Frank Churchill powrócił na swoje miejsce przy Emmie, z chwilą zaś gdy panna Bates umilkła, musieli z konieczności wysłuchać rozmowy pani Elton i panny Fairfax, która stała w pobliżu. Frank był zamyślony. Po wielu komplementach wyrażonych Jane na temat sukni i wyglądu – komplementach przyjmowanych ze spokojem i godnością – pastorowa zapragnęła najwidoczniej również je usłyszeć, zaczęły się więc pytania: „Jak ci się podoba moja suknia? Czy ładne to przybranie? Czy Wright mnie dobrze uczesała?” oraz mnóstwo innych tym podobnych, na które Jane odpowiadała cierpliwie i grzecznie. Pani Elton oświadczyła wreszcie:
– Na ogół trudno o kogoś, kto by mniej ode mnie myślał o toaletach, ale przy takiej okazji jak dzisiejsza, kiedy wszystkie oczy są na mnie zwrócone, i przez wzgląd na państwa Westonów, którzy niewątpliwie wydali ten bal głównie na moją cześć, nie chciałabym wyglądać gorzej od innych, niewiele zaś widzę pereł z wyjątkiem tych, które mam na sobie… Zdaje mi się, że Frank Churchill to znakomity tancerz. Zobaczę, czy tańczymy w podobny sposób. To uroczy młody człowiek. Bardzo mi się podoba.
W tej samej chwili Frank zaczął mówić z taką energią, że Emma zrozumiała, iż dobiegły go pochwały skierowane pod jego adresem i nie chciał słyszeć ich więcej; rozmowa obu pań została na chwilę zagłuszona, dopóki nie nastąpiła nowa przerwa i głos pani Elton nie rozległ się donośnie. Pan Elton przyłączył się właśnie do nich i jego żona wykrzyknęła:
– Ach, znalazłeś nas nareszcie w naszym kąciku? Mówiłam przed chwilą Jane, że zaczniesz się o nas niepokoić.
– Jane! – powtórzył Frank Churchill z wyrazem zdumienia i niezadowolenia. – To dość poufale, widzę jednak, że panny Fairfax to nie razi.
– Jak się panu podoba pani Elton? – zapytała Emma szeptem.
– Wcale mi się nie podoba. -Pan jest, niewdzięczny.
– Niewdzięczny? Co pani ma na myśli? – Nagle rozchmurzył się i ciągnął dalej z uśmiechem: – Nie, proszę mi nie odpowiadać, nie chcę wiedzieć, co pani ma na myśli. Gdzie jest mój ojciec? Kiedy zaczniemy tańce?
Emma nie mogła go zrozumieć, zdawał się być w osobliwym nastroju. Poszedł na poszukiwanie ojca i szybko wrócił z obojgiem państwem Weston. Byli w kłopocie i chcieli całą sprawę wyłożyć Emmie. Pani Weston przyszło właśnie na myśl, że wypada, aby pani Elton otworzyła bal, z pewnością na to liczy, kolidowało to jednak z ich życzeniem, aby to wyróżnienie przypadło Emmie. Emma mężnie zniosła niemiłą wiadomość.
– A któż byłby dla niej odpowiednim tancerzem? – zapytał pan Weston. – Ona uważa z pewnością, że Frank powinien ją poprosić.
Frank zwrócił się natychmiast do Emmy przypominając daną mu obietnicę i bronił się, że nie jest już wolny, co ojciec przyjął z całkowitą aprobatą; wówczas dopiero okazało się, że pani Weston chce, by to jej mąż zaprosił panią Elton, oni zaś muszą pomóc go o tym przekonać, co się też wkrótce udało. Pan Weston z panią Elton otwierali bal, w ślad za nimi ruszył Frank Churchill z panną Woodhouse. Emma musiała ustąpić pierwszeństwa pani Elton, chociaż uważała od początku, że bal ten jest wydany na jej cześć. To nieomal wystarczyło, by ją zachęcić do małżeństwa.
Pani Elton była niewątpliwie górą tym razem, próżność jej znalazła całkowite zadowolenie, a chociaż zamierzała rozpocząć bal z Frankiem Churchillem, nie straciła ani trochę na tej zamianie. Pan Weston jako tancerz przewyższał nawet syna. Pomimo tego drobnego ukłucia, Emma uśmiechała się radośnie patrząc z zachwytem, jak tworzy się za nią pokaźny szereg tańczących par, i czując, że czeka ją wiele godzin zabawy. Dręczyło ją pomimo wszystko, że pan Knightley nie tańczy. Stoi oto pomiędzy widzami, a przecież nie tam jego miejsce, powinien tańczyć, nie zaliczać się do mężów, ojców i graczy w wista, którzy udają, że interesują się tańcem, póki się nie złoży partyjka – przecież tak młodo wygląda! Nigdy może nie prezentował się korzystniej niż teraz tam, gdzie właśnie stanął. Jego wysoka, silna postać, prosta jak świeca wśród masywnych kształtów i pochylonych ramion starszych panów, musiała zdaniem Emmy przyciągać wszystkie oczy, bo też z wyjątkiem jej partnera żadnego z obecnych młodych ludzi nie można było porównać. Zbliżył się o parę kroków i nawet te parę kroków starczyło, by dowieść, jak wytwornie, z jak naturalną gracją byłby tańczył, gdyby chciał zadać sobie trud. Ilekroć Emma uchwyciła jego spojrzenie, odpowiadał jej uśmiechem, na ogół jednak miał minę poważną. Pragnęła, aby sala balowa bardziej mu się podobała i aby okazywał więcej sympatii Frankowi Churchillowi. Zdawał się często obserwować. Nie pochlebiała sobie, by zwrócił uwagę na jej taniec, nie miała jednak powodu do jakichkolwiek obaw, w razie gdyby zaczął krytykować jej zachowanie. Nie było ani cienia flirtu pomiędzy nią a partnerem. Zdawali się raczej być parą wesołych, swobodnych przyjaciół niż parą zakochanych. Nie ulegało wątpliwości, że Frank Churchill myśli o niej teraz mniej niż poprzednio.
Bal przebiegał nad wyraz przyjemnie. Troskliwe starania, nieustanna czujność pani Weston nie poszły na marne. Wszyscy zdawali się uradowani, a pochwały: „jakiż to uroczy bal!” rzadko zazwyczaj wygłaszane przed końcem zabawy, rozbrzmiewały tym razem nieustannie, i to od samego początku. Nie obfitował wprawdzie w bardziej ważkie, bardziej pamiętne wypadki, niż ich dostarczają zazwyczaj podobne rozrywki, zaszło jednakże coś, co dało Emmie do myślenia. Rozpoczęły się ostatnie tańce przed kolacją, a Harriet nie miała partnera, jedyna spośród panien wciąż jeszcze siedziała; tymczasem liczba tancerzy i tancerek była dotychczas tak równa, że zastanowił ją brak wolnego tancerza. Emma jednak wkrótce przestała się dziwić, gdy zobaczyła, że pan Elton snuje się dokoła jakby w zamyśleniu. Wolał nie zapraszać Harriet do tańca, jeśli dałoby się tego uniknąć, była pewna, że tego nie zrobi, i oczekiwała, że pastor lada chwila wymknie się do sąsiedniego pokoju.
Tymczasem nie zamierzał bynajmniej uciekać. Przeszedł w kąt sali, gdzie zgromadzili się widzowie, wdał się z mmi w pogawędkę i przechadzał się tu i tam, jak gdyby chciał zamanifestować całkowitą swobodę i mocne postanowienie, że ją zachowa. Nie unikał przechodzenia niekiedy bezpośrednio przed panną Smith ani rozmowy z tymi, którzy znajdowali się tuż przy niej. Emma to widziała. Nie tańczyła jeszcze, stała czekając wraz z partnerem na swoją kolej i miała czas rozejrzeć się, wystarczyło lekko odwrócić głowę, aby objąć okiem całą salę. Kiedy znalazła się już w połowie szeregu tańczących, miała za sobą całą tę grupę i musiała poniechać dalszej obserwacji; lecz pan Elton stał tak blisko, że słyszała każdą sylabę dialogu, jaki toczył się pomiędzy nim a panią Weston; zauważyła też, że jego żona stojąca w pobliżu za nią, nie tylko słucha, lecz zachęca męża znaczącymi spojrzeniami. Dobroduszna, łagodna pani Weston wstała z krzesła, by go zapytać: – Pan nie tańczy? – na co pastor odpowiedział od razu: – Z ochotą, jeżeli pani zechce mnie zaszczycić…
– Ja? Ależ nie, znajdę panu lepszą partnerkę, ja wcale nie tańczę.
– Jeżeli pani Gilbert chciałaby zatańczyć – odrzekł – służę jej z wielką przyjemnością, bo chociaż zaczynam się czuć starym małżonkiem i lata podobnych rozrywek dla mnie minęły, zawsze z największą ochotą gotów jestem stanąć w parze z tak dawną znajomą jak pani Gilbert.
– Pani Gilbert nie ma zamiaru tańczyć, ale jest pewna młoda dama bez partnera i ucieszyłabym się, gdyby ją pan zaprosił, a mianowicie panna Smith.
Читать дальше