Pomyślał o Sungu. Kochany, stary Sung! Nikt nigdy nie miał lepszego wspólnika, z którym mógłby rozpocząć tak ogromne przedsięwzięcie. Oczywiście, to po nim Lee jest taki honorowy. Z drugiej strony należy to uznać za dziwne, ponieważ ojciec nie wychowywał osobiście swojego syna – mieszańca – prawdę mówiąc, nie bardzo się nim interesował. Chińscy synowie Sunga byli mniej przystosowani do australijskich warunków niż Lee; zostali zupełnie inaczej wychowani. Alexander często uważał, że najlepszym elementem umowy był Lee. Po połączeniu kolonii sytuacja Chińczyków się pogorszy, ale Alexander był pewien, że ci, którzy już byli w Australii, tu zostaną. Jakie to głupie, że ignoruje się umysły i talenty przedstawicieli innych ras!
Anna była dla niego karą niebios do spółki z Jade, Samem O'Donnellem i Theodora Jenkins. Ta ostatnia stanowi dobitny przykład, jak miłość może zrujnować życie! Głupia kobieta – opuściła Kinross i teraz żyje w skrajnej nędzy w Bathurst, zajmując się cerowaniem i nauką gry na fortepianie. Wszystko dlatego, że nie chciała uwierzyć, jaki naprawdę był jej czarujący pomocnik. Drobniutka, ubrana na czarno Jade obracała się delikatnie na końcu sznura, a obecnie jej popioły przenikają do taniej trumny Sama O'Donnella. Trzeba przyznać Sungowi, że wykazał się ogromną pomysłowością. Po ostatnich deszczach rozpadające się kości O'Donnella zostały na zawsze uwięzione w delikatnych objęciach jego morderczyni.
Czy to ma jakieś znaczenie dla Anny? Biednej, niewinnej, małej kruszynki. Była to tragedia tak nieuchronna jak czoło lodowca, które rzeźbi dolinę. Choćby tylko z tego powodu Alexander miał ogromny dług wobec Elizabeth, która najbardziej to odczuła. No cóż, musi dać jej szansę i modlić się, żeby nie było za późno. Lee będzie należał do niej aż do śmierci, tylko czy Elizabeth go zechce, gdy już nic nie będzie stało na przeszkodzie? Czy również i on zacznie ją odpychać? Nie zacznie – pomyślał Alexander – jeśli urodzi mu dzieci. To będą dzieci miłości. Ciekawe, czy któreś będzie podobne do Ruby? Podobałoby mi się to!
Otwory były zrobione. Alexander poszedł korytarzem do miejsca, gdzie Summers przyciągnął właśnie czterokołowy wózek ze skrzynką dynamitu, lontem, drutem i detonatorami. Jak czas szybko ucieka! – pomyślał Alexander, zerkając na zegarek. Było wpół do siódmej. Wiercenie otworów zajęło mu dziewięć godzin. Nieźle, jak na starego człowieka.
– Prosił pan o pełną skrzynkę, sir Alexandrze. Czy to nie za dużo?
– O wiele za dużo, Summers, ale nie odpowiadał mi dynamit z otwartej skrzyni. Temu muszę się dopiero przyjrzeć.
Uniósł drewniane wieko skrzyni i spojrzał na równe rządki brązowych lasek. Wziął do ręki jedną z nich, powąchał i kiwnął głową.
– Będzie dobry. Zostaw mi cały wózek.
– Szkoda, że jestem takim beztalenciem, jeśli chodzi o materiały wybuchowe – wyznał Summers z prawdziwym żalem, i zaczął pchać wózek w stronę korytarza numer jeden.
Alexander powstrzymał go.
– Dziękuję, Summers, poradzę sobie.
– A co ze świdrem? Może przynajmniej odłączę go od kompresora?
– Już to zrobiłem.
– Nie powinien pan, sir Alexandrze, tak się forsować, naprawdę.
– Chodzi ci o mój wiek? – spytał Alexander z uśmiechem i pchnął wózek.
Summers przez chwilę stał i obserwował Alexandra, którego postać widniała w jasnym świetle, aż w końcu zniknęła za zakrętem.
Wróciwszy na przodek, Alexander wziął łaskę najsilniejszego materiału wybuchowego i z jednej strony naciął opakowanie ostrym nożem. Bez trudu wcisnął dynamit do otworu, po czym za pomocą bardzo długiego pręta wepchnął laskę w pustą przestrzeń. Potem tak samo postąpił z następnymi ładunkami, pracując tak szybko, jak potrafił, i napełniając dziurę, póki nie zostało w niej miejsce tylko na jedną laskę. Przymocował do niej detonator, zapalnik i dwa druty, połączone włóknem platynowym na bawełnie strzelniczej. Potem przeszedł do następnego otworu.
Pot spływał po nim strumieniami, mięśnie bolały z wysiłku, mimo to Alexander zdołał rozmieścić ładunki zgodnie z planem i do każdego otworu doprowadzić długi drut. Dzięki temu w ścianie znalazło się sto pięćdziesiąt sześć lasek, z których każda zawierała sześćdziesiąt procent nitrogliceryny. Potem z każdego drutu zdjął dwadzieścia centymetrów izolacji i splótł je razem, pragnąc mieć jedną wiązkę. Zdjął również kawałek plastikowej osłonki na końcu drutu, który potem rozwijał, wracając do galerii, żeby tam podpiąć go do rozdzielni elektrycznej i w ten sposób spowodować wybuch. Zrobione! Z zadowoleniem przyjrzał się własnej robocie i przytaknął.
Kopiąc przed sobą szpulę z drutem, poszedł śliskim chodnikiem do galerii. Czekali tam już na niego Summers, Lee i Prentice. Ten ostatni podciągnął szpulę do rozdzielni i pochylił się, by uciąć drut, który miał zamiar osobiście podłączyć. Alexander odebrał mu kabel i sam wykonał to zadanie. Co za wybredny, pieprzony gnojek! – pomyślał Prentice. Osobiście musi wszystko zrobić, jakby tylko on jeden to potrafił.
– Kochany numer jeden jest gotowy do odstrzału – oznajmił Alexander rzeczowo i uśmiechnął się do nich.
Był brudny i cholernie zmęczony, ale wyraźnie szczęśliwy.
Prentice włączył syrenę, która ostrzegała wszystkich, że lada chwila nastąpi wybuch. Gdy w końcu przestała wyć, Alexander nacisnął przełącznik na rozdzielni. Amperomierz pokazał, że prąd popłynął. Stali z rękami na uszach, tak samo jak czterdziestu innych mężczyzn, ale wybuch nie nastąpił. Korytarz numer jeden tonął w ciemności, ponieważ wyłączyło się w nim światło.
– Cholera! – mruknął Alexander. – Kabel musi być przerwany.
– Zaczekaj! – krzyknął ostrzegawczo Lee. – Alexandrze, zaczekaj chwilę,. Może nastąpić opóźniony zapłon.
W odpowiedzi Alexander wyłączył prąd. Wskazówka amperomierza opadła na zero.
– Sam to naprawię – powiedział, biorąc lampę i ruszając w głąb korytarza. – To mój odstrzał. Wy wszyscy macie stać tutaj, jasne?
Tym razem pokonał całą odległość w kilku susach, uśmiechnięty od ucha do ucha i zadowolony, że mu się udało. Mężczyźni, którzy zostali za jego plecami, nie wiedzieli, że prąd wciąż płynął; w rozdzielni zamontował obejście, które uruchomiło się w chwili, gdy wyłączył przełącznik. Obejście omijało również amperomierz.
Na ziemi leżały dwa druty, nagie miedziane końcówki połyskiwały różowawo w świetle lampy. Alexander postawił latarnię na ziemi i wziął po jednym drucie do każdej ręki.
– To zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż sikanie na starość do własnych butów – powiedział i z dziką przyjemnością połączył oba druty.
Cały tunel rozerwał się na kawałki, odłamy skalne pofrunęły na odległość trzystu metrów. Góra, w której trzy metry od powierzchni ściany znajdował się spory uskok, zdawała się zapaść po odpaleniu ogromnej ilości dynamitu. Po pierwszym wybuchu w powietrzu rozległ się straszliwy huk. Mężczyźni w galerii zostali porozrzucani na boki jak pęcherze w gotującej się wodzie. W powietrzu zawirowały drobne cząsteczki i przetoczyła się chmura pyłu, która popędziła sztolniami do góry i na zewnątrz, a także w dół do punktu przeładunkowego. Huk było słychać w Kinross, słabe odgłosy dotarły nawet na szczyt góry, mimo to, gdy pył opadł, Lee, któremu wciąż dzwoniło w uszach, zobaczył, że galeria została nietknięta. Na zewnątrz wyły syreny, z miasta biegli ludzie – o Jezu, tylko nie tąpnięcie! Kto zginął? Ile korytarzy i sztolni znalazło się pod zwałami kamieni?
Читать дальше