— Ależ ja… — zaczął zdziwiony i zmieszany.
— Sam wiesz najlepiej, że nie przyszliśmy tutaj po to, żeby oglądać mieszkanie i podziwiać suknie twojej pani, ale żeby pójść do twojego pokoju i kochać się… Chodźmy tam zaraz… i po co tyle gadania.
Tak więc w jednej chwili, tylko dlatego, że zobaczyłam ten dom, przestałam być niewinną, nieśmiałą dziewczyną, która przed chwilą tu przyszła; byłam zdumiona, nie poznawałam samej siebie. Wyszliśmy z pokoju i zaczęliśmy schodzić po schodach. Gino objął mnie wpół i całowaliśmy się na każdym stopniu; myślę, że nigdy nikt tak wolno nie schodził ze schodów. Na parterze Gino otworzył ukryte w ścianie drzwi i wciąż mnie całując i obejmując sprowadził kuchennymi schodami do sutereny. Był już wieczór, w suterenie panował półmrok. Nie zapalając światła przeszliśmy przez ciemny korytarz i przytuleni, z ustami przy ustach, dotarliśmy do pokoju Gina. Otworzył drzwi, weszliśmy, usłyszałam, jak przekręca klucz w zamku. Staliśmy przez dłuższy czas po ciemku, całując się. Pocałunek nie miał końca, gdy ja chciałam go przerwać, on zaczynał na nowo, a kiedy on chciał przerwać, ja znowu go całowałam. Potem Gino popchnął mnie w stronę łóżka; upadłam na nie na wznak.
Gino gorączkowo szeptał mi do ucha czułe słowa i przekonywające argumenty, z wyraźną intencją, żebym oszołomiona nimi nie zauważyła, że równocześnie zaczyna mnie rozbierać; zupełnie niepotrzebnie się maskował — przede wszystkim dlatego, że byłam zdecydowana mu się oddać, a poza tym czułam taką nienawiść do tych szmatek, którymi niedawno się jeszcze pyszniłam, iż nie mogłam doczekać się chwili, kiedy się od nich uwolnię. Nago, myślałam, będę równie piękna, o ile nie piękniejsza, od chlebodawczyni Gina i wszystkich bogatych kobiet całego świata. Poza tym już od miesięcy ciało moje czekało na tę chwilę i czułam, że nieświadomie drżę cała z niecierpliwości i hamowanej dotąd żądzy, jak głodne, związane zwierzę, któremu na koniec, po długim poście, rozcinają postronki i dają jeść.
I dlatego ten akt miłosny wydał mi się czymś całkiem naturalnym, rozkosz fizyczna nie była pomieszana z uczuciem, że dzieje się coś niezwykłego. Wprost przeciwnie; jak bywa czasami, gdy patrząc na jakiś krajobraz mamy wrażenie, żeśmy go już kiedyś widzieli, chociaż w rzeczywistości patrzymy nań po raz pierwszy, tak samo mnie wydawało się, że przeżywałam już to wszystko, tylko nie wiedziałam, ani gdzie, ani kiedy, może w innym życiu. Nie przeszkadzało mi to jednak oddać się Ginowi ze wściekłą pasją; całowałam go, gryzłam i obejmowałam tak, jakbym go chciała udusić. Jego ogarnęła ta sama furia. Tak więc w tym pokoiku, położonym w suterenie cichego, pustego domu, długo, jak mi się wydawało, bez końca, obejmowaliśmy się gwałtownie, jak dwoje wrogów walczących na śmierć i życie, z których każdy próbuje zadać przeciwnikowi jak najdotkliwszy ból.
Kiedy zaspokoiliśmy namiętności, leżeliśmy obok siebie wyczerpani, bez ruchu; ogarnął mnie lęk, że teraz, po tym, co się stało, Gino nie będzie już chciał ożenić się ze mną. Zaczęłam więc mówić o naszym domu, w którym zamieszkamy, gdy tylko się pobierzemy.
Willa chlebodawców Gina zrobiła na mnie wielkie wrażenie i byłam teraz pewna, że szczęśliwym można być tylko w pięknym, starannie utrzymanym domu. Zdawałam sobie sprawę, że nigdy nie będziemy mieli nie tylko takiej willi, ale nawet choćby jednego z takich pokoi; pomimo to z uporem usiłowałam zapomnieć o tym i tłumaczyłam mu, że nawet biedny dom może robić wrażenie dostatniego, jeżeli wszystko tam błyszczy jak lustro. Całe mnóstwo myśli nasunęło mi się nie tyle nawet w związku z luksusem tej willi, ile z panującą tam czystością. Próbowałam przekonać Gina, że i brzydkie rzeczy mogą wyglądać ładnie, jeżeli są utrzymane w czystości; ale naprawdę zrozpaczona swoim ubóstwem, wiedziałam, że jedynym sposobem, żeby się z niego wyrwać, jest dla mnie małżeństwo z Ginem, i chciałam przede wszystkim wmówić to sobie samej.
— Choćby się miało tylko dwa pokoiki, jeżeli utrzymuje się je w porządku i codziennie szoruje się podłogi — mówiłam — wyciera się meble z kurzu i czyści klamki, kładzie się wszystko na swoim miejscu, talerze, ścierki, buty, w domu może być ładnie… A najważniejsze jest porządnie zamieść, wymyć podłogę i codziennie ścierać kurze. Nie chciałabym, żebyś sądził po naszym mieszkaniu… Mama jest nieporządna, stale przepracowana, biedaczka, ale nasz dom, przyrzekam ci, będzie lśnił jak lustro.
— Tak, tak — odpowiedział Gino — czystość przede wszystkim… Czy wiesz, co robi pani, jeśli znajdzie odrobinę pyłu w jakimś kącie? Woła pokojówkę, każe jej przyklęknąć i wytrzeć to miejsce gołą ręką; tak jak karci się psy, kiedy zrobią nieporządek… ale ona ma rację.
— Jestem pewna — powiedziałam — że mój dom będzie jeszcze czyściejszy i jeszcze porządniej utrzymany niż ta willa.
— Ty przecież będziesz modelką — odrzekł przekornie — i nie będziesz się zajmowała domem.
— Nic podobnego — odpowiedziałam żywo. — Nie będę już modelką. Będę siedziała cały dzień w domu, zajmę się sprzątaniem i gotowaniem dla ciebie. Mama mówi, że każda mężatka zmienia się w służącą, ale jak się kocha, przyjemnie być i służącą.
Rozmawialiśmy tak przez dłuższy czas; czułam, że powoli niknie mój lęk i wraca dawne, szczere i naiwne zaufanie. Dlaczego miałabym mieć jakieś wątpliwości? Gino nie tylko pochwalał moje plany, ale udoskonalał je, dorzucał wiele szczegółów od siebie. Jak, zdaje się, już wspomniałam, był teraz całkiem szczery; kłamał zawsze i na koniec sam zaczął wierzyć w to, co mówił.
Gawędziliśmy dobrych kilka godzin, po czym zasnęłam i przypuszczam, że Gino spał także. Obudził nas promień księżyca wpadający przez okno sutereny, który oświecił łóżko i nas obydwoje. Gino powiedział, że musi być już bardzo późno; istotnie budzik na komodzie wskazywał kilka minut po północy.
— Co na to powie matka! — zawołałam wyskakując z łóżka i zaczęłam się ubierać przy świetle księżyca.
— Dlaczego ma coś powiedzieć?
— Nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło tak późno wracać! Wieczorem nigdy nie wychodzę sama.
— Możesz jej powiedzieć — powiedział Gino, który także już się podniósł — że pojechaliśmy na daleki spacer samochodem, że samochód się popsuł i musieliśmy długo stać w polu.
— Nie uwierzy mi.
Opuściliśmy willę w pośpiechu i Gino odwiózł mnie do domu. Byłam pewna, że matka nie uwierzy w tę historię z zepsutym samochodem, ale nie wyobrażałam sobie, że tak łatwo domyśli się wszystkiego, co zaszło między mną a Ginem. Miałam ze sobą klucze i od bramy, i od drzwi mieszkania. Nie zapalając światła, szłam na palcach do drzwi sypialni, kiedy poczułam nagle gwałtowne szarpnięcie za włosy. Po ciemku matka, bo ona to była, wciągnęła mnie do drugiego pokoju, rzuciła na tapczan i, ciągle w milczeniu, zaczęła okładać pięściami. Próbowałam zasłaniać się ramieniem, mimo to udało się jej uderzyć mnie kilka razy w twarz. Na koniec zmęczyła się i poczułam, że, zadyszana, siada obok na tapczanie. Po chwili wstała, poszła zapalić wiszącą nad stołem lampę, po czym stanęła przede mną, ujęła się pod boki i zaczęła się we mnie wpatrywać. Jej spojrzenie zmieszało mnie i zawstydziło i zaczęłam obciągać i poprawiać wymiętoszoną sukienkę, a matka powiedziała spokojnie:
— Mogę się założyć, że przespałaś się z Ginem!
Читать дальше