Ja to wiem, myślał Emparak z satysfakcją. Archiwum wie to także. Gdybyś umiał szukać, też mógłbyś wiedzieć…
Blondynka poderwała się i podeszła do Emparaka, podsuwając garbusowi swoje wielkie piersi prawie pod sam nos.
– Emparak, mamy teraz dwie wskazówki – powiedziała i przyjrzała mu się. – Osiemdziesiąt tysięcy lat, galaktyka Gheera. Czy znajdziemy coś na ten temat w archiwum?
– Galaktyka Gheera? – wychrypiał Emparak. Przestraszyła go, zbliżając się tak gwałtownie i bliskość jej podniecającego ciała obudziła w nim zapomniane pragnienia, które przez chwilę opanowały go całkowicie i sprawiły, że oniemiał.
– Zostaw go, Lamita! – zawołała z tyłu ruda wiedźma. – Wiele razy tego próbowałam. On nie ma o niczym pojęcia, a archiwum to jeden wielki chaos, bez żadnej systematyki.
Młoda kobieta wzruszyła ramionami i wróciła na swoje miejsce. Emparak wpatrywał się w rudą pełen wściekłości. Miała tupet. Stokroć i tysiąckroć razy nie powiodły się ich próby przejęcia dziedzictwa człowieka pokroju cesarza, a przecież miała czelność nazwać archiwum chaosem. Jak nazywała to, co samozwańcza Rada Tymczasowa wyprawiała tam na zewnątrz? Jakiego słowa używała na nazwanie bezgranicznej dezorientacji ludzi, których życie zniszczyli, jakich, by nazwać upadek zmysłów, rozprzestrzeniające się zepsucie? Jak chciała określić wynik ich nieskończonej nieudolności?
– Co konkretnie dzieje się w Gheera dalej z włosianymi kobiercami? – spytała rudowłosa. – Gdzieś muszą być gromadzone.
– Transport gobelinów prowadzi wielka flota statków kosmicznych, są w prawdzie już przestarzałe, ale jeszcze całkiem nieźle radzą sobie w przestrzeni – opowiadał mężczyzna. – Odpowiedzialna jest za to cała oddzielna kasta, cesarscy przewoźnicy. Strzegą prawdopodobnie technologicznego dziedzictwa, podczas gdy na samych planetach spotkać można tylko prymitywne postatomowe kultury.
– A dokąd transportują kobierce?
– Ekspedycji udało się śledzić ich do gigantycznej stacji kosmicznej, krążącej wokół pozbawionej planet gwiazdy podwójnej. Jedna z tych dwóch gwiazd to zresztą czarna dziura. Nie wiem, czy ma to jakieś znaczenie.
– Co wiadomo o tej stacji kosmicznej?
– Nic poza tym, że jest wyjątkowo silnie strzeżona i uzbrojona. Jeden z naszych statków, lekki krążownik EVLUT, został przy próbie zbliżenia zaatakowany i mocno uszkodzony.
Oczywiście. Po dziś dzień Emparak nie mógł zrozumieć, jak rebeliantom, tym zarozumiałym, przemądrzałym słabeuszom, udało się pozbawić władzy nieśmiertelnego, wszechmocnego cesarza i podbić imperium. Rebelianci nie potrafili walczyć! Kłamać, zdradzać, ukrywać się i knuć podstępne intrygi, to potrafili, ale walczyć? Do końca życia nie pojmie, jak tego dokonali, jak pokonali potężną, niezwyciężoną militarną maszynerię cesarza. Oni, których potrzeba było dziesięciu, albo i więcej, by stawić czoła jednemu jedynemu cesarskiemu żołnierzowi.
– Dobrze. – Rudowłosa zamknęła teczkę, by na razie zakończyć dyskusję. – Powinniśmy się teraz przygotować. Myślę, że ustawimy projektor i przygotujemy tablice historyczne, gdyby ktoś szukał historycznych zależności. – Spojrzała w kierunku starego archiwisty. – Emparak, potrzebujemy twojej pomocy!
Wiedział, na czym miała polegać ta pomoc. Miał przynieść projektor i ustawić go. Nic więcej. A przecież mógł w jednej chwili odpowiedzieć na wszystkie pytania i rozwiązać każdą zagadkę. Gdyby tylko byli dla niego trochę życzliwsi, uprzejmiejsi, gdyby mieli dla niego nieco uznania…
Ale nie będzie kupował sobie ich szacunku. Niech się męczą sami. Cesarz zawsze wiedział, co robi; z pewnością i w tym wypadku miał swoje powody, nie jego rzeczą było zadawać pytania.
Emparak poczłapał z czytelni z powrotem do przedsionka i skierował się na prawo. Nie było pośpiechu. W przeciwieństwie do trójki młodych ludzi dokładnie wiedział, co należało zrobić.
Zszedł po szerokich schodach, prowadzących do podziemnych działów archiwum. Tutaj światło było przyćmione i wzrok nie sięgał zbyt daleko. Młode kobiety chętnie przebywały na górze, pod kopułą, między ciągami regałów. Na dole widywał je bardzo rzadko. Pewnie bały się, potrafił to nawet zrozumieć. Tu nie można było ukryć się przed oddechem historii. Tu przechowywano niewiarygodne przedmioty, świadków niewyobrażalnych wydarzeń, dokumenty o bezcennej wartości. Tu, na dole, można było niemal namacalnie uchwycić czas w ręce.
Otwarł drzwi małego pokoiku z przyrządami, u stóp schodów. Osiemdziesiąt tysięcy lat. Wypowiadali to tak łatwo, naiwni, jakby to całkiem nic nie znaczyło. Mówili to, a nie przenikał ich przy tym szacunek, nie czuli grozy owej czeluści czasu. Osiemdziesiąt tysięcy lat. Okres dość długi na to, by potężne mocarstwa mogły powstać, na powrót rozpaść się i pogrążyć w zapomnieniu. Ileż pokoleń przez ten czas przybyło i odeszło, przeżyło swe życie, cieszyło się nadzieją i cierpiało, dokonywało osiągnięć, które zdążyły już ulec zniszczeniu w bezlitosnym młynie czasu! Osiemdziesiąt tysięcy lat. Wypowiadali to takim samym tonem, jakby mówili o osiemdziesięciu minutach.
A przecież była to tylko cząstka niezmierzonej historii cesarskiego imperium. Emparak kiwał w zadumie głową, wnosząc projektor po schodach. Może jednak powinien dać im małą wskazówkę. Niedużą, tylko malutki skrawek. Ślad. Tylko taki, aby im pokazać, że wiedział więcej, niż sądzili. Tylko po to, by mogli mieć pojęcie o wielkości tego człowieka, którego rozstrzelali jakjakiegoś szubrawca. To potężne imperium nigdy nie przetrwałoby tak długo bez niego, jedenastego cesarza, który osiągnął nieśmiertelność. Tak, myślał Emparak. Tylko jeden ślad, żeby resztę mogli odszukać sami. Nic więcej nie byliby w stanie zaakceptować w swej błazeńskiej dumie.
– Będzie tu w każdej chwili – powiedziała ruda, popatrując nieprzerwanie na zegarek, podczas gdy pozostali porządkowali papiery. – Jak właściwie mamy się do niego zwracać?
– Nosi tytuł członek Rady – powiedziała blondynka.
Emparak postawił projektor na stół i zdjął pokrywę.
– Nie lubi tego tytułu – wtrącił mężczyzna. – Najbardziej mu odpowiada, gdy zwracać się do niego po imieniu, Jubad.
Na dźwięk tego imienia Emparak poczuł, jak cały, aż po czubki palców zmienia się w lód. Berenko Kebar Jubad! Człowiek, który zabił cesarza!
Ma tupet. Morderca cesarza waży się przychodzić w miejsce, które utrwalało chwalę imperium. To afront. Nie, jeszcze gorzej: bezmyślność. Ten prosty, tępy człowiek nie był wcale w stanie pojąć znaczenia swego czynu, symbolicznej wymowy tej wizyty. Po prostu tu przybywał, by wysłuchać małego, głupiego raportu z ust małych, głupich ludzi.
Niech tak będzie. On, Emparak, będzie przy tym stał i milczał. Był archiwistą cesarza i pozostanie nim aż do ostatniego tchnienia. Było mu wstyd, że już prawie zdecydował się pomóc tym samochwalczym nuworyszom. Nigdy. Nigdy więcej. Będzie milczał, milczał i polerował pochodzące sprzed tysięcy lat marmury, aż pewnego dnia szmatka wypadnie mu z ręki.
Ruda podeszła do przełącznika w sali recepcyjnej i otworzyła jedno skrzydło bramy wejściowej. Nie mieli pojęcia o stylu, o tym, jak się zachować. Brakowało im poczucia majestatu.
Cała ceremonia powitania przywódcy rebeliantów Emparakowi wydała się pożałowania godną imitacją. Zajechał niewielki wóz, wysiadł z niego Jubad, krępy, siwowłosy mężczyzna, jego ruchy sprawiały wrażenie nerwowych i chaotycznych, szedł lekko przygarbiony, jakby przygniatał go ciężar odpowiedzialności. Jak ruchliwy pajac pośpiesznie wbiegł po schodach, nie poświęcając uwagi podniosłej atmosferze sali recepcyjnej i natychmiast doskoczył do rudej, by prowadziła go do czytelni.
Читать дальше