Ференц Молнар - Chłopcy z Placu Broni
Здесь есть возможность читать онлайн «Ференц Молнар - Chłopcy z Placu Broni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детская проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Chłopcy z Placu Broni
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3.17 / 5. Голосов: 6
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Chłopcy z Placu Broni: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chłopcy z Placu Broni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Chłopcy z Placu Broni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chłopcy z Placu Broni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Chłopcy spostrzegli, że zbliża się dowódca. Właśnie układali w rzędach bomby z piasku, ale przerwali zajęcie i wyprężyli się na baczność.
Dowódca zatrzymał się nagle w pół drogi i obejrzał za siebie. Chwilę nasłuchiwał, po czym odwrócił się i szybkim krokiem podszedł do furtki w płocie.
Ktoś stukał do furtki. Boka odciągnął zasuwę, otworzył furtkę i aż cofnął się ze zdumienia.
Przed nim stał Gereb.
— To ty, Boka? — powiedział z zakłopotaniem.
Boka nie był w stanie wykrztusić słowa. Gereb powoli wszedł i zamknął za sobą furtkę. Boka ciągle jeszcze nie wiedział, o co Gerebowi chodzi. Spostrzegł, że Gereb nie jest tak pewny siebie jak zwykle. Był blady i smutny, rękoma nerwowo poprawiał kołnierz i wyczuwało się, że chce coś powiedzieć, ale nie wie, od czego zacząć. Boka nie odzywał się, Gereb również milczał i stali tak naprzeciw siebie przez kilka chwil, nie wiedząc, co począć. Wreszcie Gereb przerwał milczenie:
— Przyszedłem… żeby pomówić z tobą.
Teraz Boka odzyskał głos. Spokojnym i poważnym tonem rzekł:
— Nie mam ci nic do powiedzenia. Najlepiej będzie, jeśli zaraz wyjdziesz tą samą furtką, przez którą wszedłeś.
Ale Gereb nie ruszał się.
— Słuchaj, Boka — powiedział — ja już wiem, że dowiedziałeś się o wszystkim. Na pewno wszyscy wiecie, że przeszedłem na stronę czerwonych koszul. Ale teraz jestem tu niejako szpieg, lecz jako przyjaciel.
Boka odezwał się cichym głosem:
— To wykluczone, ty już nie możesz być naszym przyjacielem.
Gereb opuścił głowę. Był przygotowany na ostre wymówki, liczył się z możliwością wyrzucenia go, ale nie spodziewał się, że Boka będzie z nim rozmawiać tak spokojnie i chłodno. Bardzo go to zabolało. Bardziej nawet, niż gdyby został uderzony. Zaczął mówić cicho, ze smutkiem:
— Przyszedłem tu, żeby naprawić swój błąd.
— To niemożliwe — powiedział Boka.
— Ale ja żałuję… bardzo żałuję… i odniosłem waszą chorągiew, którą zabrał stąd Feri Acz i którą Nemeczek odzyskał… tę chorągiew, którą potem Pastorowie wyrwali Nemeczkowi z rąk…
To mówiąc wyciągnął z kieszeni małą czerwono — zieloną chorągiewkę. Boce zabłysły oczy. Mała chorągiewka była pomięta, porwana, jak prawdziwy sztandar, o który w ogniu bitwy toczyła się zacięta walka. I to właśnie było w tej chorągiewce piękne.
— Chorągiew sami odbierzemy czerwonym koszulom — powiedział Boka. - A jeśli nie uda się nam tego dokonać, to i tak wszystko przepadło… I tak będziemy musieli stąd odejść, pójdziemy w rozsypkę… Przestaniemy się spotykać… Więc nie chcemy od ciebie chorągwi… I ciebie również nie potrzebujemy…
I uczynił gest, jakby chciał odwrócić się i odejść, zostawić Gereba samego. Ale ten chwycił go za brzeg kurtki.
— Janosz — powiedział zdławionym głosem — przyznaję, zawiniłem, wyrządziłem wam wielką krzywdę. Ale teraz chcę naprawić swój błąd. Przebaczcie mi.
— Ale… — odparł Boka — ja już ci przebaczyłem.
— I przyjmiecie mnie z powrotem?
— To niemożliwe.
— Za nic?
— Za nic.
Gereb wyjął z kieszeni chusteczkę i podniósł ją do oczu. Boka ze smutkiem rzekł do niego:
— Nie płacz, Gereb, nie chcę, żebyś się mazał. Idź do domu i daj nam spokój. Przyszedłeś do nas, bo i u czerwonych koszul straciłeś zaufanie.
Gereb schował chusteczkę do kieszeni i usiłował nadrabiać miną.
— No dobrze — powiedział — odchodzę. Już mnie więcej nie zobaczycie. Ale daję ci słowo, że nie dlatego tu przyszedłem, że czerwone koszule mną wzgardziły. Inny był powód.
— A jakiż to?
— Nie powiem. Może sam się dowiesz. Ale dla mnie to nic dobrego!
Przewodniczący spojrzał zdumiony.
— Nie rozumiem!
— Teraz nie mogę ci tego wyjaśnić — wyjąkał Gereb i ruszył w stronę furtki. Zatrzymał się przy niej i raz jeszcze odwrócił. - Naprawdę nie mam co prosić, żebyście przyjęli mnie z powrotem?
— Naprawdę.
— No to… nie będę prosił.
Wybiegł przez furtkę i zatrzasnął ją za sobą. Boka wahał się chwilę. Po raz pierwszy w życiu musiał być wobec kogoś bez litości. I już, już gotów był ruszyć za Gerebem, żeby krzyknąć: „Wracaj, tylko od tej pory zachowuj się porządnie!” — kiedy nagle coś mu się przypomniało. Jak to wczoraj na ulicy Pawła Gereb uciekał przed nimi śmiejąc się szyderczo. Obaj z Nemeczkiem stali wówczas na skraju chodnika, ze zwieszonymi nisko głowami, a w uszach brzmiał im pełen pogardy, ironiczny śmiech uciekającego przed nimi Gereba.
Nie — powiedział do siebie w duchu Boka — nie zawołam go. To zły chłopak.
Odwrócił się, żeby ruszyć w stronę fortec, ale nagle zatrzymał się zdumiony. Na sagach stała jego armia i w milczeniu obserwowała całą scenę rozgrywającą się między obu chłopcami. Stali tam nawet ci, którzy nie stanowili załóg fortec. Wstrzymując oddech, czekali w milczeniu na to, co się stanie.
Gdy Gereb wyszedł, a Boka odwrócił się w ich stronę, całe tłumione dotąd zdenerwowanie rozładowało się momentalnie jednym wielkim, radosnym okrzykiem.
— Niech żyje! — zabrzmiały dziecinne głosy i czapki poleciały w górę na wiwat.
— Niech żyje nasz wódz!
I powietrze przeszył potworny gwizd, tak donośny, jakiego nie jest w stanie wydać nawet lokomotywa, która zebrała w sobie całą parę. Był to przenikliwy, pełen triumfu gwizd. Oczywiście to gwizdnął Czonakosz. Po czym z radością rozejrzał się i szczerząc w uśmiechu zęby powiedział:
— No, nigdy dotąd nie udało mi się tak wspaniale gwizdnąć.
Boka zaś zatrzymał się na środku Placu i ze wzruszeniem salutował swojej armii. I znów pomyślał o wielkim wodzu — Napoleonie. To przecież Napoleona tak gorąco kochała jego stara gwardia…
Wszyscy widzieli scenę, jaka się przed chwilą rozegrała, i teraz już nikt nie miał wątpliwości co do Gereba. Wprawdzie nie słyszeli rozmowy między chłopcami, ale wszystkiego można się było domyślić z gestów. Chłopcy widzieli więc odmowny gest Boki. Widzieli, że nie podał Gerebowi ręki. Widzieli, jak Gereb rozpłakał się i odszedł. Kiedy raz jeszcze, stojąc w furtce, odwrócił się i powiedział coś do Boki, przestraszyli się trochę.
Lesik szepnął:
— Ojej… może mu teraz przebaczy.
Ale kiedy chłopcy dostrzegli, że Boka przecząco kręci głową i że Gereb w końcu opuszcza Plac, wtedy ogarnął ich entuzjazm. I dlatego właśnie, gdy dowódca spojrzał na nich, rozległo się gromkie „Niech żyje!” Zaimponowało chłopcom, że ich dowódca zachował się jak stanowczy mężczyzna. Mieli ochotę objąć go i ucałować. Ale czas był wojenny, więc mogli wyrażać swoje uczucia tylko krzykiem. Toteż krzyczeli pełną piersią, ile sił w płucach i w gardłach.
— Twardy jesteś, staruszku — powiedział z dumą Czonakosz. Ale przestraszył się i natychmiast poprawił:
— Przepraszam… to „staruszku” jakoś mi się tak wyrwało… panie przewodniczący…
Zaraz też rozpoczęły się manewry. Rozlegały się gromkie komendy, oddziały pędziły między sagami drzewa, atakowały fortece, a bomby z piasku fruwały na lewo i prawo. Wszystko udawało się doskonale. Okazało się, że każdy dobrze zna swoją rolę. A to zasadniczo podniosło wiarę we własne siły.
— Zwyciężymy! — słychać było zewsząd.
— Pokonamy ich! Przepędzimy!
— Zwiążemy jeńców!
— Złapiemy nawet samego Feriego Acza!
Tylko Boka zachowywał powagę.
— Nie upajajcie się zwycięstwem, jeszcze na to za wcześnie — mówił. - Przyjdzie na to czas po zakończeniu bitwy. A teraz, kto chce, może iść do domu. I przypominam: kto jutro nie przyjdzie na Plac, ten będzie zdrajcą.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.