– Usiądź obok mnie. – Ben poklepał ręką łóżko obok siebie z taką miną, jakby to była najbardziej naturalna rzecz pod słońcem.
Byłoby śmiesznie, gdyby usiadła na krześle. W końcu są teraz mężem i żoną.
Starając się zachowywać swobodnie, podeszła do łóżka. Westchnęła z ulgą i oparła głowę na dłoniach. Film był świetny, ale po kilku minutach oczy zaczęły się jej zamykać.
– Twój pomysł z izbą handlową jest doskonały. Ale bardziej zaciekawiła mnie uwaga na temat tego, co jeszcze należałoby zmienić.
Terri otworzyła oczy.
– Nie będziesz oglądać filmu?
– Już obejrzałem.
– Chcesz powiedzieć, że już się skończył?
– Uhm, chyba wszystko przespałaś.
– Żartujesz! – Terri spojrzała na zegarek. Ben miał rację. – Chrapałam?
Wybuchnął śmiechem.
– Nie powiem ci.
– Chrapałam!
– Jeśli to twój jedyny sekret, to nie masz się czym martwić.
A jeśli powiedziała coś przez sen? Jeśli wołała go po imieniu?
– O czym chciałbyś usłyszeć najpierw?
– O tym, co twoim zdaniem jest najważniejsze.
– Wszystko jest ważne.
– Mów.
Przygryzła wargę.
– Jesteś pewien, że chcesz rozmawiać o tym właśnie teraz?
– A dlaczego nie?
– No dobrze. Na statku mają mieszkać całe rodziny, a nie znalazłam w spisie istniejących instytucji kliniki weterynaryjnej.
– Zarząd zadecydował, że na statku nie wolno trzymać zwierząt.
– Ale większość rodzin je ma. Dlaczego podjęliście taką decyzję?
– Z powodów czysto technicznych. Jest zbyt dużo procedur dotyczących przewożenia zwierząt do różnych krajów. Obowiązują kwarantanny.
– To wszystko tłumaczy. Między innymi dlatego potrzebujesz izby handlowej. Ktoś musi zadbać o to, aby oferowano różne usługi. Zapoznam się z tym tematem i na następnym spotkaniu przedstawię moje propozycje. Nie ma też przedszkola.
– Ten temat nigdy się nie pojawił.
– Czy to oznacza, że macie dla dzieci limit wieku?
– Muszą być co najmniej w szkole średniej.
– Naprawdę? Nie widziałam tego w folderze.
– Do każdego dołączamy osobno listę obowiązujących u nas zasad.
– A co się stanie, jeśli któraś z kobiet zajdzie w ciążę?
– Ta rodzina musiałaby sprzedać mieszkanie.
– A gdybym ja urodziła dziecko, musiałabym wyprowadzić się ze statku?
– Oczywiście, że nie.
– A więc dyrektorzy podlegają innym prawom?
– Oni zainwestowali miliardy dolarów. To daje im pewne przywileje.
– W takim razie uważam, że twoje przedsięwzięcie jest skazane na niepowodzenie.
– Mogłabyś to wytłumaczyć? – Choć Ben zadał to pytanie spokojnym głosem, Terri wyczuła, że wyprowadziła go z równowagi.
– Może to jest pływające miasto, ale potrzeba w nim dzieci i starszych ludzi. Inaczej jego mieszkańcy będą się czuli tak, jakby brali udział w jakimś rządowym eksperymencie. Nie macie żadnego domu opieki. Co się stanie, jeśli lekarze zdiagnozują u kogoś chorobę Alzheimera?
Albo gdy skończysz sześćdziesiąt pięć lat? Będziesz musiał sprzedać mieszkanie i wyprowadzić się? Twarz Bena przybrała kamienny wyraz.
– Przykro mi, Ben. Nie chciałam ci sprawić przykrości, ale sam spytałeś. Tak to wygląda z kobiecego punktu widzenia. Sprzedaliście już absolutnie wszystkie mieszkania na statku?
– Nie.
– Może gdybyś nie narzucał tych ograniczeń, sprzedaż poszłaby lepiej. Nawet jeśli miałabym mnóstwo pieniędzy, nie kupiłabym apartamentu na „Atlantis", gdybym dowiedziała się, że nie można mieć tu dzieci i zwierząt. Bez nich czułabym się jak w modnym klubie. Jedna noc może być przyjemna, ale nie więcej.
– Czy to oznacza, że będziesz opuszczała statek na dłuższe okresy?
– Nie. Oczywiście, że nie. Jestem twoją żoną i zdecydowałam się być twoją asystentką. Będę przy tobie niezależnie od okoliczności.
– Nawet jeśli stracę na tym przedsięwzięciu ostatnią koszulę?
– Nie to miałam na myśli. Jak mogło ci coś takiego przyjść do głowy?
Terri zdała sobie sprawę, że swoimi uwagami popsuła atmosferę dnia, który miał być najpiękniejszy w jej życiu. Musi wytłumaczyć Benowi, że nie zrobiła tego specjalnie.
– Nie dalej jak kilka godzin temu przysięgałam, że będę z tobą na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie. Jeśli sądzisz, że ta przysięga nie ma dla mnie żadnego znaczenia, to się mylisz.
Zapanowało między nimi ogromne napięcie.
– Gdy wypłyniemy, zwołam zebranie zarządu. Powiesz im to wszystko.
– Nie chcę ich do siebie zrazić.
– Kilka godzin temu niemal jedli ci z ręki. To będzie bardzo interesujące doświadczenie.
– Ben… Obawiam się, że mimowolnie cię zraniłam. Wybacz mi. Twoje miasto na statku jest tak wspaniałe, że nie znajduję słów, by to wyrazić. Chodziło mi tylko o to, by wprowadzić takie rozwiązania, które ułatwią i uatrakcyjnią życie mieszkańców. Jestem dumna z tego, co osiągnąłeś. Powiedz, że nie zniszczyłam wszystkiego. – W jej oczach zalśniły łzy. – Nie zniosłabym tego.
– Daj spokój, Terri. Wiem, dlaczego cię poślubiłem. Ta rozmowa niczego nie zmienia.
– Ojciec zawsze mnie ostrzegał, że mogę wpakować się w poważne tarapaty, próbując wszystko ulepszać. Żałuję, że nie wzięłam sobie jego rady do serca. – Otarła łzy, które ciurkiem płynęły jej po policzkach.
W jednej chwili Ben znalazł się przy niej.
– Mamy za sobą pierwszy sztorm, pani Herrick, i muszę przyznać, że było to najbardziej ekscytujące doświadczenie w moim życiu. – Zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek, ujął w dłonie jej mokrą twarz. – Nigdy się nie zmieniaj, proszę.
Poczuła na ustach jego gorące wargi i znalazła odpowiedź na swoje wątpliwości.
Kiedy podniósł głowę, z jej gardła wydobył się jęk protestu. Spojrzała mu w oczy.
– Przysięgam ci, że zrobię wszystko, by cię uszczęśliwić. Jeśli tylko nadal chcesz, żebym była twoją żoną.
– Już mnie uszczęśliwiłaś. – Objął ją. – Chodź, obejrzymy prezenty. Wiem, że umierasz z ciekawości.
Teraz Terri była nawet zadowolona z ich pierwszej małżeńskiej sprzeczki. Dzięki niej czuła się w towarzystwie Bena znacznie swobodniej. On też sprawiał wrażenie zrelaksowanego.
Przenieśli prezenty do salonu i zaczęli je rozpakowywać. Po kilkunastu minutach salon wyglądał jak pobojowisko.
Prezenty od rodziny zachowali na koniec.
– To od Parkera. Chyba jakaś fotografia – podała mu.
– Pewnie dał nam swoje zdjęcie, żebyś go przypadkiem nie zapomniała. O, jest i karteczka. „To moja ulubiona. Będzie mi ciebie przypominać".
Terri spojrzała pytająco na Bena.
– Mój brat kocha konie najbardziej na świecie.
Wyjął fotografię z pudełka i pokazał ją Terri. Przedstawiała klacz w kłusie.
– Och, Ben! Wspaniałe zwierzę.
– Rzeczywiście, piękne. A skoro już jesteśmy przy temacie mojego brata, możesz mi powiedzieć, dlaczego dał pieniądze Juanicie Rosario?
W tym momencie do salonu wszedł steward.
Gruszki w szampanie, krewetki, sałatka ze szpinaku, jagnięcina, słodkie ziemniaki zapieczone w brązowym cukrze, cynamonie i maśle, a na deser ciasto truskawkowe z bitą śmietaną.
Jak uszczęśliwione dzieci, usiedli do jedzenia pośród bałaganu. Terri bawiła się jak nigdy w życiu.
Ben dopił szampana i usiadł na sofie.
– Powiem Andre, że przeszedł samego siebie.
– Chciałabym osobiście mu podziękować. Mam nadzieję, że z czasem poznam cały twój personel. I będę mogła do każdego zwracać się po imieniu.
Читать дальше