Ferdynand Ossendowski - Biały Kapitan

Здесь есть возможность читать онлайн «Ferdynand Ossendowski - Biały Kapitan» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Прочие приключения, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Biały Kapitan: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Biały Kapitan»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Na pokładzie "Witezia" dowodzonego przez kpt. Olafa Nilsena płynie sztorman Pitt Hardful. Ten człowiek pragnie utrzymać się na "drodze uczciwego życia", chce swym postępowaniem zmusić wszystkich do zapomnienia o przeszłości odpokutowanej za murami więzienia. Tymczasem "Witeź" wozi kulomioty dla portugalskich rewolucjonistów. Ładunek leżący w rumie, ukryty pod innymi towarami jest lepiej opłacalny niż pszenica, mąka bądź węgiel. Ale kiepsko wróży Pittowi, który u progu nowego życia uczestniczy w zakazanym procederze… Akcja przygodowo-sensacyjnej powieści toczy się wartko, urzeka egzotyką.

Biały Kapitan — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Biały Kapitan», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

uzbrojonego a zaufanego człowieka.

Nazajutrz o świcie, gdy już rozpoczęto roboty w szybie, przyszedł Nilsen i kazał ludziom zgromadzić się przy składzie narzędzi. Tu oznajmił im o wykrytym zamachu na zdobyte przez nich złoto i zażądał wykrycia i wydania winowajcy.

Tłum milczał, głęboko poruszony niespodziewaną wiadomością.

Nareszcie przy kapitanie stanął Bezimienny. Był blady, wargi mu drżały, a oczy błyszczały ponuro. Kurcz przebiegał mu po twarzy, a długie palce prężyły się i zaciskały niby szpony śmiertelnie zranionego sępa.

– Słuchajcie, wy…! – rzekł swym szyderczym głosem, zwracając się do tłumu. – Jeżeli który z was, nawet tu, z tymi ludźmi, nie mógł się powstrzymać od dawnego procederu… niech powie nam o tym… mech nie czeka, aż bractwo wykryje go… bo wtedy zastosujemy nasze więzienne prawo… bez litości – jak do zdrajców!

– Ja o niczym nie wiem! Czyżbym się porwał na taką rzecz?! Ja nawet nie podchodziłem do składu! Śmierć złodziejowi! – wołali ludzie z nowej załogi „Witezia", a w ich głosach wyczuwało się szczere oburzenie i gniew.

– Słowa to furda! – krzyknął Bezimienny. – Rozumiem, że kapitan Nilsen może mieć podejrzenie tylko na nas – niedawnych „ptaszków więziennych", bo żaden Samojed nie odważyłby się na taki czyn. Czyż mamy odpowiedzieć kapitanowi tylko słowami? A jakimi oczami będziemy spoglądali na Białego Kapitana, gdy powróci do nas? Chłopcy! Daję dobę na wykrycie winowajcy. Jeżeli nie wykryjemy go, musimy opuścić komendę „Witezia" i pójść w świat, bo tu żyć pod pręgierzem nieufności nie potrafimy… Kapitanie! Proszę o zwolnienie od roboty na dobę ludzi, których wskażę.

W godzinę potem na spadkach góry Numy odbyła się narada. Bezimienny objaśniał coś pięciu swoim towarzyszom. Wkrótce ci ludzie rozpierzchli się po obozie, długo oglądali drzwi składu, czołgali się po ziemi badając ślady i na południową przerwę nie stawili się wcale. Olaf Nilsen próżno szukał ich wszędzie, przeszedłszy nawet cały obóz tubylczy. Bezimienny a z nim pięciu innych robotników – zniknęli bez śladu. Norweg cierpliwie czekał.

Nie zdając sobie sprawy, uzbroił się i kazał Polakom wziąć ze składu dobre automatyczne rewolwery i karabiny, które polecił ukryć tak, żeby mieć je pod ręką na wypadek potrzeby.

Roboty były skończone, wzburzeni robotnicy siedzieli w swych szałasach, omawiając wypadki i dzieląc się domysłami. Dopiero po północy zgasły ogniska i cisza zapanowała w kotlinie Numy. Dochodziło tylko rzadkie szczekanie psów samojedzkich, porykiwanie pasących się reniferów i brzęczenie krwiożerczych komarów oraz drobnych, natrętnych muszek, ani w dzień, ani w nocy nie dających spokoju i wytchnienia ludziom i zwierzętom.

Nilsen siedział na progu swego domu i zasłuchany w ciszę, myślą był daleko. Widział swego „Witezia" płynącego wśród fal, słyszał cichy głos Elzy Tornwalsen i dobitne, spokojne słowa Białego Kapitana: „Ani słowa więcej, Elzo, przyrzekłem Olafowi Nilsenowi, że wszystko będzie po dawnemu… Tak musi być, bo nie nastał czas… Jeszcze płyniemy daleko… daleko… i nie widzimy dotąd portu we mgle przyszłości…"

Nagle Nilsen drgnął.

Jakiś obcy ciszy i nastrojowi jego duszy dźwięk wdarł mu się do mózgu. Kapitan zaczął nadsłuchiwać.

– Pomylił mię słuch… – szepnął, lecz znowu podniósł głowę i słuchał z natężeniem. W obozie tubylców nagle zaczęły ujadać psy. Szczekały i podwywały wściekle, Widocznie usłyszały lub zwęszyły coś niezwykłego. Ujadanie oddalało się coraz bardziej i Nilsen zrozumiał, że psy ścigały wroga lub biegły na nieznane odgłosy.

I znowu obce dźwięki przeszyły ciszę. Teraz kapitan nie wątpił więcej. Gdzieś jeszcze daleko, jeden po drugim buchnęły dwa strzały karabinowe, a po nich głucha, bezładna salwa. Nilsen gwizdnął. Z baraku wybiegli uzbrojeni Polacy.

– Czuwamy – rzekł podchodząc Rynka. – Słyszeliśmy strzały… Jacyś obcy ludzie dali ognia, to nie nasi, bo poszli bez broni. Strzały rozlegały się coraz częściej i szybko się zbliżały.

– Trzeba się przygotować do obrony – rzekł Nilsen – mało nas… bo tamtym nie można dać do rąk karabinów… mogą użyć przeciwko nam, skoro już nie zatrzymali się przed grabieżą.

– Kapitanie! – zawołał Rynka. – Bez porozumienia się z wami uzbroiłem czterech naszych Niemców i dwóch Anglików. Są to sumienni ludzie i za dobre traktowanie ich pójdą za was w ogień.

– Zobaczymy! – mruknął kapitan. – Tymczasem musimy zająć dobre stanowiska dla obrony na wszelki wypadek.

– Strzelający ludzie dążą od południa… Natrafią na obóz tubylców… Nie wiemy, jak się zachowają Samojedzi – rozumował Rynka. – Musimy więc przygotować się do walki z tubylcami… Pomiędzy ich obozem a naszym ciągnie się rów, wykopany przez nas dla stoku wody do jeziora… Będzie on służył nam jako szaniec i z niego będziemy odpierali nieprzyjaciół.

– Biegnijmy tam! – krzyknął Nilsen, zarzucając na ramię karabin.

Wkrótce w rowie wyciągnęli się pod komendą kapitana długim szeregiem Polacy i uzbrojeni przez Rynkę Niemcy i Anglicy.

Strzały ucichły, lecz wzmogło się ujadanie psów samojedzkich i stawało się coraz wyraźniejsze. Nikt nie wątpił, że cofają się przed nadchodzącymi ludźmi.

Strzały jednak obudziły śpiących w baraku ludzi nowej załogi.

Wypadli i nadsłuchiwali, a później pobiegli po Rynkę i zajrzeli do domku kapitana. Nie znalazłszy ich, zaczęli szukać i ujrzawszy siedzących w rowie z karabinami, cicho się oddalili, zbierając się przy swoim baraku.

– Ta-a-k! – pisnął Puchacz. – Będzie bitwa… Chcą się bronić… Ale nam już nie dowierzają… Widzicie, co się stało?

– Sam bym stryczek zaciągnął na szyi tego nicponia, który dobierał się do składu i nic z niego nie skradłszy, nam odebrał zaufanie kapitana! – mruknął, machnąwszy długimi, małpimi rękoma, Francuz Balbier, przezwany „Cepem". Wszyscy milczeli.

– Cóż to?! – złośliwie się śmiejąc, zawołał Cep. – Cóż to? Umiemy tylko rabować i dżgać piórami? A czy nie łaska zasłużyć na zaufanie prawdziwych ludzi? Czyż nie możemy się zdobyć na to?

– Jak? Mów, Cepie – rozległy się głosy.

Lecz Cep, w którym obudziły się wojownicze, pełne zapału i twórczej myśli, a zarazem praktyczne cechy Francuzów, już ujął w swe ręce dowództwo nad bandą.

– Siekiery i kilofy w garść – i za mną! – skomenderował. Za chwilę prowadził swój oddział ku zaroślom w zachodniej części kotliny Numy.

– Idziemy w innym kierunku… – szepnął doganiając Cepa zdyszany Puchacz.

– Milcz, Puchaczu, kiedy się nie znasz na strategii napoleońskiej – syknął Francuz. – To wojna, nie szukanie złota. Tam ty jesteś Napoleonem, tu – ja.

Oddziałek zniknął w krzakach i zaczął cicho posuwać się na południe, obchodząc rów z ukrytymi w nim ludźmi, aż zapadł wśród rozrzuconych na płaszczyźnie głazów i zaczaił się.

– Hej tam, chłopcy – szeptał do swoich Cep. – Na komendę moją zróbcie wielki krzyk, biegnijcie i walcie tych, co napadają, tak jak gdyby to byli dozorcy wszystkich więzień świata. A jeżeli zobaczę, że ktoś z was stchórzył i oszczędza swoją skórę, za którą żaden kat centyma nie da, rozpłatam łeb jak kloc drzewa. Przysięgam na „czerwoną wdowę"!

Urwał nagle, bo od strony tubylczego obozu utykając biegł człowiek i krzyczał coś, czego z odległości nie można było zrozumieć. Człowiek padał i podnosił się. Za nim, coraz bardziej zbliżając się, sunęła zbita gromada ludzi. Co, chwila z tłumu atakujących padały strzały, lecz w mamiącym półzmroku chybiały biegnącego człowieka.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Biały Kapitan»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Biały Kapitan» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Kapitan_Bramy
Неизвестный Автор
Ewa Białołęcka - wiedźma.com.pl
Ewa Białołęcka
Stephen White - Biała Śmierć
Stephen White
Anne McCaffrey - Biały smok
Anne McCaffrey
libcat.ru: книга без обложки
Ferdinand Ossendowski
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Alexandra Belinda - Biała Gardenia
Alexandra Belinda
Antoni Ossendowski - Lenin
Antoni Ossendowski
Bernhard Long - Bia Iodáilis
Bernhard Long
Отзывы о книге «Biały Kapitan»

Обсуждение, отзывы о книге «Biały Kapitan» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x