– Najpierw cię trochę pooprowadzam, wujku – rzekła Lianlian do Jintonga – a potem porozmawiamy o pracy.
Shangguan Jintong u boku Lianlian zwiedził hodowlę pawi. Tysiące ptaków kuśtykało po piaszczystym gruncie pod nylonową siatką, powłócząc nogami. Kilka białych samców na widok Lianlian kokieteryjnie rozpostarło ogony; spomiędzy rzadkich piór prześwitywały czerwone kupry. Robotnice w wysokich po pachwiny gumowych butach polewały cementową podłogę wybiegu wodą z gumowych węży. Jintong czuł taki sam zapach, jak przed laty, w kurzej fermie Gospodarstwa Rzeki Wodnego Smoka. Zerknął kątem oka na Lianlian, która także mu się przyglądała.
– Czy są tu lisy? – spytał, zmieszany.
– Na mokradłach, owszem, ale tutaj nigdy się nie zapuszczają.
– Po co wam tyle pawi?
– Co roku wysyłamy je do ogrodów zoologicznych w całym kraju. Ale przede wszystkim hodujemy je na mięso. Według Kompendium wiedzy o ziołach leczniczych Li Shizhena [31] Li Shizhen (1518-1593) – lekarz i farmaceuta, autor Bencao gangmu (do słownie „kompendium wiedzy o korzeniach i ziołach"), jednego z podstawowych dzieł tradycyjnej medycyny chińskiej.
pawie mięso pobudza krążenie krwi, rozluźnia mięśnie, a także chroni nerki i płuca. Według najnowszych badań, mięso pawia zawiera dwadzieścia osiem aminokwasów, niezbędnych człowiekowi, oraz ponad trzydzieści rodzajów mikroelementów. Poza tym jest smaczne. Mięso kur, kaczek ani gołębi nie może się z nim równać. Ale najważniejsze ze wszystkiego jest to, że pawie mięso odżywia yin i wzmacnia yang… [32] …czyli wzmacnia potencję.
– Lianlian spojrzała na Jintonga z uśmiechem. – Wujku, czy nie zdarzyło ci się skosztować mięsa pawia ze Wschodniego Centrum Ptaków na żadnej z tych uczt, jakie urządzała Stara Jin? Jeśli nie, łatwo to naprawić. Mamy tu znakomitego kucharza, którego specjalnością jest „paw a la tykwa Ośmiu Skarbów". Dopilnuję, żebyś jutro spróbował tego przysmaku. Pęcherzyk żółciowy pawia to słynne lekarstwo; słyszało się opinie, że jest trujący, ale to bzdura. W rzeczywistości także doskonale robi na potencję, leczy reumatyzm i wzmaga blask oczu. Czy wiesz, dlaczego moje oczy tak pięknie lśnią? Dlatego, że co wieczór przed snem wypijam filiżankę nalewki na pawim pęcherzyku żółciowym.
Jeden z ptaków podszedł do siatki, przekrzywił głowę i zmierzył wzrokiem ludzi stojących na zewnątrz. Nagle wystawił łebek przez oczko siatki i dziobnął Jintonga w nogawkę. Lianlian złapała ptaka jedną ręką za cienką szyję, a drugą sięgnęła przez siatkę od góry i spośród wielu barwnych piór ogona wybrała największe, najjaskrawiej ubarwione, chwyciła je u nasady i wyrwała. Gdy tylko puściła ptaka, ten wrzasnął boleśnie i uciekł. Podfrunął, usiadł na drewnianej grzędzie, rozpostarł ogon i wyciągając szyję, usiłował dosięgnąć dziobem bolącego miejsca, z którego wyrwano pióro. Lianlian podała je Jintongowi.
– Są takie rejony w Azji Południowej, gdzie ludzie obdarowują pawimi piórami swoich najdroższych przyjaciół.
Jintong przyglądał się skomplikowanym, pięknym wzorom na gładkiej powierzchni, zbudowanej z mnóstwa maleńkich piórek.
– On nie umrze z bólu, prawda? – zapytał.
– Nic dziwnego, że Han Papuga nazywa cię miłosiernym bodhisattwą… nie jestem pawiem, więc nie wiem, jak wielki to ból. Tak czy owak, pawie pióra są dla naszego centrum olbrzymim źródłem dochodu. Co roku wyrywamy pióra żywym pawiom – tylko pióra żywych ptaków są naprawdę piękne. Zbieramy też pióra dzikich kuraków dla aktorów opery pekińskiej – te także muszą pochodzić od żywych zwierząt.
Lianlian zaprowadziła Jintonga do hodowli papug. Mieściła się w wysokim budynku, pełnym stalowych klatek, ustawionych jedna na drugiej; w każdej klatce mieszkała papuzia rodzina. Krzyk tysięcy papug budził w sercu niepokój, podobny do uczucia zbliżającej się katastrofy. Cały tutejszy personel był ubrany na niebiesko; w uszach wszystkich tkwiły kłębki waty – bez nich popadliby w nerwicę.
– Te ptaki mają wielki potencjał rynkowy jako gatunek ozdobny – rzekła Lianlian – oczywiście, nadają się także do jedzenia. Urzędnicy miejscy w Dalanie to prawdziwi smakosze-eksperymentatorzy. Bardzo poszerzyli ludzkie menu. Wiele rzeczy, które tradycyjnie uważano za trujące, nieczyste, niejadalne, dzięki tym smakoszom trafiło na stoły. Dawniej uważano, że ropuchy są niejadalne, a w rzeczywistości mają pyszne mięso, znacznie lepsze od żabiego. W zeszłym miesiącu w restauracji „Pierwszy Maja", należącej do miejskiego urzędu pracy, zaprezentowano nowe danie, zwane „łabędziem, który najadł się ropuch". Jego głównym składnikiem jest siedem świeżych, obdartych ze skóry ropuch i wypatroszony łabędź. Łabędzia faszeruje się ropuchami, a następnie piecze. Rzecz jasna, danie to stanowi pogwałcenie prawa o ochronie rzadkich gatunków, toteż zamiast łabędzi zaczęto ostatnio używać gęsi domowych. W rzeczywistości jednak najlepszą metodą ochrony rzadkich gatunków ptaków jest ich udomowienie. Na przykład łabędzie – zaczęliśmy je hodować tak samo jak kury.
Następnym obiektem zwiedzania była ferma żurawi o czerwonych pióropuszach, a potem czarnych żurawi, indyków, bażantów oraz hodowla kaczek mandarynek.
– Nasze Wschodnie Centrum Ptaków ma dwa cele – objaśniała Lianlian. – Pierwszy to zbieranie zagrożonych gatunków ptaków ze wszystkich zakątków świata i rozmnażanie ich w niewoli, by miały szansę przestać być „dobrem cennym przez swoją rzadkość". Drugi to dostarczanie smakoszom z całego świata pożywienia, które może zaspokoić najbardziej wyszukane apetyty. Twój siostrzeniec jest specjalistą od ptaków, potrafi odgadywać ich nastroje po głosie. Rozumie ptasi język. Potrafi nauczyć mówić ludzkim głosem ptaki, które dotychczas uważano za niezdolne do mówienia. Na przykład wrony – głupie ptaszyska, prawda? Umieją tylko krakać. A mój mąż potrafi nauczyć wronę recytować wierszyki. Niestety, nie ma głowy do interesów – nasze Wschodnie Centrum Ptaków już zdążyło popaść w długi. Odkąd zostałam dyrektorem generalnym, moim najważniejszym zadaniem jest zapobieganie stratom oraz staranie się, by firma przynosiła zysk. A jedynym sposobem, by to osiągnąć, jest sprawić, by te ptaki trafiły na półmiski. Jeśli kupisz parkę papug dla ozdoby i będziesz się nimi dobrze opiekował, pożyją co najmniej dziesięć lat. Lecz jeśli je zjesz, już po dwudziestu czterech godzinach nie będzie po nich śladu. Ludzkie podniebienia to nasz największy rynek. Dzięki rozwojowi gospodarczemu i wzrostowi zamożności społeczeństwa podniebienia te nie zadowalają się już zwykłym pożywieniem. Ludziom znudziły się kury, kaczki, wołowina i ryby. Oczywiście, mam na myśli tylko niewielki procent – tych, którzy nie muszą sami płacić za to, co zjadają. I to właśnie do tych klientów zamierza dotrzeć Wschodnie Centrum Ptaków. Para pawi kosztuje tysiąc dwieście juanów – czy zwykli ludzie mogą sobie na to pozwolić? Nie, ale ci, których mam na myśli – owszem. W zeszłym roku robiłam rozeznanie w prowincji Guandong i odkryłam tam chłopa, który założył hodowlę aligatorów z Jangcy, jednego z najbardziej zagrożonych gatunków w Chinach. Dzięki przepisowi o ochronie zagrożonych gatunków mógł podnieść ceny. Chcesz skosztować aligatora z Jangcy? Bardzo proszę, ale to gatunek pod państwową ochroną, więc należy się odpowiednio wysoka cena. Dla tych, których na to stać, cena ta nie stanowi problemu. Ci, których nie stać i tak nie kupiliby aligatora, nawet gdyby był nieco tańszy. Aligatory z Jangcy sprzedaje się na metry, jedna sztuka może mierzyć nawet sto czterdzieści centymetrów, od głowy do ogona. Centymetr kosztuje osiemdziesiąt juanów, bardzo proszę, ten aligator jest wart jedenaście tysięcy dwieście juanów, ale pan, jako stały klient, może otrzymać zniżkę. Dziesięć tysięcy i jest pański! Aligatorze mięso podaje się na bankietach, na których biesiadują same znakomitości wraz z małżonkami. Trudno powiedzieć, czy aligatorze mięso jest smaczniejsze od karpia, ale na karpia stać wszystkich, podczas gdy na aligatora, a zwłaszcza aligatora z Jangcy, nie każdy może sobie pozwolić. Gdy już się zestarzejesz, będziesz mógł z dumą opowiadać wnukom: kiedy dziadek był młody, gościł na wielkim przyjęciu, wydawanym przez ważną osobistość i jadł tam aligatora z Jangcy! Ten chłop, hodowca aligatorów, naprawdę się obłowił. Sądzę jednak, że powinniśmy patrzeć jeszcze dalej. Nie wolno nam poprzestawać na hodowli rzadkich ptaków z terenu Chin, powinniśmy zająć się egzotycznymi gatunkami z całej kuli ziemskiej. Do dwutysięcznego roku planuję ogrodzenie całych mokradeł, wybudowanie tu największej na świecie woliery oraz muzeum. Nasze centrum stanie się największą atrakcją turystyczną w rejonie Dalan, będzie przyciągać turystów, inwestorów, smakoszy. Mamy przed sobą wielką przyszłość.
Читать дальше