A myśl o szmince przywołała wspomnienie porannego pocałunku i nagle oblała go fala gorąca, która zmyła całą irytację.
– Śniadanie to małe piwo – powiedział. – Dzwoniła do ciebie twoja siostra.
– Sarah? – Daisy zmarszczyła brwi. – Po co?
– Nie mam pojęcia. Spieszyła się, by odłożyć słuchawkę i przekazać wszem i wobec nowinę, że spędziliśmy razem noc, więc zapomniała zostawić wiadomość.
– Powiedziałeś jej, że spędziliśmy razem noc?
Ależ ona jest opanowana! Kiedy się tego nauczyła?
– Nie. Sama musiała dojść do takiego wniosku, ponieważ to ja odebrałem telefon. Spałem, gdy zadzwoniła, byłem na wpół przytomny… Powinnaś była mnie obudzić.
– O Boże! – Głos jej lekko się załamał. – Naprawdę mi przykro.
– Za co mnie przepraszasz?
– Wyglądasz na zdenerwowanego. Takie plotki zapewne nie wpłyną korzystnie na twój wizerunek.
– Na mój wizerunek? Jaki wizerunek? O czym ty, u diabła, mówisz? A co z tobą?
– Ja nie mam żadnego wizerunku, Robercie. – Wydawało się, – że nad czymś się gorączkowo zastanawia. – Ale, jak sądzę, dzięki takim plotkom mogę go zyskać. Posłuchaj, może jednak poszukamy jakiegoś miejsca, nim wszystkie zostaną zajęte.
Przez jedną ulotną chwilkę Daisy miała wrażenie, że wzbija się w powietrze. Wszyscy pomyślą, że Robert Furneyal jest jej kochankiem! Takie marzenie powierzyła już wiele lat temu swojemu pamiętnikowi… Nigdy nie kochała się w gwiazdach filmu czy estrady. Istniał tylko Robert. Marzyła, że pewnego dnia spojrzy na nią tak, że zobaczy w jej oczach cały świat i wreszcie zrozumie, iż są dla siebie stworzeni. I przez chwilę, przez jedną cudowną chwilę, myślała, że to marzenie się ziści.
Ale pamiętnik nastolatki miał tyle wspólnego z prawdziwym życiem, co fajans z porcelaną. Nie pozostawało zatem nic innego, jak obrócić całą tę historię w żart. Robiła to przez całe życie, miała wprawę. Nawet Monty jej uwierzył. Wszyscy inni też uwierzą. Tylko Robert wyglądał na zmieszanego. Czyżby naprawdę sądził, że jego droga przyjaciółka zacznie się trząść jak galareta i oświadczy, że nigdy więcej nie będzie mogła pokazać się ludziom na oczy?
– Nie martw się – odezwała się w końcu, biorąc go pod rękę. – Zadzwonię do Sarah, gdy tylko wrócę do domu. Wszystko wyjaśnię.
– Myślisz, że ci uwierzy?
– A dlaczego nie? Zrobiłaby to samo dla przyjaciela, który znalazłby się w trudnej sytuacji. – Nawet Sarah po kilku minutach namysłu będzie musiała przyznać, że pomysł, iż jej młodsza siostra i Robert Furneval zostali kochankami, jest niedorzeczny. – Na pewno mi uwierzy.
Ale co na to jej kochanek?! Jak on to przyjmie? Robert pomyślał, że na jego miejscu nie byłby taki łatwowierny.
– Cóż, jeśli miałbym wybór między dzieleniem pokoju z Sarah a potopem, wybrałbym potop – oświadczył Robert poważnie.
– To fakt, ona dużo mówi.
– Mogę cię jednak zapewnić, że dziś rano całkiem zapomniała języka w buzi.
Zajęli dwa wolne miejsca w centralnej części widowni. Daisy usiadła z brzegu, by móc lepiej widzieć. Licytacja się rozpoczęła.
– Czy to już koniec? – zapytał Robert dwie godziny później, gdy Daisy przelicytowała wreszcie przeciwników i kupiła ostatnią rzecz, zaznaczoną przez George'a w katalogu. – Możemy pójść na kawę?
– Jeszcze nie.
– Myślałem, że to już wszystko, na czym ci zależało.
– Mam jeszcze chrapkę na pudło z naczyniami kuchennymi. – Niedowierzanie musiało być wyraźnie wymalowane na jego twarzy, ponieważ dodała: – To dla kogoś bliskiego.
– Rozumiem – powiedział chłodno. – Ale jak zamierzałaś przytargać to wszystko do Londynu?
Miała zakłopotaną minę.
– Przecież mnie podwieziesz, prawda? – zreflektowała się szybko.
– A jeśli bym nie przyjechał?
– Jakoś bym sobie poradziła.
Oto odpowiedź, do kogo dzwoniła wczoraj wieczorem! Miał nadzieję, że dowie się więcej przy płaceniu rachunku za pokój, ale Daisy dziś rano go ubiegła. To oczywiste, że ostrzegła swego kochanka, by nie przyjeżdżał.
– Tak, nie wątpię – skwitował krótko.
– Idź na kawę. Niedługo do ciebie dołączę.
– Nie, zaczekam.
W takim razie przestań wymachiwać swoim numerkiem, zaraz okaże się, że zostałeś szczęśliwym właścicielem kartonu starych garnków. Daj go lepiej mnie.
Bez sprzeciwu oddał jej numerek i obserwował, jak chaotycznie i bez powodzenia licytuje karton za kartonem.
– Co ty wyprawiasz? – szepnął. – Chcesz to kupić, czy nie?
– Za odpowiednią cenę – odparła z uśmiechem.
Postukała numerkiem o kolano, gdy licytowano kolejny karton niezbyt cennej starej porcelany. Zalicytowała raz, potem znów. Jej rywal, siedzący kilka rzędów dalej po drugiej stronie, znów podbił cenę. Wydawało się już, że Daisy straciła zainteresowanie, ale gdy licytator zamierzał po raz ostatni uderzyć młotkiem, nagle podniosła numerek, jednocześnie wolno zakładając nogę na nogę. Nim jej przeciwnik ochłonął z wrażenia, karton był jej.
– Chodźmy, to już koniec – powiedziała wesoło.
– Jestem pod wrażeniem – rzekł Robert, patrząc na nią z podziwem. – To był najbardziej spektakularny przykład kobiecej przebiegłości, jaki w życiu widziałem.
– Daj spokój! Ten facet łypał na mnie pożądliwym okiem przez cały ranek.
– A czego się spodziewałaś? Ta spódnica jest tak krótka, że prawie odsłania majtki. No i jeszcze te czarne pończochy…
– Rajstopy, dla ścisłości. Pończochy za bardzo przyciągałyby wzrok.
– Cieszę się, że to rozumiesz. – Chwycił ją za ramię, gdy się od niego odsunęła. – Ale co ty wykombinowałaś?
– Ja? – Spojrzała na niego wzrokiem niewiniątka. – Musisz jeszcze zapłacić rachunek, Robercie. Ten ostatni karton został wylicytowany w twoim imieniu.
Robert chętnie polemizowałby z tym poglądem, ale w końcu z rezygnacją wyjął książeczkę czekową i zapłacił za karton brudnych naczyń kuchennych.
– I co dalej? – zapytał.
– Idź po samochód, a potem ulokuj to pudło na tylnym siedzeniu. Bardzo ostrożnie. Rozwiązałam ci problem prezentu urodzinowego.
– Co to jest? – Robert zaniósł pudło na górę do mieszkania Daisy i teraz przyglądał się z dezaprobatą niezbyt pięknemu naczyniu, które trzymała w ręce.
– To siedemnastowieczne naczynie w stylu kakiemon oryginalne japońskie – wyjaśniła.
– Żartujesz?
– Ani trochę. – Ostrożnie ustawiła naczynie na przy krytym serwetą kuchennym stole. – Teraz jestem tego pewna.
– George Latimer tego nie zamówił?
– Poinformowałam George'a o tej okazji, ale mi nie zaufał. Zresztą, ty to kupiłeś.
– Skoro już mowa o pieniądzach, zwrócę ci za hotel, przynajmniej połowę… – odpowiedział.
– Nie ma potrzeby. To była rezerwacja na koszt Latimera. Za ciebie nie wzięli ani grosza, choć nie wiem dlaczego. Recepcjonistka powiedziała, że w tych okolicznościach nie będzie dodatkowych opłat. – Zmarszczyła brwi. – Właściwie, w jakich okolicznościach?
Robert przyłożył koniuszek kciuka do jej czoła.
– Nie marszcz brwi – powiedział. – Musiał jakoś odwrócić jej uwagę. A potem, ponieważ wydawało mu się, że cały świat skurczył się do tego małego kawałeczka ciepłej, tętniącej życiem skóry, odsunął kciuk i pocałował małą zmarszczkę na jej czole.
Szare oczy Daisy rozszerzyły się i pociemniały. Przez krótką chwilę, gdzieś głęboko w sercu, Robert poczuł, że cały świat mógłby się zmienić, gdyby on wypowiedział teraz te dwa najważniejsze słowa. Niestety, był pewien, że Daisy nie potraktowałaby jego wyznania poważnie. Zamiast tego więc zmusił się do uśmiechu.
Читать дальше