– Z panem, jeżeli mnie pan zaprosi.
– Chce pani? – rzekł podając jej rękę.
– Pewnie, że chcę. Dowiódł pan, że pan doskonale tańczy, a nie jesteśmy przecież naprawdę bratem i siostrą, by to nie wypadało.
– Bratem i siostrą? Co to, to nie!
Ta krótka rozmowa z panem Knightleyem sprawiła Emmie wielką przyjemność. Nazajutrz rano przechadzając się po ogrodzie powracała do niej jako do jednego z najmilszych wspomnień wczorajszego balu. Bardzo ją cieszyło, że zrozumieli się tak dobrze na punkcie Eltonów i że opinie ich o parze małżonków są zgodne; była też szczególnie rada z jego pochwał dla Harriet i przyznania, że sądził ją zbyt surowo. Impertynenckie zachowanie Eltonów, grożące przez chwilę zepsuciem całej zabawy, wręcz przeciwnie, miało bardzo pomyślne następstwa – Emma spodziewała się ponadto, że odniesie ono jeszcze inny pomyślny skutek: całkowicie wyleczy Harriet z jej zadurzenia. Sądząc z tonu, jakim Harriet mówiła o tym zajściu, zanim opuściły salę balową, Emma była pełna jak najlepszych nadziei. Zdawało się, że oczy dziewczęcia otworzyły się nagle i zobaczyła teraz jasno, że pan Elton nie jest istotą wyższego rzędu, za jaką go uważała. Gorączka minęła i Emma nie miała obaw, by puls zaczął znowu bić mocniej na widok dawnego ideału, który tak się z nią obszedł. Ufała, że nieżyczliwa postawa Eltonów sprawi, iż dziewczyna opanuje swe uczucia, że pójdą one w niepamięć; Harriet otrzeźwiona, Frank Churchill nie zanadto zakochany, a pan Jerzy Knightley nie szukający z nią kłótni, jakież miłe perspektywy otwierało przed nią zbliżające się lato!
Nie miała widzieć Franka Churchilla dziś rano. Powiedział jej wczoraj, że nie będzie mógł sobie pozwolić na przyjemność wstąpienia do Hartfield, ponieważ musi być w południe z powrotem u wujostwa. Nie żałowała tego.
Uporawszy się z tymi wszystkimi kwestiami, dokonawszy ich przeglądu i doprowadziwszy do należytego porządku, zamierzała wrócić do domu z myślą wolną, aby zająć się swymi małymi siostrzeńcami, a także ich dziadkiem, kiedy wielka brama żelazna otwarła się i weszły dwie osoby, które najmniej spodziewała się ujrzeć razem: Franka Churchilla i wspartą na jego ramieniu Harriet, Harriet we własnej osobie! Mgnienie oka wystarczyło, by ją przekonać, że stało się coś niezwykłego. Harriet była blada i wystraszona, on zaś starał się ją pokrzepić na duchu. Nie więcej niż dwadzieścia jardów dzieliło bramę od drzwi domu, toteż cała trójka wkrótce znalazła się w hallu; tu Harriet natychmiast padła na fotel i zemdlała.
Młodą pannę, która zemdlała, należy czym prędzej ocucić, pytania muszą znaleźć odpowiedź, zagadki zaś wytłumaczenie. Tego rodzaju ewenementy są bardzo interesujące, ale niepewność nie może trwać długo. Parę minut wystarczyło, aby Emma dowiedziała się o wszystkim.
Panna Smith i panna Bickerton, druga pensjonariuszka pani Goddard, która także była na balu, wyszły razem na spacer. Obrały drogę do Richmond, bezpieczną na pozór, gdyż był to gościniec publiczny, jak się jednak okazało, przeżyły tam niemało strachu. O jakieś pół mili za Highbury gościniec skręca raptownie, ocieniony z obu stron rzędami wiązów, staje się na dość znacznej przestrzeni bardzo ustronny. Gdy młode panny zapuściły się nieco dalej w głąb tunelu zieleni, ujrzały nagle w niewielkiej odległości na przydrożnej murawie rozłożony tabor cygański. Dziecko stojące na czatach podeszło do nich, żebrząc o jałmużnę, na co panna Bickerton, niezmiernie przerażona, krzyknęła głośno i, nawołując Harriet, by za nią podążyła, wbiegła po stromym stoku, przeskoczyła niski żywopłot i popędziła na przełaj w kierunku Highbury. Ale biedna Harriet nie mogła za nią nadążyć. Cierpiała na kurcze w nogach po wczorajszych tańcach i pierwsza próba wdrapania się na stok przy drodze wywołała taki silny nawrót owych kurczów, że całkiem ją obezwładniły; tak więc, choć wystraszona do ostateczności, nie mogła się ruszyć z miejsca.
Jak byliby się zachowali włóczędzy, gdyby młode panny okazały więcej odwagi, pozostanie na zawsze tajemnicą, ale takiej zachęcie trudno było się oprzeć; toteż wkrótce przypuściła szturm do Harriet gromadka dzieci, pod wodzą tęgiej kobiety i wysokiego dryblasa, wszyscy krzykliwi, o minach zuchwałych, choć dość umiarkowani w słowach. Harriet, coraz bardziej wystraszona, z punktu obiecała dać im pieniądze i wyjmując portmonetkę wręczyła szylinga błagając, aby nie żądali więcej ani też jej nie poturbowali. Po chwili mogła już iść, choć bardzo powoli, i ruszyła w dalszą drogę, jednakże trwoga, jaką okazała, oraz jej portmonetka stanowiły zbyt wielką pokusę i cała zgraja powlokła się za nią, a raczej otoczyła ją, żądając jeszcze pieniędzy.
To właśnie ujrzał Frank Churchill: Harriet drżącą i skłonną do ustępstw, Cyganów krzykliwych i zuchwałych. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności wyjazd Franka uległ pewnej zwłoce, co mu pozwoliło pospieszyć jej z pomocą w krytycznej chwili. Urok poranku skusił go do przechadzki, stangretowi zaś polecił, by czekał na niego z końmi przy gościńcu, o jakieś dwie mile za Highbury, a że poprzedniego wieczoru pożyczył przypadkiem nożyczki od panny Bates i zapomniał je zwrócić, musiał zatrzymać się przed jej drzwiami i wstąpić na parę minut. Wszystko to razem sprawiło, że się nieco zapóźnił, szedł więc szybko i Cyganie nie dostrzegli go zawczasu, póki nie wyrósł tuż przed nimi. Ich to wówczas ogarnął lęk, który poprzednio sparaliżował Harriet. Zostawił ich w śmiertelnym strachu, a Harriet czepiającą się go rozpaczliwie i ledwie zdolną przemówić słowo; tyle tylko miała sił, aby dotrzeć do Hartfield, gdzie osunęła się bez zmysłów na fotel. On to wpadł na pomysł zaprowadzenia jej do panny Woodhouse, nic innego nie przyszło mu do głowy.
Taka była cała historia odtworzona na podstawie jego relacji i tego, co opowiedziała Harriet, gdy odzyskała przytomność i mowę. Frank nie śmiał pozostać ani chwili dłużej, gdy się przekonał, że nic jej już nie grozi, wszystko to zabrało mu i tak wiele czasu, toteż zobowiązawszy Emmę do zawiadomienia pani Goddard, że Harriet znajduje się w bezpiecznym miejscu, zaś pana Knightleya, iż w najbliższym sąsiedztwie grasuje taka groźna banda, wyruszył w dalszą drogę, obsypany wszelkimi błogosławieństwami, jakie Emma zdążyła wyrazić w imieniu własnym i przyjaciółki.
Podobna przygoda – szlachetny młodzian i śliczna dziewczyna, których drogi skrzyżowały się tak nagle – łatwo mogła nasunąć pewne myśli najchłodniejszemu sercu i najtrzeźwiejszej głowie. Tak się przynajmniej wydawało Emmie. Czyż ktokolwiek, kto widział ich ukazujących się razem i usłyszał ich historię, mógł nie odczuć, że okoliczności złożyły się na to, aby ci dwoje stali się nawzajem dla siebie w najwyższym stopniu interesujący? O ileż zatem silniej musiała zapłonąć wyobraźnia Emmy, tak skłonna do snucia przypuszczeń i przewidywań, zwłaszcza że istniało już ku temu podatne tło!
To istotnie niezwykła przygoda! Odkąd sięgnie pamięcią, nic podobnego nie zdarzyło się dotychczas żadnej młodej damie w tej okolicy; ani podobne spotkanie, ani podobna trwoga; a dziś zdarzyło się właśnie tej osobie i właśnie w tej chwili, kiedy owa druga osoba przechadzała tamtędy przypadkiem, by ją uratować! To niewątpliwie nadzwyczajne! Emmę zaś, która znała podatny stan umysłów obu zainteresowanych stron, uderzyło to jeszcze bardziej. Frank starający się wyleczyć z przywiązania do niej, Harriet ledwie wyzwolona z niedorzecznego uczucia do pastora. Wszystko zdawało się zapowiadać najciekawsze następstwa. Było rzeczą niemożliwą, aby ten zbieg okoliczności nie narzucił ich sobie nawzajem z przemożną siłą.
Читать дальше