Eliza Orzeszkowa - Marta

Здесь есть возможность читать онлайн «Eliza Orzeszkowa - Marta» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Классическая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Marta: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Marta»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Marta — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Marta», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Proszę pani — zaczęła młoda panienka zatrzymując się przed wdową. — Mama moja kazała mi panią bardzo przeprosić, że fatygowałaś się do nas nadaremnie… dziś tak zimno, a pani fatygowała się idąc do nas… mama kazała bardzo przeprosić…

Mówiła to prędko i ze zmieszaniem; przy ostatnich wyrazach nieśmiałym trochę gestem wyciągnęła rękę z rublową asygnatą. Marta wahała się sekundę, ale tylko sekundę, po czym wzięła z ręki ładnej panny szeleszczący papierek, rzekła: «Dziękuję!» i odeszła. W drodze do domu kupiła wiązkę drzewa, trochę czarnego chleba, grubej mąki i mleka. Chleb przeznaczała dla siebie, mleko i mąkę dla dziecka.

Tego dnia nie wyszła już na miasto. Zgotowała strawę z mleka i mąki złożoną, nalała ją na glinianą miskę i posadziła przed nią Jancię.

Ale dziewczynka jadła niewiele. Milcząca była i wyjątkowo poważna. Mała główka ciężyła jej znać dolegliwie, bo podpierała ją ciągle chudą rączką, potem usiadła na ziemi przy matce, położyła się na jej kolanach i usnęła snem ciężkim, długim.

Nazajutrz Marta przelękła się spojrzawszy przy świetle poranku na twarz swego dziecka. Jancia bledszą jeszcze była jak wczoraj, z zapadłych i podkrążonych jej oczów przemawiała cicha, lecz przejmująca skarga. Młoda kobieta odwróciła się ku oknu i kurczowo załamała dłonie.

«Jeżeli nie dam jej lepszych wygód — myślała — zachoruje… Lepszych wygód, co za szalona myśl! za dni dwa, trzy nie będę miała za co izby ogrzać i ciepłej strawy dla niej zgotować!»

— A! — rzekła do siebie po chwili — nie ma co czynić! trzeba iść i przeprosić Szwejcową! Poszła na ulicę Freta. Otwierając drzwi posępnej pracowni zdziwiła się nad sobą więcej jeszcze niż wtedy, gdy wchodziła do księgarni. Czuła się wprawdzie upokorzona nieco, ale uczucie to było niczym w porównaniu z panującą w niej żądzą zostania na powrót przyjętą w to miejsce, które przed dwoma dniami opuściła dobrowolnie.

Szwejcowa nie okazała na widok jej najmniejszego zdziwienia. Po obwisłych wargach poważnej matrony przemknął tylko szybki uśmiech i oczy jej błysnęły ostro zza okularów. Robotnice popodnosiły głowy i patrzały na przybyłą, jedne z ciekawością, inne z ironią i złośliwym zadowoleniem. Pod spojrzeniami dwudziestu przeszło par oczów Marta uczuła gorący płomień na policzkach i czole.

Była to męczarnia straszna, ale trwała zaledwie sekundę. Naczelniczka zakładu i jej córka przestały krajać płótno. Oczekiwały znać od dawnej swej robotnicy pierwszego słowa.

— Pani! — zwracając się do Szwejcowej rzekła Marta — dwa dni temu byłam porywczą, nieuważną… obraziłam się tym, co mi pani mówiłaś, i odpowiedziałam niegrzecznością. Przepraszam panią. Jeżeli można… chciałabym znowu pracować u pani.

Jak wprzódy zdziwienia, tak teraz triumfu nie znać było na twarzy Szwejcowej.

Owszem, uśmiechnęła się ona słodko i skinęła głową uprzejmie.

— O, moja pani Świcka! — zaczęła słodkim, miodowym głosem — ja się nie gniewam, wcale nie gniewam… i cóż tam, dobry Boże, tak bardzo ważnego usłyszeć jakąś niegrzeczność… znieść przykre słowo. Wszak Odkupiciel nasz rozkazał, abyśmy rano i wieczór powtarzali: «i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy!» Byłabym nieposłuszną słowu bożemu, jeślibym gniewała się na panią Świcką… ale przyjąć pani Świckiej do zakładu mego nie mogę, bardzo żałuję, ale doprawdy już nie mogę, bo na miejscu pani Świckiej mam od wczoraj inną robotnicę…

Przy ostatnim wyrazie wskazała nożycami młodą kobietę, która siedziała na dawnym miejscu Marty.

— Zakład nasz posiada, chwała Bogu, jak najlepszą reputację… nie używamy przy tym maszyn, które tak okropnie niszczą siły i nadwerężają zdrowie osób pracujących. Toteż robotnice cisną się do nas, cisną. Prawdziwy natłok. Nie ma dnia, w którym by dwie lub trzy osoby nie zgłaszały się z prośbą o robotę. Nie brakuje, chwała Bogu, robotnic, nie brakuje, nadto zaś ich nabierać nie możemy, bo ja i moja córka, nie życzymy sobie obarczać się pracą zbytecznie. Teraz więc, kiedy jest komplet robotnic, więcej nawet niż komplet, dla pani Świckiej miejsca…

— A może, mamo, znalazłaby się jeszcze robota i dla pani Świckiej — szepnęła nieładna panna pochylając się ku matce.

Od kilku chwil przypatrywała się ona Marcie z uwagą i ciekawością. W małych, zezowatych trochę jej oczach zjawiło się coś na kształt politowania.

Ale Szwejcowa wzruszyła ramionami.

— Nie — rzekła — nie ma roboty, nie ma! Nie możemy przecież dlatego, aby przyjąć panią Świcką, która dobrowolnie nas opuściła, odprawić wczoraj przyjętą pannę Zofię?

Usłyszawszy ostatnie wyrazy kobieta siedząca na dawnym miejscu Marty podniosła głowę znad roboty i spojrzała na naczelniczkę zakładu prawie z przestrachem.

— Pani mnie już nie przyjmie? — zapytała Marta — nie mogę mieć żadnej nadziei?

— Żadnej, kochana pani Świcka, żadnej! Bardzo żałuję, ale miejsce już zajęte… nie mogę.

Marta ledwie dostrzegalnym ruchem skinęła głową i wyszła z pracowni.

Otwierając drzwi usłyszała za sobą szmer złożony z cichych bardzo szeptów, a jeszcze cichszych chichotów. Zrozumiała, że jest przedmiotem szyderstwa lub jałowego politowania dwudziestu przeszło osób, i uczuła znowu płomień w piersi i na czole. Znalazłszy się jednak na ulicy opanowaną została zaraz jedyną, wyłączną myślą:

«Nie mogę przecież wrócić tak z pustymi rękami! Muszę dziś koniecznie izbę cieplej ogrzać, a jutro urządzić dla dziecka mięsną jakąś potrawę… inaczej zachoruje…»

Przez chwilę szła tak, jakby nie wiedziała dobrze, dokąd idzie; skręcała na lewo i na prawo, zatrzymywała się śród chodnika; ze spuszczoną głową myślała.

Potem pewniej już i w prostym kierunku zaczęła iść ulicą Długą. Idąc, dłuższe i ważniejsze spojrzenia zatrzymywała na wystawach sklepowych.

Przed jedną z nich stanęła. Był to sklep jubilerski, niezbyt obszerny i niezbyt wytworny. Takiego znać szukała młoda kobieta, bo po chwilowym namyśle otworzyła drzwi szklanne, parą wschodkami nad poziom wyniesione. Zewnętrzność sklepu omyliła ją. Nie był on tak skromny, jak wyglądał.

Owszem, w dość obszernym pokoju znajdowała się znaczna ilość wyrobów ze złota i drogich kamieni. Tylko że istotna zamożność wskutek nieumiejętności wykazywania jej albo i umyślnej intencji nie występowała na pokaz przechodniom.

Że zewnętrzna prostota sklepu pochodziła z umyślnej intencji jego właściciela, można było na pewno prawie przypuszczać widząc, jak w otoczeniu pomocników swych i zapewne uczniów pracował on własnoręcznie był to człowiek przysadzisty, rumiany, szpakowaty, dobrodusznym uśmiechem i wielkim sprytem w małych burych oczach. Na widok wchodzącej kobiety powstał i z grzecznością zapytał, czego żąda.

— Przepraszam pana, jeżeli źle trafiłam — rzekła Marta — sądziłam, że nabędziesz pan może u mnie pewien złoty przedmiot…

— Dlaczegóżby nie, pani dobrodziejko, dlaczegóżby nie? — odpowiedział jubiler ze sprytnymi błyszczącymi oczami — jakiż to jest przedmiot?

Przez chwilę nie było odpowiedzi. Marta stała na środku sklepu z oczami nieruchomie utkwionymi w ziemię. Rysy jej, powleczone bladością marmuru, sztywne były i wyprężone. Można by rzec, iż skończyła rozmowę z własnym wnętrzem swym rozpoczętą i że zdobywała się właśnie na ostatnie słowo rozmowy tej, mające wyrażać jakieś z ciężkim trudem wywalczone postanowienie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Marta»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Marta» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Eliza Orzeszkowa - Wesele Wiesiołka
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Złota nitka
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - W ogniu pracy i łez…
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Początek powieści
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - O rycerzu miłującym
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Czternasta część
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - A… B… C…
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Zefirek
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Szara dola
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Silny Samson
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Magon
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Gloria victis
Eliza Orzeszkowa
Отзывы о книге «Marta»

Обсуждение, отзывы о книге «Marta» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x