Ференц Молнар - Chłopcy z Placu Broni

Здесь есть возможность читать онлайн «Ференц Молнар - Chłopcy z Placu Broni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детская проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Chłopcy z Placu Broni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chłopcy z Placu Broni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Chłopcy z Placu Broni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chłopcy z Placu Broni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Chłopcy spostrzegli, że zbliża się dowódca. Właśnie układali w rzędach bomby z piasku, ale przerwali zajęcie i wyprężyli się na baczność.

Dowódca zatrzymał się nagle w pół drogi i obejrzał za siebie. Chwilę nasłuchiwał, po czym odwrócił się i szybkim krokiem podszedł do furtki w płocie.

Ktoś stukał do furtki. Boka odciągnął zasuwę, otworzył furtkę i aż cofnął się ze zdumienia.

Przed nim stał Gereb.

— To ty, Boka? — powiedział z zakłopotaniem.

Boka nie był w stanie wykrztusić słowa. Gereb powoli wszedł i zamknął za sobą furtkę. Boka ciągle jeszcze nie wiedział, o co Gerebowi chodzi. Spostrzegł, że Gereb nie jest tak pewny siebie jak zwykle. Był blady i smutny, rękoma nerwowo poprawiał kołnierz i wyczuwało się, że chce coś powiedzieć, ale nie wie, od czego zacząć. Boka nie odzywał się, Gereb również milczał i stali tak naprzeciw siebie przez kilka chwil, nie wiedząc, co począć. Wreszcie Gereb przerwał milczenie:

— Przyszedłem… żeby pomówić z tobą.

Teraz Boka odzyskał głos. Spokojnym i poważnym tonem rzekł:

— Nie mam ci nic do powiedzenia. Najlepiej będzie, jeśli zaraz wyjdziesz tą samą furtką, przez którą wszedłeś.

Ale Gereb nie ruszał się.

— Słuchaj, Boka — powiedział — ja już wiem, że dowiedziałeś się o wszystkim. Na pewno wszyscy wiecie, że przeszedłem na stronę czerwonych koszul. Ale teraz jestem tu niejako szpieg, lecz jako przyjaciel.

Boka odezwał się cichym głosem:

— To wykluczone, ty już nie możesz być naszym przyjacielem.

Gereb opuścił głowę. Był przygotowany na ostre wymówki, liczył się z możliwością wyrzucenia go, ale nie spodziewał się, że Boka będzie z nim rozmawiać tak spokojnie i chłodno. Bardzo go to zabolało. Bardziej nawet, niż gdyby został uderzony. Zaczął mówić cicho, ze smutkiem:

— Przyszedłem tu, żeby naprawić swój błąd.

— To niemożliwe — powiedział Boka.

— Ale ja żałuję… bardzo żałuję… i odniosłem waszą chorągiew, którą zabrał stąd Feri Acz i którą Nemeczek odzyskał… tę chorągiew, którą potem Pastorowie wyrwali Nemeczkowi z rąk…

To mówiąc wyciągnął z kieszeni małą czerwono — zieloną chorągiewkę. Boce zabłysły oczy. Mała chorągiewka była pomięta, porwana, jak prawdziwy sztandar, o który w ogniu bitwy toczyła się zacięta walka. I to właśnie było w tej chorągiewce piękne.

— Chorągiew sami odbierzemy czerwonym koszulom — powiedział Boka. - A jeśli nie uda się nam tego dokonać, to i tak wszystko przepadło… I tak będziemy musieli stąd odejść, pójdziemy w rozsypkę… Przestaniemy się spotykać… Więc nie chcemy od ciebie chorągwi… I ciebie również nie potrzebujemy…

I uczynił gest, jakby chciał odwrócić się i odejść, zostawić Gereba samego. Ale ten chwycił go za brzeg kurtki.

— Janosz — powiedział zdławionym głosem — przyznaję, zawiniłem, wyrządziłem wam wielką krzywdę. Ale teraz chcę naprawić swój błąd. Przebaczcie mi.

— Ale… — odparł Boka — ja już ci przebaczyłem.

— I przyjmiecie mnie z powrotem?

— To niemożliwe.

— Za nic?

— Za nic.

Gereb wyjął z kieszeni chusteczkę i podniósł ją do oczu. Boka ze smutkiem rzekł do niego:

— Nie płacz, Gereb, nie chcę, żebyś się mazał. Idź do domu i daj nam spokój. Przyszedłeś do nas, bo i u czerwonych koszul straciłeś zaufanie.

Gereb schował chusteczkę do kieszeni i usiłował nadrabiać miną.

— No dobrze — powiedział — odchodzę. Już mnie więcej nie zobaczycie. Ale daję ci słowo, że nie dlatego tu przyszedłem, że czerwone koszule mną wzgardziły. Inny był powód.

— A jakiż to?

— Nie powiem. Może sam się dowiesz. Ale dla mnie to nic dobrego!

Przewodniczący spojrzał zdumiony.

— Nie rozumiem!

— Teraz nie mogę ci tego wyjaśnić — wyjąkał Gereb i ruszył w stronę furtki. Zatrzymał się przy niej i raz jeszcze odwrócił. - Naprawdę nie mam co prosić, żebyście przyjęli mnie z powrotem?

— Naprawdę.

— No to… nie będę prosił.

Wybiegł przez furtkę i zatrzasnął ją za sobą. Boka wahał się chwilę. Po raz pierwszy w życiu musiał być wobec kogoś bez litości. I już, już gotów był ruszyć za Gerebem, żeby krzyknąć: „Wracaj, tylko od tej pory zachowuj się porządnie!” — kiedy nagle coś mu się przypomniało. Jak to wczoraj na ulicy Pawła Gereb uciekał przed nimi śmiejąc się szyderczo. Obaj z Nemeczkiem stali wówczas na skraju chodnika, ze zwieszonymi nisko głowami, a w uszach brzmiał im pełen pogardy, ironiczny śmiech uciekającego przed nimi Gereba.

Nie — powiedział do siebie w duchu Boka — nie zawołam go. To zły chłopak.

Odwrócił się, żeby ruszyć w stronę fortec, ale nagle zatrzymał się zdumiony. Na sagach stała jego armia i w milczeniu obserwowała całą scenę rozgrywającą się między obu chłopcami. Stali tam nawet ci, którzy nie stanowili załóg fortec. Wstrzymując oddech, czekali w milczeniu na to, co się stanie.

Gdy Gereb wyszedł, a Boka odwrócił się w ich stronę, całe tłumione dotąd zdenerwowanie rozładowało się momentalnie jednym wielkim, radosnym okrzykiem.

— Niech żyje! — zabrzmiały dziecinne głosy i czapki poleciały w górę na wiwat.

— Niech żyje nasz wódz!

I powietrze przeszył potworny gwizd, tak donośny, jakiego nie jest w stanie wydać nawet lokomotywa, która zebrała w sobie całą parę. Był to przenikliwy, pełen triumfu gwizd. Oczywiście to gwizdnął Czonakosz. Po czym z radością rozejrzał się i szczerząc w uśmiechu zęby powiedział:

— No, nigdy dotąd nie udało mi się tak wspaniale gwizdnąć.

Boka zaś zatrzymał się na środku Placu i ze wzruszeniem salutował swojej armii. I znów pomyślał o wielkim wodzu — Napoleonie. To przecież Napoleona tak gorąco kochała jego stara gwardia…

Wszyscy widzieli scenę, jaka się przed chwilą rozegrała, i teraz już nikt nie miał wątpliwości co do Gereba. Wprawdzie nie słyszeli rozmowy między chłopcami, ale wszystkiego można się było domyślić z gestów. Chłopcy widzieli więc odmowny gest Boki. Widzieli, że nie podał Gerebowi ręki. Widzieli, jak Gereb rozpłakał się i odszedł. Kiedy raz jeszcze, stojąc w furtce, odwrócił się i powiedział coś do Boki, przestraszyli się trochę.

Lesik szepnął:

— Ojej… może mu teraz przebaczy.

Ale kiedy chłopcy dostrzegli, że Boka przecząco kręci głową i że Gereb w końcu opuszcza Plac, wtedy ogarnął ich entuzjazm. I dlatego właśnie, gdy dowódca spojrzał na nich, rozległo się gromkie „Niech żyje!” Zaimponowało chłopcom, że ich dowódca zachował się jak stanowczy mężczyzna. Mieli ochotę objąć go i ucałować. Ale czas był wojenny, więc mogli wyrażać swoje uczucia tylko krzykiem. Toteż krzyczeli pełną piersią, ile sił w płucach i w gardłach.

— Twardy jesteś, staruszku — powiedział z dumą Czonakosz. Ale przestraszył się i natychmiast poprawił:

— Przepraszam… to „staruszku” jakoś mi się tak wyrwało… panie przewodniczący…

Zaraz też rozpoczęły się manewry. Rozlegały się gromkie komendy, oddziały pędziły między sagami drzewa, atakowały fortece, a bomby z piasku fruwały na lewo i prawo. Wszystko udawało się doskonale. Okazało się, że każdy dobrze zna swoją rolę. A to zasadniczo podniosło wiarę we własne siły.

— Zwyciężymy! — słychać było zewsząd.

— Pokonamy ich! Przepędzimy!

— Zwiążemy jeńców!

— Złapiemy nawet samego Feriego Acza!

Tylko Boka zachowywał powagę.

— Nie upajajcie się zwycięstwem, jeszcze na to za wcześnie — mówił. - Przyjdzie na to czas po zakończeniu bitwy. A teraz, kto chce, może iść do domu. I przypominam: kto jutro nie przyjdzie na Plac, ten będzie zdrajcą.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni»

Обсуждение, отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x