– To bardzo ambitny plan, nawet jak na ciebie.
– Ale możliwy do zrealizowania.
– Dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych.
– Właśnie chciałam to samo powiedzieć o tobie. W przeciwnym wypadku nie byłoby „Spirit of Atlantis", a ja nie zostałabym żoną jego twórcy. Kiedyś Cyganka wróżyła mi z ręki i powiedziała, że w przyszłości przystojny brunet zabierze mnie w długą podróż. Potem dowiedziałam się, że to samo mówiła moim koleżankom.
Ben zachichotał.
– Teraz mogłabym posłać jej kartkę i napisać, że przepowiednia sprawdziła się w stu procentach. Dodałabym tylko, że nie uprzedziła mnie, iż najpierw spotkam mumię.
– Musiałem wyglądać przerażająco.
– Nie było tak źle, tylko ta maska tlenowa… Naprawdę czujesz się już zupełnie dobrze? Ja po czymś takim tygodniami dochodziłabym do siebie.
– Miałem odpowiednią opiekę. Ty mi ją zapewniłaś.
– Cieszę się, że mogłam się na coś przydać.
– Twoje wizyty przywracały mnie do życia. Tylko były zbyt krótkie. Dlatego po ciebie przyjechałem.
– Teraz masz mnie na zawsze. Łańcuch od Creightona jest tego wymownym znakiem.
– To taki nasz rodzinny dowcip.
– Chciał dać do zrozumienia, że nawet ty nie uchroniłeś się przed małżeńskimi więzami, tak?
– Coś w tym stylu. – Ben spojrzał na nią z uwagą. – A wracając do poprzedniego tematu, czy pani Rosario poprosiła mojego brata o pieniądze?
– Nie. Dał je z dobroci serca.
– W takim razie zwrócę mu je.
– Czy myślisz, że… – Terri w ostatniej chwili ugryzła się w język.
– Ze co?
Powinna się domyśleć, że Ben nie popuści i wytrwale będzie drążyć temat.
– Fotografia od Parkera podsunęła mi pewien pomysł. Może gdzieś w mieszkaniu znalazłoby się miejsce, żeby zrobić kolekcję rodzinnych zdjęć i pamiątek. – Miała na myśli konkretne miejsce w sypialni. – Ale porozmawiamy o tym innym razem.
– Do tej pory jadłem tu i spałem. Teraz, odkąd mam żonę, to mieszkanie stanie się domem. Możesz tu robić wszystko, co tylko ci się podoba. Twoje rzeczy powinny wkrótce nadejść z Lead.
– Rozpieszczasz mnie.
– Zasługujesz na to. A teraz powiedz, co chciałaś powiedzieć o Parkerze.
– Może poczuć się dotknięty, jeśli oddasz mu pieniądze.
– Tak?
– Ty i Creighton zawsze go kontrolowaliście, a on tak bardzo się cieszył, że mógł stać się czyimś dobroczyńcą.
– Twoja znajomość ludzkiej natury nieustannie mnie zadziwia. Zostawię Parkera w spokoju.
– Dziękuję. Jutro ostatni dzień przed wypłynięciem. W czym mogłabym ci pomóc?
Ben potarł dłonią kark.
– Rano mam wizytę u doktora Dominigueza. Potem muszę pojechać do biura w mieście. Może pojechałabyś ze mną?
– Z przyjemnością.
Ben sprawiał wrażenie zadowolonego.
– Leciałaś już kiedyś helikopterem?
– Tak. Nad górą Rushmore.
– Podobało ci się?
– Na początku byłam zbyt zajęta swoim żołądkiem, ale potem było super.
– To świetnie. Polecimy helikopterem, żeby do minimum skrócić czas naszej nieobecności na statku. Jutro będzie tu istne piekło.
– Musisz być bardzo przejęty. Nie wiem, jak w ogóle zdołasz zasnąć tej nocy!
– Ja też nie. Co powiesz na partię pokera w moim łóżku?
Serce Terri zaczęło mocniej bić.
– Mam chyba talię kart gdzieś w szufladzie. To co, zagramy?
Recepcjonistka spojrzała na Terri pytającym wzrokiem.
– Może zechciałaby pani się czegoś napić, czekając na męża?
Ben zniknął w swoim gabinecie. Powiedział Terri, że wróci za jakieś pół godziny.
– Nie dziękuję. Chętnie skorzystałabym z telefonu. To ważna sprawa.
– Bardzo proszę.
Terri odnalazła w książce telefonicznej numer do domu, w którym mieszkała Juanita. Słuchawkę podniósł jakiś mężczyzna.
– Mówi pan po angielsku?
– Trochę.
– Chciałabym rozmawiać z Juanita Rosario, która mieszka z panem Richardem Jeppsonem.
– Ach, Amerykanka.
– Tak. Czy Juanita nadal tam mieszka?
– Do jutra. Potem musi się wyprowadzić.
– Może pan poprosić ją do telefonu?
– Nie mam czasu.
– Rozumiem. Dziękuję za pomoc.
Odłożyła słuchawkę, obawiając się, że jej sarkazm nie zrobił na nim większego wrażenia.
Poszukała w torebce numeru do kapitana Ortiza i wykręciła go. Ku jej zdumieniu, Ortiz był w biurze.
– Kapitanie? Próbowałam dodzwonić się do pani Rosario, ale gospodarz nie chciał poprosić jej do telefonu. Mógłby pan zadzwonić do niego? Pana zapewne posłucha.
– Chętnie to zrobię, ale muszę panią ostrzec, że ona będzie próbowała wyciągnąć od pani więcej pieniędzy.
– Ta kobieta została sama i spodziewa się dziecka. Potrzebuje pomocy. Chciałam zaproponować jej pracę.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.
– Jest pani niesamowita, naprawdę. Proszę dać mi numer tego człowieka.
– Dziękuję. Proszę powiedzieć, żeby Juanita zadzwoniła na moją komórkę. Podam panu numer.
– Postaram się zrobić, co w mojej mocy.
– Dziękuję. Jest pan dobrym człowiekiem.
– Nie, to pani jest dobrym człowiekiem. Zazdroszczę pani mężowi.
Kiedy Terri skończyła rozmawiać, w drzwiach gabinetu pojawił się Ben. Po dzisiejszej wizycie w szpitalu nie miał już żadnych opatrunków, a blizny były niemal niewidoczne. Podszedł do Terri.
– Każda inna kobieta spędziłaby ten czas na zakupach, a ty gdzieś wydzwaniasz.
– Miałam do załatwienia pewną sprawę.
– Rozumiem. – Pocałował ją w usta, skinął głową recepcjonistce i ruszyli do wyjścia.
Podczas powrotnej drogi Ben nieustannie odbierał telefony od swoich współpracowników. Terri była pełna podziwu dla spokoju, jaki zachowywał, rozmawiając z nimi. Na jego miejscu większość osób byłaby nieprzytomna ze zdenerwowania. Ale nie on. Jakby żył dla takich chwil jak ta.
Tak bardzo go kochała! Od momentu, kiedy go poznała, jej życie nabrało innego wymiaru, a każda godzina przynosiła coś nowego. Tak jak ten niespodziewany pocałunek w biurze, który nadal czuła na ustach. Czy pocałował ją tylko ze względu na obecność recepcjonistki? Wszyscy w firmie wiedzieli, że się ożenił. Może chciał uwiarygodnić swoim zachowaniem to, co się wydarzyło?
Ostatniej nocy, po kilku partiach pokera i dwóch tabletkach przeciwbólowych zmorzył go sen. Ona poszła spać do pokoju gościnnego.
Dobrze, że niczego się nie spodziewała. Mimo to nie mogła powstrzymać uczucia rozczarowania.
Pogrążona w myślach, nie zauważyła, że helikopter podchodzi do lądowania. Wyjrzała przez okno i krzyknęła w zachwycie.
– Ten widok nigdy mi się nie znudzi – usłyszała głos Bena.
Z tej wysokości widać było dokładnie cały statek, otoczony błękitnymi wodami oceanu, w których odbijały się promienie słońca.
– Niewiarygodne. Wciąż nie mogę uwierzyć, że wszystko dzieje się naprawdę. Pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu był to tylko pomysł w twojej głowie. Zupełnie jakbym wyszła za Leonarda da Vinci.
– Chyba przesadzasz. – Ben uśmiechnął się. Jednak kiedy na nią patrzył, w jego oczach rozpalił się jakiś blask, który rozświetlił jej duszę.
Po kilku minutach znaleźli się w mieszkaniu.
– Terri?
Nauczyła się już rozpoznawać w jego głosie pewne nuty.
– Wiem, wiem. Musisz iść. Nie martw się o mnie. Mam się czym zająć.
– Zdaję sobie z tego sprawę.
– Zadzwoń, gdybyś mnie potrzebował. Przybiegnę natychmiast.
Читать дальше