Pan Knightley, który z jemu samemu tylko znanych przyczyn z góry się uprzedził do Franka Churchilla, nabierał do niego coraz więcej antypatii. Zaczynał podejrzewać Franka, że ten gra jakąś podwójną rolę w zalotach do Emmy. Nie ulegało na pozór wątpliwości, że stara się o względy panny Woodhouse. Wszystko zdawało się to potwierdzać: atencje młodego Churchilla, napomknienia ojca, powściągliwe milczenie macochy, wszystko brzmiało unisono: słowa, postępowanie, dyskretne przemilczenia oraz niedyskrecje, wszystko powtarzało tę samą śpiewkę. Jednakże podczas gdy wiele osób widziało w nim wielbiciela Emmy, Emma zaś przekazywała go Harriet, pan Knightley zaczął podejrzewać młodzieńca, że jest raczej skłonny bałamucić Jane Fairfax. Nie potrafiłby tego określić, a jednak istniało pomiędzy tymi dwojgiem jakieś porozumienie – zauważył, tak mu się przynajmniej zdawało, objawy uwielbienia ze strony Franka, a z chwilą gdy raz je dostrzegł, nie mógł już sobie wyperswadować, że są całkiem bez znaczenia, choć szczerze pragnął uniknąć błędów, jakie popełniała zbyt bujna wyobraźnia Emmy. Podejrzenie zakiełkowało w nim po raz pierwszy pod nieobecność panny Woodhouse. Pan Knightley był na obiedzie z państwem Weston, Frankiem i Jane u Eltonów i podchwycił tam spojrzenie, a raczej liczne spojrzenia, rzucane na pannę Fairfax, które, jak na wielbiciela panny Woodhouse, zdawały się trochę nie na miejscu. Gdy znalazł się po raz drugi w ich towarzystwie, przypomniało mu się to, co widział poprzednio, nie mógł też oprzeć się pewnym obserwacjom, które musiały nasunąć mu jeszcze silniejsze podejrzenia, że istnieje jakaś sympatia, jakieś tajemne porozumienie pomiędzy Frankiem Churchillem a Jane Fairfax.
Któregoś dnia, jak to zwykł czynić, przyszedł po obiedzie, aby spędzić wieczór w Hartfield. Emma i Harriet wybierały się na spacer, przyłączył się do nich, a gdy powracali, natknęli się na liczniejsze towarzystwo, które, tak samo jak oni, uważało, że rozsądniej będzie wobec niepewnej pogody zażyć zawczasu nieco ruchu, gdyż deszcz wisiał w powietrzu; byli to państwo Weston z synem i panna Bates z siostrzenicą; spotkali się przypadkiem. Grupki połączyły się i gdy dotarli do bram Hartfield, Emma, wiedząc, że wizyta w tym składzie będzie szczególnie mile widziana przez ojca, zapraszała usilnie, aby wszyscy wstąpili do nich na herbatę. Mieszkańcy Randalls zgodzili się od razu, zaś panna Bates, po wygłoszeniu dość długiej tyrady, której prawie nikt nie słuchał, w końcu zdecydowała się „przyjąć tak uprzejme zaproszenie panny Woodhouse”.
Gdy już skręcali w obręb posiadłości, minął ich konno pan Perry i z wysokości siodła rzucił im kilka słów.
– A propos – zwrócił się po chwili Frank do pani Weston – jak wyglądają jego plany kupna powozu?
Pani Weston spojrzała zdziwiona i odrzekła:
– Nie wiedziałam o takim projekcie.
– Jak to, słyszałem o nim od mamy. Mama wspominała o tym w liście do mnie przed trzema miesiącami.
– Ja! To niemożliwe!
– Naprawdę, pamiętam doskonale. Pisała mama, że zakup z pewnością nastąpi w najbliższym czasie. Pani Perry mówiła komuś o tym niezmiernie uradowana… Stało się to za jej namową, uważała bowiem, że podróże w niepogodę są dla męża bardzo szkodliwe. Teraz chyba już sobie mama przypomniała.
– Zapewniam cię, że nigdy o tym nie słyszałam.
– Nigdy! Naprawdę nigdy? Ależ na Boga, czy to możliwe? W takim razie musiało mi się przyśnić, ale byłem najgłębiej przekonany… Panno Smith, pani ledwo idzie, pewnie pani zmęczona? Odetchnie pani, gdy znajdzie się w domu, co?
– Co takiego? Co takiego? – dopytywał się głośno pan Weston. – Coś o Perry'm i o jego powozie? Czy Perry chce sobie sprawić powóz? Cieszę się, że go na to stać. On ci o tym mówił, tak?
– Nie, ojcze – odparł syn ze śmiechem – jak się okazuje, nikt mi o tym nie mówił. To bardzo dziwne! Byłem najmocniej przekonany, że mama wspomniała mi o tym w jednym z listów do Enscombe przed kilku tygodniami, donosząc mi o wszystkim, co się dzieje, ponieważ jednak oświadczyła mi teraz, że nigdy nie słyszała o podobnym projekcie, musiało mi się, oczywiście, przyśnić. Miewam sny. Sny o wszystkich w Highbury, gdy jestem z daleka; a kiedy już wyczerpię listę najbliższych przyjaciół, zaczynam śnić o państwu Perry.
– To dziwne jednak – zauważył jego ojciec – żebyś miał wyraźny, logicznie powiązany sen o ludziach, o których według wszelkiego prawdopodobieństwa wcale nie myślałeś w Enscombe. Perry sprawia sobie powóz, a jego żona namawia go do tego przez troskę o jego zdrowie… to się kiedyś stanie, prędzej czy później, ale na razie nie ma o tym mowy. Ileż pozorów prawdopodobieństwa kryją w sobie niekiedy sny! A czasem jakiż stek bzdur! Twoje sny dowodzą z całą pewnością, że gdy cię tu nie ma, Highbury nie przestaje żywo tkwić ci w pamięci. I pani także miewa sny, prawda, panno Emmo?
Emma nie mogła tego usłyszeć. Przyspieszywszy kroku wyprzedziła swoich gości, aby przygotować ojca na ich przybycie, nie dosięgła jej więc aluzja pana Westona.
– Właściwie, prawdę powiedziawszy… – wykrzyknęła panna Bates, która od paru minut starała się na próżno dojść do głosu – jeżeli mam się wypowiedzieć na ten temat, trudno zaprzeczyć, że pan Frank Churchill mógł istotnie… to znaczy, nie zamierzam bynajmniej przeczyć, że mu się to przyśniło, bo rzeczywiście i ja miewam czasem najdziwniejsze w świecie sny… Gdyby mnie jednak o to zapytano, musiałabym przyznać, że podobny projekt istniał ubiegłej wiosny, gdyż pani Perry napomknęła o tym półsłówkiem mojej matce, państwo Cole zresztą wiedzieli równie dobrze, jak my… ale to był sekret, nie znany poza tym nikomu, i rozważano go najwyżej przez trzy dni. Pani Perry bardzo sobie życzyła, aby mąż jej nabył powóz, i wpadła któregoś dnia do mojej matki w świetnym humorze sądząc, że udało się jej to przeforsować. Pamiętasz chyba, Jane, że babcia opowiadała nam tę całą historię, gdyśmy wróciły do domu? Nie przypominam już sobie, dokądeśmy wtedy poszły, prawdopodobnie do Randalls. Pani Perry zawsze tak lubiła moją matkę (zresztą nie wiem doprawdy, kto jej nie lubi) i wspomniała jej o tym w zaufaniu; nie miała nic przeciwko temu, żeby mama nam o tym powiedziała, byle wiadomość nie poszła dalej; więc aż do dnia dzisiejszego żywa dusza spośród znajomych o tym nie słyszała. Równocześnie nie mogę odpowiadać za to, czy nigdy o tym nie napomknęłam nikomu, bo wiem, że mi się czasem coś wyrwie, zanim się opamiętam. Gadatywus ze mnie, wiedzą państwo, dość wielki gadatywus i od czasu do czasu coś mi się wypsnie, czego nie powinnam powiedzieć. Nie jestem taka jak Jane, choć bardzo bym chciała. Rękę dam za to, że ona nigdy się z najmniejszym drobiazgiem nie zdradziła. Ale gdzież ona się podziała? Ach, tam, idzie za mną. Doskonale pamiętam, jak przyszła wtedy pani Perry. Nadzwyczajny sen, doprawdy!
Wchodzili właśnie do hallu. Pan Knightley spojrzał na Jane, zanim zdążyła to uczynić pani Bates. Po przyjrzeniu się twarzy Franka Churchilla, przez którą, jak mu się zdawało, przemknęła kontuzja szybko opanowana czy też zamaskowana śmiechem, oczy jego mimo woli obróciły się na nią; tymczasem Jane została nieco w tyle, zaaferowana poprawianiem szala. Pan Weston przestąpił próg. Tamci dwaj panowie czekali przy drzwiach, aby przepuścić pannę Fairfax. Pan Knightley podejrzewał, że Frank Churchill postanowił przychwycić jej wzrok, zdawał się bacznie ją obserwować – na próżno, jeżeli owe podejrzenia były słuszne. Jane weszła do hallu, nie spojrzawszy na nikogo.
Читать дальше