– Dziadek musiał przecież mieć coś na myśli, kiedy pisał ten list do ciebie.
– Dziadziuś miał na pewno na myśli urodę tego miejsca. Rzekę, las, łąki. Nie znałeś go.
– Nie znałem – zgodził się Mike,
Znał tylko wnuczkę. Dziewczynę jeszcze do niedawna tak romantyczną, że wzruszył ją widok przeżartego przez mole boa z piór. Dziewczynę tak naiwną, że zgodziła się spędzić weekend z nieznajomym. Dziewczynę tak czułą, że rozkochała w sobie cynicznego mężczyznę.
Mike sięgnął do kieszeni kurtki i poczęstował ją ślazowym cukierkiem. Ich oczy spotkały się. A więc nie wierzysz już w istnienie ukrytych skarbów, Maggie? Uwierz zatem w to, że nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.
– Staruszka, o której ci mówiłem, twierdzi, że fortuna ukryta tu przez Dillingera składała się ze sztab złota. Podobno rząd wyznaczył nagrodę za jej znalezienie. Moglibyśmy do tej kobiety pójść i porozmawiać z nią. Może zainteresuje cię spotkanie z osobą, która osobiście znała twojego dziadka?
– Być może, ale…?
Nie skończyła zdania. Mike zdjął papierek z cukierka i pochylając się nad Maggie, wsunął pastylkę do jej ust delikatnie je rozchylając. Przez chwilę poczuła się osaczona. Zapach jego ciała drażnił jej nozdrza. Poczuła emanujące z Mike'a ciepło, zatonęła w głębi jego spojrzenia.
Słodycz ślazowego cukierka rozpływała się na jej języku. Zapomniała o Dillingerze, o skarbie, o wszystkim, co ją otaczało. Przypomniała sobie smak pocałunków Mike'a, gładkość jego smagłej skóry. Jakże dawno to wszystko było.
– Jutro odwiedzimy tę kobietę – szepnął Mike.
Potrząsnęła przecząco głową. Nie zauważył tego, bowiem wstał i obrócony do niej plecami gasi ostatnie płomyki ognia.
– Ja wezmę tacę – oświadczył. -A ty zabierz koc. Jest późno. Musisz pójść spać.
– Mike, posłuchaj…
Maggie ruszyła za nim, składając po drodze koc.
– Zostaję na cały weekend! – zawołał od drzwi.
– Zdawało mi się, że mówiłeś…?
– No tak, mam pokój w mieście, ale nie zostawię cię samej na pustkowiu, gdzie nie ma nawet telefonu.
Mówił stanowczym głosem, jak gdyby chciał z góry odeprzeć atak z jej strony.
Ale Maggie nie miała zamiaru się z nim kłócić. Kłótnia mogłaby doprowadzić do powiedzenia czegoś nie przemyślanego, a tego bardzo nie chciała. Poza tym miała zaufanie do Mike'a. Nigdy jej do niczego nie zmuszał.
– Doskonale – odparła więc. – Nie sądzisz chyba, że mam coś przeciwko temu, żebyś tu spędził noc.
Patrząc na jego plecy stwierdziła, że odprężył się.
– Urządzę się w zielonym pokoju – oświadczył.
Coś w jego głosie przekonało Maggie, że liczył na inne rozwiązanie. Zarumieniła się jak piwonia. Wyprzedziła go i wpadła do kuchni. Zdjęła kurtkę Mike'a i powiesiła ją na krześle.
– Dobrze, że zostajesz – zauważyła mimochodem. – Będziesz mógł odganiać nietoperze.
Mike uśmiechnął się od ucha do ucha. Maggie ucieszyła się. Pomyślała, że od kilku godzin czeka na to, żeby atmosfera między nimi stała się mniej oficjalna.
– Będę walczył z tymi potworami – roześmiał się Mike. – Wystarczy, że zawołasz, a zaraz przybiegnę.
Maggie przeglądała zaspanymi oczami zawartość swej walizeczki. Przez znajdujące się za jej plecami okno wpadało do pokoju jasne poranne słońce. Ptaki śpiewały jak szalone. Rzeka szumiała. Wszystko pachniało wiosną. Było miło, a byłoby jeszcze milej, gdyby nie to, że zapomniała zapakować mydło, ręcznik i inne przybory toaletowe.
Tym razem postanowiła zabrać jak najmniej bagażu. Worek, jaki taszczyła ze sobą poprzednim razem, ośmieszył ją i nie zamierzała tej sytuacji powtarzać. Inteligentna kobieta powinna zabierać w podróż nie banany, ale kosmetyki. Zrobiła to. Poza tym starannie dobrała garderobę, a więc parę obcisłych białych dżinsów i kamuflujący Figurę obszerny zielony sweter. Ubrała się w to wszystko. No dobrze, ale co z pastą do zębów?
Wyszła ostrożnie z błękitnej sypialni, ale z zielonego pokoju nie dochodził najmniejszy dźwięk. Przeszła na palcach przez hol i pchnęła drzwi łazienki.
– Dzień dobry, Maggie.
Przestraszyła się.
– Dzień dobry. Nie zamierzałam… to jest, byłam pewna, że jeszcze śpisz, inaczej nie…
– Wstałem godzinę temu. Wejdź, proszę cię.
Przez chwilę nie mogła się poruszyć. Policzki Mike'a pokryte były pianą, w ręku trzymał brzytwę. Miał na sobie tylko dżinsy, które opinały mu biodra. Łazienka przesycona była zapachem jego ciała. Włosy miał mokre. Widać wyszedł przed chwilą spod prysznica. Słońce złociło włosy na jego piersi. Przez króciutką chwilę mogła myśleć tylko o tym, że tuliła się do tej piersi, głaskała ją, wchłaniała w siebie jej zapach, choć w ciemnościach jej nie widziała. Poznała nagość Mike'a przez dotyk, nigdy nie widziała jego ciała w świetle dnia.
– Już stąd wychodzę – oświadczył.-Nie krępuj się…
Wskazał ręką na drzwi łazienki, na których widniał napis PANIE.
– Dobrze ci się spało? – zapytał z uśmiechem.
– Wspaniale.
Nie była to prawda. Maggie przespała tylko część nocy, potem obudziła się. Błękitna sypialnia nie skłaniała do snu.
– No, chodź, jest tu dość miejsca dla dwóch osób – zachęcił ją Mike i przesunął się trochę.
Rzeczywiście, pomyślała, miejsca jest dosyć, pod warunkiem że te dwie osoby to kochankowie lub chociażby byli kochankowie.
Maggie nie wiedziała, jak powinna się zachować w obecności byłego kochanka. Noc zmęczyła ją trochę, Spędziła kilka godzin rozmyślając o tym, że Mike nie miałby nic przeciwko temu, aby go zawołała, że wystarczyłoby, żeby przeszła przez hol i zapukała do jego drzwi. Mężczyźni z reguły reagują pozytywnie na zaloty kobiet, zwłaszcza jeżeli te ofiarowują się za darmo i bez jakichkolwiek warunków czy zobowiązań.
– Dziękuję, ale zaczekam – oświadczyła. – Albo zejdę na dół do drugiej łazienki. Weszłam tu tylko dlatego, że… – W ciemnych oczach Mike'a rozbłysły iskierki rozbawienia.
– Chciałam coś od ciebie pożyczyć. Widzisz, zapomniałam zapakować ręcznik.
– Wielu rzeczy tym razem nie zapakowałaś – roześmiał się.
Zdjął ze stojaka gruby, miękki ręcznik i zarzucił go jej na szyję. Ręcznik pachniał jego ciałem, był jeszcze ciepły i nieco wilgotny.
– Czego jeszcze potrzebujesz?
– Przydałaby mi się gąbka. -1 co jeszcze?
– Pasta do zębów i mydło – mruknęła.
– Moja Maggie wybrała się w podróż zupełnie nie przygotowana – ucieszył się Mike. -A wzięłaś przynajmniej szczotkę do zębów?
– Tak!
W małej łazience na dole Maggie rozłożyła swoje kosmetyki oraz mydło Mike'a, jego pastę do zębów i ręcznik. Dotykanie tych przedmiotów sprawiało jej dziwną przyjemność.
Nałożyła tusz na rzęsy, trochę błyszczyka na wargi, odrobinę różu na policzki. Jeżeli makijaż ma być zbroją kobiety, pomyślała, powinien być znacznie mocniejszy. „Moja Maggie nie przygotowana", przypomniała sobie słowa Mike'a. Moja Maggie. Moja Maggie! Jak śmiał ją tak nazywać?
Gdy weszła do kuchni, Mike właśnie nalewał kawę do dwóch kubków. Zlustrował ją wzrokiem przenikliwszym niż wzrok policjanta szukającego kontrabandy.
– Nie upięłaś włosów – zauważył z zadowoleniem.
Nagle poczuła wielkie zmęczenie. Gdyby zapytał ją wprost, czy pójdzie z nim do łóżka, gdyby jej chociażby przelotnie dotknął, wiedziałaby, co robić. Jeszcze w Filadelfii przygotowała sobie odpowiednie słowa, coś o przyjaźni, uczciwości i o tym, że w lutym uległa zapewne chwilowemu napadowi szaleństwa.
Читать дальше