Alberto Moravia - Rzymianka

Здесь есть возможность читать онлайн «Alberto Moravia - Rzymianka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1974, Издательство: Czytelnik, Жанр: Классическая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Rzymianka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rzymianka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Adriana jest młoda i olśniewająco piękna. Wychowana została przez matkę, która przeżyła całe swoje dorosłe życie w przekonaniu, że nawet jeżeli miała kiedyś szansę na szczęśliwe i dostatnie życie, straciła ją przez ciążę i małżeństwo z ojcem Adriany. Teraz chce by córka nie powtórzyła jej losu i nie utrzymywała się tak jak ona z bieliźniarstwa, ale została kurtyzaną.

Rzymianka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rzymianka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Chciałam jej powiedzieć, że tak, że to prawda; ale bałam, się, że znowu zacznie mnie bić, i bardziej niż bólu obawiałam się celności jej uderzeń, zwłaszcza teraz, kiedy światło było zapalone. Przerażała mnie myśl, że musiałabym chodzić z podbitym okiem, że taką zobaczyłby mnie Gino. Odpowiedziałam:

— Nie, to nieprawda… Popsuł się nam samochód na wycieczce i dlatego tak się spóźniłam.

— A ja ci mówię, że zostałaś jego kochanką!

— Nie, to nieprawda!

— A właśnie, że prawda, przejrzyj się w lustrze! Jesteś zielona!

— Bo jestem przemęczona… ale nie spałam z nim.

— Spałaś!

— Nie!

Najbardziej zdziwiło mnie i zaniepokoiło to, że nie wyczułam w jej głosie śladu oburzenia, tylko ciekawość. Matka wypytywała, czy oddałam się Ginowi, nie dlatego, żeby mnie ukarać czy robić mi wymówki, tylko dlatego, że miała swoje powody, aby dowiedzieć się prawdy za wszelką cenę. Ale teraz było już za późno i chociaż widziałam, że już nie zamierza mnie bić, zaprzeczałam z uporem. Wówczas matka podeszła nagle i chwyciła mnie za ramię. Odruchowo zasłoniłam się ręką, ale ona powiedziała:

— Nie bój się, nic ci nie zrobię, ale chodź, chodź ze mną! — Nie miałam pojęcia, dokąd chce mnie zaprowadzić, ale wystraszona, usłuchałam. Matka wciąż trzymała mnie za rękę; wyszłyśmy z mieszkania, zeszłyśmy ze schodów i znalazłyśmy się na ulicy. O tej porze ulica była całkiem opustoszała i prawie natychmiast uświadomiłam sobie, że matka ciągnie mnie w kierunku czerwonego światełka, palącego się nad drzwiami apteki, która miała nocny dyżur i w której znajdował się punkt pogotowia ratunkowego. Na progu apteki próbowałam jeszcze stawiać opór, ale pchnęła mnie tak silnie, że nagle znalazłam się wewnątrz i mało brakowało, a byłabym upadła. W aptece znajdował się tylko aptekarz i młody lekarz. Matka zwróciła się do tego ostatniego:

— To moja córka. Chcę prosić, żeby pan ją zbadał.

Lekarz kazał nam przejść do znajdującego się obok pomieszczenia, gdzie stała wąska kanapka i zapytał matki:

— Co jej jest… dlaczego mam ją badać?

— Puściła się z narzeczonym, ta dziwka, i mówi, że nie! — krzyknęła matka. — Chcę, żeby pan ją zbadał i powiedział mi całą prawdę!

Lekarz, którego zaczynało to bawić, przygryzł z uśmiechem wąsa i powiedział:

— Ależ to nie byłaby diagnoza, lecz orzeczenie biegłego!

— Niech pan to sobie nazywa, jak się panu podoba — krzyczała dalej matka — ale ja chcę, żeby pan ją zbadał! Jest pan lekarzem i musi pan badać każdego, kto do pana przychodzi!

— Spokojnie… spokojnie… Jak ci na imię? — zapytał mnie lekarz.

— Adriana — odpowiedziałam. Wstydziłam się, ale nie za bardzo. Cięty język matki i moja potulność znane były w całej dzielnicy.

— A gdyby nawet tak było — rzekł lekarz, który zdawał się rozumieć moje zmieszanie i próbował uniknąć badania — cóż w tym złego?… Pobiorą się niedługo i wszystko dobrze się skończy.

— Niech pan pilnuje swojego nosa!

— Spokojnie… spokojnie… — łagodnie powtórzył lekarz i znów mnie zagadnął: — Skoro twoja matka życzy sobie tego… rozbierz się… to potrwa chwilę i potem będziesz mogła iść do domu.

Zdobyłam się na odwagę i powiedziałam:

— Tak, to prawda… ale lepiej chodźmy do domu, mamo.

— O nie, moja droga — powiedziała rozkazująco — musisz dać się zbadać!

Zrezygnowana zdjęłam spódnicę i położyłam się na kanapce. Lekarz zbadał mnie, a potem zwrócił się do matki:

— Miała pani rację… tak jest. Zadowolona pani teraz?

— Ile płacę? — zapytała matka wyjmując portmonetkę. Ja tymczasem wstałam i ubrałam się. Ale lekarz nie przyjął pieniędzy i zwrócił się do mnie:

— Kochasz swojego narzeczonego?

— No pewnie! — odpowiedziałam.

— A kiedy wychodzisz za mąż?

— Nigdy za niego nie wyjdzie! — ryknęła matka, ale ja odrzekłam spokojnie:

— Niedługo, jak tylko załatwimy formalności. — Z oczu moich musiało bić tyle dobrej wiary, że lekarz roześmiał się serdecznie, poklepał mnie po policzku, a potem popchnął mnie lekko w stronę drzwi.

Spodziewałam się, że po powrocie do domu matka obrzuci mnie stekiem wyzwisk, a nawet będzie mnie biła. A tymczasem bez słowa, pomimo że było tak późno, zapaliła gaz i zaczęła odgrzewać mi kolację. Postawiła na ogniu patelnię i, usunąwszy z rogu skrawki materiałów, położyła nakrycie. Usiadłam na tapczanie, tym samym, gdzie przed chwilą matka szarpała mnie za włosy, i spoglądałam na nią w milczeniu. Byłam zupełnie oszołomiona, bo nie tylko nie robiła mi wymówek, ale na jej twarzy malowało się wyraźne zadowolenie. Kiedy skończyła nakrywać, poszła do kuchni i po chwili wróciła z patelnią: — A teraz jedz.

Powiedziawszy prawdę, byłam bardzo głodna. Wstałam machinalnie i usiadłam na krzesełku, które skwapliwie podsunęła mi matka. Na patelni zobaczyłam kawałek mięsa i dwa jajka, niecodzienna kolacja!

— To za dużo dla mnie — powiedziałam.

— Jedz… to ci dobrze zrobi… musisz dużo jeść — odpowiedziała. Jej dobry humor był czymś niezwykłym, przebijała w nim odrobina złośliwości, ale bynajmniej nie wrogiej. Po chwili dodała dobrodusznie:

— Gino nie pomyślał o tym, żeby cię czymś poczęstować, co?

— Zasnęliśmy — odrzekłam — a potem było już bardzo późno.

Nic na to nie powiedziała i stojąc przyglądała się, jak jem. Robiła tak zawsze; podawała mi jedzenie, czekała, aż skończę, a potem sama jadała w kuchni. Od dawna już nie siadała ze mną przy stole, jadała znacznie mniej i przeważnie albo resztki po mnie, albo o wiele prostsze potrawy. Traktowała mnie jak kruchy, cenny przedmiot, jedyny cenny, jaki posiadała, z którym trzeba się delikatnie obchodzić, i jej pełna podziwu usłużność już od dawna nie była dla mnie nowością. Ale tym razem jej pogoda i zadowolenie wzbudzały we mnie dziwny niepokój. Odezwałam się po chwili:

— Gniewasz się na mnie za to, co zrobiłam, ale on przyrzekł, że się ze mną ożeni. Pobierzemy się już niedługo.

Odpowiedziała natychmiast:

— Nie, nie gniewam się… Trochę byłam zła, bo czekałam przez cały wieczór i niepokoiłam się o ciebie, ale teraz nie myśl już o tym, jedz!

Jej wymijający i fałszywie uspokajający ton, jakim przemawia się do dzieci, kiedy nie chce się odpowiedzieć na ich pytania, wzbudził we mnie dalsze podejrzenia.

— Ale dlaczego? — nalegałam. — Nie wierzysz, że on się ze mną ożeni?

— Wierzę, wierzę, ale teraz jedz!

— Nie, ty w to nie wierzysz!

— Mówię ci, że wierzę… no jedz!

— Nie będę jadła — zawołałam z rozpaczą — dopóki nie powiesz mi prawdy! Dlaczego masz taką uradowaną minę?

— Wcale nie mam uradowanej miny.

Zabrała patelnię i poszła do kuchni. Zaczekałam, aż wróci, i powiedziałam znowu:

— Jesteś bardzo zadowolona.

Przez dłuższy czas patrzyła na mnie w milczeniu, po czym powiedziała z powagą, w której przebijał ton groźby:

— Tak, jestem zadowolona.

— Dlaczego?

— Bo teraz jestem pewna, że Gino cię rzuci i nie ożeni się z tobą.

— Nieprawda; powiedział, że ożeni się ze mną.

— Nie ożeni się; to, czego chciał, już dostał… nie ożeni się i porzuci cię.

— I tak się z tego cieszysz?

— Cieszę się, bo teraz już mam pewność, że się nie pobierzecie.

— A cóż by ci to szkodziło? — zawołałam z wściekłością i rozpaczą.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Rzymianka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rzymianka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Mario Alberto Zambrano - Loteria
Mario Alberto Zambrano
Alberto Moravia - Two Friends
Alberto Moravia
Alberto Moravia - Conjugal Love
Alberto Moravia
Alberto Moravia - Agostino
Alberto Moravia
Alberto Moravia - A Romana
Alberto Moravia
Alberto Moravia - La romana
Alberto Moravia
Albert Morava - Die Flucht
Albert Morava
Albert Morava - Mondschein-Serenade
Albert Morava
Alberto Moravia - Der Konformist
Alberto Moravia
Alberto Moravia - Die Gleichgültigen
Alberto Moravia
Отзывы о книге «Rzymianka»

Обсуждение, отзывы о книге «Rzymianka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x