– Jest chyba całkiem niezły, więc może ludzie, którzy kupią nasz dom, skorzystają z niego – uśmiechnęła się Maggie.
Mike zamilkł i zapalił motor. Samochód ruszył przez słoneczne ulice Indianapolis. Było piątkowe popołudnie. Szosy były zatłoczone, a na skrzyżowaniach tworzyły się korki.
Mike czuł się fatalnie. Nie znał przyczyny złego humoru Maggie. Może była przemęczona. Miała do tego prawo. A niech to diabli wezmą, pomyślał, dlaczego wyobrażałem sobie, że od razu padnie mi w ramiona? Idiota ze mnie.
Jakże tego pragnął. Jakże chciał móc sobie pożartować na temat worka wypełnionego ogromną ilością najrozmaitszych potrzebnych i niepotrzebnych przedmiotów. Jakże chciał, żeby była beztroska, wesoła, nawet, żeby irytował go trochę jej optymizm, jej wieczne bujanie w obłokach…
Spojrzał ukradkiem na jej ręce i zauważył, że ma poobgryzane paznokcie. Cała Maggie, pomyślał. Na następnym czerwonym świetle spojrzał z ukosa na jej piersi. Jakże były malutkie. To także cała Maggie. Wiosenny wiatr zmierzwił jej włosy, a zielone oczy lśniły jak szmaragdy.
Nagle wszystko zrozumiał. Była dotknięta jego skąpymi liścikami, brakiem zainteresowania.
– Możesz mi wierzyć lub nie – odezwał się po chwili – ale chyba sto razy chwytałem za słuchawkę, żeby do ciebie zadzwonić. Był powód; dla którego…
– Wcale nie spodziewałam się telefonu od ciebie, przecież pisałeś. Nie warto było rozmawiać na temat domu przed następną inspekcją. Doskonale to rozumiem – odparła.
Poczuł, jak wzbiera w nim złość na samego siebie.
Trzeba było zadzwonić do niej, nie tylko zadzwonić, ale pisać długie listy. Ale jak wytłumaczyć dziewczynie motywy postępowania mężczyzny, który nie chce się narzucać? Zresztą, może Maggie wcale nie miała ochoty na długie telefoniczne rozmowy?
Wjechali na autostradę.
Ona cię nigdy na serio nie chciała, Ianelli, powiedział sobie Mike i zwiększył szybkość.
Nigdy nie byłaś zakochana w tym człowieku, mówiła sobie tymczasem w duchu Maggie.
– Tym razem spędzimy weekend znacznie przyjemniej – odezwał się Mike po długim milczeniu. – Pogoda jest wspaniała.
– O tak, na pewno będzie przyjemniej.
Wreszcie wjechali na wąską drogę prowadzącą do domu. Ogarnęły ich wspomnienia wspólnie spędzonych chwil. Maggie poczuła obawę przed ponownym wkroczeniem do starego domu.
Mike odkręcił szyby. Do wnętrza wozu wdarł się rozkoszny zapach hiacyntów i bzu. Wielkie dęby i buki szumiały młodymi liśćmi. Poczuli woń trawy i kwitnących ziół.
Dom ukazał im się znienacka. Mike z fantazją zajechał przed ganek i zatrzymał samochód.
– Czy tak go zapamiętałaś?
– Nie, niezupełnie.
Co za wspaniały widok, pomyślała Maggie. O takim domu zawsze marzyłam. Tu odnalazłabym spokój. Ale czy potrafiłabym zapomnieć, co wydarzyło się w błękitnej sypialni?
– Pomyślałem sobie, że będziesz głodna, gdy przyjedziemy. Tym razem mamy wcale nieźle zaopatrzoną spiżarnię – oświadczył Mike. – Przeniosłem się w tę okolicę dopiero miesiąc temu. Nie mam jeszcze mieszkania, koczuję na razie w gościnnych pokojach mojej firmy. Wszystkie weekendy spędzałem tutaj i zreperowałem, co się dało.
Weszli do środka. Maggie stanęła jak wryta. Spojrzała ze zdumieniem na wyfroterowaną podłogę, błyszczące szyby okien, wspaniale wypolerowany marmur kominków.
Z kątów poznikały gęste pajęczyny, uleciał gdzieś zapach kurzu i brudu.
Na parapecie okiennym stała szklanka z czystą wodą, a w niej bukiet polnych kwiatów.
Poczuła ucisk w gardle ze wzruszenia. Zabrakło jej słów.
Mike pocierał obolały kark. Nie był pewny, dlaczego Maggie wiąż stoi na środku pokoju.
– Może chciałabyś zobaczyć kuchnię? – zaproponował. Maggie oderwała wzrok od bukietu.
– Owszem – zgodziła się.
– Nie chciałem nic zmieniać bez porozumienia z tobą. Po prostu wynająłem kobietę, która tu trochę posprzątała – wyjaśniał.
– Widzę.
To musiała być naprawdę wspaniała sprzątaczka. Wszystko lśniło czystością, nawet półki w szafach ściennych i same ściany.
Maggie już w czasie pierwszego pobytu w tym domu zachwyciła się kuchnią, ale dopiero teraz doceniła w pełni jej urodę.
Poza tym Mike rzeczywiście zadbał o prowiant. Na stole leżała duża kiść bananów, obok puszka z ulubionym gatunkiem kawy Maggie, kilka rodzajów suszonych owoców i, najważniejsze, istna góra ślazowych cukierków. Ach, do licha, jak mógł tak sobie z niej zakpić?
Mike stał oparty o ścianę z rękami w kieszeniach i speszony jej milczeniem, obserwował ją uważnie.
– Myślałem o tym, żeby zrobić tu gruntowny remont, ale zdecydowałem, że pewnie sama będziesz się chciała tym zająć.
– Nie trzeba tu niczego zmieniać! – krzyknęła Maggie. – Absolutnie nic! Ta kuchnia jest wspaniała!
Mike spojrzał na nią ze zdumieniem.
– Kochanie, wszystko tu jest przestarzałe, niefunkcjonalne…
– To jest wiejska kuchnia. Nie musi być nowoczesna. Można zainstalować lepsze oświetlenie i poszerzyć parapety. To wszystko. Na oknach powiesimy kraciaste zasłony, postawi się też kilka doniczek, na ścianach można umieścić trochę miedzianych naczyń i tyle. Ludzie, którzy kupią ten dom, powinni to zrobić – dodała pospiesznie. – Jeżeli będą mieli trochę oleju w głowie.
– Jeżeli będą mieli trochę oleju w głowie – powtórzył Mike. – Linoleum jest w strzępach -dodał. -Trzeba by przynajmniej z tym coś zrobić.
– Wiem – zgodziła się Maggie. – Ale żadna kobieta nie powinna w takich sprawach decydować za inną.
– Trzeba jednak jakoś uatrakcyjnić ten dom, bo inaczej nikt go nie kupi. No, ale pogadamy o tym później. Na razie mogłabyś się przebrać, a ja przygotuję kolację.
– Dobrze.
Maggie chwyciła swoją walizeczkę i pobiegła na górę. Była zła na Mike'a i na siebie. Czyż to nie ona powinna przygotować kolację dla Ianelliego w tej przeklętej kuchni?
Skarciła się w duchu. Cóż za idiotyczny pomysł! Trzeba się wziąć w garść. Być silną, silną jak głaz.
Zajrzała do błękitnej sypialni i opadły jej ręce. Mike najwyraźniej przygotował ją dla niej. Okna były otwarte, łóżko zasłane niebieską pościelą i narzuconym na kołdrę śnieżnobiałym kocem.
Rzuciła walizeczkę na kanapę. Mike starał się zrobić na niej dobre wrażenie, to pewne. Cukierki ślazowe, kwiaty, biały koc.
Wszystko to było bardzo sympatyczne, nie tłumaczyło jednakże dwumiesięcznego milczenia. Chciał po prostu być miły w stosunku do dziewczyny, z którą spędził dwie noce. O tym należy czym prędzej zapomnieć, skarciła się.
Zdjęła żakiet i spódnicę. Wyjęła z walizki parę ctemnobeżowych dżinsów, bluzkę w brązowe paseczki i gruby biały sweter.
Związała włosy w koński ogon i zeszła na dół. Mike'a nie było ani w kuchni, ani w żadnym pokoi na parterze. Na stole leżał widelec i korek od butelki. Drzwi na podwórko były otwarte.
– Tu jestem, Maggie!
Maggie wyszła na ganek.
Słońce powoli kryto się za koronami drzew. Mike na małej wysepce wcinającego się w rzekę lądu ułożył krąg polnych kamieni i rozpalił tam ognisko. Płomienie strzelały wysoko w górę, oświetlając twarz mężczyzny, którego oczy płonęły ciemnym blaskiem, a usta układały się w leniwy i jakże ujmujący uśmiech.
– Trochę przesadziłem z tym ogniem! – zawołał do niej. – Trzeba będzie poczekać, aż się trochę zmniejszy. Dopiero wtedy będziemy mogli zacząć piec befsztyki.
Читать дальше