– Zdaniem mojego byłego szefa nie potrafię sprostać ideałom przedstawionym w zwykłym cytacie dnia. Nie jestem pewna, czy chciałbyś, żeby ktoś taki dla ciebie pracował.
– Daruj sobie! Byłabyś lepsza niż te dzieciaki w moim biurze, które udają, że sprawdzają fakty, a tak naprawdę uaktualniają swoje profile na stronach towarzyskich, dodając kuszące zdjęcia i groteskowo nieoryginalne słowa zachęty. – Prychnął. – Pochwalam całkowity i kompletny brak etyki pracy, wiesz? Jak inaczej mógłbym codziennie pisać takie bzdury? – Dokończył martini, smakując z przyjemnością ostatni łyk, i podniósł się ze skórzanej sofy. – To tylko temat do przemyśleń, nic więcej. A teraz chodźmy. Mamy przyjęcie, na które trzeba zajrzeć.
Westchnęłam.
– No dobrze, ale nie mogę zostać do końca. Mam dzisiaj klub książki.
– Naprawdę, kochanie? To jakby z lekka pachnie spotkaniem towarzyskim. Co czytacie?
Szybko przemyślałam sprawę i rzuciłam pierwszy możliwy do przyjęcia tytuł, jaki przyszedł mi do głowy.
– Moby Dicka.
Simon odwrócił się i popatrzył na mnie.
– Czytacie Moby Dicka? Naprawdę?
– Oczywiście, że nie – roześmiał się Will. – Bette czyta Namiętność i ból w Pensylwanii czy coś w tym stylu. Nie możesz się pozbyć tego nawyku, prawda, kochanie?
– Nie rozumiesz tego, Will. – Spojrzałam Simonowi w oczy. – Bez wzglądu na to, ile razy mu to wyjaśniałam, odmawia zrozumienia.
– Zrozumienia czego, dokładnie? Tego, że moja urocza i niezwykle inteligentna siostrzenica z dyplomem z angielskiego nie tylko czyta, ale ma obsesję na punkcie romansów? Masz rację, kochanie, nie potrafię tego zrozumieć.
Wpatrywałam się we własne stopy, udając głębokie zawstydzenie.
– Bardzo niegrzeczny chłopiec to zupełna nowość… i bardzo oczekiwana. Co dowodzi, że nie jestem osamotniona – to jedna z najczęściej zamawianych w przedsprzedaży książek na Amazonie i miała trzy tygodnie opóźnienia w dostawie po wydaniu!
Will spojrzał na Simona, z niedowierzaniem kręcąc głową.
– Kochanie, ja po prostu nie rozumiem dlaczego. Dlaczego?
Dlaczego? Dlaczego? Jak miałabym odpowiedzieć na to pytanie? Sama je sobie zadawałam milion razy. Zaczęło się zupełnie niewinnie, odkryciem porzuconego egzemplarza Gorącej wojowniczki * w kieszeni siedzenia podczas lotu z Poughkeepsie do Waszyngtonu. Miałam trzynaście lat i byłam wystarczająco duża, by wyczuć, że powinnam ukryć książkę przed rodzicami, co też zrobiłam. Cholerny romans był taki dobry, że chcąc dokończyć lekturę, udałam ból gardła, kiedy dotarliśmy do hotelu, i wykręciłam się od marszu NARAL **, w którym oboje brali udział. Nauczyłam się od pierwszego rzutu oka rozpoznawać romanse, w parę sekund wyszukiwać je na bibliotecznych półkach, zdejmować z obrotowych stojaków w drogeriach i szybko płacić za nie ze swoich skromnych dochodów w dziale aptecznym, kiedy mama płaciła za zakupy od frontu. Czytałam dwa albo trzy tygodniowo, mając mgliste wrażenie, że to kontrabanda, a zatem trzymając je w ukryciu pod szafą. Czytałam wyłącznie po zgaszeniu światła i zawsze pamiętałam, żeby przed zaśnięciem upchnąć je do schowka.
Kiedy odkryłam romanse, byłam zakłopotana jawną sugestią seksualną na okładce i, oczywiście, plastycznymi opisami w środku. Jak każda nastolatka nie chciałam, by rodzice mieli świadomość, że cokolwiek wiem na ten temat, i czytałam ukradkiem, tylko wtedy kiedy na pewno nie mogli mnie zobaczyć. Ale mając mniej więcej siedemnaście lat, może w przedostatniej albo ostatniej klasie liceum, przestałam się ukrywać. Towarzyszyłam ojcu podczas wizyty w lokalnej księgami, gdzie chciał odebrać książki ze specjalnego zamówienia, które złożył, i kiedy przyszedł moment regulowania należności, pchnęłam po ladzie egzemplarz Jej królewskiego ochroniarza * ** i mruknęłam zdawkowo:
– Nie wzięłam portmonetki. Możesz mi to kupić? Oddam ci, kiedy wrócimy do domu.
Wziął książką do ręki i trzymał w dwóch palcach, jakby to było rozjechane przez samochód zwierzątko. Wyraz jego twarzy mówił, że uważa książkę za podobnie pociągającą. Chwilę później roześmiał się.
– Bettina, odłóż tę żałosną rzecz tam, skąd ją wzięłaś, i wybierz coś wartościowego. Obiecałem twojej mamie, że będziemy w domu za dwadzieścia minut, nie mamy czasu na żarty.
Uparłam się i kupił tę książkę choćby po to, żeby jak najszybciej wyjść ze sklepu. Kiedy wspomniał o moim zakupie przy kolacji tego wieczoru, był zakłopotany.
– Chyba tak naprawdę tego nie czytasz, prawda? – zapytał, a twarz miał skrzywioną, jakby usiłował zrozumieć.
– Czytam – odparłam po prostu. Mój głos nie zdradzał zawstydzenia, które czułam.
Mama upuściła widelec, aż szczęknął o talerz.
– Nie. – Zabrzmiało to tak, jakby miała nadzieją, że okaże się to nieprawdą, o ile wypowie się z odpowiednim naciskiem. – Niemożliwe.
– Ależ możliwe – powiedziałem bez przekonania, starając się poprawić atmosferą. – Podobnie jak pięćdziesiąt milionów innych ludzi, mamo. Są odprężające i ciekawe. To znaczy jest w nich cierpienie, ekstaza i szczęśliwe zakończenie. Czego więcej można chcieć? – Znałam wszystkie fakty i liczby i nie dało się zaprzeczyć, że prezentowały się imponująco. Dwa tysiące wydawanych co roku romansów tworzy przemysł wart półtora miliarda dolarów. Dwie piąte Amerykanek kupuje co najmniej jeden romans rocznie. Badaczka Szekspira (i profesor uniwersytetu Columbia) przyznała ostatnio, że napisała kilkanaście romansów. Czemu miałabym się wstydzić?
Czego nie powiedziałam wtedy rodzicom – ani nie wyjaśniłam teraz Willowi i Simonowi – to tego, jak uwielbiam romanse. Oczywiście częściowo dlatego, że były formą ucieczki, ale moje życie nie przedstawiało się aż tak rozpaczliwie, żebym musiała ukrywać się w świecie fantazji. Czytanie o dwojgu wspaniałych ludzi, którzy przezwyciężają wszystkie przeszkody, aby być razem, którzy kochają się tak bardzo, że zawsze znajdują sposób, żeby się im udało, działało na mnie inspirująco. Bonusem były sceny miłosne, ale co ważniejsze, te książki zawsze dobrze się kończyły, oferując taką dawkę optymizmu, że nie mogłam się powstrzymać, by zaraz nie zacząć czytać kolejnej. Były przewidywalne, relaksujące, zabawne, można było na nich polegać i, przede wszystkim, opisywały romanse, a nie mogłam zaprzeczyć – nieważne, jaką porcją feminizmu, poprawności politycznej czy kobiecego wyzwolenia mnie potraktowano – że właśnie romansu pragnęłam bardziej niż czegokolwiek innego na świecie. Czułam przymus porównywania każdej randki z Randką Idealną. Nic nie mogłam na to poradzić. Pragnęłam bajki. Co, czego nie trzeba wyjaśniać, nijak się miało do Camerona i większości nowojorskich związków między mężczyznami a kobietami. Ale nie przestałam mieć nadziei. Jeszcze nie.
Czy miałam zamiar wyjaśnić to Simonowi? Stanowczo nie. Dlatego właśnie się śmiałam i stwierdzałam lekceważąco, że „nie umiem sobie poradzić z rzeczywistością”, ilekroć ktoś pytał mnie, czemu czytam te książki.
– Och, mniejsza z tym. – Zaśmiałam się, nie patrząc w oczy ani Willowi, ani Simonowi. – To tylko takie głupstewko, które mnie wciągnęło, kiedy byłam dzieckiem, i jeszcze nie całkiem to rzuciłam.
Will uznał to nie do końca prawdziwe stwierdzenie za szczególnie zabawne.
– Głupstewko? Bette, kochanie, należysz do klubu książki, którego jedyną misją jest badanie tego wybranego gatunku i wyrażanie dlań głębokiego uznania I- ryknął.
Читать дальше