Eliza Orzeszkowa - Marta

Здесь есть возможность читать онлайн «Eliza Orzeszkowa - Marta» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Классическая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Marta: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Marta»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Marta — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Marta», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W niespełna pół godziny wracała, ale nie sama.

Szedł z nią dość młody jeszcze mężczyzna, w kapeluszu i dostatnim futrze.

Weszli do izby i oboje przybliżyli się do leżącego na ziemi posłania. Dziecię z rumianą od gorączki twarzą rzucało się na nim nieprzerywanym kaszlem i niewyraźnymi skargami.

Lekarz obejrzał się, za krzesłem zapewne. Nie ujrzawszy go, przyklęknął na ziemi. Kobieta stała u nóg posłania, niema i nieruchoma, z ponurym ogniem w oczach.

— Jak tu zimno! — rzekł powstając mężczyzna. Kobieta nic nie odpowiedziała.

— Na czymże pisać będę?

Na oknie stała flaszka z atramentem, leżały pióra i arkusz papieru.

Lekarz, zgięty na wpół, zapisał receptę.

— Dziecko ma zapalenie kanału oddechowego, inaczej bronchit. Ogrzej pani izbę i lekarstwo dawaj pilnie.

Powiedział jeszcze słów kilka i podjął z ziemi kapelusz.

Kobieta sięgnęła do kieszeni i w milczeniu podała mu rękę z pieniądzem w dłoni. Lekarz raz jeszcze szybkie spojrzenie rzucił dokoła i nie wyciągnął swej ręki.

— Nie trzeba — rzekł już przy progu — nie trzeba! Dziecko słabe jest i wyniszczone.

Choroba będzie długa i lekarstwa zapewne liczne. Jutro przyjdę.

Odszedł. Wdowa upadła na kolana przed niskim posłaniem, przylgnęła piersią do piersi dziecięcej.

— O moje dziecko! jedyne dziecko moje! — szeptała — przebacz twej matce, przebacz! Nie potrafiłam ogrzać cię i wyżywić, dałam cię na pastwę zimnu i głodowi! Jesteś słaba, wyniszczona… jesteś chora… o dziecko moje…

Zsunęła się bezwiednie z pościeli, czołem uderzyła o ziemię, ręce zatopiła we włosach.

— O, jakam ja nikczemna, niegodziwa, występna!

W godzinę potem przyniesione już z miasta lekarstwo stało obok chorego dziecka, równo ze świtem i otworzeniem się sklepików z wiktuałami obfity ogień palił się na kominie i napełniał izbę orzeźwiającym ciepłem.

Sprawdziły się słowa lekarza. Choroba Janci trwała długo. Lekarz, powtarzający odwiedziny swe co dzień, przyszedł już po raz dziesiąty. Dziecko pogrążone było jeszcze w silnej gorączce; mozolny i chrapliwy oddech jego, podobny do zgrzytu piły, rozlegał się po podłodze.

Marta stała znowu niema i nieruchoma u nóg posłania. Lekarz zwrócił się do niej:

— Nie trać pani nadziei — rzekł łagodnie — dziecko może wyzdrowieć, ale teraz, szczególniej dziś, jutro, trzeba mu starań wyjątkowo pilnych. Dziś jest tu znowu za chłodno. Temperatura powinna być ogrzana przynajmniej o sześć stopni lub więcej. Lekarstwo zaś, które przepisałem, przynieś pani jak najprędzej i dawaj je dziecku przez noc całą bez przerwy. Jest może trochę za drogim, ale już — jedynym.

Odszedł. Marta stała na środku izby ze skrzyżowanymi na piersi ramionami, ze wzrokiem wbitym w ziemię.

Ogrzać temperaturę izby! Czym? Kupić lekarstwo! Za co?

Nie miała już w kieszeni ani grosza. W pierwszym dniu choroby dziecka posiadała cztery ruble i parę złotych; skarb ten pożarł komin, w którym ogień palił się co dnia, i aptekarska retorta, do której Marta przybiegała kilka razy na dobę.

Nie targała już teraz włosów swych, nie padała na ziemię i nie uderzała się w piersi z bezdenną pokorą. Była zaledwie cieniem dawnej Marty. Wychudła i zżółkła twarz jej powlekła się wyrazem cierpienia, które, stawszy się normalnym stanem ducha, przeniknąwszy sobą najdrobniejsze fibry ciała, wrzało w piersi i w głowie głucho i niemo, ale nieustannie. Zsiniałe wargi kobiety ściśnięte były silnie jak u kogoś, kto nawykł za zwartymi zębami powstrzymywać jęki i okrzyki, zagasłe źrenice jej szklannym spojrzeniem obiegały dokoła izbę.

Może było co jeszcze do sprzedania?

Nie, nic nie było prócz poduszki, na której wspierała się głowa chorego dziecka, wełnianego okrycia, pod którym dyszała pierś jego ochrypła, dwóch koszulek i starych sukienek dziecięcych, za które nikt nie da tyle nawet, ile za więź drzewa zapłacić trzeba.

Kobieta bezwładnie opuściła ręce.

— Cóż ja uczynię? — szepnęła — cóż uczynić mogę? niech umiera! położę się przy niej i umrę z nią razem!

W tej chwili dziecię rzuciło się na posłaniu i wydało słaby okrzyk. W okrzyku tym zabrzmiał jakby śmiech radości i niewyraźny jęk żalu.

— Ojcze! — zawołało dziecię wyciągając w powietrzu obie ręce chude i rozpalone.

— Ojcze! ojcze! …

O boleści! mordercza gorączka przyniosła przed oczy dziecięcia obraz jego ojca, uśmiechnęło się ono do niego, zajęczało przed nim skargą i zawołało o ratunek.

Marta podniosła schyloną przedtem głowę, do oczu jej, przed chwilą suchych i zgasłych, z nagłym gwałtem rzuciły się łzy. Załamała dłonie i przez szklistą osłonę utkwiła wzrok w twarzy dziecięcia.

— Przyzywasz ojca — wyszeptała ze wzdętej i falującej piersi — on by ci pewno mógł przynieść ratunek! On zapracowałby dla ciebie na ciepło i pożywienie wprzódy, na lekarstwo teraz…

Stała chwilę i milczała. Nagle rzuciła się ku posłaniu i stanęła nad nim.

— Ach! — zawołała — i ja także nie pozostawię cię bez ratunku! Ojciec pracowałby dla ciebie… Matka — pójdzie żebrać!

Płomienny rumieniec okrył zżółkłe jej policzki, w oczach zapłonął ogień silnego postanowienia.

Zarzuciła na głowę czarną chustkę i zbiegła na dół do mieszkania stróża.

Tam przed ogniem, przy którym gotowała się strawa, siedziała kobieta w wielkim czepcu i grubym obuwiu.

Marta stanęła przed nią zdyszana biegiem.

— Pani! — zawołała — przez litość… przez miłosierdzie…

— Pewno pieniędzy! — fuknęła kobieta — nie mam, nie mam, skąd ja ich tam mieć mogę…

— Nie, nie, nie pieniędzy! pójdę po nie do miasta! posiedź pani tymczasem przy moim chorym dziecku!

Kobieta skrzywiła się, choć nie tak gniewnie jak wprzódy.

— Albo to ja mam czas siedzieć przy acani chorym dziecku…

Marta pochyliła się, pochwyciła wielką, grubą, twardą rękę kobiety i przyłożyła ją do ust.

— Przez litość, pani, przez miłosierdzie posiedź przy niej… Ciągle pić chce… rzuca się i zrywa, nie można dziś zostawić ją samą…

Całowała tę rękę, która niedawno jeszcze zadawala razy ciału jej dziecka.

— No, no, co tam acani robisz! pójdę już, pójdę i posiedzę, tylko nie baw się długo, bo za godzinę dziecko mi przyjdzie ze szkoły i muszę je nakarmić! …

Ciemna postać kobiety mknęła śród zmroku pod sklepioną bramą kamienicy.

— Pójdę… wyciągnę rękę… wyżebrzę… — szeptała do siebie Marta.

Wybiegła na ulicę, stanęła, pomyślała jeszcze chwilę i popędziła w kierunku Świętojerskiej ulicy. Płomieniste skrzydła, z których jednym była boleść, drugim przestrach, niosły ją znowu z szybkością zadziwiającą. Ślepa, głucha, nie czująca potrąceń przechodniów, nie zważająca na ich sarkania i oglądania się, jak błyskawica przerzynała zachodzące jej drogę tłumy ludności i mknęła chodnikami ku miejscu, w którym była jedna ze spotkanych przez nią rąk litościwych.

Stanęła na koniec przed bramą, do której niegdyś wchodziła z radością, nadzieją, dumą, odetchnęła głęboko, wstąpiła szybko po oświetlonych wschodach i trzęsącą się ręką dotknęła rączki elektrycznego dzwonka. Drzwi otworzyły się, młoda, ustrojona, fertyczna służąca stanęła w progu, zarazem fala światła rzuciła się w oczy i fala gwaru złożonego z głosów ludzkich uderzyła słuch przybywającej kobiety. Przedpokój obficie był oświetlony, za drzwiami prowadzącymi do salonu szemrało, gwarzyło, śmiało się kilkanaście, kilkadziesiąt może głosów ludzkich.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Marta»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Marta» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Eliza Orzeszkowa - Wesele Wiesiołka
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Złota nitka
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - W ogniu pracy i łez…
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Początek powieści
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - O rycerzu miłującym
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Czternasta część
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - A… B… C…
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Zefirek
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Szara dola
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Silny Samson
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Magon
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Gloria victis
Eliza Orzeszkowa
Отзывы о книге «Marta»

Обсуждение, отзывы о книге «Marta» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x