– Wyobrażam sobie, że z całą pewnością wiesz, jak przekupić Judith.
– To się w istocie przydaje.
Ellie przewróciła oczyma.
– Rzeczywiście chętnie zażyję ćwiartkę dawki.
Nalał jej i podał, a potem roztarł rękę.
– Ach! – zawołała Ellie. – Całkiem zapomniałam o twojej ranie. Jak się czujesz?
– Nawet w połowie nie tak źle jak ty, nie musisz się o to martwić.
– Ale nie będę w stanie usunąć szwów.
– Jestem przekonany, że ktoś inny będzie mógł to zrobić. Na przykład Helen. Przecież ona stale coś haftuje albo szyje.
– Może i tak, mam tylko nadzieję, że nie oszukujesz mnie i nie ukrywasz, że to bardzo boli. Jeśli przekonam się, że tak…
– Na miłość boską, Ellie! Przecież to ty odniosłaś poważne obrażenia. Przestań się martwić o mnie.
– O wiele łatwiej jest martwić się o ciebie, niż siedzieć tutaj i myśleć o swoich rękach.
Charles uśmiechnął się ze zrozumieniem. -Trudna jest dla ciebie taka bezczynność, prawda?
– Okropna.
– Może więc odbędziemy jedną z konwersacji, jakie podobno odbywają mężowie i żony.
– Przepraszam?
– Powiedz do mnie coś takiego, jak „mój kochany, kochany mężu"…
– Proszę cię.
Charles ją zignorował.
– „Mój najdroższy ukochany mężu! Czy miło upłynął ci ten dzień?"
Ellie westchnęła.
– No dobrze, chyba mogę zagrać w tę grę.
– Jesteś bardzo dzielna – stwierdził z aprobatą. Ellie zerknęła na niego z ukosa i spytała:
– Czym się dzisiaj zajmowałeś, drogi mężu? Słyszałam, że poruszasz się w sąsiednim pokoju?
– Chodziłem.
– Chodziłeś? To brzmi poważnie.
Na twarzy Charlesa powoli zaczął ukazywać się uśmiech.
– Układałem nową listę.
– Nową listę? Aż mi dech zapiera, nie mogę doczekać się, kiedy o niej usłyszę. Jak jest zatytułowana?
– „Siedem sposobów na zabawienie Eleanor".
– Tylko siedem? Nie wiedziałam, że tak łatwo mnie zabawić.
– Zapewniam cię, że bardzo wiele nad tym myślałem.
– Jestem o tym przekonana, poświadczają to najlepiej ścieżki wydeptane w dywanie.
– Nie śmiej się z mojego nieszczęsnego dywanu. Chodzenie to najmniejsze z moich zmartwień. Jeśli reszta naszego małżeństwa upłynie tak jak ostatnie dwa tygodnie, to zaręczam, że całkiem posiwieję, zanim skończę trzydzieści lat.
Ellie doskonale wiedziała, że jego urodziny przypadają już następnego dnia. Nie chciała jednak popsuć niespodzianki, którą zaplanowała z paniami Pallister, powiedziała więc tylko:
– Jestem pewna, że odkąd zawarłam pokój z Claire, nasze życie będzie płynąć spokojnie.
– Mam szczerą nadzieję, że tak będzie – powiedział tonem rozzłoszczonego młodego chłopaka. – No dobrze, ale czy chcesz posłuchać, co jest na mojej nowej liście? Spędziłem nad nią całe popołudnie.
– Ależ oczywiście. Mam ją sama przeczytać, czy odczytasz mi na głos?
– Chyba wolałbym przedstawić ci ją sam. – Nachylił się do niej i z uniesioną brwią dodał chytrze: – Będę miał wtedy pewność, że każde słowo zostanie właściwie zaakcentowane.
– Dobrze – powiedziała Ellie ze śmiechem. – Wobec tego zaczynaj!
Charles odchrząknął.
– Numer jeden. Czytać jej tak, żeby nie musiała sama przerzucać kartek.
– Pokaż mi to! Jestem pewna, że ten punkt wymyśliłeś teraz. Nie mogłeś wiedzieć, że czytam. A już z całą pewnością nie wiedziałeś, jaki to kłopot z odwracaniem stronic.
– To jest po prostu wprowadzanie drobnych poprawek -odparł z całą powagą. - Przecież wolno mi to robić.
– No jasne, zwłaszcza że to ty układasz reguły.
– To jedna z niezaprzeczalnych korzyści, jaką daje tytuł hrabiowski – stwierdził Charles. – Ale musisz wiedzieć, że w punkcie pierwszym naprawdę miałem czytanie ci na głos. Uzupełniłem go tylko o odwracanie stron. Ale czy mam kontynuować?
Ellie skinęła głową, więc przeczytał.
– Rozcierać jej stopy.
– Moje stopy?
– Tak. Nigdy nie doświadczyłaś porządnego masażu stóp?
Przypomniał sobie, skąd Ellie pochodzi, a potem okoliczności, w jakich jemu masowano stopy, i stwierdził, że prawdopodobnie musi to być dla niej zupełna nowość.
– Zapewniam cię, że to cudowne. Opisać ci to? A może zademonstrować?
Ellie musiała chrząknąć kilkakrotnie. -Jaki jest następny punkt na twojej liście?
– Tchórz – zarzucił jej z uśmiechem. Wyciągnął rękę i przez kołdrę wymacał stopę, delikatnie uścisnął duży palec. – Punkt trzeci. Przyprowadzać Judith na pogawędkę co najmniej dwa razy dziennie.
– To znacznie bardziej niewinna sugestia niż poprzednia.
– Wiem, że lubisz jej towarzystwo.
– Z całą pewnością coraz bardziej intryguje mnie różnorodność punktów na twojej liście.
Charles wzruszył ramionami.
– Nie ułożyłem ich w żadnym szczególnym porządku. Zapisywałem tak, jak przychodziły mi do głowy. Z wyjątkiem rzecz jasna ostatniego. Pomyślałem o nim jako pierwszym, ale nie chciałem cię tak od razu szokować.
– Już się boję spytać, jak brzmi punkt siódmy.
– I tak powinno być – uśmiechnął się. – To mój ulubiony.
Ellie się zapłoniła.
Charles za wszelką cenę starał się nie śmiać z jej zmieszania.
– Chcesz usłyszeć, co jest następne?
– Proszę.
– Punkt czwarty. Informować ją o postępach Claire w oranżerii.
– Czy to ma mnie rozbawić?
– Może nie tak bardzo, ale pomyślałem, że chciałabyś się na bieżąco orientować.
– Jakże więc ona sobie radzi?
– Właściwie bardzo dobrze. Claire wykazała się sporą przedsiębiorczością, ale okropnie tam zimno. Otworzyła zewnętrzne drzwi, żeby porządnie wywietrzyć. Przypuszczam, że zapach zniknie do czasu, kiedy znów będziesz mogła zająć się ogrodnictwem.
Ellie uśmiechnęła się,
– Jaki jest następny punkt na twojej liście?
Charles spojrzał na kartkę.
– Zaraz, zaraz. Aha, tu jesteśmy. Punkt piąty. Przyprowadzić krawcową z próbkami materiałów i wzorami. – Popatrzył na Ellie. – Naprawdę trudno mi uwierzyć, że nie zrobiliśmy tego do tej pory. Nie jesteś jeszcze dostatecznie silna na prawdziwe przymiarki, lecz moglibyśmy przynajmniej dobrać fasony i kolory. Nie mogę się już doczekać, kiedy cię zobaczę w sukni innej niż brązowa.
– Mój ojciec dwa lata temu dostał dwie bele brązowego sukna w ramach dziesięciny. Od tamtej pory nie miałam żadnej kolorowej sukienki.
– To doprawdy przykra historia.
– Czy tak świetnie znasz się na modzie?
– Z całą pewnością lepiej niż wielebny pastor.
– Rzeczywiście w tym chyba się zgadzamy, mój panie.
Charles pochylił się nad nią tak, że nosem dotknął jej nosa.
– Czy naprawdę jestem twoim panem, Eleanor?
Ellie uśmiechnęła się cierpko.
– Zdaje się, że etykieta nakazuje, żebym tak się do ciebie zwracała.
Charles westchnął głęboko.
– Jeśli okaże się, że potrafisz tańczyć tak dobrze, jak radzisz sobie w rozmowie, to jestem pewien, że podbijesz stolicę .
– Z całą pewnością nie dojdzie do tego, jeśli nie będę miała jednej albo dwóch nowych sukni. Nie mogę przecież wszystkiego robić w brązach.
– Ach, tak! To było takie subtelne przypomnienie, że mamy wrócić do naszej listy. – Strzepnął kartkę i przeczytał. -Punkt szósty. Omówić z nią warunki jej nowego konta bankowego.
Twarz Ellie cała się rozjaśniła.
Читать дальше