– Mam nadzieję, że cię nie obudziłam. Pokręcił głową.
– Niepokoi mnie twój uśmiech – stwierdził. – Jeśli 'hasz ochotę na ciąg dalszy, to musisz pamiętać, że facetom w moim wieku należy się odpoczynek.
– Moje biedactwo – powiedziała. – Może kupić ci coś na wzmocnienie?
Uniósł wolno rękę, jakby nie miał siły się poruszyć. Kiedy zauważyła, że to podstęp, było już za późno, Cooper chwycił ją mocno i przyciągnął do siebie. Poczuła ciepło jego ciała. Do tej pory nie myślała, że zrobiło się już dosyć chłodno.
– Nie trzeba – odparł ze śmiechem. – Przecież mam ciebie.
Przytuliła się do niego mocno.
– Coop?
– O co chodzi?
Chciała mu powiedzieć, że teraz wszystko się zmieni, że nic już nie będzie takie jak dawniej i że jest ma za to bardzo, ale to bardzo wdzięczna. Jednak te słowa Jakoś nie chciały jej przejść przez gardło. Poza tym była pewna, że Cooper jej nie zrozumie i weźmie jej wyznania za objaw ckliwego sentymentalizmu. Nie mogła wdawać się przecież w szczegółowe wyjaśnienia.
– Wiesz, do tej pory myślałam, że znam dobre i złe strony seksu. Myliłam się jednak. Przynajmniej jeśli chodzi o dobre.
Cooper spojrzał na nią z uśmiechem.
– A ja, jeśli idzie o złe. To było jak trzęsienie ziemi – stwierdził i pocałował ją mocno, chcąc dać do zrozumienia, że żartuje. – Zmieniłaś wszystko. Jestem… – zawahał się i nagle spoważniał – jestem ci za to bardzo wdzięczny.
Priscilla nie bardzo rozumiała, o co mu chodzi.
– Wdzięczny? Za co?
– Do tej pory żyłem w złotej klatce. Dzięki tobie zacząłem czuć, śmiać się, myśleć. Nie spotkałem wcześniej nikogo, kto zachowywałby się tak naturalnie jak ty. Czuję się przy tobie jak wcielenie konwenansu.
Priscilla roześmiała się głośno. Nie wierzyła w ani jedno jego słowo, chociaż przemawiał z tak ogromną powagą. Mimo to było jej przyjemnie słuchać miłych rzeczy o sobie.
– Zaś jeśli chodzi o seks – ciągnął – jesteś wręcz nie do pobicia.
Zarumieniła się.
– To prawda, że mam bogate doświadczenia… małżeńskie. Ale ty też byłeś niezły.
– Nie tak dobry jak ty. Po prostu mnie znokautowałaś. Nie wiedziałem nawet, gdzie jestem.
Priscilla poczuła się jeszcze bardziej dowartościowana, chociaż uznała, że słowa Coopera nie mają sensu. Starał się zrobić z niej kogoś w rodzaju superwoman, pomniejszając jednocześnie swoje zasługi. Jednak czuła się z nim cudownie. Odkryła nawet, że już bez strachu patrzy na jego olbrzymie ciało. Nie budziło w niej obaw, ale całkiem inne uczucia. Cooper wyglądał na zupełnie bezbronnego i w niczym nie przypominał mężczyzny, który wywlókł ją z kafejki niemal w środku rozmowy. Ciekawe, o co mu wtedy chodziło?
– Co się stało? – spytał zaniepokojony, widząc, że uśmiech nagle zniknął z jej twarzy.
Uśmiechnęła się znowu, ale tym razem nie było w tym żadnych erotycznych podtekstów.
– Może powiesz mi wreszcie, co się stało dzisiaj… – spojrzała na zegarek – to znaczy wczoraj, kiedy chcieliśmy dać czas dzieciom.
Milczał. Rysy jego twarzy wyostrzyły się nagle. Ale Priscilla już się nie bała. Dotknęła delikatnie jego policzka.
– Możesz nie mówić. Nie będę naciskać. – Zmarszczyła czoło. ~ Odniosłam jednak wrażenie, że to było coś poważnego.
Przez chwilę wahał się, a potem spojrzał jej prosto w oczy. Jeszcze nigdy nie wpatrywał się w nią tak intensywnie.
– Masz rację – powiedział z ociąganiem. – Coś się stało… To spotkanie z Brikiem Eastmanem…
Priscilla zastygła w bezruchu. Cała zesztywniała i coś ścisnęło ją za gardło. Cooper ani na chwilę nie spuszczał z niej wzroku.
– Ojej, myślałam, że po prostu grywaliście razem w piłkę – powiedziała, próbując nadać tym słowom lekki ton. – Zdaje się, że byliście przyjaciółmi.
– Graliśmy w jednej drużynie, ale nie byliśmy przyjaciółmi.
– Nie lubisz go?
– Kiedy byliśmy w szkole, myślałem, że jest po prostu aroganckim, głupim szczeniakiem, zepsutym przez pieniądze i rodzinne koneksje. Dawno go nie widziałem, ale nie sądzę, żeby się zmienił. Nie musisz być dla niego miła z mojego powodu – dodał po chwili.
– Dobrze. Będę o tym pamiętała. Odgarnął delikatnie włosy z jej czoła.
– Nigdy mi nie mówiłaś, co o nim sądzisz – powie dział po chwili namysłu. – Pewnie musiałaś odnosić się do niego z sympatią. To chyba Eastmanowie zbudowali nasz kościół, prawda? Zawsze chętnie dawali pieniądze. Chyba że to się zmieniło…
– Nie, nie zmieniło się – wtrąciła. – Zwłaszcza po śmierci mamy bardzo pomogli ojcu. Nie wiem, czy pamiętasz, ale mieliśmy tu mały lokalny kryzys. Ludzie z miasteczka nie mogli wspomagać ojca. Właśnie wtedy pomogli Eastmanowie.
– Więc twój ojciec był od nich uzależniony – mruknął pod nosem Cooper. – To pasuje do całej układanki.
– Jakiej układanki? Nic nie rozumiem, Coop.
– Wydawało jej się, że słyszy łomot swego serca. Nie mogła myśleć. Do głowy jej nie przyszło, że Cooper zareagował tak właśnie na Brica.
Odsunęła się trochę od niego, żeby nie widział jej twarzy. Wydawało jej się, że zawsze doskonale maskowała swoją niechęć do młodego Eastmana. Jak do tej pory, nikt w miasteczku nie zauważył, że mogła do niego czuć jakąkolwiek urazę. Czyżby Cooper był znacznie lepszym psychologiem, niż sądziła? A może zakochany mężczyzna widzi więcej i lepiej?
Wyglądało jednak na to, że Cooper zakończył rozmowę na ten temat. Pochylił się w jej stronę i pocałował mocno. Właśnie chciała przytulić się do niego, kiedy znów spojrzał jej w oczy.
– Chciałbym ci powiedzieć, że możesz mi zaufać. Nic, ale to naprawdę nic nie zmieni mojego stosunku do ciebie – stwierdził.
Zadrżała i skuliła się na kocu. Nagle zrobiło jej się zimno. Jakiś wietrzyk zabłąkał się w koronach drzew i zatrzepotał liśćmi. Czarna jak atrament chmura zasłoniła na moment księżyc.
– Nie chcesz rozdrapywać starych ran? – spytał.
– Chodzi o mroczne sekrety z przeszłości?
Poruszyła ustami jak ryba, próbując wydobyć z siebie głos.
– Mówiłaś, że chcesz porozmawiać o moich problemach, Priss – ciągnął. – Ale może lepiej porozmawiajmy o twoich. Zwłaszcza że teraz są to nasze wspólne problemy. Wiem, że trudno czasami o tym mówić. – Bez słowa sięgnął po swoją koszulę i otulił nią dziewczynę, widząc, że drży z zimna. – W zasadzie jesteśmy do siebie bardzo podobni.
– Dlaczego? – spytała, czując, że jest jej trochę cieplej.
– Czy wiesz, do kogo zwracałem się z moimi problemami? – odpowiedział pytaniem.
– Do żony, ojca… – próbowała zgadnąć.
– Do nikogo. Starałem się jakoś sobie radzić. Czasami nie było mi łatwo. – Spojrzał na nią raz jeszcze i spróbował się uśmiechnąć. – I co? Jesteśmy do siebie podobni?
– Jesteśmy – przyznała bez wahania.
– Czasami jednak czułem, że mam dosyć odpowiedzialności. Że chciałbym pozbyć się przynajmniej części tego ciężaru.
– Ja też – wyrwało jej się.
– Teraz masz taką szansę. Kocham cię i chętnie wysłucham wszystkiego, co masz mi do powiedzenia.
Priscilla ponownie znieruchomiała, ale tym razem z zupełnie innego powodu. Wiedziała, że może liczyć na Coopa. Jego uczucie było wiernym odbiciem jej miłości, ponieważ Stwórca ulepił ich z tej samej gliny. Jak to możliwe, że tak długo nie mogli się odnaleźć?
– Wcale nie żartowałem, kiedy mówiłem: „wszystko albo nic”. Chcę cię całej.
Читать дальше