Ференц Молнар - Chłopcy z Placu Broni

Здесь есть возможность читать онлайн «Ференц Молнар - Chłopcy z Placu Broni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детская проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Chłopcy z Placu Broni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chłopcy z Placu Broni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Chłopcy z Placu Broni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chłopcy z Placu Broni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Komu się kłaniasz? — zapytał Boka. - Przecież żywej duszy nie ma na ulicy.

— Kłaniam się panu profesorowi Racowi — odpowiedział cichutko Nemeczek.

Wtedy Boka zaczął płakać. Pośpiesznie ciągnął do domu swego małego przyjaciela.

A tymczasem na placu Kolnay podszedł do pana Gereba i powiedział:

— Proszę pana, Nemeczek jest kłamcą. Myśmy go uznali za zdrajcę i wyrzucili z naszego związku.

Ojciec Gereba z zadowoleniem stwierdził:

— Widać to po nim. Ma obłudny wyraz twarzy, co świadczy o nieczystym sumieniu.

I uspokojony ruszył do domu, aby przebaczyć synowi. Na rogu ulicy Üllöi dostrzegł jeszcze, jak Boka ze słaniającym się Nemeczkiem przeszli koło kliniki na drugą stronę ulicy. W tym momencie Nemeczek też już płakał, płakał bardzo gorzko i żałośnie, z głębi obolałej duszyczki zwykłego szeregowca, a poprzez łzy powtarzał wciąż rozgorączkowanymi ustami:

— Wpisali moje nazwisko małymi literami… małymi literami wpisali moje biedne, uczciwe nazwisko…

VII

Nazajutrz, podczas lekcji łaciny, zdenerwowanie w klasie osiągnęło takie natężenie, że nawet pan profesor Rac zwrócił na to uwagę.

Chłopcy wiercili się niespokojnie w ławkach, byli podnieceni i w ogóle nie zwracali uwagi na kolegów, którzy akurat odpowiadali. Ten stan ogarnął zresztą nie tylko chłopców z Placu Broni, ale w ogóle całą klasę, ba, można powiedzieć — całą szkołę. Wieść o przygotowaniach wojennych szybko rozeszła się po wielkim gmachu szkolnym i nawet chłopcy ze starszych klas, z siódmej i ósmej, poważnie interesowali się sprawą. Czerwone koszule chodziły do szkoły realnej w dzielnicy Józsefvaros i oczywiste było, że gimnazjaliści życzyli zwycięstwa chłopcom z Placu Broni. Niektórzy uważali nawet, że od tego zwycięstwa zależy honor szkoły.

— Co się dziś z wami dzieje? — zapytał ze zniecierpliwieniem profesor Rac. - Kręcicie się, zajmujecie się wszystkim, tylko nie lekcjami, bujacie myślami w obłokach.

Ale nie dochodził dalej przyczyny zamieszania. Zadowolił się stwierdzeniem, że klasa ma po prostu zły dzień. Karcącym głosem dodał:

— Oczywiście, jest wiosna, więc w głowach wam tylko piłka i kulki… nie podoba wam się w szkole! No, już ja wam dam nauczkę!

Ale tylko tak mówił. Pan profesor Rac sprawiał wrażenie srogiego, a w gruncie rzeczy był człowiekiem łagodnego serca.

— Siadaj! — powiedział do ucznia, który właśnie odpowiadał i zaczął szukać w notesie następnego nazwiska.

W takiej chwili w klasie zawsze zapadała śmiertelna cisza. Wszyscy, nawet ci, którzy byli dobrze przygotowani do lekcji, wstrzymywali oddech i wpatrywali się w palce nauczyciela przewracające kartki notesu. Chłopcy wiedzieli już nawet, na której stronie wpisane są ich nazwiska. Kiedy pan profesor przeglądał końcowe kartki notesu, wówczas z ulgą oddychali ci, których nazwiska zaczynają się na A i B. Kiedy potem nagle pan profesor przerzucał się znów na początek notesu, wówczas odzyskiwali humor chłopcy na R, S i T.

Nauczyciel długo kartkował notes, po czym cicho powiedział:

— Nemeczek!

— Nieobecny! — zagrzmiała cała klasa. A jeden z dobrze znanych na Placu Broni głosów dodał:

— Jest chory.

— A co mu jest?

— Przeziębił się.

Profesor Rac spojrzał na klasę i zapytał:

— Dlaczego nie uważacie na siebie?

Chłopcy z Placu Broni wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Oni dobrze wiedzieli, z jakich to powodów mały Nemeczek nie uważał na siebie. Chłopcy z Placu siedzący w różnych miejscach klasy, jedni w pierwszym rzędzie, inni w trzecim, a Czonakosz, co tu dużo mówić, w ostatnim, znacząco popatrzyli na siebie. Wszyscy wiedzieli jedno: Nemeczek przeziębił się w imię dobrej sprawy. Mówiąc wprost, Nemeczek przeziębił się dla Ojczyzny. Skąpał się biedny przynajmniej trzykrotnie, pierwszy raz przypadkowo, po raz drugi z własnej woli — honorowo, po raz trzeci wreszcie — pod przymusem. Ale nikt, za skarby świata, nie zdradziłby tej wielkiej tajemnicy, którą znali właściwie wszyscy, włącznie ze Związkiem Kitowców. W łonie tego związku rozpoczęto już nawet starania zmierzające do wymazania nazwiska Nemeczka z czarnej księgi, tyle tylko, że członkowie nie mogli dojść do porozumienia, czy należy najpierw dokonać poprawek, to znaczy zamienić początkowe litery nazwiska z małych na duże i dopiero wtedy wymazać całość, czy też wykreślić od razu, bez żadnych ceregieli. A ponieważ Kolnay, który ciągle jeszcze był prezesem, uważał, że należy niezwłocznie, bez żadnych poprawek, usunąć nazwisko Nemeczka z książki, przeto Barabasz natychmiast zajął inne stanowisko i utworzył frakcję, która domagała się stanowczo, aby wpierw oddać honor nazwisku Nemeczka.

Ale ten spór stracił na znaczeniu. Najważniejszą sprawą stała się bowiem oczekująca chłopców dziś po południu bitwa. Po lekcji łaciny do Boki zgłaszali się koledzy z klasy, którzy deklarowali pomoc, choć nie należeli do paczki. Boka jednak wszystkim odpowiadał tak samo:

— Bardzo żałujemy, ale nie możemy przyjąć waszej pomocy. Sami musimy obronić nasz kraj. Jeśli nawet czerwoni okażą się od nas silniejsi, to spróbujemy pokonać ich sprytem. Co będzie, to będzie, trudno, ale chcemy walczyć sami, bez niczyjej pomocy.

Zainteresowanie było tak ogromne, że zgłaszali się nie tylko uczniowie z innych klas — o godzinie pierwszej, kiedy wszyscy rozbiegli się do domów na obiad, straganiarz, sprzedający słodycze w bramie opodal szkoły, również zaproponował Boce swoje usługi.

— Paniczu — powiedział — gdybym przyszedł pomóc, tobym sam jeden ich wszystkich wyrzucił!

Boka uśmiechnął się.

— Dziękuję bardzo, sami damy sobie radę!

Boka śpieszył się do domu. W szkolnej bramie koledzy z klasy otoczyli chłopców z Placu Broni i udzielali im najrozmaitszych pożytecznych rad. Byli i tacy, którzy pokazywali, w jaki sposób należy podstawiać nogę. Inni zgłaszali się na przeszpiegi. A jeszcze inni prosili, żeby im pozwolono zobaczyć całą walkę. Ale nikt nie dostał na to zgody. Boka wydał surowy rozkaz: w momencie rozpoczęcia bitwy należy zamknąć furtkę i otworzyć ją dopiero wówczas, kiedy nieprzyjaciel zacznie się wycofywać.

Rozmowy te trwały zaledwie kilka chwil. Chłopcy rozbiegli się szybko, gdyż punktualnie o drugiej należało zameldować się na Placu. Piętnaście po pierwszej okolice gimnazjum całkowicie opustoszały. Nawet sprzedawca słodyczy zwijał swój kram i tylko szkolny woźny spokojnie palił fajkę przed bramą, robiąc od czasu do czasu zgryźliwe uwagi pod adresem człowieka w tureckim fezie:

— Nie wróżę wam, człowieku, długiego żywota w naszym sąsiedztwie. Usuniemy was stąd razem z tą całą waszą śmieciarnią!

Sprzedawca nie reagował jednak na zaczepki woźnego. Wzruszał tylko ramionami. W swoim czerwonym fezie uważał się za ważną osobistość i wcale nie zamierzał się wdawać w rozmowy ze zwykłym woźnym. Tym bardziej że zdawał sobie doskonale sprawę, że woźny ma rację.

Punktualnie o godzinie drugiej, kiedy Boka w czerwono — zielonej czapce chłopców z Placu Broni pojawił się w furtce, cała armia w szyku wojskowym stała już na środku pola. Przyszli wszyscy. Brakowało jedynie Nemeczka, który leżał w domu chory. Tak więc w dniu bitwy, w samym dniu bitwy, armia z Placu Broni pozostała bez swego szeregowca. Na placu znajdowali się wyłącznie podporucznicy, porucznicy i kapitanowie. A szeregowiec, jedyny, stanowiący trzon armii szeregowiec, leżał chory w małym domku z ogródkiem przy ulicy Rakos.

Boka natychmiast zaczął działać i wojskowym tonem zawołał:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni»

Обсуждение, отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x