Kiedy zadzwonił telefon, jęknęła z niechęcią. Tak dobrze jej się spało.
Telefon dzwonił jednak nieubłaganie.
Ben sięgnął po słuchawkę i odezwał się lekko schrypniętym głosem. Rozmawiał chwilę, po czym odłożył słuchawkę i pochylił się, by pocałować Terri. Odpowiedziała żarliwie na jego pocałunek.
Po chwili Ben oderwał się od niej i usiadł gwałtownie na łóżku.
– Kochanie, co się stało? Boli cię ramię?
– Nie. Dzwonił Jim. Warunki pogodowe poprawiły się trochę i można wrócić na statek.
– Gdzie jest twój pilot?
– W San Cristobal. Przyjechałem tu samochodem.
– W takim razie, zbierajmy się.
Wyskoczyła z łóżka i poszła do łazienki wziąć prysznic. Ben ruszył za nią.
– Jeśli tu zostaniesz, obawiam się, że nigdy nie wylecimy.
– Już jesteś zmęczona swoim mężem? – spytał z przewrotnym uśmiechem.
– Wiesz, że nie.
– Powiedz tylko słowo, a dam znać Jimowi i polecimy jutro.
– Możemy kochać się także w naszym mieszkaniu – powiedziała, ujmując w dłonie jego twarz.
– Obiecujesz?
– Wiesz przecież, że oszalałam z miłości do ciebie.
– Na tyle, żeby mieć ze mną dziecko?
– Nawet kilkoro. A teraz pospieszmy się, żeby je szybko zrobić.
– Muszę ci o czymś powiedzieć. Nie chciałbym, aby to wpłynęło na nasze uczucie.
Terri odczuła niepokój.
– Jak cokolwiek mogłoby je zmienić?
– Wiesz, że uważam cię za nieprzeciętną kobietę. Wszystko, do czego się zabierasz, robisz z ogromną pasją i zaangażowaniem.
– Wiem. To moja największa wada.
– To nie wada. To dar. Nie wiesz jeszcze, ale udało ci się przekonać członków zarządu, żeby zmienili swój pogląd na niektóre kwestie. Znieśli zakaz przebywania na pokładzie dzieci i zwierząt. Twoim zadaniem będzie zorganizowanie szkół i przedszkola.
– Ben! To wspaniała wiadomość!
– Wiedziałem.
– Co wiedziałeś?
Nie odpowiedział.
– Kochanie?
– Znam to twoje spojrzenie. Już ci coś chodzi po głowie.
– Nie rozumiem tylko, w jaki sposób miałoby to wpłynąć na nasze małżeństwo.
– Jestem zaborczym człowiekiem. Nie lubię się niczym dzielić, a już na pewno nie kobietą, którą kocham.
– Ale przecież nie musisz. Jestem twoją żoną i to jest dla mnie najważniejsze. Cała reszta nie ma znaczenia.
– Teraz tak mówisz…
– Przyrzekałam przed Bogiem, że nie opuszczę cię do końca moich dni i dotrzymam obietnicy. Mnie też się nie podoba to, że mam tyle czasu spędzać z dala od ciebie. Ale jest na to sposób. Mogę przenieść swoje biuro do twojego.
– Kocham, cię, Terri. – Objął ją i pocałował.
W tej samej chwili zadzwonił telefon, przypominając, że czas wracać do domu.
Genua, Włochy.
Ben spojrzał na zegarek. Była piąta po południu. Odłożył pióro, wstał zza biurka i wyszedł z biura. Nie mógł doczekać się powrotu Terri.
Pojechała na ląd z Juanitą, aby dokupić kilka rzeczy do nowego przedszkola. Odkąd sprzedali wszystkie apartamenty, mieli na pokładzie sporą gromadkę dzieci.
Dawno powinna wrócić, a w dodatku nawet nie zadzwoniła. Nie lubił, gdy przebywała z dala od niego.
Minęły cztery miesiące od ich ślubu. Chciał ją zabrać na kilka dni do Wenecji i Horencji, by to uczcić. Zamówił już samochód. A może owocem tego wypadu będzie dziecko?
Wszedł do mieszkania, ale Terri nie było. Nie potrafił powstrzymać uczucia rozczarowania.
Ruszył do sypialni. Na drzwiach zobaczył jakąś kartkę.
„Stop. Idź do łazienki, przygotuj się. Na łóżku w pokoju gościnnym znajdziesz potrzebne rzeczy. Kiedy będziesz gotowy, zapukaj trzy razy".
Uśmiechnął się.
Umył się, założył jedwabny szlafrok w egipskie wzory, a jego rozbawienie zaczęło ustępować miejsca pożądaniu.
Stanął przed drzwiami i zapukał trzy razy.
– Jeśli nie jesteś moim niewolnikiem Orastesem, odejdź.
Orastesem? Nagle coś zaświtało mu w głowie.
– To ja, Orastes.
– Skąd mam wiedzieć, że to prawda?
– Znasz wszakże mój głos. Żyję tylko po to, by ci służyć.
– A zatem możesz wejść.
Kiedy wszedł do sypialni, miał wrażenie, że cofnął się w czasie. Scenografia przygotowana przez Terri godna była najprzedniejszej teatralnej sztuki.
– Podejdź do mnie, ukochany – wyciągnęła ramiona w jego stronę. – Mam dla ciebie podarunek. A potem uściśniemy się po raz ostatni, zanim odkryje nas straż faraona.
Wiedział, że to tylko gra, ale uległ jej urokowi i pozwolił się wciągnąć w zabawę.
– Orastes…
Położył się obok niej, chcąc jak najszybciej wziąć ją w ramiona, ale Terri podała mu niewielką paczuszkę.
– Otwórz szybko.
Zrobił to, po czym przez chwilę patrzył na trzymany w ręku przedmiot lekko zdezorientowany, zanim zdał sobie sprawę, że to zupełnie współczesny test ciążowy.
Przeniósł wzrok na Terri.
– Kochanie… – Zaczął, ale nie dała mu skończyć. Przylgnęła do niego całym ciałem i pocałowała tak, jakby za chwilę świat miał przestać istnieć.
– Tak bardzo tego pragnąłem – spojrzał jej w oczy. – Tym razem urodzisz śliczne, zdrowe dziecko.
– Wiem o tym. Lekarz twierdzi, że wszystko jest w porządku. To zapewne dlatego, że mam najwspanialszego męża pod słońcem.
– Terri? Dlaczego mi dotąd nie powiedziałaś?
– Proszę, nie miej żalu.
– Nie mam. Jestem uszczęśliwiony.
– Naprawdę nic nie zauważyłeś? Żadnych zmian?
– Teraz, kiedy o tym myślę, to tak.
– Myślałeś, że będę od razu gruba?
– Jesteś okrągła tylko tam, gdzie potrzeba. Kiedy tu wszedłem, pomyślałem, że moja żona jest najpiękniejszą kobietą pod słońcem.
– To ja mam najprzystojniejszego męża na świecie. A teraz szybko, obejmij mnie raz jeszcze. Straże zaraz tu wpadną i przyniosą wystawny obiad przygotowany przez szefa kuchni.
– Teraz? – jęknął.
– Obawiam się, że tak. Plotki głoszą, że przygotował dla przyszłego ojca wyśmienite ciasto. Ale nie martw się, kochanie. Jak wyjdą, będziemy mieli dla siebie dużo czasu. Dla jego zabicia przygotowałam nawet film na wideo…
***