– Przecież już pozwoliłem ci zmniejszyć dawkę o połowę.
– Przez co mam tylko pół świadomości. Potrafię znieść trochę bólu, Charles. Nie jestem słabeuszem.
– Ale nie musisz też być męczennicą, Ellie.
– Wcale nie chcę być męczennicą, chcę być po prostu sobą.
Popatrzył na nią z powątpiewaniem, ale odstawił buteleczkę na stolik przy łóżku.
– Kiedy ręce zaczną cię boleć…
– Wiem, wiem, ja… – Ellie odetchnęła z ulgą, ponieważ ktoś zastukał do drzwi, skutecznie kładąc kres tej rozmowie. Charles wciąż wyglądał tak, jakby w każdej chwili mógł zmienić zdanie i przy najmniejszym grymasie bólu na twarzy Ellie siłą wlać jej laudanum do gardła.
– Proszę wejść! – zawołała.
Do pokoju wbiegła Judith, ciemnoblond włosy miała odgarnięte z twarzy.
– Dzień dobry, Ellie – zaćwierkała.
– Dzień dobry, Judith, miło cię widzieć.
Dziewczynka po królewsku skinęła jej głową i wspięła się na łóżko.
– A czy ja nie zasługuję na przywitanie? – spytał Charles.
– Tak, tak, oczywiście – odparła Judith. – Dzień dobry, Charles. Ale będziesz musiał wyjść.
Ellie zdusiła śmiech.
– A to dlaczego? – dopytywał się Charles.
– Mam do omówienia z Ellie niezwykle ważne sprawy. Prywatne.
– Doprawdy?
Judith uniosła brwi z dumną minką, która nie wiadomo dlaczego doskonale pasowała do jej sześcioletniej buzi.
– Owszem. Ale możesz zostać jeszcze przez chwilę, kiedy będę dawała Ellie prezent.
– Jakaś ty dobra – powiedział Charles.
– Prezent! Cudownie! – powiedziała dokładnie w tej samej chwili Ellie.
– Namalowałam dla ciebie obrazek- – Judith pokazała jej małą akwarelkę.
– To jest śliczne, Judith – wykrzyknęła Ellie, przyglądając się niebieskim, zielonym i czerwonym smugom. – Naprawdę śliczne! To jest… to jest…
– To jest łąka – wyjaśniła Judith.
Ellie w duchu odetchnęła z ulgą, że nie pokusiła się na zgadywanie.
– Widzisz? – ciągnęła dziewczynka. – To jest trawa, a tutaj niebo. A to są jabłka na jabłonce.
– Gdzie to drzewo ma pień? – spytał Charles. Judith zgromiła go wzrokiem.
– Skończyła mi się brązowa farba.
– Chcesz, żebym ją zamówił?
– O, tak, niczego bardziej nie pragnę.
– Szkoda, że nie wszystkie kobiety tak łatwo zadowolić -uśmiechnął się Charles.
– Wcale nie jesteśmy takie nierozsądne. – Ellie czuła się zmuszona stanąć w obronie własnej płci.
Judith ujęła się pod boki, wyraźnie zirytowana tym, że nie rozumie, o czym rozmawiają dorośli.
– Musisz teraz wyjść, Charles. Już mówiłam, że muszę porozmawiać z Ellie, to bardzo ważna sprawa.
– Naprawdę? – spytał. – Zbyt ważna nawet dla mnie, hrabiego? Osoby, która, zdaje się, rządzi tą kupą kamieni?
– Właśnie. „Zdaje się" – powiedziała Ellie z uśmiechem. -Podejrzewam, że tak naprawdę całym gospodarstwem rządzi Judith.
– Chyba masz rację – stwierdził cierpko.
– Będzie nam potrzebne przynajmniej pół godziny -oświadczyła Judith. – Może trochę więcej. Ale i tak musisz zapukać, zanim wejdziesz. Nie chcę, żebyś nam przeszkadzał.
Charles wstał i ruszył w stronę drzwi.
– Widzę, że zostałem po prostu wyproszony.
– Pół godziny! – krzyknęła za nim Judith. Charles zajrzał jeszcze z korytarza. -Jesteś prawdziwym tyranem, kochaneczko!
– Charles – powiedziała Ellie z udawaną irytacją. – Judith prosiła o prywatną audiencję.
– Mała szelma – mruknął Charles.
– Wszystko słyszałam – uśmiechnęła się Judith. – A to znaczy tylko, że mnie kochasz.
– Ona się nie da oszukać – stwierdziła Ellie i wyciągnęła rękę, żeby pogłaskać dziewczynkę po głowie. Dopiero wtedy przypomniała sobie, że nie może tego zrobić.
– Uważaj na swoje ręce – przykazał Charles.
– Uciekaj już! – odparła Ellie ze śmiechem, którego nie zdołała stłumić.
Przez drzwi usłyszały jeszcze, jak, idąc korytarzem , burczał pod nosem. Judith przez cały czas chichotała.
– A więc dobrze – powiedziała Ellie w końcu. – O czym chciałaś ze mną rozmawiać?
– O urodzinach Charlesa. Claire powiedziała mamie i mnie, że chcesz zaplanować przyjęcie.
– O, tak, oczywiście, bardzo się cieszę, że o tym pamiętałaś. Obawiam się, że sama niewiele będę mogła zrobić, ale potrafię świetnie wszystkim pokierować,
– Nie, to ja będę rządzić.
– No to może będę druga w kolejności.
– Oczywiście.
– Wobec tego umowa stoi – stwierdziła Ellie. – A ponieważ nie możemy uścisnąć sobie dłoni, musimy przypieczętować ją pocałunkiem.
– Oczywiście. – Judith przeczołgała się po łóżku i głośno ucałowała Ellie w policzek.
– Świetnie, teraz ja muszę pocałować ciebie i możemy przystąpić do układania planów.
Judith zaczekała, aż Ellie pocałuje ją w czubek głowy, i powiedziała:
– Uważam, że powinnyśmy kazać monsteur Belmontowi upiec tort. Olbrzymi. Z maślanym kremem.
– Olbrzymi czy tylko wielki? – spytała Ellie z uśmiechem.
– Olbrzymi! – zawołała Judith, rękami pokazując, jak duży ma być. – Możemy też…
– Au! – Ellie krzyknęła z bólu, kiedy dziewczynka trąciła ją w zabandażowana rękę.
Judith natychmiast zeskoczyła z łóżka.
– Przepraszam, strasznie przepraszam. To było niechcący, przysięgam!
– Wiem – powiedziała Ellie, zaciskając zęby z bólu. – Nic złego się nie stało, kochanie. Weź tylko tę buteleczkę ze stolika i nalej mi odrobinę.
– Ile? Tyle? – Judith palcem pokazała w połowie filiżanki, mniej więcej pół dawki.
– Nie, połowę tego – odparła Ellie. Ćwierć dawki wydawało jej się odpowiednim kompromisem. Wystarczy, by uśmierzyć ból, a być może nie wywoła przy tym jednocześnie senności.
– Tylko nie mów nic Charlesowi.
– Dlaczego?
– Po prostu nie mów. Nienawidzę, kiedy ma rację – mruknęła.
– Słucham?
Ellie wypiła zawartość filiżanki, którą Judith przyłożyła jej do ust.
– To nic takiego. Wrócimy teraz do naszych planów? Następnych piętnaście minut upłynęło im na poważnej dyskusji na temat kremu maślanego i argumentowaniu o wyższości czekolady nad wanilią.
Później tego dnia Charles wszedł przez drzwi łączące ich pokoje z jakąś kartką w ręku.
– Jak się czujesz? – pytał.
– O wiele lepiej, dziękuję. Chociaż bardzo trudno mi przerzucać stronice w książce.
Charles rozbawiony uniósł kącik ust.
– Czyżbyś próbowała czytać?
– Owszem, „próbowałam" to właściwie słowo – odparła Ellie cierpko.
Podszedł do niej, przerzucił jej stronę, wpatrując się przy tym w książkę.
– I jak też sobie poczyna dzisiaj nasza droga panna Dashwood? – spytał.
Ellie spojrzała na niego zmieszana, aż w końcu zrozumiała, że Charles pokazuje na powieść Rozważna i romantyczno, którą usiłowała czytać.
– Doskonale – odparła. – Wydaje mi się, że pan Ferrars w każdej chwili może się jej oświadczyć.
– To niezwykle emocjonujące – stwierdził, a Ellie z podziwem zauważyła, że udało mu się utrzymać na twarzy wyraz absolutnej powagi.
– Możesz zabrać tę książkę – stwierdziła. – Dość mam już czytania na to jedno popołudnie.
– Czy masz ochotę na kolejną ćwiartkę porcji laudanum?
– Skąd o tym wiesz?
– Ja wiem wszystko, kochana – odparł, unosząc brew.
Читать дальше