Taka konwersacja toczyła się przez pół godziny; tylko raz przerwała ją pani Weston, która w trosce o pasierba wyszła do ogrodu zapytać, czy przyjechał. Była trochę niespokojna. Lękała się o konia, którego dosiadał.
Znaleziono krzesła w miejscu nieźle ocienionym; Emma musiała teraz wysłuchać tego, co mówiły między sobą pani Elton i Jane Fairfax. Była mowa p wyjątkowo kuszącej posadzie. Pani Elton dostała wiadomość o tym dziś rano i nie posiadała się z zachwytu. Wprawdzie ani u pani Suckling, ani u pani Bragge, ale pod względem atrakcji i splendorów im tylko chyba ustępowała: było to u kuzynki pani Bragge, a znajomej pani Suckling, damy znanej w Maple Grove. Przemiła, urocza, inteligentna, z najlepszej sfery, należąca do najwyższych kół towarzyskich, szyk, pozycja, ostatnie słowo. Pani Elton niecierpliwiła się chcąc, aby sprawa została niezwłocznie załatwiona. Była pełna zapału, energii, tryumfu; nie chciała pod żadnym pozorem przyjąć odmownej odpowiedzi, chociaż panna Fairfax nadal zapewniała ją, że na razie nie chce się z nikim wiązać, przytaczając te same motywy, jakie wysuwała poprzednio. Mimo to pani Elton nalegała, by Jane pozwoliła jej wyrazić listownie zgodę najdalej jutro rano. Emma dziwiła się, że Jane to wszystko znosi. Panna Fairfax miała wprawdzie niezadowoloną minę, odpowiadała dość opryskliwie, wreszcie z niezwykłą u niej chęcią czynu zaproponowała, by zażyć trochę ruchu. Może by tak pójść na spacer? Czy pan Knightley nie chciałby im pokazać ogrodów, wszystkich ogrodów? Chciałaby zobaczyć całą przestrzeń zajętą pod ogród. Nie mogła widać dłużej znieść natarczywej pastorowej.
Było gorąco, toteż gdy już pospacerowali pewien czas luźnymi grupkami, najwyżej po dwie, trzy osoby, bezwiednie skierowali kroki w rozkoszny cień szerokiej lipowej alei ciągnącej się za ogrodem równolegle do strumienia i zamykającej niejako teren spaceru. Aleja ta nie wiodła nigdzie, u wylotu jej rozpościerał się widok ponad niskim kamiennym murkiem zdobnym w wysokie filary, a ich strzelistość miała jakby stwarzać pozór, że w głębi znajduje się dom, którego w istocie nigdy tam nie było. Choć dobry smak podobnego zakończenia alei mógł budzić wątpliwości, to jednak był to śliczny spacer, zaś perspektywa, jaka się stamtąd roztaczała, pełna uroku. Spore wzgórze, u którego stóp leżało Abbey, stopniowo pięło się coraz bardziej stromo poza obrębem parku, dalej, o jakieś pół mili, ciągnął się potężny wąwóz o urwistych brzegach z gęsto podszytym lasem, zaś na dnie wąwozu wznosiło się Abbey Mili Farm, osłonięte i zaciszne, okolone łąkami, opasane ciasno piękną klamrą rzeki.
Był to kojący widok, kojący dla oka i myśli. Angielska murawa, angielska kultura, angielski ład, oglądane w promiennym, lecz nie oślepiającym blasku słońca.
Emma z panem Westonem spotkała całe towarzystwo skupione w tej alei, w głębi zaś, na tle szerokiej perspektywy dostrzegła od razu sylwetki pana Knightleya i Harriet, odcinające się od wszystkich, powoli kroczące na czele pochodu. Pan Knightley i Harriet! Zdziwiło ją to téte-a-téte, ale i ucieszyło zarazem. Był czas, kiedy wzgardziłby towarzystwem dziewczęcia, odwrócił się od niej bez ceremonii. Teraz zdawali się pochłonięci przyjemną rozmową. Był również czas, kiedy Emmie przykro byłoby zobaczyć Harriet w tym miejscu, skąd tak pięknie rysowało się domostwo Martinów, dziś się już tego nie obawiała. Niechaj je sobie ogląda w całej ozdobie i dostatku, z soczystymi łąkami, pasącym się stadem, kwitnącymi sadami i wznoszącym się w górę lekkim słupem dymu. Przyłączyła się do nich i przekonała się, że są pochłonięci rozmową, nie podziwianiem roztaczającego się widoku. Pan Knightley dawał swojej towarzyszce objaśnienia dotyczące systemów uprawy roli itd. Powitał Emmę uśmiechem, który zdawał się mówić wyraźnie: „Te sprawy mnie nie interesują. Wolno mi poruszać takie tematy, nie obawiając się posądzenia, że chcę skierować rozmowę na Roberta Martina”. Emma wcale tego nie podejrzewała. To zbyt stara historia. Robert Martin zapomniał już prawdopodobnie o Harriet. Przeszli się kilkakrotnie wzdłuż alei. W cieniu panował orzeźwiający chłód i ta chwila wydała się Emmie najmilszą w całym dniu.
Skierowano się teraz w stronę domu, wszyscy muszą wejść pod dach na śniadanie; całe towarzystwo siedziało już przy stole zajęte jedzeniem, a Franka Churchilla wciąż nie było. Pani Weston wyglądała raz po raz próżno. Ojciec nie przyznawał się, że jest niespokojny, śmiał się z jej obaw, ona jednak nie przestawała pragnąć, aby Frank wyrzekł się był tej swojej karej klaczy. Zapewnił, że przyjedzie, z niezwykłą jak na niego stanowczością. „Zdrowie wujenki tak się poprawiło, że nie wątpi, iż będzie mógł przybyć”. Jednakże, jak wiele spośród obecnych osób nie omieszkało jej przypomnieć, stan zdrowia pani Churchill ulegał tak nagłym zmianom, że mógł przecież pokrzyżować plany zależnego od nich siostrzeńca; przekonano wreszcie panią Weston, że to zapewne jakiś atak pani Churchill stanął mu na przeszkodzie. Emma przyglądała się Harriet, lecz ona, gdy toczyły się owe rozważania, zachowywała się bez zarzutu, nie zdradzała najlżejszego wzruszenia.
Zimny posiłek został spożyty i towarzystwo wybierało się znowu do ogrodu obejrzeć to, czego jeszcze nie widziało, a mianowicie stawy rybne w starym Abbey; może dotrą aż do pola koniczyny, którą od jutra zaczną kosić, a w każdym razie nie odmówią sobie przyjemności rozgrzania się na nowo, by móc raz jeszcze się ochłodzić. Pan Woodhouse, który odbył już mały spacer w górnej części ogrodu, dokąd nawet w jego wyobraźni nie sięgały wilgotne opary znad strumienia, nie ruszał się już więcej i córka postanowiła dotrzymać mu towarzystwa. Chciała zwolnić panią Weston, którą mąż usilnie namawiał, by użyła ruchu i rozerwała nieco myśli, co było dla niej ze wszech miar pożądane.
Pan Knightley uczynił, co tylko było w jego mocy, aby zabawić pana Woodhouse'a. Albumy rycin, szufladki zawierające medale, kamee, korale, muszle i tym podobne pamiątki rodzinne, spoczywające zazwyczaj w różnych schowkach, wszystko to zostało przygotowane dla starego przyjaciela, by mu się ranek nie dłużył; uprzejme wysiłki spotkały się z wdzięcznym przyjęciem: pan Woodhouse spędził czas znakomicie. Pani Weston pokazywała mu te ciekawostki, a teraz on z kolei pokaże je Emmie; zanosiło się na dłuższe posiedzenie, staruszek bowiem, o tyle już zdziecinniały, że nie bardzo się w tym wszystkim orientował, był z natury powolny, wytrwały i metodyczny.
Zanim rozpoczął się ów przegląd, Emma wyszła do hallu, chcąc rzucić okiem na wjazd i najbliższe otoczenie domu, ledwo jednak zdążyła tam dotrzeć, w drzwiach pojawiła się Jane Fairfax nadchodząca szybko z ogrodu, jakby spłoszona. Nie spodziewała się tak zaraz natknąć na pannę Woodhouse, drgnęła więc, choć właśnie Emma była osobą, której szukała.
– Czy będzie pani tak uprzejma – zapytała – gdy zauważą moją nieobecność, powiedzieć, że poszłam do domu? Właśnie odchodzę. Moja ciotka nie zdaje sobie sprawy, że jest tak późno, babcia z pewnością nas wygląda, postanowiłam więc wracać. Nie powiedziałam o tym ani słowa nikomu. Sprawiłabym tylko niepotrzebny kłopot i zamieszanie. Część towarzystwa poszła nad stawy, a część jest w lipowej alei. Nikt nie zauważy mojej nieobecności, zanim wrócą ze spaceru, a kiedy wrócą, pani będzie tak uprzejma powiedzieć, że poszłam do domu, prawda?
– Naturalnie, jeżeli pani sobie tego życzy, ale przecież pani nie zamierza sama iść do Highbury?
Читать дальше