Tak zastał ich Rasul. Obaj ze Smugą wskoczyli na konie. Szybko dojechali do Medinet Habu, gdzie funkcję przewodnika objął koptyjski mnich. Koptowie byli życzliwi i rozmowni. Niczego jednak nie wiedzieli. Abeer jeszcze raz wypytał dokładnie człowieka, który był świadkiem porwania Nowickiego, Tomka i Patryka. Potwierdził on, że napastnicy byli konno.
– Ale dwóch na wielbłądach – dodał. – I jeden z nich trzymał w ręku długi bicz.
Potwierdziło to jedynie relację Nowickiego, że jednym z porywaczy był Harry.
– Może jednak widziałeś ich twarze? – spytał Smuga.
– Wszyscy byli zamaskowani – stanowczo zaprzeczył Kopt.
Przed nocą zostawili koptyjskiego duchownego w ostatniej z odwiedzanych wiosek, nie przyjmując zaproszenia na nocleg. Ruszyli w drogę powrotną przez pustynię w blasku pochodni. Prowadził Rasul. Noc była jasna, a piasek w blasku księżyca wydawał się czerwienieć. W ciszy zaskowyczał szakal, zawtórował mu drugi. Drogę przebiegł pustynny lisek. Jechali w milczeniu. Konie brnęły ciężko przez pustynię. Nad ranem byli już blisko Medinet Habu. Nagle konie zaparskały i gwałtownie odskoczyły w bok. Rasul z trudem utrzymał się w siodle. Smuga, doskonały jeździec, szybko opanował zwierzę i zeskoczył na piasek.
– Czegoś się przestraszyły – powiedział.
Podał cugle Rasulowi, rozejrzał się i zmartwiał. W piasku tkwiły dwie ludzkie czaszki patrzące pustymi oczodołami na wschód. Smuga upadł na kolana. Po raz pierwszy w życiu przez chwilę nie był w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu, bo po raz pierwszy pomyślał o tym spotkaniu jak o znaku, o złej wróżbie. Po powrocie do obozu nie powiedział o czaszkach ani słowa.
Z Kina i Luksoru wyruszyły naprzeciw sobie niewielkie, ale bardzo sprawne, patrole żołnierzy brytyjskich. Penetrowały one wioski fellachów położone na zachodnim brzegu Nilu. Oddziałem luksorskim dowodził bardzo operatywny sierżant White. Przed chwilą opuścili jedną z wiosek. Dowódca rozmawiał z wójtem, żołnierze zaś kręcili się wśród chałupek, rozglądając się, czy nie znajdą czegoś podejrzanego. Fellachowie patrzyli na nich nieufnie, niechętnie udzielając informacji. Sam fakt poszukiwania w wioskach zaginionego Europejczyka wywoływał lęk i zdziwienie, – Czemu szukacie w wioskach, jeśli zginął na pustyni? Jesteśmy spokojnymi ludźmi, nie włóczymy się po pustyni. Nie, nie słyszeliśmy o niczym podejrzanym. Żyjemy cicho i spokojnie.
Na White’a spoglądały nieufne, obojętne oczy. Patrol jechał dalej na północ, choć efekt poszukiwań wydawał się wątpliwy. White otarł pot z czoła i powiedział do jednego z żołnierzy:
– W następnej wiosce zanocujemy.
– Tak jest! – odparł żołnierz. – Konie są zdrożone.
– Wkrótce powinniśmy spotkać oddział, który wyruszył z Kina. Podjechał inny z żołnierzy.
– Panie sierżancie! Zbliża się południe. Może odpoczniemy! White spojrzał na swoich podwładnych. Byli już bardzo zmęczeni.
Zarówno oni, jak i ich konie. Teren schodził tu łagodnie w stronę Nilu. Miejsce nadawało się na odpoczynek. Sierżant skinął ręką. Zjechali nad rzekę. Napoili konie, rozkulbaczyli je i przysiedli w cieniu palm. Odpoczywając, dzielili się wrażeniami i snuli domysły.
– Cóż to za osobistość, że jej tak szukamy?
– Pół Egiptu chyba za nim goni.
– Gdybyśmy za każdym zaginionym tak pędzili…
– Po co lazł na tę szaloną pustynię?
– Jeżeli zaginął na pustyni, to dlaczego szukamy go nad Nilem? White, który lubił imponować swoim ludziom, czekał aż się wygadają.
– Tom Allan, człowiek, którego szukamy, nie znalazł się tam z własnej woli – powiedział. – Został porwany! A my, Brytyjczycy, nie możemy pozwolić, by nam grano na nosie. Mogę jeszcze dodać, że to nie taki sobie zwykły człowiek. W jego sprawie interweniował ktoś z konsulatu. Przybył specjalnie z Kairu.
Żołnierze byli coraz bardziej zaintrygowani, ale musieli poczekać. Sierżantowi zależało, by uznali, że jest dobrze poinformowany.
– Słyszeliście o aferze w Kairze? – podjął w końcu.
– Coś tam czytałem w prasie – odezwał się jeden z żołnierzy.
– Aresztowano jakiegoś współpracownika kedywa za przemyt.
White skinął głową.
– Wiecie o jaki przemyt chodzi?
– A co można wywozić z Egiptu? Pewnie znowu jakieś zmurszałe skarby…
– I ten Europejczyk, ten Allan, handlował nimi? Sierżant przecząco pokręcił głową.
– Nie! On właśnie szukał takiego handlarza i tamten okazał się sprytniejszy. Porwał Allana, zostawił go na pustyni, a sam uciekł gdzieś na południe.
– Zniknie na bezdrożach Afryki.
– Mówi się, że i tam ma swoje interesy – dodał White. – To, co wam teraz powiem, nie jest do publicznego powtarzania…
Przerwał znowu, a żołnierze zaintrygowani milczeli także. White słyszał jedynie, że “żelazny faraon” prowadzi na południu podejrzane interesy, ale bardzo chciał ubarwić swoje opowiadanie.
– Słyszeliście o handlu niewolnikami?
– Już dawno nikt się tym nie trudni – wywołał tylko rozczarowanie.
– Tutaj może nie, ale kto wie, co dzieje się w Czarnej Afryce?
– I miałby się tym zajmować człowiek pochodzący stąd? Kim jest? Jak się nazywa?
– To nie takie istotne – odpowiedział White. – Znany jest pod imieniem “władcy” albo “żelaznego faraona”. Radziłbym dobrze zapamiętać to przezwisko.
Uśmiechnął się do siebie, zadowolony z wrażenia, jakie jego słowa wywarły na żołnierzach. Byłby doprawdy szczęśliwy, gdyby wiedział, jak niewiele się pomylił.
Jeszcze przed wieczorem spotkali patrol, który wyruszył z Kina. Niewiele mieli sobie do powiedzenia. Z pustymi rękami wracali do macierzystych koszar.
Następnego wieczora White informował o tym Wilmowskiego. Ten zaznaczył na czerwono cały obszar wzdłuż Nilu, od Luksoru aż po Kina. Przed chwilą otrzymał bowiem depeszę o fiasku poszukiwań podjętych przez żołnierzy, którzy zbadali tereny od Nag Hammadi aż po Denderę i Kina. To był już chyba koniec. Wilmowski ciężko usiadł przy stole i objął głowę rękami. Nie było żadnej nadziei…
Jeszcze nigdy nie przeżywał równie tragicznych chwil. Nawet wtedy, kiedy opuszczał ojczyznę. Nawet wówczas, gdy na wieść o śmierci żony niemal się załamał. Uratowała go wtedy przyjaźń Nowickiego, a przede wszystkim myśl o synu, który został w okupowanej przez trzech zaborców Polsce. Żył dla niego. Otrząsnął się z osobistej tragedii i wybrał niebezpieczny, chociaż nieźle płatny zawód łowcy dzikich zwierząt. Poznał wtedy Smugę i była to jedna z najpiękniejszych przyjaźni jego życia. Razem przeżyli tyle przygód, z tylu niebezpieczeństw wyszli obronną ręką. A teraz nadszedł kres… Nie było wątpliwości: Tomasz, jedyny syn, zaginął na pustyni.
Wilmowski stracił poczucie miejsca i czasu. Wrócił pamięcią do jednej z naj straszniej szych chwil w swoim życiu. Oto po latach, na Syberii, stanął oko w oko z Pawłowem, carskim szpiclem, przez którego musiał uciekać z kraju. “Nareszcie spotkaliśmy się! A więc dobrze, życie za życie.” – napłynęły skądś dobrze zapamiętane słowa.
Z trudem powracał do teraźniejszości. Ze zdziwieniem spostrzegł, że stoi na środku pokoju z wyciągniętymi rękami, stężały z bólu. Odetchnął głęboko, próbując pokonać napięcie.
– Dopadnę cię, “faraonie”! Choćbyś był z żelaza! – szepnął do siebie.
Nazajutrz, wczesnym rankiem przepłynął Nil i przybył do obozu przy Kolosach Memnona. Byli tam: Sally, Nowicki, Smuga i Patryk. Nie było Tomka… I tak miało być już zawsze.
Читать дальше