George Martin - Przystań Wiatrów

Здесь есть возможность читать онлайн «George Martin - Przystań Wiatrów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Przystań Wiatrów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przystań Wiatrów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Mieszkańcy Przystani Wiatrów odkryli, że na ich planecie możliwe jest realizowanie odwiecznego marzenia ludzi. Wspomagani przez słabą grawitację i gęstą atmosferę, na skrzydłach wykutych z metalu uzyskanego z porzuconego statku — zaczęli latać!
Na planecie małych wysepek, trapionych przez potwory mórz i rozdzierające powietrze sztormy, lotnicy pełnili funkcję wysłanników i zazdrośnie strzegli prawa do dziedziczenia skrzydeł. Jednak Maris z Amberly, która ponad wszystko pragnęła latać, rzuciła im wyzwanie i wywalczyła skrzydła dla siebie. Wkrótce przekonała się, że toczy bój nie tylko o własne przetrwanie, ale także o dalsze istnienie Przystani Wiatrów.

Przystań Wiatrów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przystań Wiatrów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Głos Dorrela sprawił, że otrząsnęła się ze wspomnień.

— Maris — odezwał się — hej, nie zasypiaj tu nam.

Maris odstawiła pustą czarkę, lecz nadal dotykała jej szorstkiej, kamiennej powierzchni, chcąc zachować resztki ciepła. Wreszcie z wysiłkiem odsunęła rękę i podniosła sweter.

— Jeszcze nie wysechł — zaprotestował Garth.

— Zimno ci? — spytał Dorrel.

— Nie. Muszę wracać.

— Jesteś zbyt zmęczona — odparł Dorrel. — Zostań na noc.

Maris unikała jego wzroku.

— Nie mogę. Będą się o mnie niepokoić.

Dorrel westchnął.

— W takim razie weź suche ubranie. — Wstał, przeszedł na koniec wspólnego pokoju i otworzył drzwiczki drewnianej, rzeźbionej szafy. — Chodź tu i wybierz sobie coś odpowiedniego.

Maris nie ruszyła się z miejsca.

— Lepiej, żebym miała własne rzeczy. Przecież już tu nie wrócę.

Dorrel po cichu zaklął.

— Maris, nie utrudniaj — wiesz, o czym myślę — no, chodź, weź to ubranie. Przecież wiesz, że możesz je nosić bez przeszkód. Zostaw swoje w zamian, jeśli chcesz. Nie wypuszczę cię w mokrych rzeczach.

— Przepraszam — odparła Maris. Dorrel stał wyczekująco, podczas gdy Garth uśmiechał się do niej. Powoli wstała i szczelniej owinęła się ręcznikiem, żeby nie marznąć z dala od kominka. Mokre koniuszki krótkich, ciemnych włosów chłodziły jej kark. Wraz z Dorrelem przeszukała sterty odzieży, aż w końcu znalazła spodnie i brązowy sweter ze zgrzebnej wełny, który pasował na jej szczupłe, umięśnione ciało. Dorrel patrzył, jak się ubierała, a potem szybko wyszukał coś dla siebie. Następnie podeszli do wieszaka przy drzwiach i zdjęli swoje skrzydła. Maris sprawdziła długimi, mocnymi palcami wszystkie rozpory, chcąc się upewnić, czy nie uległy uszkodzeniu. Skrzydła rzadko się psuły, lecz jeśli tak się działo, usterki zawsze należało szukać w złączach. Błyszczący materiał wydawał się równie mocny i miękki jak w dniu, w którym gwiezdni żeglarze przybyli do tego świata. Maris z zadowoleniem przymocowała skrzydła. Były w dobrym stanie; mogły służyć nie tylko Collowi, ale i następnym pokoleniom.

Usłyszała kroki Gartha i spojrzała na niego.

— Nie mam takiego daru wymowy jak Coll czy Dorrel — zaczął. — Ja… No cóż, do widzenia, Maris. — Zaczerwienił się. Wyglądał na bardzo przygnębionego.

Lotnicy zazwyczaj nie żegnali się ze sobą. Ale ja przecież nie jestem lotnikiem, pomyślała. Przytuliła i ucałowała Gartha, a potem powiedziała „do widzenia". Tak brzmiało pożegnanie lądowców.

Dorrel wyszedł z nią na dwór. Wiatry dawały się we znaki, jak zawsze w okolicach Orlego Gniazda, ale burza ustąpiła. Tylko delikatna mgiełka pyłu wodnego nawilżała powietrze. Nie było jednak widać blasku gwiazd.

— Zostań przynajmniej na kolację — odezwał się Dorrel. — Będę walczył z Garthem o przyjemność obsługiwania ciebie.

Maris potrząsnęła głową. Nie powinna była tu przylatywać; należało od razu udać się do domu i nie żegnać się z Garthem i Dorrelem. Łatwiej byłoby nie kończyć niczego, udawać, że wszystko będzie tak jak dotychczas, a następnie zniknąć.

Kiedy dotarła wraz z Dorrelem na stromą skałę lotników, tę, z której przed tak wielu laty skakał Kruk, wzięła swego towarzysza za rękę i przez długą chwilę stali w milczeniu.

— Maris — powiedział z wahaniem Dorrel. Stojąc u boku dziewczyny i nie wypuszczając jej dłoni, spoglądał na morze. — Maris, mogłabyś wyjść za mnie. Dzieliłbym się z tobą skrzydłami, nie musiałabyś całkowicie rezygnować z latania.

Maris puściła jego rękę. Zrobiło się jej się gorąco ze wstydu. Nie miał prawa tego proponować; udawanie byłoby okrucieństwem.

— Nie — szepnęła. — Nie wolno ci dzielić się skrzydłami.

— Tradycja — mruknął z rozpaczą w głosie. Zauważyła, że i on jest zakłopotany. Pragnął jej pomóc, a nie pogorszyć sytuację. — Moglibyśmy spróbować. Skrzydła należą do mnie, ale mogłabyś z nich korzystać…

— Och, Dorrel, przestań. Zwierzchnik, twój zwierzchnik nigdy by na to nie zezwolił. To coś więcej niż tradycja. W grę wchodzi prawo. Mogliby zabrać ci skrzydła i dać je komuś bardziej szanowanemu. Przecież w taki sposób załatwili przemytnika Linda. Poza tym, nawet gdybyśmy uciekli i znaleźli miejsce, w którym nie obowiązywałoby prawo ani rządy zwierzchników, jak długo znosiłbyś dzielenie się skrzydłami, ze mną czy kimkolwiek innym? Nie rozumiesz? Znienawidzilibyśmy się. Nie jestem dzieckiem, które będzie ćwiczyło w godzinach twojego odpoczynku. Nie mogę żyć w taki sposób: wiedząc, że jestem tylko tolerowana, a skrzydła nigdy nie będą moje. A ty prędko miałbyś dosyć, widząc, jak ciebie obserwuję, i w końcu… och — urwała, gdyż nie przychodziły jej do głowy właściwe słowa.

Dorrel przez chwilę milczał.

— Przepraszam — rzekł. — Chciałem ci pomóc, Maris. Świadomość tego, co ma się z tobą stać, sprawia mi nieznośny ból. Pragnąłem ci coś ofiarować. Nie mogę znieść myśli, że odejdziesz i staniesz się…

Znowu złapała go za rękę i trzymała ją mocno.

— Tak, tak. Pst.

— Przecież wiesz, że cię kocham, Maris. Wiesz o tym, prawda?

— Tak, tak. I ja cię kocham, Dorrel. Ale nigdy nie poślubię lotnika. Nie teraz. Nie mogłabym. Zamordowałabym lotnika dla jego skrzydeł. — Spojrzała na Dorrela. Próbowała rozjaśnić uśmiechem ponurą prawdę swoich słów, ale z mizernym skutkiem.

Przywarli do siebie, chcąc opóźnić moment rozstania, usiłując przez dotyk ciał wypowiedzieć wszystko to, co kiedykolwiek pragnęli sobie wyznać. Potem odsunęli się i spojrzeli na siebie przez łzy.

Maris zaczęła manipulować przy skrzydłach. Przenikały ją dreszcze — znowu czuła chłód. Dorrel próbował jej pomóc, ale zawadził o palce dziewczyny i oboje wybuchnęli śmiechem, rozbawieni tą niezdarnością. Maris pozwoliła mężczyźnie rozłożyć jej skrzydła. Kiedy jedno było już całkowicie rozwinięte, nagle pomyślała o Kruku i odpędziła Dorrela. Zaintrygowany, obserwował jej poczynania. Maris uniosła skrzydło niczym zmęczony powietrzem senior i z głośnym trzaskiem zaczepiła ostatnie złącze. Teraz była gotowa do odlotu.

— Szczęśliwej podróży — powiedział na koniec.

Maris otworzyła usta, ale nic nie odrzekła i głupio pokiwała głową.

— Tobie też — rzekła po chwili. — Uważaj na siebie, dopóki… — Nie potrafiła wypowiedzieć ostatniego kłamstwa, podobnie jak nie mogła wydusić z siebie słów pożegnania. Odwróciła się, pobiegła i skoczyła z Orlego Gniazda w zimne, mroczne, smagane nocnymi wiatrami niebo.

Podczas długiego, samotnego lotu unosiła się nad znieruchomiałym, skąpanym w blasku gwiazd morzem. Wiejące ze wschodu wiatry zmuszały Maris do nieustannego lawirowania, przez co traciła czas i prędkość. Kiedy dostrzegła wieżę świetlną Amberly Mniejszej, swojej ojczystej wyspy, było już dobrze po północy.

W dole znajdowało się jeszcze jedno światło, dzięki któremu było widać plażę i lądowisko. Wykonawszy ostatni, płynny manewr, Maris doszła do wniosku, że zapewne rozpalili je pomocnicy dyżurujący na lądowisku. Ze zdziwieniem skonstatowała, że ci ludzie już dawno powinni byli zakończyć wartę; o tej porze w powietrzu znajdowało się bardzo niewielu lotników. Była tak zaaferowana, że wyrżnęła w ziemię i dopiero ten przykry wstrząs wyrwał ją z zamyślenia.

Jęknęła, pośpiesznie wstała i zajęła się rozpinaniem pasków. Wiedziała, że podczas lądowania nie wykazała należytej koncentracji. Światło przybliżało się do niej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Przystań Wiatrów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przystań Wiatrów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Przystań Wiatrów»

Обсуждение, отзывы о книге «Przystań Wiatrów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x