Wyszła za nim, postanawiając za wszelką cenę go rozweselić.
– Twoje obawy o statek okazały się bezpodstawne. Płyniemy cały dzień" i jak dotąd nic się nie wydarzyło.
– O „Titaniku" też tak mówili.
Terri wybuchnęła śmiechem i ścisnęła jego rękę. Jego palce splotły się z jej.
– To jedyny film, którego na pewno nie będziemy oglądać. Kupiłam wczoraj mrożoną pizzę. Co powiesz na to, żebyśmy zjedli ją, oglądając „Zabójcze pomidory"?
– Nie masz choroby morskiej?
– Jeszcze nie.
– Dziwię się, że po tych tabletkach nie chce ci się spać.
– Nie wzięłam ich. Mam nadzieję, że nie będę potrzebowała…
– Dobry wieczór państwu – jakiś kobiecy głos przerwał jej w pół zdania. – Zastanawiałam się, kiedy nas państwo odwiedzą. Chyba wszyscy na statku już tu byli, żeby zobaczyć dziecko – powiedziała na ich widok uśmiechnięta pielęgniarka.
– Jak się czuje matka? – spytał Ben, zanim Terri zdążyła coś powiedzieć.
– Dostała środki przeciwbólowe i zasnęła. Ale dziecko można zobaczyć. Koleżanka zaraz państwa zaprowadzi.
– Och, Ben, czyż nie jest piękna? Spójrz na te ciemne loki. Juanita dobrze się spisała. Mam nadzieję, że jak wydobrzeje, pozwoli mi potrzymać małą.
Ben objął żonę i przytulił do siebie.
– Nie mam co do tego wątpliwości. Tymczasem twój mąż nie może przestać myśleć o pizzy.
W jego głosie nie było już słychać złości.
– Ja też jestem głodna. Chodźmy.
Kiedy wracali do domu, zupełnie znienacka zrozumiała, co dzieje się w głowie Bena.
– Przykro mi, że nie zaczekałam na ciebie z urządzaniem biura. Gdybym to ja zastała cię z jakimś obcym człowiekiem, z którym dzieliłbyś się swoją przeszłością, też bym się wściekła. Nie chciałam jednak, by te pudła zawadzały. Nigdy więcej nie zachowam się tak bezmyślnie. Obiecuję.
– Nie musisz mnie przepraszać, Terri. Zezłościłem się, bo nie zastałem cię w domu. Byłem rozczarowany i wściekły. To czysto egoistyczna reakcja.
– Ben, jest jeszcze coś, o czym chciałabym ci koniecznie powiedzieć.
– Mianowicie?
– Odkąd powiedziałam twoim kolegom, że zostałam nowym szefem działu handlowego, czuję się jak idiotka. To stwierdzenie było po prostu śmieszne. Chciałam, żebyś był ze mnie dumny, więc uczepiłam się tego, co najlepiej umiem robić, choć może niepotrzebnie. Próbuję powiedzieć, że jesteś dla mnie niezwykle wyrozumiały. Postaram się być dobrą asystentką, ale będziesz musiał mnie wielu rzeczy nauczyć.
Ben poszedł za nią do kuchni.
– Nie podejmujmy dziś żadnej decyzji. Jutro po śniadaniu możemy pójść do mojego biura i wszystko omówić.
– Z chęcią. Teraz rzeczywiście lepiej się położyć. Wyglądasz na zmęczonego. Boli cię ramię?
– Nie. Myślę, że obejdę się bez tabletek przeciwbólowych.
– To dlatego, że nosisz rękę na temblaku.
– Kiedy jesteś w pobliżu, nie mam wyboru.
– To prawda.
W końcu odważyła się na niego spojrzeć.
– Nie pogratulowałam ci jeszcze dzisiejszego przemówienia. Wszyscy byli pod wrażeniem. Na pamiątkę tego wydarzenia, przygotowałam dla ciebie drobny prezent. Zrobiony w Lead. Zaraz go przyniosę.
Poszła do sypialni, a po chwili wróciła z niewielką paczuszką.
– Proszę.
Ben odwinął papier i zdjął pokrywkę pudełeczka.
Złoty sygnet z onyksowym oczkiem, na którym wygrawerowano napis „Atlantis". Ben długo milczał.
– Założysz mi go? – spytał zachrypniętym głosem.
Terri wsunęła sygnet na serdeczny palec jego prawej dłoni. Zanim zdążyła cofnąć rękę, Ben chwycił ją i pocałował.
– Dałaś mi ślubną obrączkę, a teraz to. Dwa skarby, które będę cenił do końca moich dni.
Terri nie mogła powstrzymać uczucia rozczarowania, że nie pocałował jej w usta. Miał możliwość, ale nie zrobił tego. Czyżby w ogóle jej nie pożądał?
Odwróciła wzrok i uwolniła się z jego uścisku.
– Nie wiem jak ty, ale ja czuję się senna. Dobranoc, Ben. Do zobaczenia rano.
Pospiesznie wyszła do swojego pokoju. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, rzuciła się na łóżko i zaczęła szlochać w poduszkę.
Rano statkiem kołysało znacznie silniej niż do tej pory. Terri usiadła i wyjrzała przez okno. Było wietrznie.
Spojrzała na zegarek i jęknęła. Dziesięć po dziewiątej. Nawet nie słyszała budzika. Dlaczego Ben jej nie obudził?
Ładna z niej żona!
Wzięła szybki prysznic, umyła włosy, wysuszyła je i uszminkowała usta. Ubrała się w białe spodnie, lnianą bluzkę i bawełniany blezer.
Potem pospiesznie weszła do kuchni, żeby coś zjeść. Na lodówce znalazła kartkę.
„Śniadanie masz w piecyku, śpiochu. Przynajmniej tyle mogłem dla ciebie zrobić. Przyjdź do biura, gdy będziesz gotowa".
W piecyku czekały na nią smakowite kiełbaski, smażone jaja i tosty.
Ben… jakie to było miłe z jego strony.
Wszystko smakowało wybornie. Zjadła, co jej naszykował i popiła sokiem z pomarańczy. Jeszcze tylko wizyta w łazience, żeby umyć zęby i była gotowa na spotkanie z ukochanym mężem.
Windą wjechała prosto na piętro, na którym znajdowały się biura. Usłyszała męskie głosy dochodzące z sali konferencyjnej.
Nie chcąc przeszkadzać, zajrzała przez uchylone drzwi do gabinetu Bena.
– Wejdź, Terri.
Ben siedział za ogromnym dębowym biurkiem.
– Przepraszam za spóźnienie – zaczęła.
– Nie ma za co. Potrzebowałaś snu.
– Dziękuję za śniadanie. Było wyśmienite.
– Nareszcie ja mogłem coś zrobić dla ciebie.
– O czym ty mówisz? Odkąd się poznaliśmy, traktujesz mnie jak księżniczkę. Czas, żebym wzięła się do pracy. Od czego mam zacząć?
– Chodź ze mną. – Ben wstał zza biurka i ujął ją za rękę. Kiedy zorientowała się, dokąd ją prowadzi, zatrzymała się.
– Nie potrafię stenografować.
– Nie ma takiej potrzeby. Dyktafon wszystko nagrywa.
– W takim razie nie bardzo rozumiem, po co mam tam z tobą iść.
– Ponieważ cię o to proszę – powiedział cicho. – Czy to nie wystarczający powód?
– Tak. Naturalnie.
Oparł rękę na jej ramieniu i wprowadził do sali. Wszystkie głowy zwróciły się w ich stronę. Zgromadzeni mężczyźni uśmiechnęli się i skinęli na powitanie.
– Panowie, poznaliście już moją żonę, Terri. Przypominacie sobie zapewne, że w swoim przemówieniu wspomniała o funkcji, jaką jej przydzieliłem. Chciałbym, aby, za waszym pozwoleniem, przedstawiła teraz swój pogląd na kilka kwestii, które wydają mi się niezwykle istotne.
Ścisnął jej ramię.
– Nie spiesz się, skarbie. Powiedz wszystko, co leży ci na sercu.
Terri nie pamiętała, kiedy ostatni raz w życiu zabrakło jej słów.
Trzydziestu milionerów z różnych krajów, szefów wielkich korporacji, siedziało teraz, czekając na to, co powie.
Nie potrafiła sobie wytłumaczyć zachowania Bena inaczej, jak tylko w ten sposób, że chciał ją ukarać za to, że pozwoliła sobie krytykować jego dzieło.
W tej sytuacji mogła zrobić jedno. Przedstawić swój punkt widzenia w najbardziej profesjonalny sposób. Nie zamierza przynieść mu wstydu.
A kiedy już stąd wyjdzie, spakuje najpotrzebniejsze rzeczy, wsiądzie do helikoptera i wróci do Lead.
Ben będzie musiał zająć się Juanitą. Była jeszcze zbyt słaba, by móc opuścić szpital.
Zrobiła głęboki wdech.
– Witam panów. Nie sądziłam, że mąż poprosi mnie, abym omówiła przed tak szacownym gronem kwestie, o których rozmawialiśmy prywatnie. Ale tak to już w małżeństwie bywa.
Читать дальше