalce i na wpół pobiegły, na wpół pokicały na górę, na przyjęcie.
Kiedy wróciłam na górę, przeprowadziłam kolejną pospieszną kontrolę przez słuchawki, żeby sprawdzić, czy wszystko odbywa się zgodnie z planem, i na szczęście mieliśmy niewiele wypadków: dyskotekową kulę, która spadła, nie uderzając nikogo, kilka pomniejszych bójek, które Sammy i jego ekipa już zakończyli, i brak wisienek maraschino, garściami podkradanych zza baru przez głodne Króliczki. Elisa sprawiała wrażenie trzeźwej i miała pod kontrolą dział dla VIP-ów, a Leo zdołał utrzymać spodnie na tyłku na czas wystarczająco długi, żeby patrolować bar i parkiet. Została zaledwie godzina do niespodzianki o północy i musiałam się teraz na tym skupić.
Niespodzianka o północy była moim oczkiem w głowie, czymś, nad czym ciężko pracowałam od powrotu z Turcji i rozpaczliwie pragnęłam, żeby dobrze wypadła. W tym momencie tylko Kelly, główny szef PR z „Playboya” i sam Hef wiedzieli, czego mogą się spodziewać, i nie mogłam się doczekać reakcji reszty. Przygotowywałam się, żeby kolejny raz sprawdzić, czy Sammy i jego personel przy drzwiach wiedzą, że mają odmówić wstępu Abby, gdyby próbowała dostać się do środka, kiedy usłyszałam trzaski i jego głos w słuchawkach.
– Bette? Tu Sammy. Jessica i Ashlee właśnie podjeżdżają.
– Słyszę, zaraz tam będę. – Chwyciłam z baru dżin i tonik, żeby przekupić Philipa, ale nie mogłam go nigdzie znaleźć. Nie chcąc, żeby siostry weszły bez eskorty, posłałam przez słuchawki prośbę, żeby każdy, kto zobaczy Philipa, kazał mu się ze mną spotkać przy głównym wejściu, i popędziłam tam w samą porę, żeby zobaczyć je wysiadające z bentleya, którego po nie wysłaliśmy.
– Cześć, dziewczyny – rzuciłam raczej niezręcznie. – Bardzo się wszyscy cieszymy, że zdołałyście dotrzeć. Wchodźcie, oprowadzę was. – Poprowadziłam je czerwonym chodnikiem, mrugając w świetle fleszy. Pozowały jak zawodowe modelki przez wymagane piętnaście minut, wysuwając biodra, oplatając się ramionami i spacerując lekkim krokiem na swoich identycznych pięciocalowych srebrnych szpilkach, po czym ruszyły za mną, mijając Sammy'ego (który puścił oko), prosto do sekcji dla VIP-ów, dokąd dotarłyśmy niezaczepiane przez zwykłych śmiertelników. Wezwałam fantastycznego faceta, którego wynajęliśmy, żeby spełniał wszystkie ich zachcianki, i pobiegłam znaleźć Philipa, bo jak na razie pozostawał nieuchwytny.
Читать дальше