– Mam nadzieję, że przez najbliższe trzy miesiące nie będę musiała udawać, iż jestem dokładnie taka sama jak Debbie – powiedziała w końcu posępnym, zrezygnowanym tonem.
– Nie sądzę, żeby ci się to kiedykolwiek udało – odparował. – Na szczęście moi współpracownicy wiedzą o niej jedynie to, że jest wyśmienitą sekretarką.
– Jak się poznaliście? – spytała.
– Była moją sekretarką, nim przystąpiłem do spółki z Pascalem. Zgodziliśmy się obydwoje, że na razie będzie rozsądniej, jeśli ona pozostanie w Londynie. Teraz pracuje w City.
Rozsądnie! – Debora zżymała się w duchu. Czyżby nigdy nie słyszeli o szalonych, gwałtownych namiętnościach? Och, gdyby ona spotkała kogoś, z kim chciałaby spędzić resztę życia, z całą pewnością nie czekałaby ze ślubem! Debbie rzeczywiście musiała być kobietą zupełnie innego rodzaju. Gil wspomniał, że potrzebowała czasu na przygotowanie wesela… To wszystko wyglądało osobliwie…
– Od jak dawna się znacie? – spytała.
– Około trzech lat.
– Trzy lata? – zdziwiła się. Wszak był to ogrom czasu na podjęcie decyzji o małżeństwie.
– Niektórzy ludzie kroczą przez życie wolno, metodycznie, ale za to robią wszystko jak należy – powiedział z naciskiem.
– Można tak długo zastanawiać się nad tym, co należy zrobić, a czego nie należy, że w końcu nie zrobi się nic – zawyrokowała.
– Nie musisz filozofować – powiedział z lodowatym wyrazem twarzy. – Wystarczy, jeśli będziesz właściwie wykonywać swoją pracę.
– Postaram się – zapewniła go z rezygnacją. Nie chciała się przed sobą przyznać, ale była zazdrosna o Debbie i zła na Gila, że stale ją bierze w obronę. A przecież to właśnie Debbie go teraz zawiodła! – Nie znam twojej narzeczonej i dlatego zadaję pytania. Jeśli ktoś mnie spyta, dlaczego nie pobraliśmy się wcześniej, co mu odpowiem? Że potrzeba czasu, by wybrać kolor lukru na weselnym torcie?
Gil spojrzał na nią z wyrzutem.
– Po prostu powiesz, iż na wszystko przychodzi właściwy czas – pouczył ją rzeczowym tonem.
– Chcesz powiedzieć, że ten właściwy czas nadszedł teraz, gdy przyjechałeś na dwa dni do Londynu, czy tak? – spytała drwiąco.
Jego do tej pory posępne oblicze nieoczekiwanie się rozpogodziło. Właściwie nie był to uśmiech, a tylko nieznaczne wygięcie warg, które spowodowało, iż pogłębiły mu się zmarszczki w kącikach oczu.
– A czemu by nie? – Spojrzał chytrze na Deborę, a ona poczuła, że serce jej wykonuje groźne salto mortale. – Po prostu będziesz musiała się przyznać, że już dłużej nie mogłaś beze mnie żyć!
Debora czuła, że fala gorąca oblewa jej szyję i pozostawia krwawe plamy na policzkach, zmusiła się jednak, by popatrzeć mu w oczy.
– To ty powinieneś powiedzieć, że nie możesz beze mnie żyć! – odparowała odważnie.
Gil skoncentrował uwagę na prowadzeniu samochodu.
– Mam wrażenie, że rychło sami dojdą do takiego wniosku – mruknął pod nosem. Po jego twarzy błąkał się niepokojący, tajemniczy uśmieszek.
Debora wbiła wzrok w szybę, ale oczami wyobraźni nadal widziała jego twarz, zmienioną pod wpływem uśmiechu.
– Skoro już wiem, kim jestem i jak się poznaliśmy – podjęła z udawanym ożywieniem – powinnam chyba wreszcie dowiedzieć się czegoś więcej o swym nowo poślubionym mężu. Nie mogę zrobić głupiej miny, jeśli ktoś wspomni, że karierę zaczynałeś jako tancerz w balecie.
– Na Boga, skąd wiesz? – rzucił zaczepnie. Patrzyła nań oczami szeroko otwartymi ze zdumienia.
– To niemożliwe! -jęknęła. Gil roześmiał się głośno.
– Oczywiście, masz rację. Muszę przyznać, że właściwie od zawsze byłem inżynierem. Już jako dziecko bawiłem się na plaży budowaniem systemów irygacyjnych. Nigdy nie chciałem robić niczego innego.
To było całkiem nie fair z jego strony uśmiechać się tak zabójczo akurat wtedy, gdy z trudnością udało jej Się powstrzymać przyspieszone bicie serca.
– Szczęściarz z ciebie – powiedziała, zdziwiona, że jej głos zabrzmiał całkiem normalnie. – Ja nie mam zielonego pojęcia, co chciałabym robić, oczywiście oprócz podróżowania. Na razie bawię się świetnie i do niczego nie muszę się przywiązywać.
– Mam jednak nadzieję, że przez najbliższe trzy miesiące usiedzisz w jednym miejscu?
– Och, tak. Skoro się zobowiązałam… – Zamyślona popatrzyła przez okno. – Właściwie chciałam zatrzymać się w jednym miejscu na dłużej. Dlatego próbowałam zatrudnić się w Jatipakanie. Podróżuję już wiele miesięcy… Przejechałam przez Turcję, Iran – wyliczała na palcach – Pakistan, Nepal i Indie. Z Indii poleciałam do Tajlandii, a potem przez Malezję i Singapur dotarłam do Indonezji.
– Czy tak po prostu wędrujesz, gdzie cię oczy poniosą
– spytał, nie kryjąc dezaprobaty – czy też masz w perspektywie koniec podróży?
– Jestem w drodze do Australii – wyjaśniła z godnością.
– Myślałam, że tam poszukam pracy.
– A co potem?
– Nie wiem – beztrosko powiedziała Debora, która przecież nigdy nie martwiła się przyszłością.
– Kiedyś wreszcie będziesz musiała się ustatkować – rzekł surowym tonem.
– Mówisz zupełnie jak mój ojciec – westchnęła z irytacją.
– Moi rodzice uważają, że w wieku dwudziestu czterech lat kobieta powinna myśleć już o zamążpójściu, a nie bez celu włóczyć się po świecie.
– Zgadzam się z nimi w całej rozciągłości – powiedział ze złośliwą nutką. – Dlaczego nie poszukasz sobie odpowiedniej pracy?
– Och, jestem jeszcze za młoda, by siedzieć w jednym miejscu – zaoponowała żywo. – Po skończeniu studiów zrobiłam kurs sekretarek, by łatwiej znaleźć dobrze płatną pracę i zarobić pieniądze na podróże. Przez rok pracowałam we Francji jako opiekunka do dziecka… Och, to była prawdziwa gehenna! Znacznie lepiej pracować w biurze przez kilka miesięcy, a potem ruszyć w drogę… Może kiedyś się ustatkuję, ale tymczasem nawet nie myślę o zmianie trybu życia.
– Żyjąc w ten sposób, wiele ryzykujesz – skomentował Gil, gwałtownie redukując bieg przed ostrym zakrętem.
Wspinali się wąską drogą coraz wyżej i wyżej. Debora czuła przyspieszone bicie serca. Co za widok! Miała rację, że pragnęła przyjechać na Serok. Była teraz w środku dżungli na nie uczęszczanej, bocznej drodze i nie miała pojęcia ani dokąd jedzie, ani co ją czeka na miejscu przeznaczenia. To była prawdziwa przygoda! A Debora uwielbiała przygody. Niepewna przyszłość i niepokojąca obecność siedzącego obok niej mężczyzny stanowiły podnietę dla jej żywej wyobraźni.
– Być może, że wiele ryzykuję – powiedziała przekornie
– ale przynajmniej tu jestem! – Ręką zakreśliła horyzont, potem spojrzawszy wojowniczo na Gila, dodała: – A ty? Właściwie, co ty tutaj robisz? Może wcale nie jesteś takim rozsądnym facetem, na jakiego wyglądasz!
– Zapominasz, że jestem tu służbowo – powiedział tonem, który studził wszelki zapał. – Nie przyjechałem, by się bawić, ani napawać widokami, tylko ciężko pracować.
– W pewnym sensie ja też jadę do pracy – zauważyła.
– I mam nadzieję, że o tym nie zapomnisz.
– Nie martw się. To nie jest trudne zadanie. Po prostu będę udawała zadowoloną z siebie. To powinno ich przekonać.
– Rozsiadła się wygodniej w fotelu. – A poza tym, kim właściwie są ci „oni"? Czy oprócz Pascala i jego kłopotliwej małżonki jest tam jeszcze ktoś?
Skrzywił się, słysząc jej nonszalancki ton.
Читать дальше