Lee słuchał lekko zdezorientowany; nikt nie znał się na tej sztuce tak dobrze jak Alexander, który tym razem nie był zbyt rozmowny.
– Ile skały chcesz odstrzelić? – spytał Lee, czując, że po kręgosłupie przebiega mu dreszcz strachu.
– Kilka ton.
– Gdyby powiedział mi to ktoś inny, wydałbym surowy zakaz, ale nie mogę niczego zabronić mistrzowi.
– Z pewnością nie możesz.
– Jesteś pewien, że to najlepszy sposób? Nie omawiałeś tego ze mną.
– To stary, kochany numer jeden. Lubi mnie jak nikt. Odwrócili się i szli z powrotem do galerii.
– Kiedy masz zamiar odpalić ładunek?
– Jutro, jeśli będzie tak ładnie jak dzisiaj, to znaczy, jeśli nie będzie wiatru, który mógłby zniweczyć pracę wentylatorów. – Gestem ręki wskazał na windę. – W górę czy w dół?
– W górę.
Lee uznał, że nie może już dłużej zwlekać. Przełknął ślinę, próbując zwilżyć usta i wydobyć z siebie głos. W nocy tysiąc razy powtarzał w myślach, co ma powiedzieć, wybierał i odrzucał słowa, których chciał użyć. Ćwiczył najważniejszą mowę życia.
– No dobrze, co to za prywatna sprawa? – spytał Alexander z zaciekawieniem.
Silnik parowy, który zasilał kompresor, musiał być wystarczająco duży, by napędzić naładowaną lokomotywę, w związku z tym robił sporo hałasu, kiedy za pomocą kompresora zaopatrywał galerię w powietrze. Silnik na zewnątrz mamrotał o wiele ciszej; jeden człowiek opierał się o łopatę, drugi sprawdzał wskaźniki.
– Chodźmy tam – zaproponował Lee.
Poprowadził Alexandra na wapienną półkę z dala od silników, sztolni i pracowników. Nie było tu gdzie usiąść, więc przykucnął, opierając pośladki na piętach, Alexander zrobił to samo.
Na ziemi leżał liść; Lee wziął go do ręki, jakby chciał mu się bacznie przyjrzeć, potem zaczął odrywać suche kawałki. Oczywiście, wszystkie wcześniej przygotowane słowa uleciały mu z głowy. Mógł zacząć jedynie w taki sposób:
– Kocham cię bardziej niż ojca, Alexandrze, mimo to cię zdradziłem – wyznał, rozrywając liść na strzępy. – Nigdy przeciwko tobie nie spiskowałem i nie planowałem tej zdrady, niemniej jest to zdrada. Nie potrafię kłamać, dlatego chcę, żebyś o wszystkim wiedział.
– O czym mam wiedzieć? – spytał Alexander tak spokojnie, jakby miał usłyszeć od Lee jedynie o jakimś drobnym sprzeniewierzeniu, o niewielkim oszustwie.
Liść zniknął. Lee skierował na Alexandra oczy pełne łez, jego wargi poruszyły się bezdźwięcznie, wyraźnie szukał słów.
– Kocham Elizabeth, a kiedy znalazłem ją osiem dni temu, zdra… zdradziłem cię.
W czarnych oczach na chwilę pojawił się trudny do nazwania błysk, potem zniknął. Twarz Alexandra ani na jotę się nie zmieniła. Milczał przez długą chwilę, która zdawała się trwać wieki. Nadal kucał z nadgarstkami opartymi o kolana i dłońmi rozluźnionymi tak samo jak przed wyznaniem Lee.
– Dziękuję ci za szczerość – powiedział w końcu.
Niezwykła godność, która przed laty przyciągnęła Alexandra do ośmioletniego chłopca i która wciąż była najważniejszą cechą Lee, powstrzymała go przed wyrzuceniem z siebie usprawiedliwień, samooskarżeń i wszelkich możliwych obietnic, które w takiej sytuacji wydukałby człowiek mniejszego formatu. O ile w ogóle człowiek mniejszego formatu zdobyłby się na takie wyznanie wobec Alexandra.
– Doszedłem do wniosku, że łatwiej mi będzie powiedzieć ci o wszystkim niż cię okłamywać – wyznał Lee. – To ja jestem wszystkiemu winien, nie Elizabeth. Kiedy ją znalazłem, nie była sobą, była… potwornie zagubiona. Nie zmienia to jednak faktu, że to się stało i że wczoraj ponownie cię zdradziłem. Elizabeth jest przekonana, że mnie kocha.
– Dlaczego miałaby cię nie kochać? – spytał Alexander. – Sama cię wybrała.
– Dobrze wiem, że to w ogóle nie powinno się zdarzyć. Wczoraj powinienem z tym skończyć. Nie skończyłem. Nie mogłem.
– Czy Elizabeth wie, że mi o tym mówisz, Lee?
– Nie.
– A twoja matka? Czy Ruby o tym wie?
– Nie.
– W takim razie tylko my dwaj o tym wiemy.
– Tak.
– Biedna Elizabeth – westchnął Alexander. – Od jak dawna ją kochasz?
– Od siedemnastego roku życia.
– To dlatego tak bardzo bałeś się powrotu do Kinross. Dlatego zniknąłeś z powierzchni ziemi.
– Tak. Musisz mi jednak uwierzyć, że nigdy nie spodziewałem się takiego rozwoju sytuacji ani nie miałem zamiaru niczego robić. Zawsze za bardzo cię kochałem, żeby wyrządzić ci krzywdę. Wszystko stało się w chwili, kiedy byłem całkowicie bezbronny – i Elizabeth również. Nie potrafiła się temu oprzeć. Przyłapałem ją w chwili, kiedy w ogóle się nie pilnowała.
– Odniosłeś ogromne zwycięstwo – powiedział Alexander szorstko. – Mnie nigdy nie udało się przyłapać jej w takiej chwili. Gdybym to ja ją znalazł, nadal by się pilnowała. Tak wygląda historia Elizabeth i moja. Od lat tkwię u boku osoby całkowicie pozbawionej życia. I ducha. Cieszę się, że ogień zapłonął.
Alexander przyjmował cios jak silny, honorowy, niezłomny mężczyzna, jakim w rzeczywistości był. Niestety, to jeszcze bardziej zwiększyło cierpienie Lee, który zdawał sobie sprawę, że Alexander poczuł ogromny ból, ale nie miał zamiaru tego pokazać.
– Tak czy inaczej – kontynuował Lee – naraziłem ją na ogromne ryzyko. Wiem, że nie powinna mieć dzieci, mimo to nie mogłem się powstrzymać. Wczoraj spotkałem się z nią, żeby porozmawiać na ten temat, ale nie poszło tak, jak chciałem. Kiedy przypomniałem jej o niebezpieczeństwie, wybuchnęła gromkim śmiechem.
– Śmiechem?
– Tak. Nie uwierzyła, że coś jej grozi.
– Może rzeczywiście nic jej nie grozi. – Alexander wstał i wyciągnął rękę do Lee. – Chodź, przejdźmy się trochę… Chcę zobaczyć miejsce, które leży bezpośrednio nad końcem korytarza numer jeden. Lubię je, moja dusza, duch, czy jak zechcesz to nazwać, łączy się tam z moją złotą górą.
W oczach pracowników, którzy stali przy silnikach, Alexander i Lee wyglądali jak właściciele kopalni pogrążeni w poważnej dyskusji o jej przyszłości – co bardzo interesowało wszystkich zatrudnionych.
– Twój problem, mój chłopcze, polega na tym, że jesteś zbyt honorowy. Przypuszczam, że Elizabeth nie miałaby nic przeciwko posłużeniu się oszustwem, prawda?
– Ale nie dlatego, że lubi kłamać – wydukał Lee. – Myślę, że od lat był to jej sposób na życie. Na pewno bardzo się boi, że wszystko odkryjesz. Och, zdaje sobie sprawę z twojej życzliwości i twojego szacunku do niej, mimo to bardzo się ciebie boi, co jest dla mnie ogromną tajemnicą.
– Dla mnie nie – zdradził Alexander, uderzając w skałę. – Jestem dla niej ucieleśnieniem szatana.
– Co takiego?
– Elizabeth padła ofiarą dwóch skrzywionych psychicznie, złych starców. Obaj nie żyją, ale chyba już do końca życia będą mieli na nią wpływ. Jestem dla niej tylko przystankiem, kimś, kto spłodził jej dzieci, kimś, w czyim domu mieszka i z kim razem zasiada do stołu. Nie zapominaj również o swojej matce, którą będę kochał aż do śmierci – o czym Elizabeth dobrze wie. Mój drogi chłopcze, nie jesteśmy w stanie zmusić innych ludzi, by byli tacy, jak chcemy, i by robili to, co chcemy, chociaż żeby odkryć tę prawdę, musiałem skończyć pięćdziesiąt pięć lat. Z wielu powodów, których nie ma sensu wymieniać, Elizabeth mnie nie znosi. Kontaktu fizycznego również. Kiedy jej dotykam, natychmiast kuli się w sobie. Przestałem ją kochać wiele lat temu – kłamał Alexander, pragnąc jak najbardziej oszczędzić Lee – o ile w ogóle kiedykolwiek ją kochałem. Na początku wydawało mi się, że darzę ją jakimś uczuciem, ale może po prostu zauroczyła mnie myśl, że moglibyśmy stać się sobie bliscy i że Elizabeth kiedyś odwzajemni moją miłość. Czy dopiero teraz cię pokochała?
Читать дальше