Stary Zhang wybiegł na podwórze.
– Prawie gotowe! – oznajmił.
– Dajcie najpierw dzieciom coś do jedzenia – polecił oficer. – Potem poproszę o uzupełnienie waszych racji.
Stary Zhang obiecał spełnić polecenie.
– Pani gospodyni – zwrócił się oficer do matki – nasz dowódca chciałby się z panią spotkać. Bardzo proszę pójść ze mną.
Matka zamierzała oddać trzymane w objęciach niemowlę Piątej Siostrze, lecz oficer wyciągnął rękę i zaprotestował.
– Nie, nie, proszę wziąć je ze sobą.
Poszliśmy więc za oficerem – to znaczy mama poszła, ja siedziałem jej na plecach, a mała leżała w jej objęciach. Wyszliśmy na nasz zaułek, potem skierowaliśmy się główną ulicą w stronę Szczęśliwej Rezydencji. Stojący przy bramie dwaj żołnierze zasalutowali uroczyście: każdy z nich trzasnął obcasami i złożył prawą rękę na piersi, dotykając lśniącego jak śnieg w słońcu bagnetu na trzymanej w lewej ręce strzelbie. Szliśmy korytarzami, wreszcie trafiliśmy do wielkiej sali. W samym środku pomieszczenia stał purpurowy kwadratowy stół typu „ośmiu Nieśmiertelnych", czyli na osiem osób, a na nim dwa wielkie półmiski, pełne parujących potraw. Na jednym z nich pysznił się bażant, na drugim potrawka z królika; obok stał koszyczek pełen tak białych, że niemal niebieskich bułeczek gotowanych na parze. Do sali wszedł brodaty uśmiechnięty mężczyzna.
– Witamy, witamy! – oznajmił.
– Szanowna pani, to jest dowódca naszego plutonu, pan Lu – poinformował oficer.
– Słyszałem, że pani też nazywa się Lu – rzekł dowódca. – Pięćset lat temu byliśmy jedną rodziną.
– Panie dowódco, czy zrobiliśmy coś złego?
Dowódca zdumiał się, po czym wybuchnął serdecznym śmiechem.
– Pani gospodyni, to jakieś nieporozumienie. Zapraszając panią tutaj, nie mieliśmy nic podobnego na myśli. Dziesięć lat temu pani zięć, Sha Yueliang i ja byliśmy w wielkiej przyjaźni, więc gdy tylko się dowiedziałem, że wróciliście, kazałem przygotować posiłek i wino na powitanie.
– On nie jest moim zięciem – odparła matka.
– Zapraszam, proszę się posilić. Wiem, że jesteście bardzo głodni.
– Panie dowódco, na nas już czas – wymówiła się matka.
– Ależ proszę się tak nie śpieszyć. Sha Yueliang przesłał mi w liście prośbę, bym zaopiekował się jego córką. Wie, że bardzo wam ciężko. Mała Tang!
Do sali natychmiast wpadła piękna młoda dziewczyna w mundurze.
– Proszę zaopiekować się dzieckiem tej pani, żeby mogła spokojnie zjeść – polecił Lu.
Żołnierka podeszła do matki i wyciągnęła ręce z uśmiechem.
– To nie jest córka Sha Yuelianga – oświadczyła matka zdecydowanym tonem. – To moja wnuczka.
Przeszliśmy z powrotem tymi samymi korytarzami, potem główną ulicą; w końcu dotarliśmy do naszego zaułka i znaleźliśmy się z powrotem w domu.
W ciągu następnych kilku dni urodziwa Mała Tang nieustannie znosiła nam jedzenie i odzież. Przynosiła ciasteczka, wycinane foremkami w kształty zwierząt – psów, kotów i tygrysów, szklane butelki z mlekiem w proszku, gliniane dzbanki, pełne przezroczystego miodu. Przynosiła też jedwabne ubrania – były wśród nich haftowane pikowane kurteczki i spodnie, była nawet ciepła czapeczka z doszytymi „uszami" z króliczego futra.
– To wszystko przysyła wam pan dowódca Lu i oficer Jiang – mówiła dziewczyna, pokazując trzymane przez matkę niemowlę. – Oczywiście, mały braciszek też może skorzystać – dodała, wskazując mnie.
Matka spojrzała z chłodną obojętnością na uprzejmą żołnierkę o policzkach rumianych jak jabłuszka i oczach wielkich jak morele.
– Proszę to zabrać, panno Tang – rzekła – dziecko z biednej rodziny nie potrzebuje tych wszystkich luksusów.
Wypowiedziawszy te słowa, wetknęła mi sutek do buzi, a drugą pierś podała małej potomkini rodu Sha. Dziewczynka ssała z zadowoleniem, ja – z wściekłością. Jej rączka dotknęła mojej główki, a moja noga w odpowiedzi kopnęła ją w pośladek, na co mała wybuchnęła głośnym płaczem. Dobiegło mnie także ledwie słyszalne łkanie Ósmej Siostry, Shangguan Yunü – tak słabe i delikatne, jakby było przeznaczone tylko dla uszu Słońca i Księżyca.
Panna Tang poinformowała nas, że oficer Jiang wymyślił dla małej imię. Jest wykształconym intelektualistą, skończył uniwersytet Chaoyang w Beipingu, potrafi pisać i malować obrazy, zna też doskonale angielski.
– Sha Zaohua [20] Imię Zaohua po chińsku oznacza „kwiat daktylowca".
– ładne imię, prawda? Proszę pani, niechże pani nie będzie przesądna – nasz dowódca, pan Lu, jest naprawdę dobrym człowiekiem. Gdybyśmy rzeczywiście chcieli porwać dziecko, zrobilibyśmy to z łatwością, nieprawdaż?
Panna Tang wyciągnęła zza pazuchy szklaną butelkę, na którą nasadzono sztuczną brodawkę z jasnobrązowej gumy. Wsypała biały proszek do miski, dodała miodu. Poczułem zapach cudzoziemki, która zabrała Qiudi – to musiało być sproszkowane mleko z jej piersi. Dolała gorącej wody, wymieszała, a potem przelała do butelki.
– Proszę pani, niech pani nie pozwala jej walczyć z małym o mleko. W ten sposób wkrótce straci pani pokarm. Proszę pozwolić, nakarmię ją tym.
Wzięła na ręce Sha Zaohua. Trzymany przez małą w ustach sutek wyciągnął się niczym jedna z proc Hana Ptaszka. Gdy mała w końcu puściła, brodawka zaczęła się pomału kurczyć, niczym pijawka polana gorącą wodą; dłuższy czas zajął jej powrót do pierwotnego kształtu. Cierpiałem z powodu udręki matczynego sutka i nienawidziłem Sha Zaohua. Przeklęta mała diablica wkrótce jednak znalazła się w ramionach panny Tang, przyssała się jak szalona do sztucznej piersi i zaczęła łapczywie pochłaniać sztuczne mleko. Jadła z wielkim smakiem, ale nie zazdrościłem jej ani trochę. Piersi matki nareszcie znów były tylko moje! Dawno nie spałem tak smacznie. We śnie ssałem mleko, pijany szczęściem; cały mój sen pachniał mlekiem!
Byłem wdzięczny pannie Tang. Jej jędrne piersi, odznaczające się pod szarą, szorstką wełną munduru sprawiły, że stała się dla mnie wcieleniem piękna i słodyczy. Mimo że nieco obwisłe, jej sutki miały doskonały kształt. Gdy skończyła karmić Sha Zaohua, odłożyła butelkę i rozwinęła dziecko z kuniego futerka. Rozeszła się lisia woń. Spostrzegłem, że skóra Sha Zaohua jest biała jak mleko – zdumiewające, że niemowlę o twarzyczce ciemnej jak węgiel drzewny miało tak blade ciałko. Panna Tang włożyła małej pikowaną kurteczkę z jedwabiu i czapeczkę z króliczego futra – dziecko wyglądało naprawdę uroczo. Odłożyła kunie futro na bok, podniosła Zaohua i zaczęła podrzucać ją w powietrzu, a mała śmiała się i gaworzyła radośnie.
Matka była wyraźnie spięta. Gdy zamierzała zabrać Zaohua pannie Tang, ta sama podała jej niemowlę, mówiąc:
– Komendant Sha Yueliang bardzo by się ucieszył na ten widok!
– Komendant Sha Yueliang? – matka spojrzała z zaskoczeniem na pannę Tang.
– To pani jeszcze nie wie, cioteczko? Pani zięć jest dowódcą garnizonu w mieście Bohai. Ma pod sobą trzystu ludzi i jeździ amerykańskim dżipem – wyjaśniła żołnierka.
Sha Yueliang podarł list na drobne kawałki.
– Lu Armata i Jiang Czterooki, możecie sobie najwyżej pomarzyć! – warknął.
Posłaniec Plutonu Wysadzania Mostów odezwał się tonem skromnym, lecz pozbawionym uniżoności:
– Komendancie Sha, wasza śliczna córeczka jest naszym oczkiem w głowie!
– Każdy głupi umie wziąć zakładnika. Wracaj i powiedz Lu i Jiangowi, żeby ruszyli na Bohai!
Читать дальше