– Po prostu wypoczęłam i napiłam się kawy. Wbrew temu, co mówią o mnie plotki, mam niewielkie wymagania.
Jego uśmiech znaczył: „Gadaj zdrowa".
– Jeśli chodzi o twoje przyszłe losy, to są trzy możliwości. Możemy cię zabić i zostawić twoje ciało na pustyni, możemy cię sprzedać jako niewolnicę, wreszcie możemy skontaktować się z twoją rodziną i zażądać okupu.
Prawie zakrztusiła się kawą. Nie mogła uwierzyć, że Kardal naprawdę tak myślał. Jednak determinacja, którą usłyszała w jego głosie, przekonała ją, że to nie są żarty. Zdawało jej się, że szanowny Kardal, choć niezbyt przyjemny w manierach, w sumie nie jest taki najgorszy, a tu proszę…
Gdyby jednak naprawdę chciał ją zabić, zrobiłby to już wczoraj. Przecież spanie z drugą osobą na sznurku jest tak samo niewygodne dla obu stron. Sabrina wyraźnie nabrała otuchy.
– Możemy odsłonić bramkę numer cztery? – rzuciła lekko, jakby przekomarzała się, a nie walczyła o swoją przyszłość.
– Nigdzie jej tu nie widzę – z miejsca skontrował oschle Kardal.
Niedobrze, pomyślała Sabrina.
– Proponuję, byśmy wykluczyli opcję z zabijaniem. -Gdy wódz nomadów nie zareagował, dodała: – Zaznaczam też, że kompletnie nie nadaję się na niewolnicę. Handlowa wartość równa zeru, bez dwóch zdań.
– Bez obaw. Dobre bicie wiele zmieni.
– A złe bicie?
– Co wybierasz?
– Dobre czy złe bicie? Dziękuję, ale nie chcę żadnego.
Wprost nie wierzyła, że stoją na środku bahańskiej pustyni i dyskutują, jakie cielesne plagi mają spaść na biedną niewolnicę.
– Czyżbyś nie rozumiała, że nie chodzi o bicie? – Kardal spojrzał na nią jak na osobę ułomną na umyśle. – Pytam, którą z trzech możliwości wybierasz.
– Naprawdę mogę wybierać? Co za demokracja.
– Chcę być w porządku wobec ciebie.
– Doceniam twoje wysiłki. – Nie do końca udało się jej ukryć sarkazm. – Daj mi więc konia, trochę wody i jedzenia, i wskaż kierunek, w którym powinnam pojechać.
– Straciłaś już swojego konia i wielbłąda. Dlaczego miałbym ci powierzać moją własność?
Zapadło milczenie. Do Sabriny z całą mocą dotarło, że naprawdę walczy o życie i wolność. Niby to wiedziała, ale zdawało się jej nierealne, nierzeczywiste. Lecz teraz…
– Nie wybieram śmierci. Nie chcę też zostać niewolnicą.
Wróci więc do pałacu i poślubi księcia trolli. Tylko to jej pozostało.
Ojciec, choć miał ją za nic, zapłaci okup, bo inaczej nie mógł postąpić. Nawet władca absolutny musi się liczyć z opinią poddanych.
Zadumała się smutno. Dla ojca była mniej warta niż jego ukochane koty czy ulubione wierzchowce, i tylko dlatego jej pomoże, by ta prawda nie wyszła na jaw. Kardal jednak o tym nie wiedział. Sabrina zrozumiała, że nie ma wyboru. Musi powiedzieć mu, kim jest, i liczyć na to, że wódz nomadów okaże się lojalnym poddanym swego króla.
Wtedy Sabrina wróci do pałacu i wreszcie będzie mogła poważnie zająć się swoimi zaręczynami z księciem trolli.
Wyprostowała się, dumnie uniosła głowę i rzekła z iście królewskim majestatem:
– Jestem Sabra, księżniczka Bahanii. Nie masz mnie prawa więzić ani decydować o moim losie. Żądam, byś natychmiast odwiózł mnie do pałacu, bo inaczej wyznam mojemu ojcu, jak mnie traktowałeś. Wtedy król Hassan zapoluje na ciebie i na twoich ludzi jak na psy, którymi zresztą jesteście.
– Nie wyglądasz na księżniczkę. A nawet jeśli nią jesteś, to co robisz sama na pustyni?
– Mówiłam ci już, szukam Miasta Złodziei. Chciałam je odnaleźć i zadziwić ojca skarbami, jakie tam znajdę.
Taka była prawda. Pragnęła odnaleźć legendarne miasto i dokładnie je zbadać. Miała też inny, doraźny cel. Gdyby odniosła sukces, ojciec zacząłby ją szanować, a wtedy być może udałoby się odkręcić tę historię z zaręczynami.
– Nawet jeżeli naprawdę jesteś księżniczką, w co wątpię, to dlaczego wyruszyłaś sama na pustynię? Przecież to zabronione. – Zmrużył oczy. – Chociaż z drugiej strony mówią, że księżniczka jest samowolna, uparta i ma trudny charakter. Może więc jednak nią jesteś.
Choć nie była płaczliwą mimozą, poczuła w oczach łzy. Oczywiście nie dała tego po sobie poznać, ale zrobiło się jej bardzo przykro. Oto znów ktoś zarzuca jej wszystko co najgorsze, nic przy tym o niej nie wiedząc. To prawda, nie była osobą potulną, to prawda, sprawiała kłopoty. Jednak nie robiła tego ze złośliwości, lecz dlatego, by wywalczyć sobie jakieś miejsce w świecie. Co z tego, że była księżniczką, skoro rodzice jej nie chcieli i podrzucali sobie wzajemnie niczym kłopotliwe pisklę. Co z tego, że była bogata, skoro w dzieciństwie najczęściej towarzyszyła jej samotność…
Czy jednak Kardal jej uwierzy? A jeśli nawet, w ogóle się tym nie przejmie. Milczała więc.
On zaś spojrzał na nią z namysłem.
– Przemyślałem twoje słowa. Wierzę ci.
Sabrina odetchnęła z niewymowną ulgą.
– W takim razie ruszajmy do pałacu mojego ojca.
– Nie. Jeszcze nie miałem niewolnicy z królewskiego rodu, a musi być to bardzo zabawne. Dlatego cię zatrzymam, przynajmniej na jakiś czas.
Czyżby śnił się jej koszmar? Niestety była to jawa…
– Nie… nie możesz tego zrobić!
– Owszem, mogę. – Ze śmiechem poszedł do ogniska. Sabrina szybko się otrząsnęła. Nie, nie bała się. Cała była jedną wielką furią.
– Zgnijesz za to w lochach! – krzyknęła. – Zetrę ci ten uśmieszek. Będziesz tego gorzko żałował!
Odwrócił się i spojrzał na nią.
– Wiem. Do końca moich dni.
Godzinę później Sabrina miała w szczegółach opracowany cały harmonogram tortur przeznaczonych dla Kardala. Nacinanie nożem i sypanie solą, przypiekanie ogniem, łamanie po kolei wszystkich kości i kosteczek… Aż się zachłysnęła w mściwej radości. Nie ustaliła tylko, jaki będzie finał: rozstrzelanie, powieszenie czy ścięcie. Wszystko jednak było mało za obrazę, jakiej ten drań się dopuścił. Nie dość, że znów ją związał, to jeszcze zasłonił jej oczy.
– Do cholery, co ty wyrabiasz?! – Aż się trzęsła ze złości. Jazda wierzchem z zawiązanymi oczami była koszmarem. Sabrinie wciąż się zdawało, że zaraz spadnie prosto pod kopyta.
Usłyszała przy uchu szept Kardala:
– Po pierwsze nie krzycz, bo jestem tuż za tobą.
– Jakbym nie wiedziała – sarknęła.
Jechali przecież w jednym siodle, ona z przodu, Kardal za nią. Starała się go nie dotykać, ale było to niemożliwe, co jeszcze bardziej pogłębiało jej tortury.
– A po drugie? – spytała z niechęcią.
– Niebawem spełni się twoje życzenie, jedziemy bowiem do Miasta Złodziei.
Sabrinę na chwilę zamurowało. Już nie była wściekła. Tyle lat poszukiwań, tysiące godzin spędzonych nad mapami i różnojęzycznymi dokumentami, nieprzespane noce, podczas których starała się przeniknąć tajemnicę.
– A więc ono naprawdę istnieje…
– Jak najbardziej. – Zaśmiał się. – Spędziłem w nim całe życie.
– Co?! Po prostu sobie tam mieszkasz, ty i wielu innych ludzi?
– Od wielu, wielu pokoleń. Nie są to ruiny wyrastające z piasku, tylko tętniące życiem miasto.
– To nie ma sensu… – Czuła mętlik w głowie. – Przecież jedyne informacje pochodzą ze starych ksiąg i dzienników. Jak może istnieć miasto, o którym nikt nie wie?
– Właśnie o to nam chodzi. Świat zewnętrzny nas nie interesuje. Żyjemy zgodnie z odwieczną tradycją.
Co znaczy, że życie kobiet w Mieście Złodziei nie jest ani łatwe, ani przyjemne, pomyślała.
Читать дальше